Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X
Dziękczynienie za zwycięstwo chocimskie 1621 r. [3 kl.]
Zawsze Wierni nr 5/2012 (156)

Krzysztof A. Ferrara

Niesatysfakcjonujące?

Niepodpisany komunikat Biura Prasowego Watykanu z 16 marca 2012 r. stwierdza, że niejawna odpowiedź bp. Fellaya na otoczoną tajemnicą „preambułę doktrynalną”, będącą owocem toczonych sub secreto rozmów pomiędzy Bractwem a Rzymem, została – poufnie – uznana za „niewystarczającą dla przezwyciężenia problemów doktrynalnych, które legły u podstaw kontrowersji pomiędzy Stolicą Apostolską a wspomnianym Bractwem”. „Biskup Fellay został poproszony o [precyzyjniejsze] wyjaśnienie swojego stanowiska w terminie do 15 kwietnia br., aby stało się możliwe uleczenie istniejącego pęknięcia, co jest pragnieniem papieża Benedykta XVI”.

Wciąż nie wiemy dokładnie, o jakie „problemy doktrynalne” chodzi ani jaka formuła byłaby wystarczająca, by je należycie „wyjaśnić”. To tajemnica. Wiemy natomiast, że w dniu wydania tego komunikatu bp Fellay spotkał się – oczywiście w tajemnicy – z kard. Levadą i innymi dygnitarzami z Kongregacji Nauki Wiary, by przedyskutować sposoby uleczenia „pęknięcia” między Bract­wem a Stolicą Apostolską i „uniknięcia rozłamu o bolesnych i trudnych do przewidzenia konsekwencjach”. Według włoskiej agencji informacyjnej AGI, podczas spotkania „do całkowitego zerwania nie doszło jedynie dzięki postawie Stolicy Apostolskiej, co dowodzi, że Benedykt XVI nadal ma nadzieję na reintegrację”. Pomimo jednak, że uniknięto ostatecznego zerwania, pęknięcie pozostało, stąd właśnie – według Radia Watykańskiego – „bp Fellay został poproszony o [precyzyjniejsze] wyjaśnienie swojego stanowiska w terminie do 15 kwietnia br., aby stało się możliwe uleczenie istniejącego pęknięcia, co jest pragnieniem papieża Benedykta XVI”.

Mamy więc nieprzekraczalny termin na dostarczenie wyjaśnień, koniecznych dla uleczenia mogącego doprowadzić do zerwania pęknięcia oraz przyszłej reintegracji. Proszę zwrócić uwagę na celowe unikanie tradycyjnych terminów takich jak „schizma”, „herezja”, „wyznanie wiary” i „powrót dysydentów do jedynego prawdziwego Kościoła”. W dokumencie tym nie sposób znaleźć najmniejszej wzmianki, by Bract­wo Św. Piusa X wyznawało jakąś sprzeczną z wiarą katolicką doktrynę albo że jego zwolennicy nie są katolikami (w odróżnieniu od formalnego statusu „misji kanonicznej” FSSPX). W dokumentach watykańskich dotyczących statusu FSSPX nie pojawia się już również termin „schizma”.

Bynajmniej. Chodzi jedynie o dostarczenie – w tajemnicy – doprecyzowania niejawnie dyskutowanych problemów doktrynalnych dotyczących II Soboru Watykańskiego. Dzięki temu pękniecie zostanie uleczone, nie dojdzie do żadnego rozłamu i będzie mogła nastąpić reintegracja. Nie ma potrzeby, byśmy wszyscy znali szczegóły.

Podczas mojej – co prawda powierzchownej – lektury komunikatów Biura Prasowego Watykanu nie spotkałem się nigdy z przypadkiem tak dziwnego postępowania wobec jakiegokolwiek innego katolika lub grupy katolików, spośród miliarda ludzi należących do pogrążonego w kryzysie Kościoła. Nie natknąłem się też na żadne wezwania do przedyskutowania z Kongregacją Nauki Wiary „problemów doktrynalnych” i rozwiązania ich, zanim będzie mogła nastąpić ostateczna reintegracja. Mogło by się wydawać, że w całym Kościele nikt oprócz Bractwa i jego zwolenników nie stwarza żadnych problemów doktrynalnych, które Watykan pragnąłby szybko wyjaśnić w uprzednio określonym terminie.

Nie wydaje się też, by Watykan przejmował się zbytnio konfliktami, rozłamami czy reintegracją z niezliczonymi rzeszami katolików na wszystkich kontynentach, w tym z licznymi biskupami i kapłanami, którzy nie akceptują już żadnego nauczania Kościoła, o ile nie spotyka ono się z ich osobistą aprobatą. Wszyscy znamy oczywiste tego przykłady, takie jak niemal powszechne nieposłuszeństwo wobec nieomylnego nauczania o małżeństwie i prokreacji. Na naszych oczach episkopaty Włoch i Niemiec odmówiły wprowadzenia poprawek do błędnych tłumaczeń na języki narodowe liturgii novus ordo Missæ, które Kościół był zmuszony znosić przez 40 lat, zanim Watykan ostatecznie zarządził wprowadzenie odpowiednich korekt. Co nam tam jakiś papież!

Jest też ruch księży austriackich, kierowany przez ks. Helmuta Schüllera, byłego wikariusza generalnego kard. Schönborna; ruch, do którego celów – jak donosi Aleksander (Sandro) Magister – „należy (...) zniesienie celibatu i włączenie do posługi kapłańskiej «żonatych» księży i ich konkubin”. Bunt ten, „otwarcie wspierany przez 329 księży, zagroził rozłamem w Kościele austriackim na kilka tygodni przed planowaną wizytą Benedykta XVI w sąsiednich Niemczech (22–25 września)”. Dysydenci ogłosili Wezwanie do nieposłuszeństwa, w którym domagają się „zniesienia celibatu, święceń kobiet oraz innych reform” – które to postulaty „cieszą się w tym tradycyjnie katolickim kraju poparciem 60% badanych”.

Przywódcy rewolty otwarcie zadeklarowali, że „będą łamali prawo Kościoła, udzielając Komunii protestantom i rozwiedzionym katolikom, którzy ponownie wstąpili w związek małżeński, oraz pozwalając świeckim nauczać i kierować parafiami pozbawionymi kapłanów”. Ksiądz Schüller publicznie stwierdza, że „wielu kapłanów już teraz po cichu łamie te prawa, często za wiedzą własnych biskupów, a zainicjowana przez niego kampania ma na celu wymuszenie na hierarchii przyzwolenia na zmiany”. Aleksander Magister określa to jako schizmę – nie „pęknięcie” czy „rozłam”, ale po prostu schizmę. Oczywiście ma rację. A trzeba pamiętać, że takich przypadków schizmy jest obecnie całe mnóstwo.

Mógłbym w nieskończoność wymieniać przypadki porzucenia doktryny czy praktyk Kościoła, z jakimi mieliśmy do czynienia po II Soborze Watykańskim. Samo skatalogowanie tych przypadków zajęłoby kilka książek. A jednak Watykan nie czyni nic lub prawie nic, by ukarać sprawców. Wszyscy znamy tłumaczenie przedstawiane przez „konserwatystów”: papież (tu należy wstawić imię) obawia się jakiejkolwiek bezpośredniej konfrontacji z dysydentami należącymi do hierarchii poszczególnych krajów z obawy, że doprowadziłoby to do schizmy. A może jednak nie do schizmy, ale „konfliktów i pęknięć”?

Jednak w przypadku Bract­wa nikt jakoś nie obawia się sprowokowania konfliktu, pęknięcia czy schizmy. Jego członkom nakazano doprecyzować sygnalizowane problemy doktrynalne przed nieprzekraczalnym terminem 15 kwietnia, w przeciwnym razie bowiem... No właśnie, co? Ponowna ekskomunika czterech biskupów? Czy mogłoby to być postrzegane inaczej niż farsa, nawet przez te same media, które w imię soboru domagały się niestrudzenie zerwania wszelkich stosunków z Bractwem? Deklaracja schizmy? Na jakiej podstawie? Biskupi Bractwa nie zostali oskarżeni o odmowę podporządkowania Biskupowi Rzymu, zarzucono im jedynie niedostarczenie „wystarczającego” wyjaśnienia niewymienionych i dyskutowanych w tajemnicy problemów doktrynalnych. Delegaci Bractwa udawali się do Rzymu za każdym razem, gdy wzywano ich do przedyskutowania tej sprawy. W jaki sposób mogłoby to konstytuować schizmę?

Wygląda to na paradoks: Bractwo spotyka się z zawoalowanymi groźbami natury dyscyplinarnej właśnie dlatego, że jest posłuszne i traktuje takie groźby poważnie. Te ataki na FSSPX przywodzą na myśl prawdopodobne przesłanki dla prowadzenia w Iraku wojny, mającej rzekomo na celu „zwalczanie terroryzmu”: podbój tego kraju był „celem osiągalnym”, nawet jeśli w rzeczywistości nie było tam żadnych obozów Al Kaidy. Obalając mało znaczącą dyktaturę, która nie mogła stawić zbyt silnego oporu, Ameryka mogła stworzyć pozory, że walczy z „terrorystami”.

Być może po 15 kwietnia Bractwo rzeczywiście spotka coś niezbyt przyjemnego, coś, co obecnie trudno jest przewidzieć. Można snuć rozmaite przypuszczenia na temat użycia ciężkiej artylerii kanonicznej. Być może rozważana jest nawet jakaś forma ultra­‑ekskomuniki, jakkolwiek absurdalna byłaby ona w tej sytuacji. Najbardziej jednak prawdopodobne jest to, że... nie stanie się nic. Watykan w dalszym ciągu będzie ubolewał nad pęknięciem, które mogłoby przeobrazić się w rozłam, podczas gdy wszyscy dokoła doskonale wiedzą, że członkowie Bractwa i jego zwolennicy są po prostu katolikami, zmuszonymi mierzyć się z przeciwnościami nieznanymi żadnej grupie katolików w całej historii Kościoła. Nie zostanie natomiast wydany żaden komunikat o konflikcie czy rozłamie czy to w Austrii, czy w jakimkolwiek innym miejscu, gdzie lekceważy się fundamentalne nauki Magisterium oraz dyrektywy papieskie.

Jak to jednak możliwe, że żaden z tych bezwstydnych prowodyrów owych przybierających już rozmiary pandemii odstępstw od zasad wiary i moralności nie został wezwany do Watykanu, by „doprecyzować” swoje „problemy doktrynalne”? Dlaczego żadnemu z nich nie wyznaczono nieprzekraczalnego terminu na „doprecyzowanie swego stanowiska, by mogło zostać uleczone zaistniałe pęknięcie”?

Wszyscy ci dysydenci mają jedną wspólną cechę: są gorącymi wielbicielami Vaticanum II. Żaden z nich nie ma żadnych „problemów doktrynalnych” z jego nauczaniem. Przeciwnie, sobór jest dla nich źródłem inspiracji – czczą go jako magna charta, dzięki której zostali wyzwoleni od Tradycji. Ich „problemy doktrynalne” dotyczą jedynie pewnych aspektów tego, czego Kościół zawsze nauczał i w co wierzył przed soborem. Wiecie, dogmaty i takie tam.

Nie ma tu znaczenia, czy sam sobór rzeczywiście zajmował takie stanowisko. Ważne jest jedynie to, że tak postrzegają go dysydenci – którzy z tego właśnie powodu akceptują go bez zastrzeżeń. Nie ma więc potrzeby wzywania ich do Watykanu. Ich percepcja soboru jest całkowicie „satysfakcjonująca”. Jednak z Bractwem to zupełnie inna sprawa. Bractwo musi wyjaśnić swe stanowisko odnośnie do niejasnych tekstów soborowych zgodnie z „hermeneutyką ciągłości”, do której stale odwołuje się papież, a której jak dotąd nigdy nie zastosowano.

Sobór, sobór, sobór. To jedyne, co ma znaczenie. Dlatego właśnie jedynie Bractwu wyznaczono nieprzekraczalny termin 15 kwietnia na zapobieżenie „rozłamowi o bolesnych i trudnych do przewidzenia konsekwencjach”. Najwyraźniej z perspektywy Watykanu nie ma podstaw do rozwodzenia się nad „bolesnymi i trudnymi do przewidzenia konsekwencjami” apostazji świata zachodniego, której – właśnie od czasu soboru – przewodzą sami biskupi i kapłani.

Niech mi będzie wolno zasugerować kilka kwestii, które bardziej pasowałyby do watykańskiej teczki z etykietą „Niesatysfakcjonujące”. Może władze watykańskie wyznaczą jakieś ostateczne terminy dla wyjaśnienia tych kwestii, dotyczących raczej wspólnego dobra całego Kościoła niż „problemów doktrynalnych” wyrażanych przez czterech tradycyjnych biskupów odnośnie do soborowych dokumentów, które są uznawane za problematyczne praktycznie przez wszystkich, włączając w to samego papieża:

– „Niesatysfakcjonująca” jest wiara milionów katolików, w tym zbuntowanych biskupów i kapłanów, nie przywiązujących już żadnego znaczenia do tego, czego nauczali papieże oraz sobory w kwestiach wiary i moralności, w których mają oni swe własne zdanie.

– „Niesatysfakcjonująca” jest liturgia rzymska, która – według słów samego kard. Ratzingera – „znajduje się w stanie upadku” w wyniku „zerwania ciągłości rozwoju liturgicznego”, czego „konsekwencje mogły być jedynie tragiczne”.

– „Niesatysfakcjonująca” jest obrona przez katolicką hierarchię odrzucanych dziś niemal powszechnie „niewygodnych prawd” i praktyczny brak oporu wobec „miękkiej” tyranii współczesnego państwa narodowego, wobec którego duchowni skapitulowali całkowicie zgodnie z programem „dialogu”, „ekumenizmu”, „wolności religijnej” oraz „otwarcia na świat” zainaugurowanego przez II Sobór Watykański – stwarzając „problemy doktrynalne”, do których sprecyzowania wezwane zostało Bractwo.

– „Niesatysfakcjonujące” są usiłowania oczyszczenia diecezji z homoseksualistów, heretyków, heretyckich katechizmów oraz perwersyjnych programów „edukacji seksualnej”.

– „Niesatysfakcjonujące” są próby dokonania „poświęcenia Rosji” przy równoczesnym celowym niewymienianiu jej z nazwy, wskutek tego, że watykańscy urzędnicy uważają za nierozważne spełnienie żądania Panny Roztropnej.

– „Niesatysfakcjonująca” jest ogólna kondycja Kościoła, w którym po ponad 40 latach „soborowej odnowy” ogromna liczba nominalnych katolików znajduje się w stanie, który Jan Paweł II nazywał „milczącą apostazją”, zaś znaczna część hierarchii w stanie, który s. Łucja określała mianem „diabelskiej dezorientacji”.

– „Niesatysfakcjonujące” było ujawnienie w 2000 r. treści trzeciej części tajemnicy fatimskiej, w której brak jest wyjaśnienia Najświętszej Maryi Panny odnośnie do wizji równie niejasnej, co dokumenty II Soboru Watykańskiego.

„Niesatysfakcjonujące” jest też stanowisko Watykanu wobec Bractwa Św. Piusa X. Status kanoniczny FSSPX powinien zostać uregulowany natychmiast – jednostronnie i bez żadnych warunków. Powinno ono również otrzymać zgodę na działanie niezależne od ordynariuszów, wyśpiewujących hymny pochwalne pod adresem Vaticanum II podczas zamykania katolickich szkół, likwidacji parafii, przeciwstawiania się decyzjom Summorum Pontificum, przypochlebiania się „katolickim środowiskom gejowskim”, udzielania Komunii św. publicznym heretykom i uśmiechających się głupkowato, gdy wyciskają z Kościoła resztki życia.

Do prawdziwego odrodzenia Kościoła może obecnie doprowadzić jedynie katolicka odnowa, w rodzaju tej, jaka została niegdyś przeprowadzona przez niezależne i cieszące się wsparciem Rzymu ośrodki reformy kluniackiej. Bractwo posiada wszelkie predyspozycje do odegrania w takiej reformie kluczowej roli. Pozbawianie go jej tylko po to, by kontynuować rozważania nad dwuznacznościami soboru, których nikt już nie jest w stanie wyjaśnić, niczego nie rozwiąże. Módlmy się, by papież zakończył ten groteskowy spektakl – dla dobra Kościoła i całego świata. Ω

Tekst za: remnantnewspaper.com, 22 marca 2012. Tłumaczył Tomasz Maszczyk.