Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X
św. Piotra Chryzologa, biskupa, wyznawcy i doktora Kościoła [3 kl.]
Zawsze Wierni nr 6/2004 (61)

Piotr Szczudłowski

Posłuszeństwo, wierność, oddanie

Rekomendacja książki abp. Marcelego Lefebvre’a Oskarżam sobór!

Książka, którą pragnę dziś czytelnikom przedstawić (niektórym zapewne tylko przypomnieć), składa się z trzech części. Pierwsza część pełni funkcję wstępu. Jest nią napisany przez ks. Rajmunda Anglésa w 1991 r. życiorys abpa Marcelego Lefebvre’a. Druga stanowi treść zasadniczą. Trzecia zaś część, stanowiąca istotne dopełnienie całości, to wygłoszona w 1989 r. znakomita konferencja ks. Franciszka Schmidbergera pt. Bomby zegarowe Soboru Watykańskiego II. Jakkolwiek każda z tych części zasługuje na baczną uwagę, to jednak ze zrozumiałych względów skupimy się na części drugiej, zasadniczej.

Na wstępie trzeba przypomnieć, że Arcybiskup został przed soborem powołany przez Stolicę Apostolską do Głównej Komisji Przygotowawczej, której celem było przygotowanie dokumentów mających być podstawą obrad soborowych. W obradach soboru Arcybiskup brał udział jako przełożony generalny jednego z największych zgromadzeń misyjnych Kościoła, a mianowicie Zgromadzenia Ojców Ducha Świętego. Warto też pamiętać, że poglądy reprezentowane przez niego podczas prac soborowych nie były zjawiskiem odosobnionym. Zasadniczo podzielała je Międzynarodowa Grupa Ojców (Coetus Internationalis Patrum), która skupiała wielu ojców soborowych reprezentujących krytyczny stosunek wobec pojawiających się podczas obrad nowinkarskich trendów. Arcybiskup był tej grupy założycielem, a funkcję wiceprzewodniczącego pełnił bp Antoni de Castro Mayer.

Część drugą rekomendowanej książki stanowią teksty dwunastu interwencji Arcybiskupa, z jakimi wystąpił podczas obrad soborowych. Niektóre z nich wygłosił ustnie wobec całego soboru. Inne, wobec niemożności wygłoszenia, złożył na piśmie w sekretariacie soboru. Obok tych dwunastu interwencji, w części drugiej książki znajdziemy związane z soborem dokumenty napisane przez Arcybiskupa albo podpisane przez niego, a skierowane do papieża Pawła VI lub kard. Alfreda Ottavianiego. Całość, łącznie z wymownym świadectwem o. V. A. Berto, świadczy o wielkim zaangażowaniu Arcybiskupa w prace soborowe i jego znaczących kompetencjach teologicznych. Po raz pierwszy ta druga część rekomendowanej książki ukazała się po francusku w Wydawnictwie Świętego Gabriela pt. J’accuse le Concile. Był to koniec lata 1976 r.

Arcybiskup oczekiwał od soboru, iż będzie on dla Kościoła źródłem nowych sił i obroną przed zagrożeniami. Okres wojny i czasy powojenne ujawniły wiele wrogich Kościołowi tendencji oraz błędów. Istotną więc potrzebą było, w obliczu nowych zagrożeń, potwierdzenie niezmiennej prawdy katolickiej i potępienie nowych błędów albo błędów starych, na nowo jednak odżywających. Tak zawsze Kościół czynił w obliczu nawałnicy: ukazywał prawdę i potępiał błędy. Wierni mogą wzrastać w wierze, gdy, po pierwsze, prawda katolicka jest im przypominana, a po drugie, gdy obnażane są przed ich oczami godzące w tę prawdę błędy. Ku zdziwieniu Arcybiskupa stało się jednak inaczej. Sobór żadnych błędów (nawet tych jaskrawych – błędów ideologii komunistycznej) nie potępił. Chlubiono się nawet z tego, iż nadszedł koniec potępień. Prawdę katolicką natomiast w kilku newralgicznych punktach, pisząc najłagodniej, sobór zniekształcił pod hasłem konieczności dostosowania się do warunków współczesności. Czy w tej sytuacji można się dziwić, iż najpierw w duszy, a później na ustach Arcybiskupa pojawiły się słowa „oskarżam sobór!”?

O jakie newralgiczne punkty chodzi? Zasadniczo o trzy. Po pierwsze – o relację pomiędzy papieżem a biskupami. W miejsce hierarchicznej i monarchicznej struktury Mistycznego Ciała Chrystusa postulowano, by Kościół przyjął ustrój kolegialno-demokratyczny. Po drugie – o relację pomiędzy Kościołem a innowiercami. W miejsce konieczności powrotu innowierców do posiadającego zbawczą prawdę Kościoła wprowadzono ekumenizm, rozumiany jako wspólne i na równych prawach prowadzone poszukiwanie przez Kościół i innowierców leżącej gdzieś pomiędzy nimi prawdy. Po trzecie – o relację pomiędzy Kościołem a państwami. W miejsce nauki o obowiązkach państw wobec Kościoła – uznano ich prawo do neutralności światopoglądowej, która faktycznie stanowi państwowy ateizm. W miejsce nauki o konieczności uznania przez świat polityki społecznego panowania Chrystusa Króla – przyznano państwom prawo do laickości i autonomii. W miejsce nauki o potrzebie wywyższenia jedynej prawdziwej religii katolickiej – ustawiono Kościół w długim szeregu zrównanych wobec prawa świeckiego organizacji religijnych. Trzy wspomniane kwestie dadzą się wyrazić trzema znanymi dobrze hasłami: kolegializm, ekumenizm i wolność religijna.

Kwestionowanym przez siebie fragmentom spuścizny soboru Arcybiskup zarzucał trzy dyskwalifikujące cechy, z których ostatnia jest najpoważniejsza. Są to: dwuznaczność, niejasność i błędność. Trzeba podkreślić, iż Arcybiskup oceniał dokumenty soborowe nie w świetle swoich osobistych, prywatnych mniemań, ale w świetle wcześniejszych od soboru orzeczeń Urzędu Nauczycielskiego Kościoła. Trzeba także z naciskiem zaznaczyć, iż Arcybiskup nie kwestionował soboru jako takiego, ani orzeczeń soborowych jako takich. Jego sprzeciw wywołały tylko te dokumenty, lub nawet fragmenty dokumentów, które stały w sprzeczności z Tradycją, a więc z wcześniejszym nauczaniem nieomylnego Magisterium Kościoła. Chciał on widzieć sobór jako element nieomylnej Tradycji, jako wyraz z natury rzeczy wolnej od sprzeczności Tradycji, jako stróża Tradycji, w której łańcuchu każde następne, nowe ogniwo pasuje do wszystkich poprzednich. Zobaczył natomiast upokorzoną Tradycję, która stała się igraszką w rękach dominującego na soborze nurtu. Można stwierdzić, iż zanim Arcybiskup zawołał: „Oskarżam sobór!”, tryumfujące na tymże soborze siły milcząco, ale bezlitośnie oskarżyły Tradycję, uznając, iż pewna jej część uległa dezaktualizacji, archaizacji i z tego względu jest szkodliwa dla Kościoła. Stanowisko dominującej na soborze tendencji da się wyrazić następującymi słowami pod adresem wielu skarbów Tradycji: tego balastu łódź Kościoła musi się pozbyć! Postawę Arcybiskupa można natomiast wyrazić następującym pytaniem pod adresem owej zwycięskiej na soborze tendencji: jakim prawem wyrzucacie za burtę Kościoła tak wiele z tego, czego nieomylne Magisterium tegoż Kościoła nauczało wszystkich, wszędzie i zawsze?

Ta krytyczna wobec Tradycji, a zwycięska na soborze tendencja działała przy wielu oznakach życzliwości ze strony masonerii i świata protestanckiego. Arcybiskup nazywał ją po imieniu: to zakorzeniony w umysłach wielu hierarchów liberalizm i modernizm. Owi liberałowie i moderniści w szeregach duchowieństwa pojawili się już wiele lat przed zwołaniem soboru, ale byli hamowani przez wielokrotne potępienia ze strony Urzędu Nauczycielskiego Kościoła. Trwali jednak w defensywie na swoich często dobrze zamaskowanych pozycjach. Oficjalnie przyjmując papieskie antyliberalne i antymodernistyczne orzeczenia, kształtowali w przeciwnym tym orzeczeniom duchu seminaria, zakony, organizacje katolickie... W takim samym duchu pisali książki i artykuły, niekiedy nawet do szuflady, z nadzieją jednak na druk w przyszłości. Trwali i czekali na swój czas. I ten czas nadszedł wraz z soborem, który udało im się zdominować i uczynić tubą swoich poglądów. Jak to było możliwe? Dlaczego Bóg do tego dopuścił? Jak papieże Jan XXIII i Paweł VI mogli do tego przyłożyć swoją rękę? Takie dramatyczne pytania Arcybiskup często sobie zadawał. Cóż można w ich kontekście powiedzieć? Chyba jedynie można przywołać jego słowa: „niepojęta tajemnica Opatrzności”1.

Ludzie często duchowo bardzo dalecy od Arcybiskupa przyznawali, iż sobór wiele zmienił. Na przykład kard. Jan Benelli posługiwał się pojęciem „Kościół soborowy”. Ma ono sens tylko wówczas, gdy jest przeciwstawione Kościołowi istniejącemu przed soborem. Kard. Leon Józef Suenens natomiast nazwał sobór „rokiem 1789 w Kościele”, co znaczy, iż w takim stopniu, jak rok 1789 zmienił Francję i Europę, w takim też sobór zmienił Kościół. Kard. Ratzinger zaś nazwał soborową Konstytucję duszpasterską o Kościele w świecie współczesnym „anty-Syllabusem”. Przyznał więc tym samym, iż sobór uchwalając tę konstytucję przekreślił zawarte w Syllabusie papieża Piusa IX nauczanie Magisterium.

Przywołani wyżej kardynałowie przyznawali więc, że sobór wiele zmienił. Zaraz jednak przy różnych okazjach dodawali, że zmieniając wiele, nie zmienił niczego, co wchodziło w zakres nieomylnej Tradycji, a więc istoty nauczania Magisterium Kościoła. Ostatecznie więc, ich zdaniem, sobór nie zmienił niczego co istotne i w związku z tym nie targnął się na Tradycję. Uznali go wręcz za twórcze wzbogacenie i rozwinięcie Tradycji. Sobór, według obowiązującej dziś w Rzymie oficjalnej wykładni, w żadnej kwestii nie zerwał ciągłości nauczania katolickiego Magisterium. Sprawa jest ważna, jeśli bowiem ta oficjalna wykładnia jest słuszna, to Arcybiskup, mówiąc „oskarżam sobór!”, nie miał racji. Jeśli natomiast jest nie słuszna, to oczywiście rację miał.

Wobec owej oficjalnej oceny prac soboru warto przytoczyć poglądy dwóch osób. Jedna z nich to przeniknięty duchem soboru katolik, druga to marksista. Ich opinie w interesującej nas kwestii mają dużą wartość, bo ani jednego, ani drugiego nie można nawet podejrzewać choćby o cień sympatii do Arcybiskupa. Niemiecki prawoznawca Ernest-Wolfgang Böckenförde w jednej ze swych książek (notabene opublikowanej z pochlebnym wstępem ks. Józefa Tischnera i dzięki m.in. pomocy finansowej Fundacji im. Stefana Batorego) napisał z aplauzem o soborowej Deklaracji o wolności religijnej, iż ona „staje w sprzeczności z treścią Syllabusa Piusa IX z 1864 roku, jego encykliki Quanta cura z 1864 i encykliki Libertas papieża Leona XIII z 1888 roku. Treść deklaracji ma się do tych oświadczeń papieskiego Urzędu Nauczycielskiego tak, jak A do nie-A. Dlatego nie do przyjęcia jest tutaj stosowana zwykle interpretacja, głosząca, że sobór tylko rozwinął głębiej dotychczasową naukę Kościoła. Nauka Kościoła zawarta we wspomnianych dokumentach została przez Deklarację po prostu zniesiona”2. Niemal identyczną ocenę znajdujemy w pracy pewnego marksistowskiego religioznawcy: „Soborowa deklaracja o wolności religijnej w porównaniu z tradycyjną doktryną jest – w sumie – radykalną zmianą poglądów”3. U Böckenfördego zaś czytamy dalej: „Ani teologia, ani Urząd Nauczycielski nie zajęły się jak dotąd wyjaśnieniem sprzeczności istniejącej pomiędzy trwającym do końca XIX wieku odrzuceniem wolności religijnej, mającym oparcie w zasadzie pierwszeństwa prawdy nad wolnością, a prawnonaturalnym uznaniem wolności religijnej przez Sobór Watykański II. Zamiast tego przeważa mniemanie, że najlepiej o sprawie zapomnieć, a w razie potrzeby – dla ominięcia problemu – z przesadną gorliwością analizuje się postawę arcybiskupa Lefebvre’a”4.

Jak można te opinie skomentować? No cóż, napisane szczerze i bez przysłowiowego owijania w bawełnę! W rzeczy samej, wielu chce niewygodne fakty zapomnieć, pominąć milczeniem. Arcybiskup zaś niczego nie chciał ani przemilczeć, ani zapomnieć! Ani podczas soboru, ani po soborze nie chciał zapomnieć ani joty z tego, czego go uczono w seminarium i czego od niego wymagano podczas przedsoborowych lat kapłaństwa – z tego, za wierność czemu był wielokrotnie chwalony przez Stolicę Apostolską i wyniesiony do godności arcybiskupa Dakaru. Nie chciał powiedzieć „nie” długiemu szeregowi prowadzących Kościół przed soborem papieży, na czele z Piusem IX i św. Piusem X. Wielu podczas posiedzeń soborowych myślało tak jak on, ale tylko jemu i biskupowi de Castro Mayerowi do końca starczyło sił, odwagi i determinacji. Tylko oni się nie zniechęcili, nie opuścili rąk, nie schronili w prywatność. Tylko oni, co dla „oddychających” liberalizmem i modernizmem katolików najgorsze, zdołali pozostawić swoich następców w biskupstwie! Przypomnijmy sobie słowa widniejące na grobie Arcybiskupa: „Tradidi quod et accepi”! W dramatycznej konfrontacji Arcybiskupa ze zwycięską na soborze liberalną i modernistyczną tendencją on, a nie jego oponenci, zrealizował katolicki ideał posłuszeństwa, wierności i oddania. Były to posłuszeństwo, wierność i oddanie temu wszystkiemu, co w Kościele przed soborem zawsze, wszystkich i wszędzie obowiązywało, a co przez sobór zostało bezpodstawnie przekreślone. Sobór zdecydowanie przekroczył swoje kompetencje, wobec czego, jak napisał we wstępie do swojej książki Arcybiskup, „mamy tylko jedno wyjście: musimy odrzucić te niebezpieczne wzory i przylgnąć silnie do Tradycji, to jest do oficjalnego Magisterium dwóch tysięcy lat Kościoła”. Dobrze jest też pamiętać o innych słowach z książki Arcybiskupa: „Oddzielić się od Tradycji – to odłączyć się od Kościoła”. Mogą one uchodzić wręcz za bastion! Dopóki o nich będziemy pamiętać, dopóty bastion katolicki pozostanie przez wrogów niezdobyty.

W przyszłym roku minie czterdziesta rocznica zakończenia Soboru Watykańskiego II. Nie ulega wątpliwości, iż katolicy nie mogą o tej ważnej rocznicy zapomnieć. Co więcej, powinni się do jej przeżycia jak najlepiej przygotować. Jestem głęboko przekonany, iż obok modlitwy w intencji „wolności i wywyższenia świętej Matki Kościoła naszego”, najlepszym przygotowaniem będzie właśnie lektura książki pt. Oskarżam sobór! Zachęcam do niej ze wszystkich swoich sił! Ω

Książka Oskarżam sobór! jest do nabycia w księgarni internetowej Te Deum.

Przypisy

  1. Abp M. Lefebvre, Przeciw herezjom, Warszawa 2002, s. 8–9.
  2. E.-W. Böckenförde, Wolność – państwo – Kościół, Kraków 1994, s. 70.
  3. Jerzy F. Godlewski, Obywatel a religia. Wolność sumienia w PRL, Warszawa 1977, s. 40.
  4. E.-W. Böckenförde, op. cit., s. 240.