Msza św. jest słońcem religii katolickiej
Oto Zbawiciel twój idzie, oto zapłata Jego z Nim, a dzieło Jego przed Nim.
Iz 62, 11
Kościół katolicki to wielki zakład zbawienia, który Pan Jezus założył dla wszystkich ludzi i po wszystkie czasy. Zadaniem więc jego i posłannictwem jest prowadzić dalej dzieło odkupienia Chrystusowego, przez nawracanie i ratunek wszystkich narodów. Pan Bóg chce, jak mówi św. Paweł apostoł, aby wszyscy ludzie przez Kościół i w Kościele otrzymywali światło niebiańskie i życie, przyszli ku uznaniu prawdy i byli zbawieni (1 Tym 2, 4). W tym celu jest i pozostanie Pan Bóg w tym Kościele, w nim żyje i działać będzie do końca świata. A jak niegdyś odkupił ludzkość przez krwawą ofiarę na krzyżu, tak dzisiaj prowadzi to dzieło odkupienia przede wszystkim przez bezkrwawą ofiarę Mszy św.
Tę ofiarę widział w duchu prorok Izajasz i napisał te słowa: „Oto Zbawiciel twój idzie, oto zapłata Jego z Nim, a dzieło Jego przed Nim”.
Syn Boży przychodzi do nas w czasie Mszy św. na ołtarz, żeby się za nas ofiarować – a gdzie On obecny z Bóstwem i człowieczeństwem swoim, tam jest i dzieło i zapłata dokonanego przez Niego odkupienia.
Msza św. jest powtórzeniem całego życia naszego Zbawiciela – ona jest słońcem naszego nabożeństwa, rozlewającym światło dokoła, bo powtarza wszystkie cuda i tajemnice Jego życia – ona tronem miłosierdzia, skąd Pan Jezus rozdaje swe łaski. Z radością tedy wskazuję na ołtarze, na które zstępuje Pan Jezus i powtarzam słowa proroka: „Oto Zbawiciel twój idzie, oto zapłata Jego z Nim, a dzieło Jego przed Nim”.
O Jezu! który codziennie powtarzasz na ołtarzu najwznioślejsze tajemnice swego życia i rozdzielasz hojnie swe łaski, otwórz oczy naszej duszy, byśmy Cię coraz więcej poznawali i ze Mszy św. korzystali.
Chciał Boski Zbawiciel, by ofiara Mszy św. była pamiątką Jego bolesnej męki i śmierci – chciał przez nią przypominać nam codziennie swoją nieograniczoną miłość i wartość dusz naszych, nabytych za wielką cenę Krwi Jego najświętszej.
Oddzielna konsekracja chleba i wina uwidacznia zmysłom naszym śmierć Zbawiciela, bo gdy krew oddziela się od ciała, koniecznie śmierć nastąpić musi.
W ofierze krzyżowej jedne tajemnice zbawienia miały swój początek, inne koniec. Otóż i w ofierze Mszy św., która jest bezkrwawym powtórzeniem ofiary krzyżowej, muszą być widoczne i inne tajemnice z życia naszego Zbawiciela.
Istotnie tak jest, bo komuż przyjście Pana Jezusa na ołtarz pod lichą drobiną chleba nie przypomina pierwszego Jego przyjścia na świat w Betlejem w postaci słabego dziecięcia? Jak tam, tak i tutaj ukrywa Bóg-człowiek świetność swojego majestatu – jak w Betlejem, tak i na ołtarzu ma prawdziwych wielbicieli i złośliwych Herodów, którzy Go znieważają.
Któż patrząc dalej na Zbawiciela ukrytego pod osłoną chleba i wina, jak ofiaruje się Bogu Ojcu za nas, jak jest powolnym rozkazowi kapłana, jak dozwala ze sobą czynić, co kapłan zechce, nie uprzytomni sobie znowu Jego życia ukrytego w Nazarecie, gdzie był poddanym i posłusznym Najświętszej Matce i Opiekunowi św. Józefowi? To życie ukryte, ciche, pokorne, pełne modlitwy i ofiary prowadzić będzie pod tymi postaciami eucharystycznymi do końca świata dla chwały Bożej i zbawienia ludzkości. Po wyjściu z Nazaretu rozpoczął swój urząd nauczycielski. Idzie na świat wzywać ludzi do swojej owczarni – chce ich nauczyć w niej, jak trzeba starać się o niebo. We Mszy św. osobiście nie mówi, ale poucza nas o tym w lekcjach i ewangeliach. W tej ofierze widać i Jego życie chwalebne. Jest tu Jego zmartwychwstanie i wniebowstąpienie.
Jak niegdyś zmartwychwstały ukazywał się swoim i oznajmiał im błogą pociechę: „Pokój mój daję wam, nie jako daje świat, Ja wam daję, niech się nie trwoży serce wasze, ani się lęka” (J 14, 27), tak dzisiaj we Mszy św. jest na ołtarzu z ciałem swoim uwielbionym, które już nie podlega cierpieniom, ale pokazuje na nim blizny ran swoich, które wziął do nieba i powtarza: ,,Pokój mój daję wam, jakiego świat wam dać nie może” – tu nas pociesza, błogosławi, darzy łaską swoją.
Ale we Mszy św. jest On nie tylko ofiarą i nauczycielem; jest tu i kapłanem, bo sam ze siebie składa tę ofiarę; jest i królem, bo przychodzi do serc naszych w Komunii św., by nas wziąć w swoje posiadanie, by panować jako książę pokoju, rozszerzyć i utrwalić królestwo prawdy i łaski.
Oto życie ukryte Pana Jezusa we Mszy św. – życie najgłębszego poniżenia i najwyższej chwały. We Mszy św. przychodzi Pan Jezus po to, po co się narodził w stajence betlejemskiej. „Oto zapłata Jego z Nim”. Niemowlęciem przyszedł na ziemię, więc Jego najwierniejsi słudzy aniołowie zwiastowali cel tego przyjścia, śpiewając nad stajenką: „Chwała na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli” (Łk 2, 14).
Oto podwójny cel Jego przyjścia na świat. Przez śmierć krzyżową uwielbił Ojca swego, okazując Jego bezwzględną sprawiedliwość, dla której przebłagania potrzeba było tak wielkiej ofiary, a zarazem Jego dobroć niepojętą, że Syna swojego daje za żywot świata. Przez krzyż ludziom wysłużył łaski i pokój.
To podwójne dzieło, uwielbienia Boga i zbawienia świata, poruczył Pan Jezus swemu Kościołowi do skończenia świata. I spełnia je Kościół św. przez różne akty, otaczając je rozmaitymi ceremoniami i obrządkami. Co do piękności i blasku tych ceremonii stoi Kościół św. ustrojony w najcenniejsze klejnoty jako oblubienica przy boku Boskiego oblubieńca, stoi jak królowa po prawicy Jego w ubiorze złotym, otoczona rozmaitością (2 Kor 11, 2; Ps 44, 10). Najjaśniejszym klejnotem w jej stroju, najpiękniejszą ozdobą jest przenajświętsza ofiara Mszy św.
Wszystkie obrzędy kościelne są pełne głębokiego znaczenia, ale Msza św. jest ich koroną, z niej czerpią siłę i namaszczenie.
I nie jest trudno się o tym przekonać. Wielbimy Pana Boga, dziękujemy Mu za dobrodziejstwa głównie przez modlitwę; ale czymże są nasze modlitwy w porównaniu z tą czcią niezmierną, z tym nieskończonym dziękczynieniem, jakie się najwyższemu Bogu należą? O, jak mdłe, jak niedoskonałe wszystko, co od nas pochodzi! Jak bluszcz wije się po ziemi, o własnej sile wznieść się nie zdoła, ale gdy obejmie drzewo szybko pnie się w górę, tak i my o własnych siłach nie zdołamy się podnieść aż do tronu Bożego, ale oparci na naszym Panu, który zstępuje do nas we Mszy św. wszystko zdołamy. On nas wzniesie w górę, wzniesie do nieba.
Godną najwyższego majestatu Bożego nieskończoną cześć oddajemy Panu Bogu jedynie przez ofiarę Mszy św. Gdyby miliony światów złączyło się w jeden potężny chór, to jeszcze nie oddadzą Panu Bogu czci godnej, takiej, jaką Mu oddaje jedna tylko Msza św., w której ofiara i kapłan są nieskończonej wartości, bo jest to sam Pan Jezus.
Wie o tym dobrze rządzony przez Ducha Świętego Kościół, dlatego rozpamiętując najwznioślejsze pamiątki z dzieła odkupienia świata, wielbi dobroć Bożą, dziękuje za Jego miłosierdzie właśnie przez sprawowanie Mszy św. W najmilsze ze świąt: Boże Narodzenie, dozwala na uwielbienie i dziękczynienie Panu Bogu za to, że Słowo Jego stało się Ciałem, odprawiać kapłanom aż trzy Msze św., zaś w posępny Wielki Piątek niejako zapomina o tym najcenniejszym klejnocie, o kielichu zbawienia, bo ze Zbawicielem pije z kielicha goryczy. I nic dziwnego, że i wierni Kościoła katolickiego wszystko, co czynią i oddają na służbę Bożą, dają to przede wszystkim dla godnego uczczenia i uświetnienia Mszy św. Bo pytam, na co powstają te kościoły, gdzie wiedza ludzka sili się na ich piękność czy to budową, czy malarstwem, czy bogactwem? Na co te ołtarze zdobne? Na co złote i srebrne naczynia, na co te kosztowne ubiory? Dlaczego płoną świece na ołtarzu, na co te kwiaty żywe, pachnące, na co ta woń kadzidła? Dla Ciebie to Boże, który przychodzisz w czasie Mszy św. na nasze ołtarze.
Prawda, i innowiercy budują świątynie, i piękne – ale dla kogo? To zbory protestanckie, to żydowskie synagogi lub inne tzw. „domy modlitwy”, bo tam nie ma Ciała i Krwi Pańskiej; to nie jest świątynia Boża. A cóż powiedzieć o lożach masońskich, gdzie ludzie oddają cześć szatanowi!
Najmilsi! Popatrzmy jeszcze, o ile Msza św. jest najobfitszym środkiem łask. Wprawdzie Msza św. wprost grzechów nie gładzi, wprost nie zlewa na nas łaski uświęcającej, bo na to ustanowione są sakramenty św., ale działanie Mszy św. jest jednak o tyle bardziej dobroczynne, że nie odnosi się tylko do wyjednania pewnej łaski i dla jednej tylko osoby, ale rozciąga się na wielu, owszem na wszystkich i wyjednuje, jeśli nie bezpośrednio, to przynajmniej pośrednio, wszystkie możliwe dobrodziejstwa Boże. O ileż jednak czerpią z ofiary Mszy św. sakramenty św. moc swoją? Sakramenty możemy nazwać strumieniami, rzekami, przez które płyną do nas łaski wysłużone śmiercią Pana Jezusa. Ponieważ zaś Msza św. jest powtórzeniem ofiary krzyżowej, ponieważ ma tego samego kapłana i ten sam dar zewnętrzny, który był w ofierze krzyżowej, słusznie tedy można powiedzieć, że ofiara Mszy św. jest źródłem łask sakramentalnych, jest słońcem łask, którego promienie łamią się w sakramentach św. w siedmiokolorową tęczę, łączącą jako łuk pokoju niebo z ziemią.
Ten stosunek sakramentów św. do ofiary Chrystusa Pana wyrażony jest przez to, że z przebitego boku Zbawiciela na krzyżu wypłynęła krew i woda. Ta woda przedstawiała wodę chrztu św., który obmywa i oczyszcza z grzechu, zaś Krew Chrystusa Pana wskazywała na Krew Jego w Sakramencie Ołtarza, którym żywi i umacnia dusze nasze na żywot wieczny. Te dwa sakramenty obejmują i inne, bo chrzest św. jest ich początkiem, a Eucharystia dokończeniem – stąd widzimy, że sakramenty św. czerpią moc swoją z ofiary Mszy św.
Oprócz sakramentów św. mamy w Kościele Chrystusowym i sakramentalia. Jak sama nazwa wskazuje, mają one wprawdzie podobieństwo z sakramentami św., jednak co do istoty różnią się od nich. Są to także środki służące do uświęcenia, ale daleko w mniejszym stopniu i w inny sposób niż sakramenty św.
Ustanowił je Kościół św., a jako Boski zakład zbawienia, wziął ten Kościół moc od Chrystusa Pana, by udzielać błogosławieństwa odkupienia nie tylko ludziom, ale i całej przyrodzie. Wiemy, że „całe stworzenie, jak mówi apostoł, będzie wyswobodzone z niewolnictwa skażenia na wolność chwały synów Bożych, że wszystko stworzenie wzdycha i jako rodząca boleje aż dotąd” (Rzym 8, 21–22).
To przemienienie natury dokonane będzie zupełnie dopiero przy końcu czasów, ale i teraz już Kościół św. w pewnej mierze ucisza to wzdychanie stworzenia przez pośrednictwo sakramentaliów, gdy przynajmniej z niektórych stworzonych przedmiotów wydala wszystko złe i szkodliwe, uduchawia je i uświęca.
Wyłącza mianowicie niektóre rzeczy przeznaczone do służby Bożej, poświęca je i jedynie ku czci Bożej oddaje. Wszystkim przedmiotom, wziętym ze świata, a które potrzebne są przy uroczystości Najświętszej Ofiary i przy udzielaniu św. sakramentów, musi być dana pewna świętość, bo one wzięte ze świata uległego grzechowi, są same mu poddane, a przecież nie byłoby odpowiednie, żeby coś skalanego było w zetknięciu z najświętszym.
Błogosławi dalej Kościół św. i poświęca i inne rzeczy, jak np. chleb, wino, owoce, służące do osobistego użytku wiernych. Na co to czyni? Bo idzie za przykładem Pana Jezusa, „aby tym, którzy miłują Boga, wszystko pomagało do dobrego i żeby na wszelkie stworzenia błogosławieństwo Boże spływało” (Rzym 8, 28).
Przez błogosławieństwo swoje uwalnia on te przedmioty od wpływu złego ducha i sprawia to, że ludzie bez szkody dla siebie i ze zbawiennym pożytkiem używać ich mogą.
Wreszcie błogosławi i poświęca rozmaite inne przedmioty, by całe Królestwo przyrody zagarnąć pod swoją władzę, jak łaskę odkupienia zanosi do wszystkich krajów, by przez pośrednictwo sakramentów św. pojednał z Panem Bogiem i uświęcił wszystkie ludy.
Podobnie więc jak sakramenty św., tak i sakramentalia są w łączności z Najświętszą Ofiarą źródłem błogosławieństw, z którego w pewnej mierze czerpią moc zbawienną, bo na ołtarzu płynie dalej ta Krew i woda, jaka płynęła na krzyżu, a w jej nurtach oczyszcza się i odnawia cały świat.
Najmilsi, Msza św. przedstawia nam, jak słyszeliście, całe życie Pana Jezusa, od żłóbka betlejemskiego aż do śmierci krzyżowej i do Jego wniebowstąpienia. We Mszy św. spełnia nasz Zbawiciel potrójny urząd, przez nią oddajemy Panu Bogu cześć i dzięki Mu należne i dla siebie wysługujemy obfite łaski. Ona jest duszą całej służby Bożej, sercem sakramentów św., słońcem religii katolickiej, a stąd jej zawsze świeża siła, która pociąga wszystkie katolickie serca i gromadzi ludy katolickie około swoich ołtarzy.
Już z brzaskiem dnia wschodzi w Kościołach naszych zorza poranna. Dzwony zwołują na świętą ofiarę. I nic dziwnego, że jeszcze wielu, wielu katolików umie ją cenić. Nie mówię o tych, którzy z obowiązku przychodzą na Mszę św. w niedziele i święta, ale o tych, którzy jej słuchają i w dzień powszedni. Ci zrozumieli, że jak jałmużna nie zuboży człowieka, tak Msza św. nie opóźni – oni pojęli, jak wielkie łaski dla duszy i ciała daje ta ofiara. Jeśli jednak chcemy te łaski czerpać, nie wystarczy tylko jej słuchać, ale nam trzeba przede wszystkim czystości sumienia, bo Pan Bóg patrzy na serce czyste. W czystości się kocha, bo chciał, by Matka Jego była dziewicą i na zawsze dziewicą została – za opiekuna wziął dziewiczego św. Józefa. Szczególniejszym przywilejem swej miłości zaszczycał czystych, jak takiego św. Jana ewangelistę, bo jemu jednemu pozwolił przy ostatniej wieczerzy spocząć na swoich piersiach. Po uroczystości Bożego Narodzenia, obchodzimy święto dziewiczego diakona św. Szczepana, potem świętych Niewiniątek. Oto przestroga dla nas, jak czyste mają być myśli i uczucia nasze w czasie Mszy św., gdy Chrystus Pan rodzi się na ołtarzach naszych. Dla czystości sumienia nie żałujmy żadnej pracy. Kto ją stracił, niechże zaraz pojedna się z Panem Bogiem i odtąd czuwa pilnie nad sobą. „Błogosławieni czystego serca, mówi Pan Jezus, bo oni Boga oglądają”. Oglądać Go będą nie tylko tu na ziemi ofiarującego się we Mszy św., ale oglądają Go twarzą w twarz w Królestwie niebieskim. Amen. Ω
Tekst za: ks. Władysław Muchowicz, Przenajświętsza Ofiara, Lwów 1930.