„…Nie miałbyś nade mną żadnej władzy…”
Nadstawcie uszu wy, którzy władacie ludem i chlubicie się z mnóstwa narodów. Ponieważ od Pana dana wam jest władza i moc od Najwyższego, który badać będzie uczynki wasze i myśli wasze roztrząsać.
Mądr 6, 3–4
Kolumbia jeszcze w latach ’60 była krajem w 95% katolickim, a konstytucja tego kraju gwarantowała specjalny status katolicyzmu jako religii panującej. Po Soborze Watykańskim II papież Paweł VI poprosił władze państwowe o zmianę tego zapisu konstytucyjnego – efekt jest taki, iż dziś Kolumbia jest zlaicyzowana, rozbita religijnie, narażona na oddziaływanie protestanckich sekt, pogrążona w chaosie moralnym.
Vaticanum II, „idąc z duchem czasu”, to znaczy godząc się z liberalizmem, zaakceptowało laicki model państwa. Modernistyczna hierarchia przyjęła zasadę wolności religijnej, wyrastającą z koncepcji ekumenicznych propagowanych przez masonerię i sekty protestanckie od XIX wieku. Stojąc na jej gruncie, zrezygnowała z głoszenia katolickiej zasady „poza Kościołem nie ma zbawienia”, zniżając się w dialogu ekumenicznym do poziomu religii pogańskich czy sekt, które – zdaniem progresistów – również prowadzą do Boga. Hierarchowie kościelni zrezygnowali także z prawa do zabierania głosu w sprawach państwowych, jednocześnie godząc się z tym, że państwo tylko wybiórczo będzie interweniowało w sprawie szerzenia się fałszywych kultów, zwalczając tzw. sekty (piszę „tzw.” w cudzysłowie, ponieważ patrząc z katolickiego punktu widzenia wszystkie wyznania protestanckie są sektami).
Zwycięstwo liberalnych „dogmatów”, oprócz wielu innych skutków, spowodowało zupełnie nowe spojrzenie hierarchii kościelnej na kwestię konkordatów. Władze Kościoła zaakceptowały (a czasem wręcz zainicjowały – tu niechlubnie zapisał się papież Paweł VI) zmiany wielu korzystnych dla siebie przepisów, na przykład własności budynków kościelnych czy nauczania religii w szkołach państwowych, działając w ten sposób na szkodę dusz powierzonych swej pieczy.
Konkordaty to prawnie zawarte układy pomiędzy państwem a papieżem jako głową Kościoła, w których każda ze stron wydaje przepisy prawne regulujące kwestie religijne wewnątrz państwa. Istnieją dwa przeciwstawne poglądy dotyczące istoty konkordatu, które w różny sposób interpretują rolę papieża i Kościoła w państwie. Najbardziej dziś rozpowszechniony pogląd na istotę konkordatów traktuje papieża jako podmiot prawa międzynarodowego, pomija zaś całkowicie jego rolę jako przywódcy religijnego oraz strażnika moralności i tradycji. Konkordaty są dziś uznawane za dowód przewagi państwa nad Kościołem oraz przewagi prawa państwowego, sytuującego się ponad prawem kościelnym. Zasada ta jest realizowana w praktyce od dwustu lat, a strona państwowa zupełnie pomija interesy Kościoła – na przykład w 1905 roku we Francji przeprowadzono rozdział państwa od Kościoła bez renegocjacji funkcjonującego konkordatu, zawartego jeszcze przez Napoleona Buonaparte.
Drugi z poglądów, obecnie zupełnie pomijany, traktuje konkordat jako przywilej nadany poszczególnym narodom i państwom; przywilej, którego nadanie przez papieża potwierdza jego władzę duchową, bowiem przez przyjęcie konkordatu państwo potwierdza swoją podległość duchową papieżowi.
Od średniowiecza do Soboru Watykańskiego II
Konkordaty poczęto zawierać od momentu, gdy ukształtowało się nowe, laickie pojęcie władzy państwowej. Za pierwszy w historii konkordat powszechnie uznaje się ugodę wormacką z 1122 roku, która regulowała stosunki pomiędzy papiestwem a cesarstwem i która była wynikiem wzrostu potęgi Rzymu i jego decydującej roli politycznej w świecie chrześcijańskim. Konkordaty tego okresu nie miały jeszcze typowej formy umowy międzynarodowej, były raczej prawnie zbliżone do bulli, czyli dekretu papieskiego, który wchodził w życie wraz z ogłoszeniem. Taką formę ma na przykład wspomniana ugoda wormacka, przywileje nadawane przez Grzegorza XI Kościołowi angielskiemu czy XV-wieczne bulle Leona X i Klemensa VII dla Królestwa Polskiego. Bulle te nazywane są dziś bullami konkordatowymi lub krótko konkordatami.
Do XIX wieku dominował pogląd, że tzw. konkordaty stanowią przywilej nadany przez papieża. Pogląd ten wyrastał z przekonania, że Kościół posiada przewagę nad państwem, a władza duchowa – nad świecką; że istnieje prymat życia wiecznego, nad którym czuwa Kościół, nad życiem doczesnym, nad którym czuwa państwo. W takim tonie wypowiadało się wielu papieży. Papież Bonifacy VIII napisał o stosunkach z państwem: „Miecz duchowy i materialny znajdują się we władzy Kościoła. Ten powinien być używany dla dobra Kościoła, tamten zaś przez Kościół; tamten kierowany jest ręką kapłana, ten zaś ręką królów i wojaków, lecz na skinienie kapłana i zgodnie z jego zezwoleniem”.
Konkordaty miały za zadanie również podnieść poziom życia religijnego w kraju, czego przykładem była umowa z 1375 roku między Grzegorzem XI a Edwardem III, wychodząca naprzeciw żądaniom katolików angielskich, domagających się anulowania części obciążeń wobec papiestwa oraz regulacji własności ziemskiej. Innym przykładem mogą być konkordaty konstancjańskie, które wydał papież Marcin V, nadając królestwom hiszpańskiemu, francuskiemu, niemieckiemu i angielskiemu szereg specjalnych przywilejów, zwalniających z obciążeń względem Kościoła.
Aż do okresu Oświecenia, czyli do XVIII wieku konkordaty traktowano jako przywilej dla państwa. Oświeceniowa filozofia, liberalna, nastawiona antykościelnie i antychrześcijańsko, diametralnie zmieniła wyobrażenie o zadaniach i celach państwa, podważyła również tradycyjny model konkordatu. Kościół zawsze podkreślał swoją wyłączną władzę duchową w państwie, jednocześnie nie pretendując do sprawowania władzy świeckiej. Rola państwa w cywilizacji europejskiej opierała się na zasadzie pomocniczości – ponieważ początkowo władcy nie posiadali na tyle siły, by samodzielnie zajmować się całością zagadnień społecznych, politycznych i administracyjnych, pomagał im w tym Kościół. W zamian państwo wykorzystując swoją siłę militarną broniło pozycji Kościoła i pomagało w realizacji jego nadprzyrodzonych zadań. Filozofia Oświecenia oraz stałe wzmacnianie władzy państwowej kosztem wolności obywateli doprowadziło do tego, że państwo zaczęło rościć sobie prawo do ingerencji w życie moralne i duchowe obywateli, czyli zaczęło ingerować w kompetencje Kościoła. Oświecenie wysunęło na czoło wszystkich spraw interes narodu, w ramach którego upomniało się o tzw. prawa jednostki (m.in. wolność sumienia i wyznania). Na tych zasadach zaczęto budować nowe relacje z Kościołem, których częścią miały być nowe konkordaty.
Pierwszym z nich była umowa zawarta w 1801 r. między Napoleonem, „cesarzem Francuzów”, a papieżem Piusem VII. Ten pierwszy konkordat nowego typu zawarto w specyficznych – dla papieża – okolicznościach. Rewolucja z roku 1789, zwana francuską, odwołując się do swobód jednostki, m.in. wolności sumienia, podjęła jednocześnie zdecydowaną walkę z Kościołem katolickim, wysyłając wielu duchownych i katolików na szafot. Napoleon po wyhamowaniu rewolucji nie zrezygnował z jej antyklerykalizmu, podejmując jednocześnie rozmowy z papieżem w celu ustalenia nowych zasad współdziałania Francji z Kościołem i uspokojenia sytuacji w kraju. Konkordat napoleoński przyznał Kościołowi katolickiemu prawo do swobodnego i publicznego wykonywania kultu, przy zastrzeżeniu jednak, że państwo będzie je mogło ograniczyć w razie zagrożenia porządku publicznego. Państwo zredukowało również ilość biskupstw i parafii, zastrzegając dla siebie prawo do mianowania i kontrolowania biskupów i proboszczów oraz narzucając duchownym tekst przysięgi na wierność Cesarstwu. Regulacji poddano także majątki kościelne, kościelny system oświatowy i inne wewnętrzne sprawy Kościoła. Po raz pierwszy Kościół został poddany tak silnej kontroli państwa, zaś sam konkordat został zaakceptowany przez papieża jedynie z przymusu, gdyż wojska Napoleona stacjonowały w północnej Italii, grożąc istnieniu Państwa Kościelnego. Pius VII wielokrotnie podkreślał, że ten niekorzystny konkordat został podpisany w szczególnych okolicznościach zagrożenia Kościoła we Francji; jego protesty były – między innymi – powodem włączenia Rzymu do Cesarstwa i uwięzienia Papieża w Paryżu. Konkordat napoleoński, mimo że zmodyfikowany po upadku Napoleona, stał się na przeszło sto lat wzorem dla innych podobnych umów, co nigdy nie zostało w pełni zaakceptowane przez Kościół.
Konkordaty posoborowe
Prawdziwą rewolucją w funkcjonowaniu konkordatów był jednak dopiero Sobór Watykański II, który idąc z duchem liberalizmu zaakceptował liberalną wizję relacji pomiędzy państwem a Kościołem oraz liberalne pojęcie wolności religijnej.
Zasada wolności religijnej, która w świetle dokumentów soborowych łączona jest z pojęciem godności osoby ludzkiej oraz wolności sumienia, razem z liberalnymi prawami człowieka stała się fundamentem nowego spojrzenia na konkordaty. W myśl tej zasady religia katolicka przestała być już jedyną religią prowadzącą do jedynego Boga. Nie mówiono już o tolerancji religijnej, ale o prawie do nieskrępowanego praktykowania jakiegokolwiek wyznania, bowiem czczenie jakiegokolwiek bóstwa jest, według nauki Soboru, drogą człowieka do poszukiwania Boga, a owo poszukiwanie należy – patrząc z perspektywy praw ogólnoludzkich – uszanować. Ta reorientacja jest zupełną nowością w nauce Kościoła, który zawsze uznawał prawo do indywidualnego wyznawania innych religii i nie pochwalał stosowania przymusu dla wymuszania konwersji na katolicyzm (o czym pisali na przykład śś. Augustyn i Tomasz z Akwinu). Tym samym przekreślono jeden z fundamentalnych postulatów katolickich o społecznym królowaniu Chrystusa i o jedynej drodze do Boga w Kościele katolickim, co jednoznacznie stwierdza Nowy Testament: „i nie ma w nikim innym zbawienia. Nie ma bowiem innego imienia pod niebem, danego ludziom, w którym byśmy mieli być zbawieni” (Dz Ap 4, 12). Na słowa te powoływał się też papież Pius XI w swojej encyklice dotyczącej zagadnień społecznych Quas primas.
Jednocześnie przyjęto nie tylko, że państwo nie ma prawa do wtrącania się w sprawy religijne, ale również że rezygnuje ono z interwencji przeciw szerzeniu się fałszywych kultów, wyłączając te sekty, które uzna za niebezpieczne dla porządku publicznego. Tym samym Kościół przyznał, że państwo może uznać każdą religię za drogę do Boga, co jest herezją, zwaną indyferentyzmem religijnym – i oczywiście porażką Kościoła, który dotychczas uznawał, że państwo ma, według słów abpa Lefebvre’a, „prawo do ochrony religijnej jedności obywateli w ramach prawdziwej religii oraz do ochrony dusz Katolickich przed skandalem i rozpowszechnianiem się błędu religijnego”. Hierarchowie Kościoła katolickiego na Soborze Watykańskim II pozbawili sami siebie społecznej funkcji tworzenia katolickiego społeczeństwa, wskazywania mu jedynej Prawdy i przygotowania go do przyjęcia Jezusa Chrystusa jako jedynego Króla ludzkości, sprzeciwiając się tradycyjnemu nauczaniu papieskiemu.
Finałem tego kreowania przez Kościół ideału laickiego państwa była renegocjacja konkordatów. Na prośbę Watykanu (!) zmieniono konkordaty z krajami, w których religią panującą do tej pory był katolicyzm, czego najbardziej drastycznymi przykładami były Hiszpania, Kolumbia czy szwajcarski kanton Valais. Wynikający z posoborowego, nowego watykańskiego kursu „wschodniego” spór Pawła VI z generałem Franco, który swoje apogeum osiągnął w 1968 roku wraz z żądaniami Watykanu domagającego się rezygnacji z wielowiekowego przywileju, gwarantującego władzom Hiszpanii (królowi, regentowi) obsadzanie stanowisk kościelnych, doprowadził do fatalnej w skutkach renegocjacji konkordatu. Regent oraz przyszli monarchowie zostali pozbawieni starych przywilejów, a Kościół – na prośbę watykańskich hierarchów – zrównano, w oparciu o zasadę wolności religijnej, z protestanckimi sektami i pozbawiono wszelkiego wpływu na sprawy publiczne. Franco był zdruzgotany, co potwierdzają liczni jego biografowie. „Hiszpania zawiodła się na Stolicy Apostolskiej”; „Hiszpania znajduje się w niełasce Watykanu” – pisał Caudillo w liście do papieża. Kiedy zestawimy stanowczość Pawła VI względem gen. Franco w sprawie odebrania Hiszpanii starych przywilejów, nadanych przez następców św. Piotra, z ustępliwością modernistycznego papieża względem np. komunistów jugosłowiańskich, którzy uzyskali od Watykanu wszystkie uprawnienia w kwestiach mianowania władz kościelnych na terenie Jugosławii, czy z sytuacją Kościoła węgierskiego, sprzedanego komunistom przez modernistyczną hierarchię, nie sposób oprzeć się zdumieniu... Podobna do hiszpańskiej sytuacja rozegrała się we Włoszech, gdzie Kościół wyrzekł się przywilejów nadanych mocą paktów laterańskich, które zaaprobowano po 1945 roku, a przygotowywaną przez 12 lat umowę podpisano dopiero w 1978 roku. Przyjęto w niej zasadę, że państwo i Kościół są „niezależne i suwerenne”, zmieniono także prawodawstwo małżeńskie i ograniczono nauczanie religijne w szkołach publicznych. Renegocjowano również konkordaty z państwami nie będącymi całkowicie katolickimi.
Zmiany te spotkały się z entuzjastycznym przyjęciem ze strony liberalnych polityków, którzy z niecierpliwością na nie oczekiwali. W takim samym duchu wypowiada się o stosunkach pomiędzy państwem a Kościołem Unia Europejska, która w zawartej w 1997 roku Klauzuli kościelnej głosi neutralność religijną państwa i apolityczność Kościoła, w praktyce jest realizowaną różnorodnie: od ostrego oddzielenia państwa od Kościoła na wzór oświeceniowego laicyzmu, co występuje we Francji, po tzw. przyjazny rozdział, realizowany we Włoszech. Z tego też powodu skutecznie blokowana jest inicjatywa umieszczenia invocatio Dei w opracowywanej Konstytucji Europejskiej, jako sprzecznego z rozdziałem Kościoła od państwa. Przeciwnicy odwołania się do Boga i wartości chrześcijańskich w europejskiej konstytucji powołują się na artykuł 10. Karty Podstawowych Praw Unii Europejskiej, który uznaje za podstawę prawa wolność myśli, sumienia i wyznania jednostki.
Na prośbę władz Kościoła zrównano katolicyzm z różnymi herezjami. Skutkiem takiej zmiany jest religijna Wieża Babel, laickie państwo i społeczeństwo, tolerujące wszystkie „wolności”, pozbawione zasad moralnych i politycznych, wreszcie pozbawione Boga. Przedmiot politycznych dążeń masonerii został osiągnięty. Władze kościelne usprawiedliwiały te zmiany twierdząc, że system harmonii między Kościołem a państwem jest przestarzały, niezgodny z nowoczesną koncepcją świata – zapominając że to, co jest najważniejsze w Kościele, to przywiązanie do stałych wartości, które nie przystosowują się do aktualnie modnych koncepcji świata, bo są prawdą absolutną. Kościół nie stoi na straży tego, co przestarzałe, ale tego, co nieprzemijające. Ω