Nie jest oczywiście przypadkiem, że w przeddzień referendum, które zadecyduje o wstąpieniu bądź niewstąpieniu – przynajmniej w najbliższym czasie – Polski do Unii Europejskiej, postanowiliśmy poświęcić numer Zawsze wierni rozważaniom na temat stosunków pomiędzy Kościołem a państwem. Mam nadzieję, że lektura tych kilku artykułów pozwoli Wam ujrzeć w szerszej perspektywie, również, a może przede wszystkim religijnej, ostatnie doniosłe wydarzenia na świecie... Chciałbym jednak, abyście czytając ten numer odnosili się nie tylko do artykułów sprzed roku nt. gospodarki i globalizacji (por. Zawsze wierni 2/2002 (45)), ale przede wszystkim – do głoszonej z różnych stron, różnymi głosami i na różne sposoby idei jedności. Jedność europejska, jedność chrześcijan, jedność „wszystkich ludzi dobrej woli”...
Ktoś mógłby w tym miejscu zapytać – cóż złego jest w jedności? Wszakże już nasz Pan, Jezus Chrystus, wzywał do niej w Modlitwie Arcykapłańskiej: „Ojcze święty, zachowaj w imię Twoje tych, których mi dałeś, aby byli jedno jako i my” (J 17, 11). Jeszcze dobitniej oświadczył to słuchającym Go Żydom, narażając się przy tym na ukamienowanie: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J 10, 30). Motyw jedności i jednomyślności przewija się również często w Listach Apostolskich (por. np. 1 Kor 12, 12; Ef 4, 13; Filip 4, 2; 1 P 3, 8). Jak więc można nawet tylko sugerować, że jedność jest czymś złym? Przecież po Śmierci i Zmartwychwstaniu „nie masz różnicy między Żydem a Grekiem”, jak pisał św. Paweł w liście do Rzymian (10, 12)! – Oczywiście jedność nie jest zła, nie może być zła; ale „jedność”, którą wspomina Pismo św., o której mówił i o którą modlił się Pan Jezus, a za Nim przez wieki cały Kościół, to jedność w Duchu Świętym. Apostoł zaraz po zacytowanych powyżej słowach sprecyzował: nie ma różnicy między ludźmi spośród różnych narodów, „bo jeden jest Pan wszystkich”. Dobrze komentują to zdanie słowa proroka Malachiasza: „I nawrócicie się, a ujrzycie, co za różnica jest między sprawiedliwym a bezbożnym, i miedzy służącym Bogu, a niesłużącym Jemu”.
Nie trzeba patrzeć bardzo wnikliwie, by dostrzec, że jedność, którą stara się realizować Unia Europejska, nie jest jednością katolicką – jest więc fałszywą jednością antykatolicką; jest jednością w złym. Polega na przemilczaniu istotnych różnic, lub raczej udawaniu, że te nie istnieją, oraz na sztucznym wprowadzaniu jednakowości tam, gdzie nie jest to potrzebne, a nawet szkodliwe. Prawdziwa jedność to, mówiąc obrazowo, chór, którego członkowie różnią się od siebie pochodzeniem, wyglądem, wiekiem, mową etc. – śpiewający jednym głosem katolickie Credo; fałszywa jedność to tłum jednakowo wyglądających i identycznie ubranych osób, które jednym językiem (zapewne po angielsku...) krzykliwie coś bełkocą. W pierwszym przypadku istnieje jedność myśli; w drugim – tylko „jedność” chaosu.
Na nic jednak zdadzą się te próby budowania fałszywej jedności politycznej, które podejmują urzędnicy Unii Europejskiej, i na nic zdadzą się próby budowania fałszywej jedności religijnej, podejmowanej przez tak wielu kapłanów, hierarchów, a nawet samego papieża Jana Pawła II. Nie jest możliwe zatarcie fundamentalnych różnic, dzielących kapłaństwo sakramentalne od „ludowego”: wyświęconych księży od świeckich szafarzy i „kaznodziejów”; nie jest możliwe zasypanie przepaści, dzielącej jedyną prawdziwą Wiarę od heretyckich sekt i pogańskich religii. Istnieje fundamentalna różnica pomiędzy posłuszeństwem Bogu – a buntem. I Bóg ukarze bunt, tak jak to zawsze czynił: „I rzekli: pójdźcie, a zbudujmy sobie miasto i wieżę, której by wierzch dosięgał nieba, i uczyńmy sławne imię nasze (...) A tak rozproszył ich Pan z owego miejsca po wszystkich ziemiach i przestali budować”.
* * *
W Wielki Czwartek br. papież Jan Paweł II wydał nową encyklikę, poświęconą Eucharystii, która przez wiele środowisk odebrana została jako znaczący etap w powrocie do Tradycji. I rzeczywiście, na pierwszy rzut oka wydaje się, że dokument ten powtarza wiernie nauczanie Soboru Trydenckiego. Można w nim znaleźć potwierdzenie ofiarnego charakteru Mszy św., potępienie redukowania jej do wymiaru braterskiego spotkania, a nawet krytykę interkomunii. Jednak szczegółowa i wnikliwa analiza encykliki ujawnia wiele niepokojących aspektów, niezauważalnych przy powierzchownej i szybkiej jej lekturze. Prawdą jest, że przypomina ona o ofiarnym charakterze Mszy, „będącej ofiarą Krzyża, która trwa przez wieki”. Na próżno jednak szukać na trzydziestu stronach encykliki wyjaśnienia, na czym polegała Ofiara Krzyża... Nie ma w niej ani jednej wzmianki o zadośćuczynieniu Zbawiciela za grzechy ludzi, dzięki któremu dokonało się nasze Odkupienie! Co więcej, nie wspomina się w niej w ogóle o grzechu – pojęcie to pojawia się (poza cytatami i napomnieniami o konieczności wyznania grzechów ciężkich przed Komunią) jeden jedyny raz, i to bynajmniej nie w odniesieniu ofiary Zbawiciela. To naprawdę niewiarygodne! Zrozumieć to można jedynie w kontekście teologii „misterium paschalnego”, według której Odkupienie człowieka dokonało się w momencie Wcielenia, uzmysławiającego ludziom na nowo ich „wzniosłą godność”, zaś Ofiara Krzyża objawiła im jedynie w sposób ostateczny i najwyższy miłość Ojca. Podejrzenie to wydaje się tym bardziej uzasadnione, że sam Papież nazywa Mszę „nieustannym uobecnianie tajemnicy paschalnej”. Ponadto, pomimo pozornego potępienia interkomunii, Jan Paweł II potwierdza regulacje nowego Kodeksu Prawa Kanonicznego, zezwalające na przyjmowanie Komunii św., Ostatniego Namaszczenia i Pokuty heretykom i schizmatykom, jeśli „pragną je przyjąć, dobrowolnie o nie proszą i przejawiają wiarę, jaką Kościół katolicki wyznaje w tych sakramentach”. W tym samym dokumencie może przeczytać, że katolicy powinni szanować „przekonania religijne braci odłączonych”. Jak więc widać, w rzeczywistości nic się nie zmieniło... Ω