Od Redakcji
Drodzy Czytelnicy, mogłoby się wydawać, że w zdominowanej przez naukę i technikę współczesności nie powinno być wcale zabobonów. O tym, że jest jednak zupełnie inaczej, możemy się łatwo przekonać, sięgając np. do statystyk dotyczących liczby wróżek i duchownych we współczesnych Włoszech. Faktycznie, renesans magii i okultyzmu jest rzeczą powszechnie znaną i wprost wynikającą z postępującego na świecie zaniku religii katolickiej. Tak dzieje się zawsze, gdy cnota wiary słabnie. Lecz na tym nie koniec. Otóż sama „stechnicyzowana i unaukowiona” nowoczesność wprost epatuje swoistymi zabobonami – chodzi tu zatem o przesądy niejako właściwe dla współczesnego świata, wsobne, współgrające z nim, będące bezpośrednim owocem anty-Bożej (i zarazem antyludzkiej) umysłowej rewolucji, czy raczej kilku następujących po sobie rewolucji, które przeorały Christianitas w ciągu ostatnich kilkuset lat.
Temu właśnie zagadnieniu postanowiliśmy poświęcić niniejszy numer dwumiesięcznika „Zawsze Wierni”. Jednak ze względu na obfitość tematu musieliśmy skupić się na niektórych tylko błędach, przy czym kluczem, według którego dokonaliśmy wyboru, jest duchowe dobro wiernych. Nie mogło więc zabraknąć rozpowszechnianego w ostatnich latach, zresztą przy użyciu wielkich środków (łącznie niestety z wielkim zaangażowaniem papieża Franciszka), zabobonu ekologizmu i wiążącego się z nim ekoglobalizmu. Warto zauważyć, że ich owocem jest odejście od pojmowania świata jako ogrodu, który człowiek ma, na chwałę Bożą, uprawiać. Katolickie rozumienie ekologii zakłada bowiem nie tylko szacunek do Bożego dzieła, a więc roślin, zwierząt i całych ekosystemów, ale też szacunek do ustalonej przez Stwórcę hierarchii – a ta każe widzieć istoty bezrozumne jako służące rozumnym. Mamy zatem do czynienia z odwróceniem hierarchii bytów stworzonych, co stanowi istotę wspomnianych zabobonów. W konsekwencji więc ludzie zostali postawieni obok (a nawet poniżej) zwierząt i roślin. Notabene: czy może być większe poniżenie rozumu w wymiarze praktycznym? Słuszna to kara dla ludzkości, która wcześniej odrzuciła Boga… Jest w tym głęboka ironia: człowiek, który nie uznaje nad sobą Władcy, nie może się długo cieszyć panowaniem na Ziemi. Zapominając o Stwórcy, zapomina on również o tym, że sam świat przyrody dany mu został przez Boga po to, by panował „nad ptakami latającymi i rybami morskimi” oraz „nad wszelkim stworzeniem pełzającym po ziemi” (por. Rodz 1, 26).
Nie mogliśmy też pominąć, wśród polskich katolików bardzo rozpowszechnionego, przesądu ewolucjonistycznego – niejako podwójnego, gdyż istniejącego na dwóch poziomach: filozofii oraz nauk empirycznych. Z punktu widzenia empirii ewolucjonizm oznacza – pomimo deklarowanego przywiązania badaczy do „szkiełka i oka” – bycie ślepym na niesłychaną wprost złożoność wszelkich organizmów żywych oraz brak dostrzegalnych wyjaśnień fenomenu ewolucji między gatunkami z punktu widzenia takich nauk jak biologia, chemia, fizyka. Z punktu widzenia filozofii jest jeszcze gorzej. Ewolucjonizm zawiera bowiem w swym rdzeniu elementarny błąd, polegający na próbie wyprowadzenia tego, co doskonalsze, z tego, co mniej doskonałe; tego, co więcej, z tego, co mniej; a ostatecznie tego, co jest, z tego, czego nie ma – a więc bytu z niebytu. A do tego potrzeba złamania zasady niesprzeczności, będącej pierwszą zasadą myślenia (a nawet więcej: zasadą, na której opiera się istnienie i działanie bytów). Konieczne jest tu pewne wytłumaczenie: możliwe jest oczywiście, by to, co doskonalsze, rozwinęło się z tego, co pozbawione jakiejś doskonałości – ale tylko w pewien konkretny sposób, mianowicie tak, jak np. z ziarna wyrasta roślina. Wówczas jednak owa większa doskonałość zawarta jest już potencjalnie w owym ziarnie, a wzrost rośliny polega na rozwoju ukrytego, choć rzeczywistego potencjału. Mówiąc językiem filozoficznym, możność (czyli potencjalność) przechodzi w akt pod wpływem czynnika będącego w akcie. Lecz filozofia mówi również, że akt ma pierwszeństwo nad możnością, i to także w wymiarze chronologicznym. Zatem, próbując racjonalnie wytłumaczyć świat i istniejące w nim byty, napotykamy na istnienie u jego podstaw aktu – i to aktu wyjątkowego, bo niezmieszanego z możnością, zatem aktu czystego – a zwiemy go Bogiem… Świat przyrody prowadzi konsekwentnie do odkrycia swojego Stwórcy. Toteż widać jak na dłoni zamiary i motywacje zagorzałych zwolenników ewolucjonizmu. Zasadniczo chodzi im o ukrycie faktu istnienia Boga, i to zarówno przed nimi samymi, jak i przed innymi.
Na koniec zauważmy, jak wielką rolę w tej, niezwykle dziś potrzebnej, zdolności odkrywania i odrzucania zabobonów odgrywa właściwie pojęta współpraca między naturalnie nam przydanym intelektem oraz nadprzyrodzoną wiarą otwierającą nas na pochodzące z Objawienia treści. Oby nam ani jednego, ani drugiego nigdy nie zabrakło.