Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X
św. Klemensa I, papieża i męczennika [3 kl.]
Zawsze Wierni nr 3/2003 (52)

Hugon Hajducki

„Kreatywna destrukcja” prezydenta Busha

Odbudowa Trzeciej Świątyni Jerozolimskiej nastąpi w czasach politycznego zamętu na świecie, kiedy „siły dobra” stoczą zażartą walkę z „armią zła”. „I będzie: dnia onego uczynię Jeruzalem kamieniem ciężaru dla wszystkich narodów; wszyscy, którzy go będą podnosić, ciężko zranieni będą; i zbiorą się przeciw niemu wszystkie królestwa ziemi” (Zach 12, 3). Wydarzenia święte, wypełniające Boże wybraństwo Żydów, wiązać się będą z rozszerzaniem granic Izraela, którego potęga pognębi wrogów. „Rozprzestrzeń miejsce namiotu twego i skóry przybytków twych rozciągnij, nie oszczędzaj; uczyń długie powrózki twoje, a kołki twoje umocnij” (Izaj 54, 2–3). „Wiedz i znaj naprzód, iż gościem będzie potomstwo twoje w ziemi nie swojej i podbiją je w niewolę, i utrapią je przez czterysta lat. Wszakże naród, u którego w niewoli będą, ja sądzić będę; a potem wynijdą z wielką majętnością” (Rodz 15, 13–14). Dzień zwiastujący ten okres będzie taki sam jak dzień Boskiego wybrania Abrahama: „A gdy zaszło słońce, nastała gęsta ciemność i ukazał się piec kurzący się i pochodnia ognista przechodząca między owymi przedziały” (Rodz 15, 17). Dymiące wieże World Trade Center stanowiły, zdaniem Michała Collinsa Pipera, dzień szczególny – dzień konwergencji, w którym twarda polityka amerykańskich republikanów ostatecznie pokryła się z geopolitycznymi celami dążącego do hegemonii Izraela1. Nadchodzi czas wojny. „Wsiadajcie na konie i wyskakujcie na wozach, a niech się ruszą mocni, Etiopia i Libijczycy, którzy noszą tarczę, i Lidyjczycy porywający i puszczający strzały. Ale to dzień Pana, Boga zastępów, dzień pomsty, aby się pomścił nad nieprzyjaciółmi swymi; pożre miecz i nasyci się i upije się krwią ich; bo ofiara Pana, Boga zastępów, w ziemi północnej nad rzeką Eufratem” (Jer 46, 9–10). Irak z woli samego Boga paść musi. Dzisiejsza „kreatywna destrukcja” (Michał Ledeen), „wieczna wojna dla wiecznego pokoju”, zdaniem amerykańskiego specjalisty wojskowego, profesora Roberta Hicksona, stanowi realizację strategicznych celów polityki izraelskiej, mającej na celu rozpoczęcie nowej epoki mesjańskiej, umożliwiającej odbudowę Świątyni Jerozolimskiej, symbolizującej wielkość i wieczność Izraela2. Wiernie sekundują w tym amerykańskie elity neokonserwatywne, nazywane „chrześcijańskimi syjonistami”.

„Żandarm” idzie na wojnę

Niewątpliwie przyczyny dzisiejszego konfliktu bliskowschodniego stanowią zagadnienie złożone, łączące w sobie wiele różnych aspektów polityki, geopolityki, ekonomii, jak również quasi-religijnej ideologii. W aktualnie kończącej się wojnie, która otwiera nowy rozdział w dziedzinie wykorzystania mediów do celów propagandowych, niezwykle silnie, obok elementów religijnych, występuje podkreślanie amerykańskiego prawa do samoobrony. Dla prezydenta Stanów Zjednoczonych, Jerzego W. Busha, wojna z Irakiem jest kolejnym etapem amerykańskiej krucjaty przeciw terroryzmowi, odpowiedzialnemu za bezprecedensowy atak 11 IX na WTC, atak, który obudził USA z „amerykańskiego snu”, odzierając rząd i obywateli ze złudzenia życia w bezpiecznym kraju, który prowadzi czasem wojny w odległych miejscach na świecie. Wojna zapukała do drzwi. – Prezydent Bush w swoim przemówieniu z 18 III 2003 roku podkreślał, że planowany wówczas atak na Irak posiada mandat ONZ oraz jest obroną bezpieczeństwa USA. „W desperacji on [Husajn] i grupy terrorystyczne mogą próbować przeprowadzenia operacji terrorystycznych przeciwko narodowi amerykańskiemu i naszym przyjaciołom. Ataki te nie są nieuchronne. Są jednak możliwe. I ten właśnie fakt uwidacznia, że nie możemy żyć pod groźbą szantażu. Zagrożenie terrorystyczne dla Ameryki i świata zostanie zmniejszone w chwili, gdy Saddam Husajn zostanie rozbrojony. Nasz rząd ze wzmożoną uwagą obserwuje te niebezpieczeństwa. W ostatnich dniach amerykańskie władze wydaliły z kraju pewnych osobników, powiązanych z irackimi służbami wywiadowczymi3. Zdaniem wielu Amerykanów, w tym kaznodziejów protestanckich z otoczenia prezydenta USA, 11 IX był karą za grzechy Ameryki, które można zmazać tylko poprzez powrót do „amerykańskich cnót”4. „Amerykańskie cnoty” stały się w związku z tym również towarem eksportowym, dołączonym do amerykańskiej wizji zbawienia świata poprzez demokrację i postęp „made in USA” oraz tzw. American way of life. Redaktor „Stosunków Międzynarodowych” Michał Sikorski stwierdza naiwnie: „Cieszymy się, że (...) «żandarmem» zostało państwo, którego przynajmniej duża część wartości «eksportowanych» w świat zbieżna jest z naszymi5.

Produkt syjonistycznych ekstremistów

Amerykańscy przeciwnicy wojny w Iraku zwracają uwagę na liczne powiązania polityki Busha z polityką prowadzoną przez Tel Awiw. Publicysta tygodnika „American Free Press” pisze wprost: „To, co nazywają «wojną przeciw terroryzmowi», jest produktem syjonistycznych ekstremistów zabiegających o wpływy Izraela”. Propagandowy termin „wojna z terroryzmem” został wprost zaczerpnięty z napisanej przez byłego premiera Izraela B. Netaniahu, a wydanej w 1986 roku książki Terrorism: How the West Can Win (‘Terroryzm: w jaki sposób Zachód może wygrać’), na kartach której wypowiedział on wojnę światowemu terroryzmowi6. Finansowany obficie przez amerykańskich Żydów „Christians for Israel Today” cytuje szefa Mossadu Efraima Halevy’ego, który w trakcie konferencji w kwaterze NATO w Brukseli stwierdził: „11 IX rozpoczęła się III wojna światowa”, podając jako rzekomych wrogów USA – Irak, Syrię i Libię7. W podobnym tonie komentowała wydarzenia prasa izraelska, stwierdzając: „11 IX był oficjalną, bezwzględną deklaracją III wojny światowej8. Pytanie nasuwające się brzmi: kto jest naprawdę agresorem? Czy wojna toczona jest z widmowymi terrorystami, którzy są wszędzie i nigdzie? Na to pytanie odpowiedzi udzielił wpływowy protestancki kaznodzieja Franklin Graham w trakcie otwarcia Muzeum Pamięci w Waszyngtonie 14 IX 2002 roku: „USA jest zaangażowane w wojnę z terroryzmem. To jest wojna wyjątkowa dla Ameryki. Nie walczymy, by zatrzymać Hitlera lub komunizm... To, co zaatakowało Amerykę, nazywa się Allach9.

Mając w pamięci wypowiedź ambasadora Izraela w Polsce, którego 11 IX 2002 roku bardzo interesowały nastroje ulicy w Palestynie, nie sposób zignorować cytowanych informacji tygodnika „American Free Press”. Zamach terrorystyczny w Nowym Jorku był wystawieniem polityce izraelskiej na Bliskim Wschodzie czeku in blanco10. Amerykańskie liberalne pismo „The Atlantic”, komentując zmiany w polityce USA po 11 IX pisze wprost, że izraelskie władze posiadają prawo do zwalczania terroryzmu palestyńskiego „przy użyciu jakiejkolwiek taktyki11. W dniu zamachu w Nowym Jorku Netaniahu w wywiadzie dla telewizji izraelskiej stwierdził, że wydarzenie to zacieśni relacje polityczno-wojskowe pomiędzy USA a Izraelem, powodując również wzrost sympatii dla Izraela na świecie12. Późniejsze wydarzenia, tj. wybuch drugiej palestyńskiej intifady, bestialstwo żołnierzy izraelskich i pamiętne oblężenie bazyliki Narodzenia Pańskiego roztrwoniły szybko moralny kapitał żydowskich elit politycznych, coraz częściej krytykowanych na całym świecie. Jednak współdziałanie amerykańsko-izraelskie nie uległo osłabieniu. Wręcz przeciwnie, Amerykanie wbrew swoim interesom rozpoczęli niebezpieczną grę polityczną na Bliskim Wschodzie, prowokując pożądany przez Izrael konflikt z Syrią w listopadzie 2002 roku. Presja dyplomatyczna Departamentu Stanu USA wywierana na Syrię po pamiętnej masakrze w Hebronie została przyjęta z zadowoleniem przez izraelskich wojskowych i polityków13. W Ameryce pytano: „Co jest grane?”. Tacy znawcy polityki bliskowschodniej, jak np. profesor Ernest Evans z Kansas City Community College, zauważali niekonsekwencję polityczną aktualnej amerykańskiej ekipy rządzącej: „Jeśli chcemy stanąć na czele światowej kampanii antyterrorystycznej, to musimy posiadać bardzo wielu sprzymierzeńców w świecie islamu14. Tymczasem wypowiedzi Busha, głoszące krucjatę w imię wartości amerykańskich i epatujące protestancką religijnością, czy agresywne wypowiedzi czołowych przedstawicieli Białego Domu, powodowały skutek odwrotny. Arabia Saudyjska, popierająca Amerykanów w I operacji bliskowschodniej, ogłosiła sprzeciw wobec polityki USA; tendencje reformatorskie w Iranie zostały, na skutek wypowiedzi Busha, zahamowane i wzmocniły fundamentalistów, a interwencja w Afganistanie spowodowała nieufność całego świata arabskiego. Czy w takim razie Bush i jego ekipa rzeczywiście prowadzą w Iraku kolejny etap kampanii w „wojnie ze światowym terroryzmem”?

Analiza wypowiedzi płynących z Waszyngtonu, konfrontowana z działaniami amerykańskich „jastrzębi”, skłania do udzielenia odpowiedzi negującej „wojnę z terroryzmem” jako przyczynę konfliktu bliskowschodniego, którego jesteśmy świadkami. Jest to raczej element prowadzonej „wojny medialnej”, czy – mówiąc językiem polityki – „wojny propagandowej”, prowadzonej przez Waszyngton, a obliczonej na uzyskanie poparcia międzynarodowego i zdyskredytowanie ewentualnych przeciwników politycznych. Prezydent Bush w wystąpieniu z 18 III 2003 roku, komentując podjętą decyzję o uderzeniu prewencyjnym na Irak, zarzucił temu bliskowschodniemu państwu posiadanie broni chemicznej i biologicznej oraz tworzenie potencjału nuklearnego, który powinien znajdować się na całym świecie pod ścisłą kontrolą międzynarodową – czyli kontrolą USA. Świadczyć o tym miał posiadany przez iracką armię arsenał rakietowy, który powinien zostać natychmiast zniszczony. Prócz zarzutów związanych z popieraniem terroryzmu, wspieranych licznymi artykułami prasowymi o miernej jakości, Bush wezwał lewicowego dyktatora Iraku do opuszczenia terytorium państwa w przeciągu 48 godzin od uzyskania ultimatum. „Jest za późno dla Saddama Husajna, by pozostał u władzy” – powiedział prezydent Bush15. Oparte rzekomo na rezolucji ONZ nr 1441 orędzie prezydenta USA spotkało się jednak z miażdżącą krytyką tej organizacji i wielu państw na całym świecie. Władze Francji na przekór USA stwierdziły, że decyzja o ataku na Irak i tak już zapadła, nawet jeśli władze irackie spełnią wszystkie warunki USA i ONZ. Z oporami, ale w zgodzie z postanowieniami rezolucji, pod czujnym okiem obserwatorów ONZ dokonano w Iraku zniszczenia rakiet Al-Samud 2, które posiadały (według izraelskich specjalistów) przekroczony dopuszczalny zasięg o 150 km16. Obliczono, że inspekcja ONZ, przebywająca z przerwami w Iraku od 1991 do 1998 roku, zniszczyła więcej broni niż amerykańska armia w trakcie operacji „Pustynna Burza”.

Od kiedy Irak na celowniku?

Kiedy w takim razie zapadła decyzja o przeprowadzeniu amerykańskiego uderzenia na Irak? Wielu specjalistów uważa, że jeszcze w roku 2002. Już 20 IX 2002 r. J. W. Bush w swoim przemówieniu zapowiedział, powołując się na zagrożenie terroryzmem i bronią masowego rażenia, „uderzenie zapobiegawcze” na Irak. Józef Cirincione z Carnagie Instiute w swojej analizie amerykańskiej polityki bliskowschodniej podaje dowody na poparcie tezy, że decyzja o ataku zapadła na długo przed polityczną akcją przeciw Saddamowi17. Już w trakcie operacji „Pustynna Burza” w 1991 roku wpływowy polityk republikański Paweł Wolfowitz sprzeciwił się zakończeniu wojny w Zatoce Perskiej na odbiciu z rąk irackich Kuwejtu. Opracowany przez niego projekt nie spotkał się jednak z przychylną oceną wojskowych i Busha-seniora. Projekt zawierał jednak cele wyznaczone przez neokonserwatystów, które wybijają się dziś na czoło w medialnym zgiełku – zabezpieczenie złóż ropy, walkę z terroryzmem i powstrzymanie rozprzestrzeniania się broni masowego rażenia. Wolfowitz nie wahał się wezwać do samodzielnego działania w razie braku zgody międzynarodowej opinii publicznej. Zdaniem analityka z Carnagie Instiute, obecnie Strategia Bezpieczeństwa Narodowego USA oparta jest właśnie o dokument z 1991 roku. W 1998 r. to samo środowisko polityczne wystosowało list otwarty do prezydenta Wilhelma Clintona, podpisany przez czołowych polityków neokonserwatywnych, w którym wezwało prezydenta USA do „usunięcia Saddama przy użyciu siły18. Tworząc Project for the New American Century (PNAC) w r. 2000, neokonserwatyści Wilhelm Kristol i Robert Kagan opracowali raport dotyczący zmian w polityce obronnej USA: „USA w przeciągu kilku najbliższych dziesięcioleci musi znaleźć sposób na bardziej trwałą obecność w systemie bezpieczeństwa regionu Zatoki Perskiej. Jeśli konflikt z Irakiem dostarczy natychmiastowego usprawiedliwienia, należy w ten rejon wprowadzić znaczne siły zbrojne, które zakończą rządy Saddama Husajna19. Wraz z atakiem terrorystycznym na WTC Wolfowitz wzmógł naciski na prezydenta USA, co dziennikarz „New Yorkera” Marek Danner skomentował następująco: „Nadarzyła się okazja do przedstawienia wojny z Irakiem w kategoriach wojny z terroryzmem, jako z państwem stanowiącym życiowe zagrożenie dla USA20. Pomysły ekipy Rumsfelda i Wolfowitza spotkały się ze zdecydowanym sprzeciwem Colina Powella, którego opór jednak, ze względu na doskonale zorganizowaną akcję neokonserwatystów, stopniowo słabł21. Już w 2002 roku Sekretarz Stanu zgodnie śpiewał w neokonserwatywnym chórze: „Nasza polityka bliskowschodnia ma na celu zwycięstwo w wojnie z terroryzmem, rozbrojenie Iraku i w końcowym efekcie zakończenie konfliktu palestyńsko-izraelskiego22. Jeśli zatem wojna z terroryzmem jest tylko zasłoną dymną rządzącej aktualnie Ameryką elity politycznej, to jakie są autentyczne przyczyny konfliktu z Irakiem?

Bóg i pieniądze

Czy prawdziwe jest zdanie, że jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze? Proamerykańskie media z lubością sugerują ekonomiczne przyczyny toczonej na Bliskim Wschodzie wojny. Ropa, petrodolary, wpływy amerykańskich koncernów naftowych, finansowe plany odbudowy Iraku porównywalne z „Planem Marshalla” i zagrożenie kryzysem paliwowym – to ulubione tematy dziennikarzy, które jednak tylko pogłębiają dezorientację w tej mieszaninie wpływów i gier politycznych23. Amerykański rzecznik Departamentu Stanu Filip Reeker neguje związek przemysłu naftowego z „partią wojenną” w Białym Domu. Korespondent „Polityki” Robert Moreń pisze: „Nie pozwala nawet dokończyć pytania: – Nie idziemy na tę wojnę dla ropy! Saddam Husajn jest potworem, który sprzyja terrorystom. Ukrywa broń masowego rażenia i jego pozostawanie przy władzy może zagrozić światu – mówi z naciskiem. Na stwierdzenie o braku dowodów na udział Husajna w przygotowaniu zamachów 11 września Reeker reaguje machnięciem ręki: – Tak naprawdę to nie ma już teraz znaczenia. Pod jego nosem działała komórka Al-Kaidy i jest pewne, że iracki dyktator skorzysta z następnej okazji, by zadać cios Ameryce. Nie możemy do tego dopuścić24. Pierwszoplanowa gwiazda polityki USA – Donald Rumsfeld, powiązany z koncernami naftowymi – pytany o rolę ropy naftowej w tym konflikcie odpowiada w charakterystyczny przez siebie, bezpośredni sposób: „To nonsens!”. Sugeruje natomiast, że na Bliskim Wschodzie znajduje się aż 65% światowych zasobów ropy, co mogłoby doprowadzić do „szantażu naftowego”. Za Rumsfeldem informacja ta jest szeroko kolportowana w mediach; powtarza ją cytowany już redaktor „Stosunków Międzynarodowych” Michał Sikorski: „Amerykanie walcząc o swoje interesy chcąc nie chcąc walczą też o interesy nasze i świata, chociażby przez próbę niedopuszczenia do kryzysu naftowego25. Trudno traktować takie wypowiedzi poważnie w świetle danych przedstawionych przez prof. Mirosława Dakowskiego w artykule Wojny o energie (niepublikowany), zajmującego się kwestiami złóż energetycznych i wykorzystania paliw. Faktem nie podlegającym dyskusji jest sprawowanie władzy w USA przez ekonomiczne „lobby naftowe”, w szeregach którego znajduje się prezydent Bush, wiceprezydent Cheney, „Stalowa Magnolia” Condoleezza Rice czy Ryszard Perle. Wszystkie te osoby są powiązane z amerykańskimi neokonserwatystami. Profesor Dakowski twierdzi (opierając się m. in. na analizach amerykańskiego oficera służb specjalnych Roberta Hicksona), że dzisiejszy konflikt iracki nie ma nic wspólnego z walką o usunięcie wizji kryzysu naftowego, ale chodzi w nim o totalną kontrolę nad najważniejszymi na świecie złożami ropy. Analiza cen wydobycia ropy zestawiona z ceną jednej baryłki, szacunkowa wartość irackich złóż skonfrontowana z kosztami amerykańskiej polityki, a także niezwykła ruchliwość mocarstw w tym rejonie świata raczej sugeruje inne przyczyny konfliktu, których Dakowski, tak jak Hickson, poszukuje w sferze teologiczno-filozoficznej. Argumentacja dla plebsu musi się opierać na podstawach materialnych, ale argumentacja przedstawiana elitom wskazuje podstawy w podlanych biblijnym sosem mechanizmach starć cywilizacyjnych, ostatnio modnych wśród amerykańskiej socjety.

Bliskowschodnia szachownica

Karol Haushofer (jeden z najwybitniejszych współtwórców geopolityki) twierdził, że polityką od wieków rządzi geografia. – W ten sposób wkraczamy na pole geopolityki i geostrategii. Dlaczego w ostatnich czasach rejon bliskowschodni jest jednym z najbardziej zapalnych miejsc na kuli ziemskiej? Problem pośrednio wiąże się z kwestią złóż ropy naftowej. Aktywność Stanów Zjednoczonych na szeroko pojętym Bliskim Wschodzie (od Indii do Morza Śródziemnego), rosyjskie „parcie na południe” w rejonie Kaukazu oraz wzrost wpływów chińskich w rejonie bliskowschodnim wiążą się z wagą strategicznego położenia państw w tej części świata. Dzięki kontroli nad tym kawałkiem Azji w rękach supermocarstwa pozostaną ważne szlaki transportowe ropy do głównego odbiorcy, czyli Europy. Kto posiada Bliski Wschód, ten posiada kontrolę nad Europą, ale i... Rosją. Rejon geograficzny pomiędzy Morzem Śródziemnym a Zatoką Perską jest terenem przejściowym łączącym trzy kontynenty, umożliwiającym kontrolę nad wszelkimi ruchami wychodzącymi z Heartlandu (w amerykańskiej doktrynie geopolitycznej Mackindera określa się w ten sposób „wewnętrzną krainę azjatycką”, pokrywającą się mniej więcej z Rosją), więc jego kontrola powoduje również blokadę Rosji. Stąd zaniepokojenie Moskwy aktualną sytuacją w Iraku, które objawia się m. in. wysłaniem w rejon Zatoki Perskiej rosyjskich okrętów podwodnych. Pionki na politycznej szachownicy przesuwają się... Wypchnięcie Rosji z Kazachstanu, Turkmenii, Gruzji (dokonujące się), zdobycie kontroli nad Pakistanem, Afganistanem, Irakiem, dobra współpraca z Turcją26 – jednym słowem kontynuacja polityki Busha-seniora – spowodowałoby, przy jednoczesnym wyparciu wpływów rosyjskich z Europy Wschodniej, zamknięcie polityczne tego państwa. Czy jednak o to – tzn. o „finlandyzację” Rosji – chodzi?27 Dziennikarz gazety „Al-Hayat” definiuje cele strategiczne Ameryki odmiennie: „Stany Zjednoczone rozpoczęły imperialistyczną przygodę na Bliskim Wschodzie. Celem wojny nie jest bowiem rozbrojenie Iraku. (...) USA dążą do światowego imperium na wzór dawnej potęgi Brytyjczyków. Potrzebny im Irak, bo ma bogate zasoby ropy i strategiczne położenie. Największy nacisk na wojnę wywierali amerykańscy Żydzi, w większości zwolennicy Ariela Szarona. To dla nich szansa na krociowe zarobki i zwiększenie wpływu na Busha, któremu brak politycznego doświadczenia28. Zdobycie kontroli nad dorzeczem Eufratu i Tygrysu powoduje również rozbicie geopolitycznej spoistości świata arabskiego, który podzielony już nie tylko religijnie, ale i podporządkowany obcym wpływom, straciłby swoją siłę polityczną na rzecz sojuszników USA, a raczej jedynego poważnego sojusznika USA – Izraela. Jesteśmy świadkami nie tylko zdobywania przestrzeni, ale również osaczania Iranu.

Politycy amerykańscy bardzo nie lubią poruszać tego tematu. Wszelkie sugestie czy pytania dotyczące tzw. „amerykańskiej wojny żydowskiej” powodują wściekłe ataki ze strony rządzącej ekipy Busha, ale już pobieżne przyjrzenie się mapie ukazującej zasięg irackich rakiet wskazuje, że stanowiły one niebezpieczeństwo nie dla USA, ale – Izraela. Komentator „The Times” w wywiadzie przeprowadzonym z Arielem Szaronem podkreśla, że Amerykanie przyrzekli Szaronowi, iż pierwszoplanowym celem akcji militarnej w Iraku będzie zniszczenie irackiej broni rakietowej29.

Czy tu wszędzie jest Izrael?

Argumentów na poparcie tezy o wojnie przeciw Irakowi prowadzonej w imię interesów izraelskich poszukiwać należy w działaniach politycznych USA oraz w wielu aspektach zagranicznej polityki Izraela ostatnich lat (która pokrywa się z decyzjami ekipy Busha) w wyjaśnieniu problemu tożsamości i ideologii amerykańskich neokonserwatystów i specyfice amerykańskiego uniwersalizmu.

Mniej więcej do lat ’70 amerykańska polityka zachowywała dużą powściągliwość wobec państwa żydowskiego w Palestynie, wielokrotnie przywołując do porządku żydowskie elity polityczne marzące o hegemonii w regionie. Zmiana, polegająca na oparciu amerykańskiej polityki bliskowschodniej na Izraelu, nastąpiła w czasie przejęcia kontroli nad polityką zagraniczną USA przez Kissingera, który – nie bez zastrzeżeń – udzielił poparcia syjonistom30. Jednak relacja polityczna opierająca się na dominacji amerykańskiej nie odpowiadała Żydom. Na zmianę musieli czekać jeszcze dwadzieścia lat, w czasie których w USA powstawało i krzepło potężne żydowskie lobby polityczne. Dało ono o sobie znać w zorganizowany sposób w trakcie bliskowschodnich rozmów pokojowych w Oslo w 1993 roku, kiedy doskonale poinformowana dyplomacja izraelska ośmieszyła polityków amerykańskich, zawierając kompromis bez zgody i kurateli USA. Izraelski komentator polityczny Daniel Ben-Simon z dziennika „Dwar” podsumował wydarzenie: „aż do niedawna polityka zagraniczna Izraela była prowadzona według reguł narzuconych przez Departament Stanu i Biały Dom. Niczego nie czyniono wbrew tym regułom. Autorami wszystkich dotychczasowych inicjatyw pokojowych na Bliskim Wschodzie byli Amerykanie. (...) Porozumienie z Oslo okryło wstydem patrona Izraela31. Jednak rok 1993 był nie tylko zamknięciem okresu kurateli amerykańskiej nad polityką Izraela, która powoli kończyła się już za prezydentury Cartera, ale czasem odwrócenia się zależności, zademonstrowanym zawarciem żydowsko-palestyńskiego porozumienia. Od tego czasu polityka Białego Domu, zwłaszcza za rządów Clintona i Busha-juniora, ulegała pogłębiającej się tendencji do przyjmowania za korzystne dla USA tego, co wychodzi na dobre Izraelowi. Interesującym szczegółem jest jednak przyjęcie perspektywy Żydów amerykańskich, nie zaś izraelskich elit politycznych32. Zależność polityczną przedstawia dziennikarz „Haaretz” Orri Nir, pisząc o Clintonie: „poczuwa się do zobowiązań wobec żydowskiego elektoratu, a jeszcze bardziej z powodu żydowskich dotacji na jego kampanię”; jego administracja „ma trwałe żydowskie powiązania33. Nie inaczej sprawa przedstawia się dziś, za prezydentury J. W. Busha, nazwanego przez dziennikarzy „The Independent” „papugą Szarona”. Robert Fisk w swoim ostrym felietonie zadał retoryczne pytanie: „Zastanawiam się, czemu Bush nie pozwala Szaronowi kierować biurem prasowym Białego Domu. Byłoby to nie tylko uczciwsze – poznalibyśmy izraelską opinię z pierwszej ręki – lecz również oszczędziłoby amerykańskiemu prezydentowi upokarzającego papugowania wszystkiego, co mówią mu Izraelczycy34. Robert Fisk z „The Independent” w innym swoim artykule twierdzi, że działania wojenne w Iraku są w istocie papierkiem lakmusowym, dzięki któremu łatwe do ustalenia stają się ośrodki podejmujące decyzje w USA. „Może dowiemy się wreszcie, kto naprawdę prowadzi amerykańską politykę bliskowschodnią: USA czy Izrael?” – sugeruje Fisk35.

Poddając analizie strategiczne cele polityki izraelskiej na Bliskim Wschodzie trudno oprzeć się wrażeniu, że jest ona ściśle realizowana przez ludzi Busha. Twórcy państwa żydowskiego w Palestynie od początku podkreślali, że zasięg terytorialny wpływów Izraela na Bliskim Wschodzie jest tymczasowy i nie spełnia biblijnych norm. Rabbi Fishman, członek Agencji Żydowskiej w Palestynie, w swoim testamencie politycznym dla ONZ napisał: „Ziemia Obiecana rozciąga się od Nilu do Eufratu, wraz z częścią Syrii i Libanem36. Dzisiejsze władze Izraela zgadzają się z tym – Ariel Szaron w trakcie swojego przemówienia inauguracyjnego w 2000 roku stwierdził: „Jordania stanowi historyczną część Eretz Israel37. Wszystkie te poglądy zawierają się w stwierdzeniu Dawida Ben Guriona: „Żydzi nie otrzymali prawa do Palestyny od Wielkiej Brytanii, USA czy ONZ. Politycznie tak, ale historycznie i prawnie mandat ten w ostateczności pochodzi z Biblii38. Izrael Szahak w swoich książkach analizujących politykę izraelską twierdzi, że wszystkie hasła i cele polityczne tego państwa posiadają silne zakotwiczenie w specyfice judaizmu39. Żydowska interpretacja Biblii odnosi wszelkie zapisy dotyczące podbojów żydowskich w przeszłości do praktyki dnia dzisiejszego, przeradzając się, zdaniem Rogera Garaudy’ego, w żydowski „mit czystki etnicznej”. Przykładem przeniesienia tego mitu w praktykę polityczną była masakra 254 cywilnych mieszkańców palestyńskiej wioski Deir Yassin, dokonana 9 IV 1948 r. przez komando Irgun, czerpiące natchnienia z interpretacji Księgi Jozuego40. Współczesna interpretacja tej księgi, dokonywana przez syjonistów, nie jest już oparta na podboju i militarnym utworzeniu „Wielkiego Izraela”, ale na stworzeniu izraelskiej przestrzeni politycznej na Bliskim Wschodzie, opartej na dominacji Żydów41. Nosi ona nazwę „doktryny Kedouriego”, koncepcji stosowanej w polityce izraelskiej od lat ’50, a polegającej na konsekwentnym anarchizowaniu przestrzeni politycznej znajdującej się pomiędzy Nilem a Eufratem oraz utrzymywaniu równowagi pomiędzy państwami muzułmańskimi, dzięki której Izrael posiada dominującą pozycję militarną i polityczną w regionie42. Granice wpływów określa szczegółowo Księga Rodzaju i Księga Powtórzonego Prawa: „Owego dnia uczynił Pan przymierze z Abramem, mówiąc: «Potomstwu twemu dam tę ziemię od rzeki Egipskiej aż do rzeki wielkiej Eufratu, Kenijczyków i Kenezejczyków, i Kedmonejczyków, i Hetejczyków, i Ferezyjczyków, Rafaimów też, i Amorejczyków, i Chananejczyków, i Gergezyjczyków, i Jebuzejczyków»” (Rodz 15, 18–21); „Wszelkie miejsce, na które stąpi noga wasza, wasze będzie. Od puszczy i od Libanu, od rzeki wielkiej Eufratu aż do morza Zachodniego będą granice wasze” (Powt 11, 24). Wypowiedzi czołowych polityków izraelskich potwierdzają utrzymywanie tych kierunków strategicznych w polityce państwa żydowskiego. W wywiadzie dla „Timesa” Ariel Szaron z zadowoleniem przyjął rozpoczęcie przygotowań do wojny z Irakiem, ponieważ „lepiej niż inni zdajemy sobie sprawę z zagrożenia, jakie stanowi terroryzm”. Dla Szarona Irak stanowi „niezwykle groźne państwo, pozostające we władzy szaleńca”, natomiast w Iranie znajduje się „centrum światowego terroryzmu”. Komentator „Timesa” tak podsumowuje słowa Szarona: „Nie ukrywa też (Szaron – przyp. H. H.), że gdy tylko konflikt z Irakiem zostanie zakończony, zamierza ze swej strony zabiegać o to, by Iran uznany został za najpilniejszą «sprawę do załatwienia»43. Minister Obrony Izraela Szaul Mofaz wiernie sekunduje premierowi: „Jesteśmy bardzo zainteresowani nadaniem kształtu Bliskiemu Wschodowi zaraz po wojnie z Irakiem. Po wejściu amerykańskich oddziałów do Bagdadu, Stany Zjednoczone muszą wywrzeć nacisk polityczny, ekonomiczny i dyplomatyczny na Teheran44. Umieszczenie Iranu na liście tzw. „osi zła” nie stanowi wyłącznie bolesnego amerykańskiego resentymentu, ale zdaniem analityków jest związane z przemożnym wpływem ideologicznym, wywieranym na prezydenta Busha przez izraelskiego ministra Nathana Sharansky’ego45. Zdaniem publicystów amerykańskiego „Newsweeka”, Sharansky’emu należy przypisać modyfikację „doktryny Kedouriego”, przekształconej w plan stworzenia demokratycznej przestrzeni bliskowschodniej, która została przyjęta przez amerykańskich neokonserwatystów na konferencji partyjnej republikanów w Beaver Creek w stanie Colorado 20 VI 2002 roku46. „Doktryna Kedouriego” pokrywa się w całości z amerykańską doktryną „demokratycznej rewolucji”, zawartą w pracy związanego z Pentagonem Michała Ledeena The War Against the Terror Master (‘Wojna przeciwko mistrzowi terroru’), w której zawarto plan obalenia władz Iraku, Iranu, Syrii i Arabii Saudyjskiej47. Obalenie dyktatorów w Iraku i Syrii oraz monarchii Saudów dałoby Izraelowi pełną kontrolę nad przestrzenią od Nilu do Eufratu, tak pożądaną przez amerykańskie elity polityczne. Wilhelm Benett już dzień po zamachu 11 IX, szermując hasłami „wojny dobra ze złem”, „wojny przeciw wojującemu islamowi”, podał w CNN listę państw, względem których należy użyć „druzgocącej siły”. Wśród nich znalazły się: Irak, Iran, Syria, Liban, Libia i Chiny48. „The Wall Street Journal” wezwał do ataku na bazy terrorystów w Syrii, Sudanie, Libii, Algierii i Egipcie49. „The Atlantic”, miesięcznik popierający politykę „partii wojennej” w USA przyjmuje, że pokonanie Saddama Husajna zniszczy wpływy Hezbollahu w Libanie, „odsunie groźbę ataku rakietowego na Izrael”, osłabi pozycję polityczną Syrii na Bliskim Wschodzie i pozwoli na stworzenie koalicji państw niearabskich, złożoną z Izraela, Turcji i Erytrei50. Izraelska armia rozpoczęła działania militarne wymierzone w Irak już we wrześniu–październiku 2002 roku, jak podała agencja Associated Press, komentując: „Kiedy politycy i media dyskutują na temat wizji wojny w Iraku, Izraelczycy działają”. Działania elitarnej jednostki komandosów „Sayeret Matkal” miały na celu lokalizację irackich wyrzutni rakietowych, rozlokowanych w zachodniej części państwa, i miejsc dogodnych do wykorzystania w działaniach wojennych51. Działania izraelskich służb specjalnych poprzedziła wrześniowa (24 IX 2002 r.) wizyta nowego szefa Mossadu, Meira Dagana, w Waszyngtonie, której celem było zacieśnienie wojskowej współpracy obu państw na Bliskim Wschodzie.

Małżeństwo z rozsądku – czy z miłości?

Wszystkie te elementy polityczne łączą dwa potężne ośrodki władzy – izraelską prawicę nacjonalistyczną, związaną przede wszystkim z partią Likud, oraz amerykańskich neokonserwatystów, stanowiących podporę polityki Busha-juniora. Kim są politycy z otoczenia prezydenta Stanów Zjednoczonych? Kim są wspominani wielokrotnie neokonserwatyści?

Od początków swojego istnienia neokonserwatyści związani są z ukazującym się w USA od 1945 roku czasopismem „Commentary”, wydawanym przez American Jewish Commitee (AJC)52. Wielu z nich, jak choćby redaktor pisma Norman Podhoretz, ma za sobą działalność w lewackich (anarchizujących bądź trockistowskich) organizacjach czasów rewolty studenckiej lat ’60. Jednak wpływy intelektualistów żydowskich, nazywanych neokonserwatystami, ugruntowały się dopiero za rządów prezydenta Reginalda Reagana. Wśród wybijających się wówczas ideologów tej grupy wyróżnić należy, oprócz Podhoretza, Irvinga Kristola, Nathana Glasera, Daniela Bella, Daniela Patryka Moynihana. Dziś prym wiodą: wiceprezydent Ryszard Cheney, minister obrony Donald Rumsfeld, jego zastępca Paweł Wolfowitz, szef politycznej rady konsultacyjnej Pentagonu Ryszard Perle, podsekretarz obrony Douglas Feith, podsekretarz stanu ds. kontroli broni Dawid Wurmster, szef Rady Bezpieczeństwa USA (i zięć Normana Podhoretza) Elliot Abrams, Robert Kagan, Wilhelm Kristol i inni53. Łączność i spójność polityczną, pełnej napięć i animozji administracji Busha, zapewnia związana z neokonserwatystami Condoleezza Rice54. To dzięki niej neokonserwatyści wykorzystują autorytet i doświadczenie polityczne Colina Powella, negatywnie ustosunkowanego do Rumsfelda. Wśród najbardziej poczytnych amerykańskich publicystów z poglądami neokonserwatystów utożsamiają się Michał Novak, Jakub Q. Wilson, Janina Kirkpatrick i Wilhelm Benett, a pismami utrzymującymi ich linię są tradycyjnie „Commentary”, „National Review”, „New Republic” i „Weekly Standard”55. Dzisiejsza grupa nie jest – jak widać – jednolita pod względem narodowym, ale posiada wspólne poglądy religijne, będące mieszaniną judaistycznego i protestanckiego mesjanizmu, zabarwionego amerykańskim uniwersalizmem. Nie jest także liczna, jest to bowiem zaledwie kilkuprocentowa grupa w morzu amerykańskiego protestantyzmu, za to doskonale zorganizowana i sowicie finansowana przez przedstawiciela żydowskiego lobby, multimiliardera Edgara Bronfmana. 11 IX 2002 roku dyspensjonaliści (czyli chrześcijańscy syjoniści) zorganizowali w Waszyngtonie mityng z poparciem dla Izraela, w trakcie którego zawiązała się chrześcijańska koalicja różnych sekt protestanckich.

Siła przebicia dyspensjonalistów związana jest z mesjanizmem wyznawanym przez prezydenta J. W. Busha. Ryszard Lowry, publicysta „National Review”, tak opisuje specyficzną religijność prezydenta USA: „Prezydent USA nie wypełnia misji, jak twierdzi wielu obserwatorów, lecz jest pewny swego – w głębi jego serca tkwi przekonanie, że to Bóg posłał go do Białego Domu właśnie w tym momencie i że Bóg będzie sprzyjał naszej sprawie”. „Podejrzewam, iż Bush traktuje siebie jak natchnionego wojownika56. Teksański kaznodzieja protestancki Antoni Evans, znający osobiście Busha, mówi o nim: „Nauki płynące z Biblii wpłynęły na jego decyzję ubiegania się o urząd prezydenta. On jest przeświadczony, że Bóg do niego przemawia57. Poglądy te przenikają całą administrację amerykańską od pamiętnego 11 IX, odczytanego jako kara za grzechy. Jakub Harding opisuje porządek dnia w Białym Domu, zaczynający się od modlitwy i lektury Biblii. Prokurator Generalny USA, zielonoświątkowiec Jan Ashcroft, codziennie o godz. 8:30 wspólnie z pracownikami odmawia modlitwę. Jednym z pierwszych posunięć Busha jako prezydenta USA było ustanowienie Narodowego Dnia Modlitwy. Codziennie prezydent USA studiuje teksty protestanckich myślicieli Oswalda Chambersa i Wilhelma (Billy’ego) Grahama. Publicysta „The Financial Times” zauważa, że Bush dokonuje bezprecedensowego nadania władzy w USA czysto religijnego charakteru. Wiąże się to niewątpliwie z postrzeganiem konfliktu na Bliskim Wschodzie przez elity amerykańskiej polityki jako „starcia judeochrześcijaństwa z poddanymi Proroka58. I chyba nie można tego wyjaśnić jedynie w kategoriach „głodu religii”, jak usiłują nas przekonać dyspensjonaliści z „The Atlantic”59. W środowiskach radykalnych protestantów amerykańskich istnieje silne przekonanie, że 11 IX jest wstępem do apokalipsy. Polityczna egzegeza wersetów Apokalipsy św. Jana każe kaznodziejom utożsamiać ONZ, krytykującą politykę USA, z Antychrystem; papieża, który rezyduje w Rzymie na siedmiu wzgórzach – z „wszetecznicą Babilonu” (Apok 19, 9), a Unię Europejską uważać za twór szatański, bo powołany politycznie przez traktaty rzymskie...60 „Eschatologiczna orientacja” amerykańskiego protestantyzmu odnosi się z wielką sympatią do Izraela. Gary Bauer, protestancki fundamentalista z południa, głosi wśród swoich wiernych poparcie dla ostrego kursu Ariela Szarona względem Palestyńczyków. „Bauer twierdzi, że amerykańska pomoc dla Izraela jest zgodna z nakazem biblijnym, gdyż «Bóg obiecał tę ziemię Izraelowi»61. Senator Jakub M. Inhofe stwierdził na forum amerykańskiego senatu, że aktualna polityka USA „to nie jest polityczna batalia. To jest spór o to, czy słowa Boga są prawdą62. Protestanccy kaznodzieje pokroju Hieronima Falwella, który mówi o sobie, że jest „Fundamentalistą przez duże F”, czy Patryka Robertsona i Franklina Grahama wychodzą z założenia, że istnienie państwa Izrael jest koniecznym warunkiem powtórnego przyjścia Chrystusa i dokonania się ostatecznej walki ze złem na polach Armageddon. Niektórzy posuwają się do stwierdzenia, że wojna powinna zmierzać w kierunku konfliktu globalnego (a nawet wojny nuklearnej), który będzie prawdziwym Armageddon i w trakcie którego jedynie wierni (chrześcijańscy syjoniści i część Żydów) zostaną cudownie uratowani, ponieważ nie istnieje żadna różnica pomiędzy chrześcijaństwem a judaizmem (specyficzna interpretacja J 10, 16 i Rzym 11, 17–18). Ziszczeniem tych niebezpiecznych rojeń jest dzisiejszy konflikt, postrzegany jako wojna Izraela i USA przeciw islamowi63. Wilhelm Engdahl, autor książki A Century of War (‘Stulecie wojny’), zauważa ścisły związek dyspensjonalistów z izraelską skrajną prawicą, zwłaszcza z partią Likud, której przywódcy często goszczą w powołanej przez chrześcijańskich syjonistów International Christian Embassy – Jerusalem64.

Rzym czy Kartagina?

Mocno eksponowanym elementem propagandy dyspensjonalistycznej jest programowa antyeuropejskość. Można ją rozpatrywać w kategoriach utrzymywania Europy w politycznej zależności w ramach światowego pax americana, ale również jako przejaw charakterystycznej dla anglosaskiego protestantyzmu eurofobii, pojmowanej jako walka z papizmem. Jest to istotny składnik amerykańskiego uniwersalizmu, będącego w rzeczywistości ideologicznym mesjanizmem, „samowyniesieniem poprzez samojudaizację65. Te trzy elementy: mesjanizm ideologiczny, samojudaizacja i antyeuropejskość stanowią wybuchową mieszankę z imperialnymi pretensjami. Dzięki samoidentyfikacji anglosaskiego protestantyzmu z Żydami, pozbawiony legitymizacji Chrystusowej poprzez odrzucenie autorytetu kościelnego protestantyzm uzyskuje możliwość wyniesienia się i uzyskania mesjanistycznego, uniwersalistycznego statusu. Proces ten nastąpił szybko, jeszcze zanim reformacja okrzepła na dobre na Wyspach Brytyjskich. Wśród radykalnych sekt protestanckich narodziło się przekonanie, że stanowią oni zagubione plemiona Izraela, a brytyjska monarchia jest zapowiedzianym Nowym Jeruzalem na ziemi. Przekonanie to, jak pisze specjalista Ośrodka Badań nad Stosunkami Międzynarodowymi w Paryżu (CERI) Dionizy Lacorne, postawiło znak równości pomiędzy protestanckimi kolonistami w Ameryce a narodem wybranym, a po uzyskaniu niepodległości przez zbuntowane kolonie brytyjskie utożsamiło nowopowstałe państwo amerykańskie z Nowym Jeruzalem66. Nowe państwo, opierające się na zasadzie równości, przyjmujące wszystkich wyrzutków religijnych i społecznych ze starego kontynentu, jawiło się jak ziemia obiecana dla prześladowanych przez Egipcjan Żydów. Protestancka samojudaizacja powoduje utożsamianie antyprotestantyzmu z antysemityzmem i konsekwentnie przyjęcie optyki antyamerykańskiej, odbierane jest jako postawa antysemicka. Zdaniem dyspensjonalistów Europa jest nieuleczalnie chora na antysemityzm, z czego wynika jej opór względem aktualnej polityki amerykańskiej. Galfryd Jacoby twierdzi, że w zbliżającym się konflikcie totalnym z terroryzmem Europa znajduje się po drugiej stronie barykady, uchylając się od walki w imię ideałów wolności, pokoju i demokracji – czyli w obronie Izraela, który jest jedynym państwem na Bliskim Wschodzie opartym na tych zasadach politycznych. „Europa wie lepiej!” – stwierdza z przekąsem Jacoby67.

Amerykański mesjanizm nie może się obyć bez pojęcia „wroga absolutnego”, którym od dawna są aroganccy, ale słabi Europejczycy. W pojęciu tym zasadza się przekonanie, wielokrotnie wyrażane przez amerykańskich polityków, że wszyscy, którzy nie opowiedzą się po stronie przyjętej polityki USA, uznani zostaną za politycznych wrogów, niemal na równi z islamskimi terrorystami. Wroga, zdaniem „strzelających z biodra kowbojów”, należy nie tylko pokonać, ale z tego powodu, że utożsamia on zło, należy go całkowicie zniszczyć68. Cytowany już Wilhelm Engdahl zarzuca polityce amerykańskiej stosowanie militarnego manicheizmu, opierającego się na niespotykanej do tej pory w polityce – poza ZSRR – dychotomii dobro–zło, w której USA są zawsze po właściwej stronie69. Europa w dzisiejszej rozgrywce politycznej nie jest dla USA politycznym partnerem. Amerykanie sprawujący od czasu zakończenia zimnej wojny hegemonię na świecie mają już swojego „wroga absolutnego”, którym jest „to, co zaatakowało Amerykę”, czyli „Allach” (Franklin Graham). W pojęciu amerykańskich polityków ich kraj „panuje kulturalnie, ekonomicznie, technologicznie i wojskowo na świecie, jak żadne państwo od czasów Rzymu” (Wilhelm Engdahl), a Europa stanowi odbicie historyczne małej, skłóconej wewnętrznie i niezdolnej do reakcji politycznej Hellady, która dla własnego dobra potrzebuje amerykańskiej kurateli. Jednak waszyngtońskiego Kapitolu nie uda się zamienić w Forum Romanum, bo nie jest to kwestia dywizji, rakiet czy dolarów, ale kwestia wartości, których nawet ureligijniona Ameryka nie posiada. Jak napisał jeden z wielkich poetów, Ameryka „jest schronieniem dla tych, którzy zmęczyli się byciem człowiekiem”. Jest to Nowa Kartagina, siejąca spustoszenie – Kartagina posiadająca swojego Hannibala, z majaczącym na horyzoncie widmem katastrofy. Twór, będący politycznym przeszczepem obcego Europie ducha, opierający się na indyferentyzmie w odniesieniu do swojej i obcej przeszłości, poszukujący obcych wartości i wzorców, a zamieniający je w pozbawione szlachetności miedź i ołów, opierający się na egalitarystycznym indywidualizmie, na utylitarnej żądzy zysku, sprowadzającej ludzką egzystencję do jedynego celu – bycia bogatym, opierającym swój planetarny mesjanizm na naiwnej wierze w postęp i demokratyczny konstytucjonalizm. Ameryka jest jak mityczny ptak Charadrios, którego jedynym celem egzystencji było jedzenie i wydalanie. (Dokładnego rozpoznania wroga dokonał papież Leon XIII w encyklice analizującej zjawisko „amerykanizmu”.)

* * *

Przed Europą stoją wielkie wyzwania. Konflikt zbrojny na Bliskim Wschodzie z pewnością zmieni układ polityczny świata. Znawcy polityki międzynarodowej podkreślają, że stosunki pomiędzy USA a Europą nie powrócą już na dawne tory, strzeżone przez amerykańskie bombowce. Okres zależności od USA, znany z okresu powojennego, zakończył się bezpowrotnie, ale Amerykanie zrobią wszystko, aby swoją pozycję mocarstwową w Europie utrzymać – poprzez ugruntowywanie rozbicia politycznego i wygrywanie sprzecznych interesów poszczególnych państw. Posiadają do swoich zadań gwardię oddanych sobie ludzi pokroju Aznara, Blaire’a, Nowaka-Jeziorańskiego czy choćby marzącego o NATOwskim stołku Prezydenta RP... Niestety, europejskim elitom daleko do wypracowania spójnej, całościowej koncepcji politycznej. Strach przed odwołaniem się do imperialnej retoryki jest w dalszym ciągu silny, bo ugruntowany przez lata zależności od USA i ZSRR. Ciągotki do postrzegania polityki jako walki o prawa człowieka na świecie, niezdolność do organizowania polityki względem wroga, niezdolność nawet do jednoznacznego zdefiniowania tego wroga – to kilka z mankamentów politycznych EU. Podstawy Unii Europejskiej są liche, ponieważ opierają się na słabych, ekonomicznych fundamentach. Obojętność eurokratów wobec czynnika duchowego, pogarda, jaką otaczają kwestie religijne, liberalizm rozkładający, na ich życzenie, społeczeństwa – wszystko to nie wróży niczego dobrego w epoce konfliktów i walk, przed którą się znajdujemy. Siły poszukiwać należy w modlitwie i prostych, a surowych wartościach katolickich, nie zaś we wskaźnikach ekonomicznych czy pustych deklaracjach polityków, bo w przeciwnym razie staną się prawdą amerykańskie żarty o miękkich Europejczykach z Wenus i twardych Amerykanach z Marsa.

Konflikt rozgrywający się na naszych oczach jest wstępem do dalszych działań, podejmowanych na arenie światowej przez administrację Busha w imię mesjanistycznych celów judaizmu. Stworzenie izraelskiej przestrzeni na Bliskim Wschodzie, w której amerykańskie koncerny przejmą pełną kontrolę nad polami naftowymi, umożliwi szybką, skuteczną i zadowalającą władze izraelskie rozprawę z Palestyńczykami, ukrytą pod hasłami „walki o przetrwanie” lub wypełniania umów dających „szanse autonomii palestyńskiej”. Celem dzisiejszym jest kontrola nad Jerozolimą, uzyskana dzięki rozbiciu Iraku i ograniczeniu wpływów fundamentalistów w Libanie; jutro przyjdzie czas na Syrię, Arabię Saudyjską lub Iran. Cel jest jasny: najpierw hegemonia, potem Świątynia, a Bush otrzyma w nagrodę, tak jak to już zapowiedział minister Tzani Hanegbi, honorową legitymację członkowską partii Likud, która zapewni mu „zbawienie”. Ω

Przypisy

  1. Jerzy Friedman, analityk CIA powiązany z syjonistycznym lobby w USA stwierdził, że 11 IX „to wielki dzień, tak czy owak wielki, przede wszystkim dla Izraela”. M. Collins Piper, Zionist, Big Oil Conspire to Create „Greater Israel”, „American Free Press”, 23 września 2003 r., s. 12.
  2. R. Hickson, Zum Krieg, in dem wir uns bereits befinden, und zu dem, der uns wahrscheinlich bevorsteht: Strategische und moralische Ueberlegungen eines Militaers auf laengere Sicht, „Rundbrief Germania”, 28 listopada 2002 r., s. 1–8. Wersja angielska: „Current Concerns”, nr 5/2002, http://www.currentconcerns.ch/ Zob. również: S. J. Sniegoski, War on Iraq – Conceived In Israel, „Current Concerns”, nr 1/2003.
  3. Przemówienie J. W. Busha z 18 marca 2003 r. Warty odnotowania jest fakt, że władze amerykańskie nie podały do wiadomości jakichkolwiek informacji o wydaleniu z USA kogokolwiek powiązanego z irackimi służbami specjalnymi.
  4. H. Hoyng, G. Spoerl, Wierni ludzie prezydenta, „Forum” nr 11/2003, s. 14. Warto wspomnieć, że pogląd o karze Bożej za grzechy Ameryki przyjmują również katoliccy tradycjonaliści (por. bp Ryszard Wiliamson, 11 września: bicz Boży, Zawsze wierni nr 6/2001 (43)), jednak interpretują go zupełnie inaczej.
  5. „Stosunki Międzynarodowe” z 17 lutego 2003 r.
  6. Ch. Bollyn, „War on Terrorism” Plotted Long Before 9-11, „American Free Press” z 2 grudnia 2002 r., s. 3.
  7. E. Halevy, On September 11 World War III Started, „Israel & Christians Today. Christians for Israel Today”, wiosna 2002, s. 1. Artykuł przedrukowano z dziennika „Yidiot Aharonot” 24 czerwca 2002 r.: http://www.c4israel.org/.
  8. ibidem, s. 1.
  9. Cyt. za: M. Evans, Radical Islam, America and Israel, „Israel & Christians Today. Christians for Israel Today”, zima 2002, s. 20.
  10. Widzę ogień w Białym Domu. Z Muammarem Kadafim rozmawia Charles Lambroschini, „Le Figaro”, 11 marca 2003 r., za: „Forum” nr 11/2003, s. 9.
  11. R. D. Kaplan, Inwazja – tak, ale z głową, „The Atlantic Monthly” XI 2002 r., za: „Forum” nr1/2003, s. 6. W pełni podzielają ten pogląd, choć odmiennie go interpretując, liczni przywódcy polityczni z krajów arabskich.
  12. Ch. Bollyn, op. cit.
  13. ibidem, s. 3. Ostatnio presja na Syrię się wzmogła, czego wyrazem były pogróżki skierowane do władz tego państwa przez Donalda Rumsfelda.
  14. J. Ross, Soldiers Fear Gulf War II Will Be Another Vietnam, „American Free Press” z 23 września 2002 r., s. 3.
  15. Prasa zgodnie stwierdziła, że amerykański atak nastąpiłby bez względu na decyzję Saddama Husajna.
  16. Warto pamiętać, że Irak dokonał całkowitego rozbrojenia swojego arsenału rakietowego pod okiem specjalistów z ONZ oraz że nie dysponuje potencjałem broni masowego rażenia, który w postaci broni chemicznej został zniszczony. Pomimo ciągłych informacji o odkryciu fabryk chemicznych czy ochronnego sprzętu przeciwchemicznego w magazynach irackich, nikt z poważnych niezależnych specjalistów w tej dziedzinie nie potwierdził posiadania przez Irak broni tego typu (!). Sprzecznych informacji podanych przez media 7 kwietnia, a mówiących o znalezieniu „pocisków średniego zasięgu” uzbrojonych w głowice chemiczne, które jak się potem okazało były starymi beczkami z odpadkami po produkcji zbrojeniowej sprzed kilkunastu lat, nie można traktować jako wiarygodnych... W wyniku kontaktu z niebezpiecznymi odpadkami kilku żołnierzy amerykańskich trafiło z objawami zatrucia do szpitala. Natomiast zasięg rakiet irackich w żaden sposób nie mógł zagrozić terytorium USA (zob. ilustr. na str. 99). Nic też nie wskazuje na jakiekolwiek zaawansowane prace irackie nad zbudowaniem broni jądrowej.
  17. J. Cirincione, Origins of Regime Change in Iraq, „Proliferation Brief”, t. 6, nr 5 z 19 marca 2003 r.
  18. Pod listem złożyli podpisy m. in.: Elliot Abrams, Ryszard Armitage, Jan Bolton, Paulina Dobransky, Zalmay Khalizad, Ryszard Perle, Donald Rumsfeld i Paweł Wolfowitz. ibidem.
  19. N. Mackay, Bush planned Iraq „regime change” before becoming president, „Sunday Herald” z 15 września 2002 r., za: „Current Concerns”, nr 5/2002.
  20. J. Cirincione, op. cit.
  21. Niepotwierdzone pogłoski głosiły, że Colin Powell miał we wrześniu 2001 roku ogłosić na forum ONZ plan będący realną zapowiedzią budowy niepodległego państwa palestyńskiego.
  22. The U.S.-Middle East Partnership Initiative: Building Hope for the Years Ahead. Przemówienie wygłoszone przez Colina Powella w Waszyngtonie 12 grudnia 2002 r.
  23. Bardzo interesującym tekstem przedstawiającym kwestię ropy naftowej jako głównej przyczyny i podstawowego celu wojny z Irakiem jest artykuł R. Morenia, Baryłki krwi. Czy w konflikcie wokół Iraku chodzi o Saddama czy o ropę?, „Polityka” nr 10/2003. Analiza polskiego korespondenta zawiera jednak szereg informacji rozpowszechnianych przez amerykańskie media, które w istocie zaciemniają prawdziwe mechanizmy polityki USA na Bliskim Wschodzie. Warto skonfrontować opinie Morenia i poglądy zawarte w artykule A. Grzeszaka, Drżące szyby, „Polityka” nr 12/2003, z tezami zaprezentowanymi w artykule znanego z pisma „Rurociągi” prof. M. Dakowskiego pt. Wojny o energię (internet), który rozbija mity propagandowe. Interesujące informacje zawiera na temat planów odbudowy Iraku po wojnie artykuł z „The Wall Street Journal Europe” N. Kinga jr., Europejskie firmy też chcą kawałek tortu. Amerykanie przyznają kontrakty na odbudowę Iraku, „Gazeta Wyborcza” z 17 marca 2003 r., s. 30. W swoim artykule King wskazuje na przygotowania do przeprowadzenia akcji finansowej przez USA porównywalnej wyłącznie z sumami przeznaczonymi po II wojnie światowej na odbudowę Europy Zachodniej. Działania amerykańskiej administracji są ściśle koncesjonowane i dotyczyć będą wyłącznie międzynarodowych firm związanych z kapitałem amerykańskim, w związku z czym można podejrzewać, że akcja stanowi napędzanie kulejącej koniunktury gospodarczej USA. Warto nadmienić, że pięć głównych firm międzynarodowych jest mocno powiązanych z rządzącą neokonserwatywną elitą polityczną USA – wiceprezydent Cheney był jeszcze niedawno szefem Kellogg Brown & Root, własności naftowego Halliburtona. Europejskie firmy mogą być jedynie podnajemcami zleceń, o czym nie wspominają głośno media.
  24. R. Moreń, op. cit. Artykuł z „Polityki” zawiera również interesujące wypowiedzi Wawrzyńca Golsteina, prezesa nowojorskiej Petroleum Research Fundation, który powiedział w „The New York Times”: „To nie będzie wojna o ropę. Jednak w dniu, w którym wojna się skończy, nie będzie rzeczy ważniejszej niż ropa”. Wiceprezydent USA Ryszard Cheney zdefiniował cele usunięcia Husajna: „On trzyma łapę na jednej dziesiątej światowych zasobów ropy, generującej dla niego ogromne bogactwo. Wielu z nas jest przekonanych, że pozostawiony samemu sobie w nieodległej przyszłości może wejść w posiadanie broni nuklearnej”.
  25. „Stosunki Międzynarodowe” z 17 lutego 2003 r.
  26. Dobra współpraca z Turcją jest bardzo ważna dla polityki amerykańskiej na Bliskim Wschodzie. Turcja jest państwem posiadającym duży potencjał militarny oraz autorytet wśród muzułmańskiej ludności na Bliskim Wschodzie, który Amerykanie już eksploatują w Afganistanie, ale – co najważniejsze – jest to państwo mające wzorowe stosunki polityczne z Izraelem. Prezydent Bush chciał wykorzystać te atuty poprzez włączenie Turcji do koalicji przeciw Irakowi, jednak turecka opinia publiczna storpedowała jego plany. Dla tureckiego rządu aktualna sytuacja nie jest godna pozazdroszczenia – zniweczone widmo rozbioru Iraku (Amerykanie planowali stworzenie turecko-kurdyjskiej federacji), możliwe utworzenie kurdyjskiego niepodległego państwa, odchodzące w polityczny niebyt zapewnienia o włączeniu Turcji do Unii Europejskiej (USA planowało zapłacenie za poparcie tureckie europejskimi pieniędzmi, jednak opór polityków europejskich pokrzyżował te plany).
  27. Polityczne pojęcie „finlandyzacji” zostało stworzone w USA przez zajmujące się geopolityką środowiska neokonserwatywne. W latach ’80 przestrzegali oni przed „finlandyzacją USA”.
  28. Cyt. za: „Gazeta Wyborcza”, 22–23 marca 2003 r., s. 2.
  29. Cyt. za: Szaron: jeszcze nie wracam do owiec. S. Farrell i R. Thomson rozmawiają z Arielem Szaronem, „The Times” z 5 listopada 2002 r., za: „Forum” nr 46/2002, s. 10.
  30. Ch. J. Petherick, Accused War Criminal, Rockefeller Lackey Named to Head „Unbiased” Sept. 11 Probe, „American Free Press” z 16 grudnia 2002 r., s. 3.
  31. I. Szahak, Tel Awiw za zamkniętymi drzwiami, Chicago-Warszawa 1998, s. 81.
  32. Stąd radykalna krytyka porozumień z Oslo nie tylko wśród polityków USA, ale przede wszystkim organizacji żydowskich zza Atlantyku, które popierają w Izraelu jedynie ekstremistyczne organizacje polityczne w rodzaju partii Likud, sprzeciwiające się jakiejkolwiek polityce odprężenia w stosunkach z Palestyńczykami, która według słów żydowskiego publicysty Elana Jurno „będzie autodestrukcją Izraela, otwarciem się na wrogów”. Na łamach finansowanego przez Edgara Bronfmana „Christian for Israel Today” z wiosny 2002 krytyczne słowa pod adresem porozumień z Oslo wygłaszają równocześnie senator Jakub M. Inhofe, jak izraelski publicysta Ariel Mayor Ron Nachman. Zob. Why Israel is entitled to the land of Israel, „Christian for Israel Today”, wiosna 2002, s. 7–9. Senator Inhofe posuwa się do stwierdzenia, że Żydzi posiadają święte prawo do traktowania Palestyńczyków jako wrogów – i zwalczania ich.
  33. I. Szahak, op. cit., s. 84–85.
  34. R. Fisk, Papuga Szarona, „The Independent” z 26 czerwca 2002 r., za: „Forum” nr 27/2002, s. 16. Jednak upokarzające dla Busha było dopiero opublikowane przez Danę Milbank w „The Washington Post” z 2 lipca 2002 r. zestawienie wypowiedzi żydowskiego polityka Nathana Sharansky’ego z fragmentami wypowiedzi J. W. Busha. Autorka opracowania zauważa niezwykłą zbieżność opublikowanego w „Jerusalem Post” 3 maja 2002 r. planu pokojowego dla Palestyny autorstwa Sharansky’ego z propozycjami pokojowymi Busha z Rose Garden (24 VI 2002 r.). Sharansky: „Nastał czas nowego przywództwa” dla Palestyńczyków; „Palestyńczycy muszą chcieć stworzyć otwarte społeczeństwo, wolne od strachu, nienawiści i terroru sianego w ostatnich latach przez Arafata i jego ludzi”. Bush: „Pokój wymaga nowego, odmiennego palestyńskiego przywództwa (...). Wzywam Palestyńczyków aby wybrali nowych liderów, nie skompromitowanych przez terror”. Sharansky: „realizacja planu pokojowego w 3 lata”. Bush: „można to osiągnąć w przeciągu trzech lat od teraz”. Sharansky: „realizacja pod auspicjami «międzynarodowego ciała koordynującego», złożonego z USA, Palestyńczyków i ekspertów bliskowschodnich”. Bush: „kontrola przebiegu wdrażania planu spoczywać powinna na międzynarodowych obserwatorach pod wodzą USA”. Dyrektor prasowy Białego Domu Michał Gerson nie potrafił wyjaśnić tego zbiegu okoliczności...
  35. R. Fisk, Długie ręce Szarona, „The Independent” z 8 kwietnia 2002 r., za: „Forum” 16/2002, s. 15.
  36. Cyt. za: Justifying Zionist racist supremacy, „The Common Sense”, wiosna–lato 2002, s. 23. W 1948 roku Dawid Ben Gurion powiedział do gen. Staffa: „Jesteśmy przygotowani do rozpoczęcia ofensywy. Nasze cele to zniszczenie Libanu, Trans-Jordanii i Syrii. (...) Zbombardujemy i zajmiemy zbrojnie Port Said, Aleksandrię i Synaj”. Cyt. za: M. Ben Zohar, Ben Gurion, A Biography, Nowy Jork 1978.
  37. Justifying Zionist..., op. cit., s. 24. Rafał Eitan, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Izraela powiedział: „Stwierdzamy otwarcie, że dla arabskich osadników nie ma prawa dla ani jednego centymetra ziemi w Eretz Israel”. Cyt. za: Gad Becker, „Yedinot Ahronot” z 13 kwietnia 1983 r.; tekst przedrukował również „The New York Times” z 14 kwietnia 1983 r.
  38. E. Schrupp, Izrael w czasach ostatecznych. Dzieje zbawienia i aktualne wydarzenia, Kraków b.r.w., s. 46. Zob. również H. Hajducki, Świątynia jerozolimska a czasy ostateczne, Zawsze wierni nr 1/2003 (51), s. 74–87.
  39. Zdanie Szahaka popiera lewicowy syjonista Uri Huppert, który twierdzi, że Izrael przekształca się w państwo teokratyczne. U. Huppert, Rabini i heretycy, Łódź 1994.
  40. Zob. R. Garaudy, The Founding Myths of Israeli Politics, cz. I, 2–3.
  41. M. Collins Piper, op. cit., s.12.
  42. I. Szahak, Tel Awiw..., s. 79. Zastosowanie „doktryny Kedouriego” doprowadziło do zbliżenia politycznego pomiędzy Izraelem a Irakiem pod koniec lat ’80, by osłabić Iran. Po pokonaniu Iraku przez Busha-seniora, polityka Tel Awiwu zespoliła wszystkie siły na doprowadzeniu do upadku władz irańskich. Aktualnie Tel Awiw skupił swoje siły na wzmocnieniu finansowanego od długiego czasu sojuszu z Kurdami, który jednak Amerykanie obawiają się jednoznacznie poprzeć przez wzgląd na znaczenie i użyteczność Turcji w regionie. Zob. ibidem, s. 67–80. Warto podkreślić fakt, że władze irackie rozpoczęły budowę swojego niekonwencjonalnego arsenału w celu zrównoważenia potencjału nuklearnego Izraela.
  43. Cyt. za: Szaron: jeszcze nie wracam do owiec..., op. cit., s. 10.
  44. P. Buchanan, Czyja wojna?, „Dziennik Związkowy” z 21–23 marca 2003 r., za: „Nasz Dziennik”, 4 kwietnia 2003 r. (przedruk).
  45. Anatol (Nathan) Sharansky – żydowski emigrant z Rosji. Twórca specjalnego prawa imigracyjnego dla Żydów z ZSRR. W Związku Sowieckim oskarżony o szpiegostwo na rzecz USA, skazany na 13 lat więzienia, w którym przebywał w latach 1977–1983. Po wymianie szpiegów między mocarstwami wyemigrował do Izraela. Bliski współpracownik Beniamina Netaniahu, popierający twardy kurs względem Palestyńczyków i dominację Izraela na Bliskim Wschodzie, od 1995 roku szef Yisra’el B’aaliyah, wspierającego imigrację Żydów rosyjskich i osadnictwo na Ziemiach Okupowanych.
  46. D. Ephron, T. Lipper, Sharansky Quiet Role, „Newsweek” z 15 lipca 2002 r.
  47. P. Buchanan, op. cit. Z „doktryną Ledeena” wiąże się zabawna anegdota. Bardzo często przedstawia się ją w osobliwie obrazowy sposób: „Co 10 lat Stany Zjednoczone powinny rzucić o ścianę byle jakim g... państewkiem, żeby wiedziano, kto rządzi”. Ambasador Francji w Londynie w kontekście kryzysu irackiego zapytał jednak, dlaczego mamy ryzykować wybuch III wojny światowej z powodu „małego g... państewka”, bynajmniej nie mając na myśli Iraku...
  48. Ibidem.
  49. Ibidem.
  50. R. D. Kaplan, Inwazja..., op. cit., s. 7.
  51. Ch. Bollyn, Iraq Attack Begins U.S., Israel Conducting Covert Missions, „American Free Press” z 14 października 2002 r., s. 1, 4. Podaną informację należy ściśle łączyć z punktu widzenia wojskowego z informacjami dotyczącymi zajęcia lotnisk w zachodnim Iraku już w trakcie trwającej wojny z tym państwem. Informacja podana przez Associated Press została całkowicie przemilczana przez amerykańskie i europejskie media. Nie dziwi ten fakt w kontekście słów zawartych w The Israel Project, dokumentu rozesłanego politykom amerykańskim przez American Jewish Organization, w którym wezwano do usunięcia wszelkich informacji na temat Izraela i jego polityki w czasie konfliktu bliskowschodniego. Dokument podkreśla, że wojna prowadzona jest w obronie Ameryki, a nie w obronie Izraela. „American Free Press” z 16–23 grudnia 2002 r., s. 2.
  52. Podstawowa literatura w języku polskim na temat neokonserwatyzmu: J. Ehrman, Neokonserwatyzm. Intelektualiści i sprawy zagraniczne 1945–1992, Poznań 2000; V. van Dyke, Wprowadzenie do polityki, Poznań 2000, s. 424–428. Van Dyke ignoruje całkowicie pochodzenie etniczne elit neokonserwatywnych, zwracając uwagę na ich programowy nacjonalizm amerykański. Wartą rozważenia byłaby kwestia przejścia późniejszych neokonserwatystów z lewicy na prawicę, związanego z politycznym zawodem względem sowieckiej opieki nad Izraelem i zwalczaniem przez lewicę antysemityzmu. Pod koniec lat ’60 okazało się, że Moskwa nie zamierza popierać polityki izraelskiej i zwalczać antysemityzmu. W roli protektora Żydów od tego czasu występuje Ameryka.
  53. Michael Lind pisze o neokonserwatystach: „Radykalna prawica syjonistyczna, do której należą Perl i Feith, choć stosunkowo niewielka, zapewniła sobie duże znaczenie w kręgach republikańskich decydentów. (...) Podczas gdy wielu z nich mówi o światowej krucjacie na rzecz demokracji, to w rzeczywistości jedyną troską tych neokonserwatystów jest władza i reputacja Izraela”. Już w 1996 roku „The Prince of Darknes” – Ryszard Perle oraz Feith i Wurmster opublikowali program adresowany do premiera Netaniahu pt. A Clean Break: A New Strategy for Securing the Realm, nawołując do odrzucenia „polityki z Oslo” i proponując: „Izrael sam może ukształtować swoje środowisko strategiczne w kooperacji z Turcją i Jordanią, poprzez osłabienie otoczenia, a nawet zmniejszenie (terytorium – przyp. H. H.) Syrii. Na początku należy się skupić na odsunięciu od władzy Saddama Husajna – ważnego dla Izraela «obiektu» strategicznego – co pokrzyżuje regionalne ambicje Syrii, której ostatnio rzuciła wyzwanie Jordania, występując z sugestią o przywróceniu w Iraku dynastii Haszymidów”. P. Buchanan, op. cit.
  54. T. Zalewski, Gabinet wojenny, „Polityka” nr 12/2003, s. 50–53; P. Milewski, Mroczny Krzyżowiec. Donald Rumsfeld: człowiek, który przygotował atak na Irak, „Tygodnik Powszechny” z 23 marca 2003 r., s. 7. Michał Collins Piper z „American Free Press” informuje w swoim artykule, powołując się na proizraelski tygodnik „Forward” z USA, o zmianach w zapisach prawnych dogodnych dla pozyskiwania funduszy przez finansujące neokonserwatystów organizacje lub przez nich obsadzane: Republican Jewish Coalition, National Jewish Democtratic Council, AntiDefamation Ligue, American–Israel Public Affairs Committee, American Enterprise Institute, Jewish Institute for National Security. Pieniądze Edgara Bronfmana finansują amerykańskich polityków, dokonują cudów „nawrócenia” – nawet brytyjski, konserwatywny „The Spectator” przemawiać potrafi w jedynie słuszny „proizraelski” sposób (zob. M. Phillips, Lewa głowa hydry, „Forum” nr 14/2003, s. 17–19), a Oriana Fallaci potrafi wykrzesać jeszcze dużo swojej mocno przeterminowanej lewackiej bojowości z lat ’60 w obronie zagrożonego przez palestyńskie dzieci Izraela. M. Collins Piper podsumowuje: „Izraelskie lobby posiada zorganizowany przemysł w Las Vegas, międzynarodowe banki pod kontrolą Goldmana Sachsa i wpływowe osoby z Hollywood powiązane z Lewem Wassermanem”. M. Collins Piper, One Elite Special Interest Group Benefits from McCain’s „Reform”, „American Free Press” z 2 grudnia 2002 r., s. 5. Na czele tzw. dyspensjonalistów stoi organizacja Christian for Israel International, posiadająca swoje placówki w USA, Kanadzie, Holandii, Francji i Niemczech. Celem organizacji jest działalność na rzecz Izraela, wspieranie osadnictwa na Ziemiach Okupowanych, walka propagandowa. Organem prasowym jest cytowany już „Israel & Christian Today. Christians for Israel”.
  55. Na założenie tego nowego pisma Wilhelm Kristol otrzymał 10 mln dolarów od żydowskiego milionera z Wielkiej Brytanii Ruperta Murdocha. W. Engdahl, American Hegemony or Empire? A Great Debate Has Just Begun, „Current Concerns” nr 7/2002.
  56. „National Review” z 30 stycznia 2003 r.
  57. H. Hoyng, G. Spoerl, Wierni..., op. cit., s. 13.
  58. (...) konflikt między Izraelem a Palestyńczykami niektóre osoby z otoczenia prezydenta postrzegają przez pryzmat wiary”. J. Harding, Żarliwy wojownik, „Financial Times” z 4 stycznia 2003 r., za: „Forum” nr 3/2003, s. 22–23.
  59. Zob. D. Brooks, Precz z nałogiem niewiary!, „Forum” nr 14/2003, s. 28–29.
  60. H. Hoyng, G. Spoerl, Wierni..., op. cit., s. 14. według sondaży pastora Hala Lindsaya aż 72,5% wiernych jest przekonanych, że są świadkami wojny, która doprowadzi do przyjścia Antychrysta i Armageddonu.
  61. ibidem, s. 14.
  62. J. M. Inhofe, Why Israel is Entitled to the Land of Israel, „Christians for Israel Today”, jesień 2002, s. 7.
  63. Zob. W. Engdahl, American Hegemony..., op. cit. Na temat dyspensjonalistów zob.: A special „Open Letter” from Evangelist Dale Crowley jr. to the Rev. Jerry Falwell. International Insert Paid for by The National Institute for Christian Solidarity; Is a Religious Faction Dictating American Foreign Policy? A special Report from American Free Press on an Issue of Growing Global Controversy, „American Free Press” z 19 sierpnia 2002 r.
  64. W. Engdahl, American..., op. cit. International Christian Embassy – Jerusalem (ICEJ) została powołana we wschodniej Jerozolimie jako argument na rzecz ogłoszenia Jerozolimy stolicą Izraela.
  65. T. Gabiś, Religia Holocaustu, cz. II, „Stańczyk” nr 1/1997, s. 26–27.
  66. Protestanccy kaznodzieje w Anglii w trakcie wojny z Francuzami o kolonie w XVIII w. używali porównań zaczerpniętych ze Starego Testamentu, w których opisywali wydarzenia jako „walkę Izraelitów z Moabitami”, zob. D. Lacorne, Żabojady z Babilonu, „Forum” nr 12/2003, s. 32–35. Wśród tych sekt bardzo popularne było zastępowanie tradycyjnych imion chrześcijańskich imionami starotestamentowymi, pomysły zastąpienia w liturgii łaciny hebrajskim, wprowadzanie elementów rytualnych zaczerpniętych z judaizmu (obrzezanie), a nawet zorganizowania powrotu Żydów do Palestyny w XVII wieku! Zob. T. Gabiś, op. cit., s. 27. Wilhelm Engdahl zwraca uwagę na popularność w Anglii chrześcijańskiego syjonizmu, do zwolenników którego zalicza lorda Palmerstona i Shaftesburry’ego oraz Balfoura i Dawida Lloyd George’a. W. Engdahl, American..., op. cit.
  67. J. Jacoby w „Israel & Christians Today”, zima 2002, s. 3.
  68. Elementarz antyamerykański, Wrocław 1994.
  69. W. Engdahl, American..., op. cit. Z tego powodu irackie zbrodnie na Kurdach przy zastosowaniu broni gazowej są moralnie złe, natomiast amerykańskie defolianty zastosowane w Wietnamie są dobre.