Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X
Ofiarowanie N.M.Panny [3 kl.]
Zawsze Wierni nr 12/2005 (79)

o. Bernard Maria de Chivré OP

Niepokalana pomocą w poznaniu Boga

Jeśli pozwolimy Bogu, by nas pociągnął do swego Boskiego życia, będzie On postępował z nami tak, jak to uczynił z Najświętszą Maryją Panną. Przyglądnijmy się przez chwilę, w jaki sposób Ją traktował i jak Ona na to odpowiadała.

Najświętsza Dziewica osiągnęła stan empirycznego poznania Boga poprzez wierność „odkupieńczym doświadczeniom”, które są nierozerwalnie związane z tym poznaniem. Dopóki nie przeszła przez „odkupieńcze doświadczenie”, posiadała miłość Bożą, pozostawała w Jego służbie, nie posiadała jednak empirycznego poznania Boga.

Nigdy nie zapominajmy, że o ile możemy oglądać Boga jedynie po śmierci, to jednak od nas zależy, czy posiadamy właściwe wyobrażenie o Nim już na ziemi, a przynajmniej opartą na doświadczeniu wiedzę o Bogu, wypływającą z „odkupieńczych doświadczeń” analogicznych do tych, przez które przeszła Niepokalana Dziewica. W naszych własnych chwilach „odkupieńczych doświadczeń” czujemy, jak Bóg próbuje skruszyć okrywającą nas skorupę i otworzyć naszą duszę na błękitne niebo.

Niepokalana Dziewica była dzieckiem pełnym radości wypływającej z bezgrzesznego dzieciństwa: bardzo czystej, bardzo zdrowej i bardzo spontanicznej radości, radości całkowitej, płynącej z dobrowolnej służby w świątyni. Była oddana służbie ołtarza i już wówczas czuła się zatracona w Bogu. Następnie zasmakowała radości intensywnego pragnienia Boga, wzrastającego w atmosferze niewzruszonej wierności. Była Ona w tym podobna do nas – nie zdawała sobie sprawy, że te wszystkie darmowe dotknięcia łaski nie były doświadczalnym poznaniem Boga: były jedynie jego preludium. Tak, to urok Jej wierności skłonił Boga do wybrania Jej na Matkę Zbawiciela, została wybrana przez wszystkie te dotknięcia Jego łaski.

Przejdźmy teraz od preludium do sedna utworu, do prawdziwie bolesnej symfonii: do dramatu zwiastowania, nieoczekiwanej podróży nawiedzenia, nocy Bożego Narodzenia, uciążliwej ucieczki do Egiptu. Symfonię tworzą również: rozłąka przy śmierci św. Józefa, rozłąka wynikła z działalności nauczycielskiej Syna, rozłąka moralna („Kto jest moją matką?”), rozłąka przy pojmaniu Pana, Jego śmierć, zmartwychwstanie i wniebowstąpienie.

Zadziwiające jednak, że im głębsza była rozłąka, tym bardziej doświadczała Ona Boga. Zrozumiała od razu, że skoro tylko Chrystus jest poczęty w naszej duszy, dusza ta przybita jest razem z Nim do krzyża. Niełatwo jest powiedzieć dziecku, że nie jest u końca swej drogi, że wszystko dopiero się zaczyna... i że może to nieść wielkie cierpienia. Pomyślcie o tych łaskach Jej dzieciństwa i młodości: łaskach entuzjazmu, łatwości w rozumieniu Boga, w służeniu Mu, w kochaniu Go z radością. Łaski te zostały zabrane.

Bóg, który zna naszą słabość, zaczyna wszystko od preludium. Musimy uświadomić sobie, że skoro powiedzieliśmy Bogu „tak”, oddalamy się coraz bardziej od preludium i przyciągani jesteśmy coraz bliżej samej muzyki. Ale odwagi: tylko w prawdziwej muzyce wchodzimy w kontakt z Bogiem. Wielką pociechą w opuszczeniu i rozłące jest świadomość, że prowadzą nas one, tak jak to było w przypadku Matki Bożej, do osobistego doświadczenia Boga. Będziecie potrzebowali całej gorliwości waszej wiary, nadziei i miłości, całej waszej żarliwości, jeśli macie przejść przez ciemność i chaos oraz nie ustać w drodze.

Im bardziej przyjmować będziecie tę postawę, tym wyraźniej dostrzegać będziecie Bożą obecność. Najświętsza Dziewica nigdy nie była zaniepokojona ani zakłopotana: płakała, cierpiała straszliwie – jest przecież Królową Męczenników – ale nigdy nie ulegała zniechęceniu. Była pewna Boga.

Prawdziwa muzyka zaczyna się, kiedy jesteście ostatecznie pewni Boga. Nie pewni Jego łask, ale pewni Jego samego, jak to wyjaśnia św. Augustyn: „Czy szukasz pociech Bożych, czy Boga pocieszenia?”.

Musimy zrozumieć jedną rzecz: od chwili, kiedy wiążemy się z Bogiem, widzimy, że nic nie wygląda tak, jak marzyliśmy. Kiedy wiążemy się z Bogiem, wyrzekamy się siebie samych. Od tego momentu należymy do kogo innego, należymy do Boga. I On w pełni to wykorzysta. Właśnie wtedy, kiedy wydawać się wam będzie, że posiedliście wasz ideał, pokaże wam, że nic nie wygląda tak, jak sobie wymarzyliście. Będzie was prowadził dokładnie wbrew waszym skłonnościom.

Kiedy przydarzyło się to Najświętszej Pannie, zachowała Ona milczenie. Jej odpowiedzią było milczenie pełne wiary, milczenie pełne życia, gdyż pogrążona była w rozmyślaniu o Bogu. Spotykające nas przeciwności budzą w nas ufność do Boga – jednoczą nas z Nim. Jest to obumieranie naszego „ja”.

Niestety dusze zawsze pragną powrotu do stanu niedojrzałości, do swej duchowej młodości. Życie duchowe jest jednak nieustannym wysiłkiem, niewytłumaczalną siłą popychającą nas naprzód. Być może wydaje nam się, że wcześniej doświadczaliśmy mniej pokus i więcej pociech. Jest całkiem odwrotnie. Zawsze będą trudności do przezwyciężenia, nieustanna krzątanina i wzburzenia, za mało czasu na modlitwę. A musimy iść dalej...

Aż do czasu zwiastowania Najświętsza Maryja Panna oddana była Stwórcy, ale jeszcze nie Zbawicielowi. We wszystkich naszych pragnieniach postępu duchowego pamiętać musimy, że im bardziej Chrystus rodzi się w nas przez świętość, tym bardziej traktuje nas tak jak swoją Matkę. Możemy to przyjąć albo nie.

Jak zachowała się Matka Boża? Trwała w milczeniu wiary, licząc na obietnicę daną przez archanioła Gabriela: „Najwyższy będzie z tobą. On cię osłoni”. Wyobraźcie sobie, że każde zaangażowanie, przez które wiążecie się z Bogiem, rozpoczyna się taką samą obietnicą archanioła: „Nie lękaj się, Najwyższy będzie z tobą. On cię osłoni”. Podobne słowa słyszą ci, którzy przyjmują habit zakonny: „Pan rozpoczął w tobie to dzieło, On cię udoskonali”. Przede wszystkim zaś niech nic nas nie dziwi. Bądźcie gotowi na wszystko.

Zobaczycie wówczas, że nabożeństwo do Najświętszej Dziewicy stanie się nagle dla waszych umysłów i sumień czymś niezbędnym. Im bardziej w nim będziecie postępować, tym ściślej zjednoczeni będziecie z Bogiem w waszych codziennych walkach i próbach – tak jak Ona. (…)

Matka Boża nie przejmowała się światem. Intensywność, z jaką sprzeciwiał się Jej Synowi, sprawiła, że przestał mieć dla Niej znaczenie. Nie żywiła do niego przesadnego przywiązania. Przeszła przez świat, nie będąc ze świata. Jedynym uczuciem, jakie w Niej budził, było współczucie. Widziała zbyt wiele. Życie na świecie nie miało dla Niej znaczenia, jeśli nie chciał on podporządkować się Jej Synowi. Nie warto było żyć poza Jego królestwem.

To samo dotyczy idei. Matka Boża z pewnością musiała przypadkowo słyszeć wiele komentarzy na temat swego Syna: od faryzeuszy, od oprawców, od wszystkich dokoła. Wiedziała z doświadczenia, że najwspanialsze idee są bezwartościowe, jeśli nie mają fundamentu w Bogu. Mają one sens jedynie w odniesieniu do zamysłów Boga, w relacji do dobra, jakie możną za ich pomocą osiągnąć w Jego oczach. (...)

Miała Ona osiągnąć największą z możliwych nagród: być własnością Boga. Postępowała w poznaniu Boga w atmosferze żywej i głębokiej ufności, odczuwając przemożną potrzebę życia obecnością swego Syna. (...) Radowała się nawet w czasie najokrutniejszych tortur zadawanych Jej sercu, podczas gdy Jej Syn został zawieszony na krzyżu. Jeśli nie czujemy pokoju w naszych cierpieniach, łączmy je z cierpieniami Zbawiciela. To zmienia wszystko.

Wyobraźcie sobie spojrzenie Dziewicy Maryi, jaki uśmiech musiała mieć ta Niewiasta; jakie doświadczenie Boga musiało lśnić w Jej spojrzeniu. Trudno nam pojąć w pełni to żywe i wyjątkowe panowanie Syna nad Matką. Liturgia słusznie nazywa Ją „całą piękną”.

Jeśli zrozumiemy to wszystko, zrozumiemy wówczas rolę modlitwy do Najświętszej Dziewicy w naszym życiu i nauczymy się trwać w wierze tak, jak Ona to czyniła.

Teologicznie rzecz biorąc, skutek modlitwy do Matki Bożej jest bardzo różny od efektu modlitw do świętych. Każdy święty ma swoją rolę. Błogosławiona Dziewica jest Matką rodzaju ludzkiego. Ma panować nad swymi dziećmi. Pierwszym skutkiem modlitwy do Najświętszej Maryi Panny jest wykonywanie nad nami władzy łaski, przysposabianie nas na jej przyjęcie, pomoc w opieraniu się złemu i przylgnięcie do dobra. W chwili, kiedy prosimy o Jej wstawiennictwo, wykonuje Ona tę władzę, jaką każda matka ma nad swymi dziećmi.

Po pierwsze, chce Ona, byśmy przestali kierować się ludzkimi względami. Zjednoczeni z Nią, nie zwracamy już uwagi na to, co mówią inni, co myśli świat. Jej słodka władza usuwa wszystko inne w cień. Maryja mówi nam: „Kiedy widziałam Go przychodzącego, moja dusza była pełna radości; kiedy widziałam Go odchodzącego, moja dusza była spokojna, kiedy widziałam Go cierpiącego, moja dusza była z Nim zjednoczona”. Wszystko inne nie ma znaczenia.

Po drugie, modlitwa ta przynosi wyzwolenie. Jesteśmy przytłoczeni ciężarem naszych cierpień i trosk, naszych trudów. Modlitwa do Niepokalanej Dziewicy sprawia, że ciężar ten staje się lżejszy. Kieruje nas Ona z powrotem na drogę cięższą, ale prawdziwą. Uwalnia nas od przeszkód. Jest Matką, która przygotowuje nas na przyjście swego Syna. Zna bardzo dobrze zasadzki, których będziemy musieli uniknąć. Posiada całą zapobiegliwość matki. Kiedy trudno nam podjąć decyzję, musimy modlić się do Niej.

Po trzecie, wzbudza w nas zawstydzenie za każdym razem, kiedy bliscy jesteśmy kapitulacji. Nigdy nie poddawajmy się, poleciwszy się wpierw Jej opiece. Kiedy słyszeć będziemy, jak pyta nas: „Czy ja odwróciłam się i opuściłam Kalwarię?” – nigdy nie ośmielimy się poddać. Stabat Mater dolorosa, lacrimosa.

Dzięki Niej rodzi się w naszych duszach gotowość do złożenia całkowitego daru z siebie samego, tj. daru krzyża. Niech Zbawiciel kieruje nami, jak podczas zwiastowania, jak podczas apostolskiego nawiedzenia. Pozostańmy z Nim tak, jak Jego Matka. Skoro zdecydowaliśmy się iść za Nim, nie mamy już prawa Go opuścić.

Rozumiemy teraz, w jaki sposób odmawiany przez nas różaniec przyczynia się do Bożego panowania nad nami, jak wpływa na nasze podporządkowanie się Mu. Niech ta modlitwa rozbudza w naszych sumieniach pragnienie doskonałości, a w naszych sercach pragnienie miłości Bożej. „Pomogę wam – mówi nam Najświętsza Maryja Panna – ale pod jednym warunkiem: nigdy nic nie czyńcie beze mnie”. Ω

Za: „The Angelus” maj 2005. Przełożył Tomasz Maszczyk.