Nowy różaniec
cz. III
Spadkobiercy Bugniniego po czterdziestu latach dobrali się w końcu do różańca. Wraz z opublikowaniem encykliki «Rosarium Virginis Mariae» tradycyjna forma różańca, kanonizowana przez św. Piusa V w bulli «Consueverunt», została obalona.
Jak zauważyliśmy, Rosarium Virginis Mariae (dalej: RVM) proponuje, by nowe tajemnice światła zostały włączone do tradycyjnego cyklu różańcowego w czwartki. Aby umożliwić to „włączenie”, tradycyjne tajemnice radosne zostaną przesunięte na sobotę – skąd z kolei wyprą tradycyjne tajemnice chwalebne, rozważane obecnie w środy, soboty i niedziele. To przetasowanie tradycyjnego cyklu usprawiedliwiane jest kuriozalnie tym, że „sobota miała zawsze specyficznie maryjny charakter”, mimo że w rezultacie tej zmiany wierni nie będą już rozważali w soboty (również w pierwsze soboty) zwieńczenia tajemnic maryjnych całego różańca – wniebowzięcia i ukoronowania Matki Bożej.
Już ta jedna zmiana zniszczy harmonijny cykl różańca: od narodzenia przez mękę do zmartwychwstania. Tradycyjny cykl różańcowy wygląda następująco:
- poniedziałek – Narodzenie.
- wtorek – Męka.
- środa – Zmartwychwstanie.
- czwartek – Narodzenie.
- piątek – Męka.
- sobota i niedziela – Zmartwychwstanie.
Po wprowadzeniu proponowanych zmian cykl ten przeobrazi się w mieszaninę niepowiązanych ze sobą wydarzeń, następujących w tygodniu liturgicznym w następującym porządku:
- poniedziałek – Narodzenie.
- wtorek – Męka.
- środa – Zmartwychwstanie.
- czwartek – Życie publiczne (tajemnice światła).
- piątek – Męka.
- sobota – Narodzenie (!).
- niedziela – Zmartwychwstanie.
Zauważmy, że zgodnie z „proponowanym dodatkiem do tradycyjnego wzoru” sugeruje się, by Kościół przeszedł od rozważania zmartwychwstania Pańskiego w środę do rozważania życia publicznego Chrystusa w czwartek, pomijając Jego narodzenie. Co gorsza, Kościół przechodziłby od rozważania męki Pańskiej w piątek z powrotem do narodzenia Zbawiciela w sobotę, pomijając zmartwychwstanie, a następnie od narodzenia w sobotę do zmartwychwstania w niedzielę, pomijając mękę Chrystusa. Jak zauważył pewien znajomy ksiądz, efekt wygląda tak, jakby współczesny kompozytor wstawił fragment o nowym tempie do symfonii Brahmsa, równocześnie przerabiając tempa pozostałych jej części po to, by je do niego dopasować. W naszym jednak przypadku symfonia, która zostaje sfałszowana, napisana została przez Ducha Świętego poprzez setki lat rozwoju, w oparciu o materiał (150 Zdrowaś Maryjo odpowiadających 150 psalmom) dostarczony przez Matkę Bożą.
Nic dziwnego, iż Paweł VI zauważył, że różaniec jest „mądrze podzielony na trzy cykle” i że ten układ
oddaje schemat głoszenia wiary [przez Zbawiciela] i przedstawia raz jeszcze tajemnicę Chrystusa w ten sam sposób, w jaki czyni to św. Paweł w swym sławnym „hymnie” Listu do Filipian – kenosis, śmierć i wyniesienie (por. 2, 6–11).
Jednak po wprowadzeniu nowego cyklu biblijna harmonia pomiędzy tajemnicami radosnymi, bolesnymi i chwalebnymi oraz kenosis, śmiercią i wywyższeniem Chrystusa zanikłaby całkowicie.
Choć neokatolicki establishment wkrótce o tym zapomni, sam RVM przedstawia tę innowację jako opcję dla wiernych. Tak więc, korzystając z tej wolności, tradycjonaliści mają prawo wysuwać wobec niej zastrzeżenia. Ogólną obiekcję można ująć w pytanie: biorąc pod uwagę, że nawet Paweł VI nie zmienił układu różańca, jaki naglący powód miał po temu Jan Paweł II? RVM powodu takiego nie podaje, stwierdza jedynie, iż papież „wierzy”, że zmiana ta jest pożądana:
Różaniec w formie, jaka przyjęła się w najbardziej rozpowszechnionej praktyce, zatwierdzonej przez władze kościelne, wskazuje tylko niektóre spośród tak licznych tajemnic życia Chrystusa. Taki wybór podyktował pierwotny schemat tej modlitwy, nawiązujący do liczby 150 Psalmów.
Uważam jednak, że aby rozwinąć chrystologiczny wymiar różańca, stosowne byłoby uzupełnienie, które – pozostawione swobodnemu wyborowi jednostek i wspólnot – pozwoliłoby objąć także tajemnice życia publicznego Chrystusa między chrztem w Jordanie a męką.
Jest to kolejny przykład znanego nam od czasu soboru zjawiska, polegającego na odkrywaniu nie zauważonych do tej pory „braków” w katolickim kulcie i pospiesznym ich „korygowaniu”. Podobnie jak w przypadku nowej Mszy, tu mamy do czynienia z odwróceniem naturalnego procesu rozwoju tradycji kościelnej, stopniowego powstawania wśród wiernych pobożnego zwyczaju, który ostatecznie otrzymuje aprobatę Magisterium, jako powszechny zwyczaj Kościoła. W taki właśnie sposób św. Pius V zaaprobował tradycyjną formę różańca, która rozwijała się przez wieki jako forma pobożności ludowej. W przypadku RVM dzieje się odwrotnie: nowość zostaje podana w postaci gotowej i wprowadzona odgórnie. Ten sam destrukcyjny w skutkach schemat zastosowano w przypadku nowej Mszy.
Jak to jednak możliwe, że ani św. Pius V, ani żaden z jego następców – włączając w to Pawła VI zaledwie 28 lat temu – nigdy nie dostrzegł, że różańcowi brak jest „chrystologicznej głębi”, ponieważ obejmuje tylko trzy cykle medytacyjne, a nie cztery? Jeśli nagle odkryto, że jedynym sposobem na „wyrażenie w pełni” różańcowej „chrystologicznej głębi” jest dodanie medytacji do „tradycyjnego wzorca” – dlaczego jedynie pięciu? W jaki sposób wyliczono, że akurat pięć jest liczbą wystarczającą do osiągnięcia wystarczającej „chrystologicznej głębi”? Dlaczego nie dodać kazania na górze, cudownego rozmnożenia chleba, wskrzeszenia Łazarza, przeklęcia drzewa figowego etc.? Możliwości są niemal nieograniczone. Dokument inicjuje prawdziwą lawinę: nic nie stoi na przeszkodzie, by dodać jakieś nowe cykle tajemnic różańcowych, podobnie jak do lekcjonarza Novus Ordo dodane zostały niezliczone nowe czytania, burząc roczny cykl czytań z Pisma św. w tradycyjnym rycie rzymskim.
RVM wzmacnia też przekonanie, że różaniec, podobnie jak liturgia, podlega nieustannemu procesowi „ulepszania”, którego coraz to nowe produkty narzucane być mogą co jakiś czas odgórnie, nawet przez lokalnych biskupów, a nie czymś przechodzącym z pokolenia na pokolenie, czymś, co Kościół otrzymał w dziedzictwie: „Istotnie, różaniec jest tylko metodą kontemplacji. Jako metodę należy go stosować, mając na względzie cel, a nie może on stać się celem samym w sobie. Jednak również jako metody nie należy go lekceważyć, skoro jest owocem wielowiekowego doświadczenia. Przemawia za nim doświadczenie niezliczonych świętych. Nie wyklucza to jednak faktu, że można go ulepszyć. Do tego właśnie zmierza uzupełnienie cyklu tajemnic nową serią – mysteria lucis – wraz z pewnymi sugestiami dotyczącymi odmawiania różańca, które przedstawiam w niniejszym liście. Tymi propozycjami, respektując jednak powszechnie przyjętą strukturę tej modlitwy, chciałbym pomóc wiernym, by zrozumieli ją w jej aspektach symbolicznych, pozostając w zgodzie z wymogami życia codziennego. W przeciwnym razie zachodziłoby niebezpieczeństwo, że różaniec nie tylko nie przyniesie pożądanych skutków duchowych, ale dojdzie nawet do takiej sytuacji, że koronkę, na której zazwyczaj się go odmawia, będzie się traktować na równi z jakimś amuletem czy przedmiotem magicznym, co byłoby radykalnym wypaczeniem jego znaczenia i funkcji”.
Ten sam rodzaj pokrętnej argumentacji posłużył niegdyś do usprawiedliwienia „odnowy liturgicznej” Pawła VI.
Po pierwsze, w jaki sposób RVM „respektuje powszechnie przyjętą strukturę tej modlitwy”, zmieniając ją z modlitwy trzyczęściowej w czteroczęściową – po raz pierwszy od powstania różańca około 800 lat temu? Nawet w czasach św. Dominika 150 Zdrowaś Maryjo podzielonych było na trzy grupy po 50, czemu odpowiadało rozważanie trzech grup tajemnic: radosnych, bolesnych i chwalebnych. Około roku 1500 sposób odprawiania przez wiernych 150 oddzielnych medytacji (jedna na każde ziarenko), zaczął być wypierany przez rozważanie piętnastu tajemnic, którymi posługiwano się, gdy św. Pius V kanonizował różaniec w jego tradycyjnej formie – było to tych samych 15 tajemnic, o których mówiła Matka Boża w Fatimie. Kiedy Matka Boża ogłosiła s. Łucji nabożeństwo pierwszych sobót, mówiła nie tylko o „piętnastu tajemnicach różańca” i „towarzyszeniu Mi przez 15 minut”, ale również o odmawianiu „um terço” – jest to portugalski termin oznaczający pięć dziesiątek albo jedną trzecią różańca. (W Portugalii, kiedy ktoś mówi: „Odmówmy różaniec”, ma na myśli piętnaście dziesiątek. Kiedy natomiast mówi: „um terço” – jedną trzecią – ma na myśli jedynie pięć dziesiątek). Co więcej, wraz z wprowadzeniem tej innowacji, 150 pozdrowień Matki Bożej, odpowiadających 150 Psalmom, przekształci się w 200 pozdrowień, nie odpowiadających... niczemu. Tak więc, wyrażając szacunek dla „powszechnie przyjętej struktury modlitwy”, RVM w zasadzie ją obala.
Wedle powyższego ustępu, cała historia różańca i „doświadczenie niezliczonych świętych” nie stanowią przeszkody dla przeróbki modlitwy, którą Matka Boża sama przekazała św. Dominikowi. Zwróćmy uwagę, w jaki sposób RVM degraduje różaniec do „jedynie metody kontemplacji”, która może być „ulepszana”, zamiast traktować go jako dar z nieba. Jednak Matka Boża nie poczyniła w Fatimie żadnej wzmianki o „ulepszeniu” różańca, nalegając, by trójka wizjonerów odmawiała go codziennie, a „um terço” w pierwsze soboty.
RVM twierdzi, że innowacja ta ma „pomóc wiernym, by zrozumieli ją w jej aspektach symbolicznych, pozostając w zgodzie z wymogami życia codziennego”. W jaki sposób pomaga się wiernym w odkryciu symboliki różańca? Poprzez dodanie pięciu kolejnych tajemnic, których symbolikę będą musieli zrozumieć? W jaki sposób dłuższy różaniec, składający się z czterech części, może być bardziej „w zgodzie z wymogami życia codziennego”, skoro dzień, podobnie jak różaniec (do tej pory), podzielony jest na trzy części: rano, południe i wieczór? To odniesienie do rytmu ludzkiej egzystencji widzimy również w modlitwie Anioł Pański, odmawianej o świcie, w południe i o zmierzchu. Jak na ironię, pod tym względem nowy, antropocentryczny różaniec przywiązuje mniejsze znaczenie do natury człowieka niż tradycyjny, który współgra znacznie lepiej z „rytmem życia ludzkiego” wielu kapłanów, zakonników i wiernych, którzy odmawiają cały różaniec każdego dnia.
Usiłując dostarczyć nieodpartych argumentów na rzecz tego, co wydaje się całkowicie nieuzasadnioną innowacją, RVM twierdzi też, że gdyby papież bezzwłocznie nie dodał pięciu nowych tajemnic różańcowych, istniałoby ryzyko, że różaniec „nie (...) przyniesie pożądanych skutków duchowych”, a same paciorki różańca zostaną zredukowane do „jakiegoś amuletu czy przedmiotu magicznego”. Jest to naprawdę żałosny pretekst do manipulowania starożytnym nabożeństwem, które zaowocowało niezliczonymi cudami i dawało siłę największym świętym. Amulet albo przedmiot magiczny? Czy autor tego ustępu myśli, że zwraca się do ciemnych idiotów? Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa ten fragment RVM napisany został przez jakichś neomodernistycznych biurokratów z rodzaju Bugniniego, z trudem tających swą pogardę dla tych, których posoborowi reformatorzy lubią nazywać „prostymi wiernymi”.
Nowa Msza a nowy różaniec
Gdybyż tylko proponowane innowacje dotyczyły jedynie pięciu nowych tajemnic! Jednak to tylko początek. Zarówno świecka, jak i neokatolicka prasa przeoczyła co najmniej sześć innych rozmaitych zmian w powszechnej praktyce odmawiania różańca, które proponuje RVM obok nowych tajemnic. Nie chodzi tu jedynie o wzmianki dotyczące pewnych lokalnych zwyczajów, które nigdy nie przyjęły się szerzej – np. „biblijnego różańca”. Nikt nie przeczy, że wierni mają prawo stosować się do swych lokalnych zwyczajów i nadanych przywilejów w odmawianiu różańca (...). Niektóre zgromadzenia zakonne rozwinęły swe własne warianty różańca, np. różaniec franciszkański (który narodził się na początku XV wieku), z rozważaniem siedmiu radości Matki Bożej, odmawiany przy użyciu koronki o siedemdziesięciu paciorkach, podzielonych na siedem grup po 10.
Niepokoi jednak fakt, że RVM przedstawia sześć proponowanych zmian w odmawianiu różańca (włączając w to nowe tajemnice) jako całościowy plan „ożywienia” różańca w całym Kościele, podczas gdy: a) wierni w ogóle nie domagali się takiego „ożywienia”, b) nie było najmniejszych oznak, że tradycyjnej formie różańca potrzeba było „ożywienia”. Podejście to w niepokojący sposób przypomina bezpodstawne twierdzenie Watykanu (które podtrzymuje on po dziś dzień), że narzucenie nowej Mszy wynikało z potrzeby „odnowienia” liturgii.
Po pierwsze, RVM proponuje, by odtąd ogłaszaniu każdej tajemnicy towarzyszyło „odczytanie odnośnego tekstu biblijnego, który, zależnie od okoliczności, może być krótszy albo dłuższy”.
Po drugie, „przy pewnych uroczystych okazjach wspólnotowych” (tj. publicznym odmawianiu w parafiach) krótszy lub dłuższy tekst biblijny można „objaśnić krótkim komentarzem”.
W sposób przypominający zdumiewające twierdzenie Pawła VI, że jego nowa Msza pozwoli wyrwać wiernych z „ich codziennego odrętwienia”, RVM usprawiedliwia dodanie czytań biblijnych i komentarzy w następujący sposób: „Przyjęte w ten sposób, wchodzi ono w różańcową metodologię powtarzania, nie powodując znużenia, jakie wywoływałoby zwykłe powtarzanie informacji dobrze już przyswojonej. Nie chodzi bowiem o przywoływanie na pamięć informacji, ale o to, by pozwolić Bogu «mówić»”. Innymi słowy, tradycyjny różaniec powoduje znudzenie i nie pozwala Bogu „mówić”. Zostanie więc zmieniony w mały kurs biblijny, by Bóg mógł w końcu przemówić do swego ludu. Bugnini uśmiecha się zza grobu.
Po trzecie, „stosowne jest, by po zapowiedzeniu tajemnicy i proklamacji Słowa przez odpowiedni czas zatrzymać się i skupić na rozważanej tajemnicy, zanim rozpocznie się modlitwę ustną”. Oznacza to, że odtąd będziemy mieli najpierw czytanie z Pisma św., potem komentarz oraz moment milczenia przed każdym pierwszym Zdrowaś Maryjo rozpoczynającym dziesiątkę.
Po czwarte, RVM zaprasza cały Kościół do przyjęcia zwyczaju występującego rzekomo w pewnych miejscach, polegającego na kładzenia akcentu na imię Jezus w każdym Zdrowaś Maryjo, „dodając do niego refren (tak zwane «dopowiedzenia») nawiązujący do rozważanej tajemnicy”. Nie sposób zgadnąć, czym miałby być ów refren, wyobraźmy sobie jednak skutek umieszczania w każdym Zdrowaś Maryjo nowych refrenów po imieniu Jezus, różnych dla każdej z 20 tajemnic nowego różańca. Boże uchowaj!
Po piąte, RVM proponuje śpiewanie wszystkich Gloria podczas różańca, kiedy tylko jest on odmawiany publicznie, ponieważ: „Ważne jest, żeby «Chwała Ojcu», szczyt kontemplacji, zostało w różańcu dobrze uwydatnione”. Zauważmy, że w ten sposób Zdrowaś Maryjo, a więc i sama Matka Boża spychana jest w tym nabożeństwie na dalszy plan, podczas gdy właściwym celem różańca jest błaganie Maryi o szczególne łaski Boga, udzielane jedynie poprzez Jej wstawiennictwo, jako Pośredniczki wszelkich łask.
Szósta zmiana, najbardziej złowróżbna: RVM sugeruje, by pod koniec każdej dziesiątki różańca odmawiana była „modlitwa o osiągnięcie specyficznych owoców konkretnej tajemnicy”. Dokument sugeruje, że te nowe „krótkie modlitwy końcowe” dla każdej dziesiątki powinny powstać „w uzasadnionej różnorodności” i że „różaniec uzyskuje w ten sposób również rysy bardziej odpowiadające różnym tradycjom duchowym i różnym wspólnotom chrześcijańskim”.
Tak więc nowe modlitwy posłużą do „dostosowania” różańca do „różnych tradycji duchowych” i „różnych wspólnot chrześcijańskich”, w taki sam mniej więcej sposób, jak „dostosowana” została nowa Msza. Co jednak z modlitwą fatimską, którą posłuszni Matce Bożej katolicy na całym świecie nadal odmawiają pod koniec każdej dziesiątki? Czy ta sugestia Matki Bożej nie wystarcza za „krótką modlitwę końcową”? Najwyraźniej jednak biurokraci watykańscy nie przywiązują wielkiej wagi do życzeń Matki Bożej Fatimskiej, zresztą w przypisie 11 skwapliwie zasugerowali, że nikt nie ma obowiązku wierzyć, iż Matka Boża w ogóle objawiła się w Fatimie. Z pewnością neokatolicy zapewniać nas będą, że skoro nawet papież nie odmawia modlitwy fatimskiej, byłoby przejawem nieposłuszeństwa upierać się przy tym zwyczaju, zamiast korzystać z ogromu „autentycznych bogactw duchowych”, które bez wątpienia staną się dostępne, gdy tylko napisane zostaną nowe „krótkie modlitwy kończące”. (Swoją drogą ciekawe, jak Kościół mógł pozbawiać się tych „autentycznych dóbr duchowych” przez stulecia, kiedy różaniec odmawiany był bez właśnie wynalezionych „modlitw końcowych”).
Kto jednak ułoży te modlitwy – jedną dla każdej z dwudziestu tajemnic różańca? Jak słusznie powinniśmy się spodziewać po tylu latach posoborowej rewolucji, RVM otwiera możliwość dalszej destrukcji Kościoła, wystawiając go na atak liturgicznej szarańczy: „W tej perspektywie należałoby sobie życzyć, aby były szerzone, z należytym rozeznaniem duszpasterskim, najbardziej znaczące propozycje. Można by sprawdzać ich przydatność w ośrodkach i sanktuariach maryjnych, gdzie zwraca się szczególną uwagę na praktykę różańca. W ten sposób lud Boży mógłby korzystać z wszelkiego autentycznego bogactwa duchowego, czerpiąc z niego pokarm duchowy dla swej kontemplacji”.
Innymi słowy, produkcja niezliczonych „krótkich modlitw końcowych” kończących każdą dziesiątkę – który to proces RVM oficjalnie inicjuje – posłuży rozbiciu do tej pory jednolitego sposobu odmawiania różańca na tysiące „dostosowanych” i „zinkulturowanych” wariacji lokalnych. „Lud Boży” będzie mógł w końcu znaleźć wersję różańca, która stanowić będzie „pokarm duchowy dla jego kontemplacji” – zdanie jakby wyjęte z pism Bugniniego – gdyż, jak twierdzą innowatorzy, tradycyjna forma różańca była nieodpowiednia dla tego celu, tak jak tradycyjna forma Mszy nie odpowiadała „lokalnym potrzebom”. Ale znów rodzi się pytanie: kto prosił o tę zmianę? Z pewnością nie zwykli wierni. Krótko mówiąc, wraz z promulgacją RVM, różaniec poddany zostaje temu samemu procesowi, co nowa Msza.
Nie trzeba wielkiej wyobraźni, by przewidzieć, że całościowy skutek tych zmian zniszczyłby różaniec taki, jaki znamy, zwłaszcza jako nabożeństwo publiczne. Nowy różaniec stałby się prawdziwą miniliturgią, nowym placem zabaw liturgistów i świeckich przewodniczących różańca. W bardzo krótkim czasie nowy różaniec zostałby naszpikowany czytaniami biblijnymi (dłuższymi lub krótszymi), komentarzami do tych czytań, chwilami ciszy na przetrawienie minikazania, nowymi refrenami wstawionymi do każdego Zdrowaś Maryjo po imieniu Jezus, śpiewem Gloria i niezliczonymi krótkimi modlitwami kończącymi, różnymi w różnych krajach, regionach i „wspólnotach”. Wspaniały rytm różańca, skłaniający do cichego zamyślenia nad tajemnicami podczas nieprzerwanego odmawiania Zdrowaś Maryjo, zostałby zniszczony. Gdy zastanowić się choćby nad konsekwencjami wprowadzenia modlitw kończących, strach bierze na myśl o wszystkich tych teologicznie wątpliwych i politycznie poprawnych formułach i zwykłych banałach, które bez wątpienia znajdą się w różańcu za przyczyną tej jednej tylko niszczącej innowacji.
Prawdę powiedziawszy, ja sam byłem świadkiem połączonych skutków tych innowacji w trakcie publicznego odmawiania różańca – podczas wizyty w Lourdes w czerwcu 2004 roku. Tradycyjna krótka i skupiona medytacja przeobraziła się w quasi-teatralny spektakl z udziałem tysięcy ludzi. Wyszedłem w połowie. Dwa miesiące później, w piątek 18 sierpnia 2004 roku, Jan Paweł II odwiedził Lourdes. Papieska wizyta obejmować miała następujący punkt: „O 17.30 papież powróci do Grotto, by poprowadzić modlitwę, po której nastąpi procesja do bazyliki w Lourdes połączona z rozważaniem tajemnic światła”. Tak więc zarzucono tradycyjne rozważanie tajemnic bolesnych w piątek, by dostosować się do papieskiej innowacji.
Jak tego doświadczyłem w Lourdes, odmawianie nawet pięciu dziesiątek różańca z „ubogacającymi” dodatkami staje się przedsięwzięciem długim i nużącym, zamiast być prostą piętnastominutową medytacją. Nowy różaniec może łatwo wywrzeć taki sam skutek jak nowa Msza – będzie nim drastyczny spadek uczestnictwa. To z kolei spowoduje szybko żądania „odnowy” nowego różańca. Niewiele czasu minie, a po wprowadzeniu owych dodatków do tego, co było prostą modlitwą, rozlegną się głosy o zmniejszenie liczby Zdrowaś Maryjo, podobnie jak soborowa konstytucja o liturgii wzywała do wyeliminowania „niepotrzebnych powtórzeń” ze Mszy. Mielibyśmy wówczas dokładnie taki różaniec, jaki Bugnini bezskutecznie proponował Pawłowi VI.
Wnioski
Donosząc o ostatniej innowacji, „New York Times” zauważył, że
po raz kolejny Jan Paweł II śmiało poszedł drogą nieznaną poprzednim papieżom – do synagogi, na stok narciarski, do odległych krajów o małych populacjach. W środę w sposób widoczny przekroczył kolejną granicę, dokonując znaczącej zmiany w różańcu, ściśle katolickiej metodzie modlitwy, praktykowanej przez wieki.
Artykuł cytuje „wyższego dostojnika watykańskiego” udowadniającego, że ta zmiana w różańcu pozostaje w zgodzie z „jego [papieża] kreatywnością i odwagą”.
Kreatywność? Czy zadaniem papieża jest być kreatywnym, czy też przekazywać to, co sam otrzymał? Gdyby „kreatywność” u papieża była zaletą, wówczas należałoby spytać, dlaczego Duch Święty nie natchnął na przestrzeni wieków innych „kreatywnych” papieży, by schodzili nagle z drogi swych poprzedników, zmieniając tradycyjne przepisy i praktyki, kiedy tylko „kreatywność” sugerowała, że nadszedł czas na coś nowego? Dlaczego Paweł VI i Jan Paweł II są jedynymi „kreatywnymi” papieżami w historii Kościoła i dlaczego ich „kreatywności” towarzyszy najgorszy kryzys w liturgii, wierze i dyscyplinie, jaki Kościół kiedykolwiek widział?
Odwaga? Słownik definiuje odwagę jako
stan lub cechę umysłu, pozwalającą na stawienie czoła niebezpieczeństwu, lękowi czy zmiennym kolejom losu ze spokojem, ufnością i rozsądkiem; dzielnie.
Tak więc, by papież był odważny zmieniając różaniec, musiałby stawić czoło niebezpieczeństwu albo lękowi. A jeśli dokonywanie zmian w różańcu jest czymś niebezpiecznym lub budzącym lęk – a z pewnością jest – wówczas powinno się mieć ku temu poważny powód, gdyż ludzie, którzy podejmują się przedsięwzięć niebezpiecznych bez powodu, nie są odważni, ale nieroztropni. Tak więc na przykład odwagą wykazał się Pius IX, który, mimo że ledwo uniknął śmierci z rąk atakującej masońskiej armii, demaskował liberalizm w swoim Syllabusie i cierpiał gniew wrogiego świata. Podobną odwagą wykazał się Grzegorz VII, składając z tronu Henryka IV i dekretując złożenie z urzędów niemal całej zepsutej hierarchii, ostrzegając katolików, by wystrzegali się kontaktów z prałatami, których usunął. W obu przypadkach chodziło o ochronę wiary, bez względu na niebezpieczeństwo grożące osobie papieża.
Dziwny jest jednak rodzaj odwagi, który każe naruszać różaniec, a równocześnie nie robić nic, by wykorzenić pandemię zepsucia i herezji dotykającą dziś Kościół. Neokatolicy powiedzą oczywiście, że papież nie może być obwiniany o obecny stan Kościoła. Wedle nich nie można od papieża oczekiwać, by zrobił coś ponad delegowanie odpowiedzialności za rządzenie na innych – poza przypadkiem, gdy chodzi o ekskomunikowanie tradycjonalistów, jak abp Lefebvre, w którym to przypadku neokatolicy wychwalają papieża za osobistą interwencję, pozwalającą szybko i zdecydowanie zatrzeć wszelki ślad po zorganizowanej opozycji wobec posoborowych nowinek. Tak więc, dla neokatolików, bezpośrednie i osobiste rządy papieża wydają się być ograniczone do: a) wprowadzania innowacji, b) karania tych, którzy im się przeciwstawiają.
W tym momencie wracamy do pytania, którym zacząłem ten artykuł: czyim pomysłem jest ten plan „ożywienia” różańca? Nominalnie oczywiście papieża, ponieważ położył on swój podpis pod RVM. Jak jednak powiedziałem na początku tego tekstu, nie jest obecnie roztropne zakładanie, że to, co papież osobiście podpisuje, wolne jest od nieodpowiedniego wpływu czy błędów. Nawet przyznając, że papież jest entuzjastą idei wprowadzenia nowych tajemnic różańca, wydaje mi się niemożliwym wyobrazić sobie człowieka, który nie może już chodzić i ledwo może mówić, siedzącego przy biurku i piszącego 23-stronicowy dokument, proponujący co najmniej siedem różnych modyfikacji sposobu, w jaki katolicy odmawiają różaniec. Tak jak nie otrzymalibyśmy nowej Mszy i Ogólnego wprowadzenia do mszału rzymskiego bez Bugniniego, tak też, jak podejrzewam, nie mielibyśmy nowego różańca bez innowatorów, którzy bez wątpienia wywierali wpływ na kształt RVM. Według mnie, to liturgiczni spadkobiercy Bugniniego położyli tekst RVM przed ciężko chorym Janem Pawłem II, uzyskując jego formalną aprobatę na to, co zdrowy Paweł VI stanowczo odrzucił, pomimo swych liberalnych skłonności. Duch Bugniniego powrócił, by prześladować różaniec.
Z praktycznego punktu widzenia małe znaczenie ma, kto opracował szczegóły RVM. Istotne jest, że dokument ten został promulgowany i że fakt ten grozi ruiną największemu pozostałemu szczątkowi tradycji kościelnej, którą nawet „The New York Times” uznał za „specyficznie katolicką metodę modlitwy”. Ta innowacja – jak inne, które zostały narzucone na przestrzeni ostatnich czterdziestu lat – nie uwzględnia faktu, że suma rzeczy, którą nazywamy tradycją kościelną, budowana była przez dwa tysiące lat pod natchnieniem Ducha Świętego. Tworzy ona integralną całość, jak wspaniały gmach wykonany z najlepszego kamienia. Składające się na niego niezliczone rzędy kamiennych bloków kładzione były misternie w skomplikowany sposób przez stulecia, jeden na drugim, zgodnie z planem Boga. Próba włożenia nowego cyklu tajemnic do różańca jest próbą włożenia nowego rzędu kamieni do budowli kościelnej tradycji. Rezultatem będzie nie tylko zniekształcenie budynku, ale i narażenie samej struktury, przez usunięcie tego, co już zostało położone, i zastąpienie czymś innym, co niezupełnie w to miejsce pasuje.
Na szczęście dla nas, ostatnia innowacja jest jedynie próbą, tak jak nowa Msza była jedynie próbą zniesienia tradycyjnego rytu rzymskiego. Nawet jeśli nowy różaniec stanie się de facto normą, za wielką fasadą posoborowych innowacji oryginalny budynek pozostanie nienaruszony – gdyż tak jak w przypadku nowej Mszy, nowy różaniec nie znosi de facto starego.
Być może przynajmniej tym razem nasi neokatoliccy bracia będą w stanie odróżnić fasadę od rzeczywistości. Być może tym razem nie będą tak, jakby to był artykuł wiary, bronili innowacji, która z łaski Boga nie została narzucona wiernym w żaden wiążący sposób. Być może tym razem nie przyłożą ręki do posoborowej rewolucji, przyjmując i broniąc tej bezzasadnej nowinki i potępiając tradycjonalistów za nieprzyjmowanie tego, czego nigdy nie zostali zobligowani przyjąć.
Cóż, zobaczymy. Ale w międzyczasie będziemy nadal odmawiać tradycyjny trójjedyny różaniec w tradycyjnych trzech częściach, rozważając radosne, bolesne i chwalebne tajemnice życia Zbawiciela tak, jak o to prosiła Matka Boża w Fatimie. Będziemy modlić się na różańcu zwłaszcza za naszego papieża, pamiętając o ostrzeżeniu Pana Jezusa zawartym w orędziu fatimskim, tak bezwstydnie zignorowanym przez autorów RVM:
Oświadcz moim sługom, że jeśli naśladować będą przykład króla Francji, odkładając spełnienie mojego żądania, będą naśladować go w jego nieszczęściu.
Istnieje niebezpieczeństwo, że to właśnie straszliwe nieszczęście, a nie „odnowa”, będzie spuścizną po obecnym pontyfikacie. Musimy odmawiać różaniec, by nie zakończyło się to w ten sposób. Musimy się modlić, by gasnący papież, który cierpi pod brzemieniem głosu swego własnego sumienia i wyroków swych poprzedników, odrzucił swe własne poglądy (podobnie jak to uczynił niegdyś liberalny Pius IX), zmienił kurs i zaczął przywracać Kościołowi świętemu jego chwałę, moc i majestat.
Matko Boża Różańcowa, módl się za nami! Ω
Tekst za: Christopher A. Ferrara, The New Rosary, The Remnant Press 2005. Przełożył Tomasz Maszczyk.
Pozostałe części:
- Krzysztof A. Ferrara: Nowy różaniec – cz. I: Duch Bugniniego [ZW nr 85 (6/2006)]
- Krzysztof A. Ferrara: Nowy różaniec – cz. II: Różaniec ekumenicznie przeorientowany [ZW nr 86 (7/2006)]