Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X
św. Piotra Chryzologa, biskupa, wyznawcy i doktora Kościoła [3 kl.]
Zawsze Wierni nr 3/2012 (154)

ks. Karol Stehlin FSSPX

Dalsza nauka w szkole krzyża

Drodzy Czytelnicy!

W lutowym artykule wstępnym opisaliśmy pięć lekcji, jakie należy odbyć w szkole krzyża, by nauczyć się cierpliwie ten krzyż nieść i w ten sposób podobać się Panu Bogu. Przede wszystkim należy nie dać się porwać doświadczeniu krzywdy, lecz w chwili bólu zachować spokój i zwracać się z prośbą o pomoc do Boga. Trzeba też zdać sobie sprawę z ogromnego znaczenia cierpienia dla naszej i innych świętości. Pozwoli to nam spojrzeć obiektywnie na sprawcę wyrządzonej krzywdy, a naśladując Chrystusa i Maryję, modlić się za niego. Wreszcie winniśmy nauczyć się odróżnić czyn przeciw nam wymierzony od człowieka, który go popełnił. Należy również pamiętać o tym, że często jesteśmy w mniejszym lub większym stopniu współwinni.

Gdy szczęśliwie odbędziemy tych pięć lekcji, będziemy w stanie zastanowić się nad kolejnym zagadnieniem, a mianowicie nad tym, jak powinniśmy reagować na krzyż. To będzie szósty krok albo szósta lekcja w szkole krzyża.

Nierzadko się zdarza, że człowiek chciałby tę szóstą lekcję odbyć jako pierwszą lub drugą, dlatego nie może odnieść korzyści z obecności w szkole krzyża. Reakcja na wyrządzoną nam niesprawiedliwość nie może być bezpośrednim następstwem tej krzywdy. Aby reakcja na krzywdę czy jakieś cierpienie była konstruktywna, winna być poprzedzona opisanymi w ostatnim artykule przygotowaniami wstępnymi. W przeciwnym razie będzie niewłaściwa, często gwałtowna, a zawsze przykra dla zainteresowanego i jego otoczenia. Dobry uczeń szkoły krzyża nie może sobie na to pozwolić. Nie chce poddawać się silnym emocjom i dąży do opanowania gniewu i jego zewnętrznych objawów. Dzięki takim wysiłkom wysycha źródło ogromnej liczby grzechów.

Oczywiście nie chodzi o to, żeby w ogóle nie reagować na doznaną krzywdę. Nasza reakcja (przynajmniej wewnętrzna) jest nieunikniona, ale powinna być konstruktywna. Nasz rozum, otrzymując informacje od naszych zmysłów, stara się odczytać ich istotę, przyczyny i skutki. Nasza wola unika zaś tego, co rozum dostrzegł jako złe, lub dąży do tego, co rozum zobaczył dobrego.

Jeśli widzimy swoje doświadczenia i cierpienia w świetle Bożych prawd, reakcja na nie będzie podyktowana troską o większą chwałę Bożą i zbawienie dusz. Będziemy się starali tak zareagować na krzyż, aby chwała Boża w sercach ludzkich uległa pomnożeniu, a człowiek winny naszej krzywdy zapragnął poprawy i zmienił swe życie. Zawsze lepiej jest zareagować spokojnie niż niespokojnie: ta zasada ma zastosowanie także w reakcji na cierpienie. W objawieniach Katarzyny Emmerich czytamy, jak Pan Jezus reagował na kolejne wrogie akty wobec swojej osoby. Opluty, pobity, wyszydzony i wyśmiany, ale zawsze spokojny. Oto nasz wzór! Gdy Pan Jezus zobaczył krzyż, uśmiechnął się, dotknął czule ręką i ucałował go. Dźwignął go z wielkim wysiłkiem, ale bez wewnętrznego buntu. A jeśli jakieś zło wzbudziło kiedykolwiek gwałtowną reakcję w Jezusowej duszy – jak podczas wypędzenia handlarzy ze świątyni jerozolimskiej – to ten gniew nie burzył Jego wewnętrznego spokoju. Reakcja Pana Jezusa na niecne praktyki handlarzy w świątyni jerozolimskiej była podobna do oceanu, który bywa wzburzony tylko na powierzchni, podczas gdy w głębinach wód trwa spokój. Tak więc nasza odpowiedź na zło powinna być wyrażona w stanie jak największego pokoju serca. Ten pokój serca nie pozwoli nam skoncentrować się na swojej krzywdzie, ale umożliwi szukanie we własnym postępowaniu jedynie dobra drugiego człowieka. Jeśli wówczas nawet popełnimy jakiś błąd, to możemy być pewni, że Pan Jezus „napisze prosto po naszych krzywych liniach”, bowiem widzi naszą dobrą i czystą intencję.

Wyrządzone nam zło ma swoje źródło w braku cnót sprawcy, a więc w jego wadach. Dostrzegając wadę jako przyczynę jakiegoś złego czynu, powinniśmy starać się pokazać sprawcy przeciwną do tej wady cnotę. Na przykład jeśli ktoś mówi o mnie źle, ponieważ jest zazdrosny, to ja mówię o nim dobrze i wskazuję na jego dobre strony. Będzie wtedy zdziwiony, bo raczej oczekiwał z mojej strony krytyki, a tymczasem usłyszał pod swoim adresem dobre słowo. Ktoś inny mnie obraża, mówiąc o mnie „sekciarz”. Mówi tak, gdyż brak mu podstawowej wiedzy o tym, co się dzieje w Kościele. Cóż więc począć wobec takiej postawy? Należy starać się przez merytoryczne rozmowy rozwiać niewiedzę bliźniego, a jeśli nie da to rezultatu, przykładem własnego życia zaprzeczyć fałszywej tezie, jakoby było się członkiem jakiejś sekty.

Zdarzają się jednak takie przypadki, gdy jedyną właściwą reakcją jest milczenie. Pan Jezus milczał, gdy wyśmiewał Go Herod. Milczenie jest wskazane, gdy wiadomo, że czyniący źle bliźni jest zapiekły i zaślepiony, co sprawia, że nie można (przynajmniej na krótką metę) oczekiwać od niego poprawy. W takich przypadkach milcząca negacja zła jest lepsza niż próba udzielenia jakiejś merytorycznej odpowiedzi. W tej kwestii trzeba dokonać ważnego rozróżnienia. Otóż zadana krzywda może dotyczyć albo nas samych, albo osób trzecich. W pierwszym przypadku lepiej cierpliwie znosić krzyż i nie szukać sprawiedliwości lub nie dochodzić swego. Święci dają nam bardzo wymowne przykłady takiego postępowania. Święty Jan Maria Vianney został kiedyś oskarżony przez pewną niezamężną kobietę, że jest ojcem jej dziecka. Choć mógł stracić panowanie nad sobą i gwałtownie zaprzeczać, to jednak nie zrobił tego, ale wytrzymywał w milczeniu ciężkie oskarżenie przez niemal sześć lat. Dopiero gdy pewien młodzieniec na łożu śmierci wyznał prawdę, Proboszcz z Ars został oczyszczony z zarzutów. Samego Pana Jezusa oskarżano, że lubi ucztować z grzesznikami, a mimo to On nigdy nie usprawiedliwiał się ani nie tłumaczył przed innymi. Toteż jest aktem wielkiej pokory dla zakonnika, gdy milczy wobec niesprawiedliwych oskarżeń ze strony przełożonych i nie stara się usprawiedliwiać. I my musimy starać się naśladować tę wielką cnotę. – Inna jest sytuacja, gdy fałszywymi oskarżeniami zostały skrzywdzone osoby trzecie. Wówczas nie wolno nam milczeć. Mamy obowiązek zaprzeczyć takim oskarżeniom i jeśli trzeba, zareagować nawet publicznie, zależnie od wagi i skutków takich czynów.

Często osoby uduchowione, nosząc cierpliwie swój krzyż i panując nad swymi reakcjami, popełniają inny błąd. Oczekują mianowicie, że skoro one same mają dobre intencje, sprawcy zła powinni to widzieć, docenić i jak najszybciej się poprawić, a przynajmniej zostać poruszeni szlachetnością skrzywdzonego. Zdarza się jednak, że krzywdziciele nie tylko nie reagują w oczekiwany sposób, lecz nawet wyśmiewają i kwestionują nasze dobre intencje. Próbują nas sprowokować, aby wywołać jakąś gwałtowną reakcję i w końcu wyśmiać jako obłudników. Po prostu czasem ktoś chce nas ściągnąć do swego poziomu, by usprawiedliwić swoje wady. Na przykład notoryczny złodziej lub lubieżnik czuje się dobrze tylko wśród sobie podobnych, którzy nie budzą u niego wyrzutów sumienia, nie toleruje natomiast w swoim towarzystwie osób szanujących cudzą własność lub ceniących swoją czystość. Jeśli się pojawią, chce im udowodnić, że i oni grzeszą. Dlatego nasza reakcja oddania dobrem za zło musi być podyktowana wyłącznie czystą miłością do samego Boga i powinna być wolna od wszelkich oczekiwań pod adresem ludzi. Często Pan Bóg pozwala, abyśmy powtarzali akty cierpliwości dla naszego własnego większego dobra i dla dobra wielu dusz.

Stając wobec doznanej krzywdy, należy przede wszystkim wzbudzić w sobie akt zaufania do Boga: „Boże, cokolwiek oni o mnie mówią krzywdzącego, Ty wiesz, jaka jest prawda, i weźmiesz mnie w obronę wówczas, gdy uznasz to za potrzebne”. Często sytuacja, w której się znaleźliśmy, jest tak skomplikowana, że próby jej rozwikłania są z góry skazane na niepowodzenie. Wówczas należy oddać sprawę w ręce samego Boga i prosić Go, by zechciał sam nią pokierować. Ufne zdanie się na Boga – oto doskonałe lekarstwo na wiele skomplikowanych problemów! Lekarz w szpitalu może wyczerpać wszystkie dostępne środki ratowania zdrowia, nie uzyskując poprawy stanu pacjenta. Co wówczas? Rozpacz? Nie, ufne zdanie się na Boga! W wielu sytuacjach to nie my mamy już działać według własnego rozumienia, lecz sam Pan Bóg przez nas. My mamy być tylko narzędziami w Bożych rękach. Tylko sam Bóg może zmienić ludzkie serca. Tylko w Bogu nasze uczynki mają jakąkolwiek wartość. Tylko gdy On przez nas mówi i działa, nasze czyny i słowa skutkują dobrem i pokojem. Pozwólmy więc Chrystusowi Panu mówić i działać przez nas. Poprzedzajmy swe reakcje modlitwą: „Panie, przemów moim językiem, czyń moimi rękami”. Wtedy nasze reakcje będą miały nadprzyrodzoną podstawę.

* * *

Życzę Wam, drodzy Czytelnicy, jak najowocniejszego przeżywania czasu Wielkiego Postu. Świat już w ogóle zapomniał, że jest coś takiego jak Wielki Post. Na świecie, w mediach, w Internecie trwa nieprzerwany karnawał. W wirze rozrywek, w konwulsjach rywalizacji o bogactwo i znaczenie wielu ludzi podąża drogą, która prowadzi tam, gdzie nie ma nieba. My zaś świadomie przeżywajmy Wielki Post. Jest czas na godziwą zabawę, ale jest też czas na solidną pokutę. Teraz nastał czas pokuty. Niech posty, jałmużny i modlitwy przemienią, uszlachetnią nasze dusze. Na drogach wielkopostnych szukajmy pomocy i wsparcia Matki Bożej. Tak jak nie można bez Niej postąpić w doskonałości chrześcijańskiej, tak też nie można bez Niej dobrze przeżyć Wielkiego Postu. Ω