Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X
św. Ambrożego, biskupa i wyznawcy [3 kl.]
Zawsze Wierni nr 4/1999 (29)

Eugeniusz Zolli

Dlaczego zostałem katolikiem?

Posłuszeństwo Chrystusowi

Figura ukrzyżowanego Chrystusa nad ołtarzem symbolizuje największy smutek, jaki zna świat. Prawda jest ukrzyżowana; największa Mądrość, Mądrość Boga jest ukrzyżowana. Miłosierdzie jest ukrzyżowane; Miłość jest ukrzyżowana, Bóg ukrzyżowany jest w swoim Synu. Z Kościoła Chrystusa Króla, Króla ukrzyżowanego, usłyszeć można żałosną pieśń Via Crucis. Pieta jest zasłonięta; zasłona okrywa twarz Maryi. Oprócz ukrzyżowanego Chrystusa, nic nie widać, nic nie słychać. „O wszyscy, którzy przechodzicie obok... Boskość i Ludzkość są ukrzyżowane”. A jednak Chrystus, ukrzyżowany, poniżony, znieważony i wyszydzony jest najwyższym wyrazem Zmartwychwstania. W Chrystusie każdy smutek staje się czysty i święty; każdemu wędrowcy i każdemu, który w Nim umiera, Chrystus mówi: „Wstań i idź!”. Ja jestem posłuszny. Z sercem przepełnionym smutkiem wstaję i podążam śladami Chrystusa.

Dzieciństwo i początki nawrócenia

Ukrzyżowany budził we mnie uczucie wielkiego współczucia. Miałem silne poczucie zarówno Jego niewinności, jak i Jego bólu... On cierpiał męczarnie. Sprawiał, że myślałem o naszym sąsiedzie, panu Orrone – mój ojciec pomagający mu modlitwą „Słuchaj Izraelu”, stanowczym głosem, słowo po słowie; pan Orrone, powtarzający słowa słabym szeptem. Cierpiał on od ran, które stały się zgorzelinami i wiedział, że musi umrzeć. Pan Bóg „w końcu go wybawił”, jak określali to moi krewni w rozmowach między sobą; dobrze, że nie cierpiał więcej.

Lecz ten Człowiek na krzyżu nie umarł z powodu choroby; był młody. Schyla głowę, jest bardzo zmęczony i za chwilę ogranie Go słodki sen. Nie płacze z bólu, nie lamentuje, nie przeklina. Na Jego twarzy nie widać wyrazu nienawiści lub złości. Gałązka oliwna nad Jego głową zdaje się szeptać cicho o pokoju.

Nie. On, Jezus, ten człowiek – teraz był to dla mnie „On”, przez duże „O” – On nie był zły; nie mógł być w żaden sposób zły. Być może był, lub być może nie był „Sługą Boga”, którego pieśni czytamy w szkole. Być może był, lub być może nie był tym cierpiącym, o którym nauczyciel powiedział nam krótko: „To Król Ezechiasz, lub lud Izraela”. Nie wiem. Lecz jednej rzeczy byłem pewien: On był dobry.

To Chrystus wzywa...

Miałem około dwunastu lat. Ktoś niewidzialny zaczął stukać do drzwi mojej duszy. Czułem ogromną pustkę; wiosna, zielone łąki, kwiaty zbierane przez nas do kolekcji, jaką każdy uczeń musiał zgromadzić na polecenie nauczyciela botaniki, wieczorne niebo usiane białymi gwiazdami, walka ojca i matki o przezwyciężenie ubóstwa, które stawało się coraz większe i dokuczliwsze, wszystko to wyostrzało moje poczucie pustki i opustoszenia. Pewnego dnia włóczyłem się sam po polach, gdy nagle poczułem dziwną tęsknotę przypominającą głód. Lecz nie był to głód chleba...; nie był to nawet głód Pisma świętego. Było to pragnienie spokoju i śmierci. Wydawało się, iż moje serce jest zamknięte.

Grzechy popełniane przez ludzi obrażają Boga. Wydaje mi się, że Bóg jest ranny, Bóg cierpi w swej sprawiedliwości lub w swym miłosierdziu. Cierpi On z powodu człowieka, który grzeszy, cierpi On z człowiekiem, który grzeszy, ponieważ człowiek znajduje się w bardziej żałosnym stanie, niż dymiący len i zgnieciona trzcina, wywołująca współczucie sługi Bożego.

Nawrócenie

Nadal nie miałem świadomości konfliktu z judaizmem. Pielgrzymi Boży chodzą po samotnych ścieżkach. Nigdy nie rozmawiałem z nikim na temat stanu mojej duszy i wzrastającej w niej miłości. Dla kochającego człowieka miłość może być ciężarem, jest to jednak słodki ciężar, który nosi on z wewnętrznej konieczności. Amor meus pondus meum, powtarzam za św. Augustynem. Człowiek, który kocha, mówi św. Tomasz z Akwinu, stara się zbliżać coraz bardziej do obiektu swojej miłości. A jak kochałem Jezusa – kochałem Go z każdym dniem coraz mocniej. Przez wiele lat potrafiłem godzić ze sobą judaizm i chrześcijaństwo (a może było to tylko złudzenie? absurdalny pomysł?), ponieważ kochałem i jedno, i drugie. Co innego mogłem uczynić?

Eugenio Zolli po przejściu na katolicyzm.

Wieczorem odprawiałem późne nabożeństwo, w czasie którego towarzyszyło mi dwóch pomocników, jeden z prawej, a drugi z lewej strony. Czułem się tak oderwany od rytuału, że pozwalałem innym recytować modlitwy i śpiewać. Nie odczuwałem ani radości, ani smutku; byłem pozbawiony jakichkolwiek myśli i uczuć. Serce w mojej piersi było jakby martwe. I właśnie wtedy zobaczyłem oczami duszy wznoszącą się ku górze łąkę, pokrytą jasną trawą, ale bez kwiatów. Na tej łące ujrzałem Jezusa Chrystusa w białym płaszczu, za Jego Głową lśniło niebieskie niebo. Doświadczyłem ogromnego, wewnętrznego pokoju. Gdybym miał zobrazować stan mojej duszy w tamtej chwili pomyślałbym najpierw o kryształowo czystym jeziorze wśród wysokich gór. W moim sercu rozbrzmiewały słowa: „Jesteś tu po raz ostatni”. Rozważałem je z największym spokojem duszy bez emocji. Moje serce odpowiedziało: „Tak jest, tak będzie, tak musi być”. W kilka dni później złożyłem mój urząd w społeczności żydowskiej i udałem się do zupełnie nieznanego księdza, prosząc go o naukę. Upłynęło kilka tygodni aż do owego dnia, 13 lutego, kiedy przyjąłem Sakrament Chrztu i zostałem włączony do Kościoła katolickiego, Mistycznego Ciała Jezusa Chrystusa.

W 1945 r. zabłysło w moje duszy światło. Był to czas pełnego rozkwitu w moim życiu duchowym – po przebytym smutku wielka obfitość owoców zrodziła się z wiecznie kwitnącego Drzewa Chrystusowego Krzyża. Powiedział mi: „Pójdź za mną”. Było to wezwanie od Boga. Poszedłem za nim i 13 lutego 1945 r. przyjąłem chrzest w Kościele rzymskokatolickim. Było dla mnie wielką radością, że tego dnia towarzyszyła mi żona, która wraz ze mną przystąpiła do sakramentu.

Skutek nawrócenia

Jaki jest skutek nawrócenia człowieka w nim samym? Zgodnie z tradycją Najwyższa Prawda ogłosiła św. Katarzynie: „Wiedz, moja córko, że Ja jestem Tym, który jest, a ty jesteś ta, która nie jest”. Tak przemawia Jezus do duszy, którą wzywa do siebie. Nawrócenie oznacza nowe poznanie siebie i dusza nawróconego słyszy słowa, które słyszała także św. Katarzyna: „Pamiętaj, abyś nigdy nie opuszczała celi poznania siebie, ale trwaj w niej i używaj bogactwa, którym cię obdarzyłem, doktryny prawdy, opartej na żywym kamieniu Chrystusa, słodkiego Jezusa, którego szatą jest światło. Nim się przyoblecz, umiłowana i słodka, w prawdzie”.

Wielkość papieża Piusa XII

„Czy nawrócił się pan z wdzięczności do Papieża, który tyle zrobił dla włoskich Żydów w czasie nazistowskich prześladowań?” To pytanie zadawali mi, i nadal zadają, liczni reporterzy.

Ze Stolicy Piotrowej, podobnie jak z Krzyża Chrystusa, emanują duchowe promienie, które dążą do tego, by do każdego dotrzeć, każdego oświecić i wszystkim bez wyjątku wyświadczyć dobro. Możnaby powiedzieć o pontyfikacie Pisa XII, że jest on inspirowany słowami Izajasza: „Pokój jest harmonią, pokój jest zbawieniem dla tych, którzy daleko, i dla tych, którzy blisko. Chcę ich wszystkich uleczyć”. Kościół katolicki miłuje wszystkie dusze. Cierpi ze wszystkimi za wszystkich, oczekuje z miłością na progu świętego Piotra na swoje dzieci, a jego dziećmi są wszyscy ludzie. Namiestnik Chrystusa chce, aby wszyscy ludzie znaleźli się w kręgu ludzkiego i Boskiego miłosierdzia. Tylko miłosierdzie czyni ludzi wolnymi.

Nie ma takiej otchłani rozpaczy, do której nie zstąpiłby duch miłości Piusa XII. O wielorakich dziełach miłosierdzia Ojca Świętego możnaby napisać tomy. Za wielkim Papieżem stoją księża katoliccy na całym świecie, zakonnicy i zakonnice, a także świeccy. Kto zdoła opowiedzieć to, czego dokonali? Prawo surowej klauzury zostało zniesione, wszystko razem i każda rzecz z osobna oddane na usługi miłosierdzia. Gdy cierpienie się wzmogło, wzmocniło się także światło bijące z Serca Chrystusa i z Jego Namiestnika, bardziej czujni i gotowi do poświęceń i męczeństwa stali się synowie i córki Chrystusa. Młodzi lewici i siwowłosi kapłani, zakonnicy wszystkich zakonów we wszystkich krajach, oddane siostry – wszyscy poszukujący dobrych dzieł i gotowi do poświęceń. Nie ma barier, znikły podziały. Wszyscy cierpiący są w oczach Kościoła dziećmi Boga, dziećmi w Chrystusie, za nich i z nimi cierpią i umierają wszyscy. Żaden bohater w historii nie dowodził taką armią; nie było też armii waleczniejszej i bardziej bohaterskiej niż ta prowadzona przez Piusa XII w imię chrześcijańskiego miłosierdzia.

Nie wahałem się odpowiedzieć przecząco na pytanie, czy nawróciłem się z wdzięczności do Piusa XII za jego niezliczone dzieła miłosierdzia. Mimo to czuję się w obowiązku złożyć hołd i przyznać, że ewangeliczne miłosierdzie było światłem, które wskazało drogę mojemu staremu, zmęczonemu sercu. Jest to to samo miłosierdzie, które tak często rozbłyskało w historii Kościoła, i które w pełni zajaśniało w dziełach obecnego Papieża.

Łzy świętych

Ecclesia i Synagoga. Ecclesia w koronie, z krzyżem i kielichem w dłoni wyobrażała Kościół Chrystusowy. Synagoga z przewiązanymi oczami na znak ślepoty, iż nie rozpoznała Chrystusa, i złamaną włócznią, symbolizującą utratę wszelkich praw, które przeszły na Ecclesię, z wypadającymi z dłoni tablicami przykazań uosabia Stare Przymierze. Portal, ok. 1235 r., Strasburg, katedra Najświętszej Maryi Panny.

Czy zatem nawrócili pana jezuici? Nie, przez wiele lat, jeszcze za pobytu w Trieście, posyłałem artykuły do „Przeglądu Biblijnego”, a czasem, gdy przebywałem w Rzymie, składałem wizytę ojcu rektorowi, ale nie stąd się wzięło moje nawrócenie. A skąd? Mogę powiedzieć tyle: pewien jezuita przemówił mi do serca – św. Ignacy, założyciel Towarzystwa. A także inni Święci: św. Filip Neri, św. Franciszek z Asyżu., św. Katarzyna ze Sieny, Alfons Ratisbonne, którego biografię napisał niedawno z dużym znawstwem P. H. Colson.

W kategorii tych, którzy odznaczają się czymś w rodzaju świętej gorliwości i miłości do Izraela, święty Ignacy odbija się jasnym światłem na tle historycznego antysemityzmu. Do jednego ze współczesnych sobie zwolenników czystości krwi, ów Święty powiedział: „Uznawałbym to za szczególną łaskę, gdybym wywodził się z rodu Hebrajczyków. Jakie to wspaniałe, być zjednoczonym więzami krwi z Chrystusem, naszym Panem, i z Matką Bożą, chwalebną Dziewicą Maryją!”. Podobnego zdania w tym względzie był wielki przyjaciel św. Ignacego, św. Filip Neri, który zawsze modlił się za naród hebrajski. Tak bardzo pragnął być świadkiem przyłączenia się Żydów do Chrystusa, że płakał na sam widok Hebrajczyka pozostającego poza owczarnią. Jeden z jego uczniów, Franciszek Maria de Ferrara, modlił się przez trzy lata o nawrócenie pewnego Izraelity. Wreszcie nadszedł dzień, gdy mógł uczestniczyć w chrzcie nawróconego w bazylice św. Piotra. „Był on – jak z wdziękiem zauważa ojciec John Osterreicher – synem jego modlitwy”.

W miłosierdziu, którym Bóg napełnia serca swoich Świętych, nie może być podziału ze względu na rasy czy narodowości. Jesteśmy wszyscy z Boga: każdy naród, każde pokolenie, każdy człowiek każdej religii każdego czasu. Święci są współobywatelami tego samego królestwa i przyjaźnią się ze sobą. Znają się nawzajem, ponieważ są sąsiadami w mieście Boga. Ω

E. Zolli, Przed świtem. Naczelny rabin Rzymu: dlaczego zostałem katolikiem, Biblioteka Frondy, Warszawa-Katowice 1999, ss. 240. Zebrał Tomasz Kubiak.

Israel Zolli urodził się 17 września 1881 r. na ziemiach polskich, w Brodach w Galicji. Później mieszkał w Stanisławowie i Leopoldowie (Austria). Rozpoczął studia na Uniwersytecie Wiedeńskim, a po pierwszym semestrze przeniósł się do kolegium rabinackiego we Florencji. Po ukończeniu kolegium został rabinem w Trieście, później zaś naczelnym rabinem w Rzymie. 13 lutego 1945 r. wraz z żoną nawrócił się na katolicyzm. Wkrótce katolicyzm przyjęła także córka. W dowód wdzięczności dla papieża Piusa XII i jego troski o los Żydów podczas II wojny światowej, przyjął imię Eugenio (papież miał tak na imię). Znienawidzony przez Żydów, niesłusznie oskarżany o opuszczenie społeczności żydowskiej Rzymu podczas okupacji niemieckiej, Eugenio Zolli umarł w pierwszy piątek miesiąca, 2 marca 1956 r. „Kochałem Jezusa; kochałem Go z każdym dniem coraz mocniej” – wyznał Eugenio Zolli.