O tym, co się nazywa zazdrością u Boga
Bóg nazywa się w kilku miejscach Pisma świętego Bogiem zazdrosnym; powiada nawet: „zazdrosny” jest imię Jego, aby okazać, jak ten przedmiot przywiązany jest do Jego istoty, tak, że go się wyrzec nie może. Ale o cóż jest zazdrosny? O jedną rzecz: o cześć naszego rozumu i miłość serca; nie idzie tu o cześć czysto rozumową, ale o taką, która by wpływała na wszystkie nasze uczucia i postępki.
Na czym polega cześć rozumu? Na uznaniu, że Bóg jest wszystkim, że jest początkiem i końcem wszystkiego, że oprócz Niego wszystko jest niczym. Ta cześć polega głównie na tym, abyśmy przed Nim ukorzyli nasz rozum, poddali Mu go we wszystkim; albo raczej, abyśmy byli przekonani, że On jest naszym światłem w porządku przyrodzonym i nadprzyrodzonym; że tylko wtedy widzimy i sądzimy dobrze, kiedy tak widzimy i sądzimy, jak On; stąd wynika, że rozum nasz powinien być poddanym Bogu, że Jego radzić się mamy wiernie, trzymając się tego, abyśmy nigdy nie rządzili się własnym rozumem. Takiej czci Bóg od nas wymaga, ma prawo wymagać i o tę jest zazdrosny.
Kto Mu tego odmawia, narusza Jego najwyższe prawa; przywłaszcza sobie niepodległość w tym, co stanowi najważniejszy przymiot człowieka, to jest pojęcie i rozum; postępuje tak, jakby te dary nie były mu dane od Boga i jakby ich mógł używać niezależnie od Jego woli: jest to czyn szalony, wyrządzający Bogu zniewagę, będący źródłem wszystkich błędów człowieka. Poddając Bogu nasz rozum, spełniamy najpierwszy nasz obowiązek względem Niego; uważając za największy zaszczyt dla siebie zależność od Niego we wszystkich naszych wiadomościach i zdaniach; jest to dla nas źródłem mądrości i dobrego postępowania, upewnieniem, że nigdy nie zbłądzimy. Wszystkie błędy rozumu ludzkiego w przedmiocie wiary pochodzą stąd, że nie trzymano się światła pierwotnego, które oświeca każdego człowieka na świat przychodzącego.
Trzeba zatem we wszystkim, a szczególniej w rzeczach nadprzyrodzonych, od których zależy nasze zbawienie i doskonałość, poddać zupełnie nasz rozum wpływowi ducha Bożego.
Na czym polega cześć serca? Na tym, aby Bóg był środkowym punktem naszych uczuć, abyśmy go kochali z całych sił, dla Niego samego; abyśmy siebie kochali w Nim i ze względu na Niego; aby miłość nasza dla stworzeń podległa była tej miłości, którą mamy dla Niego. To jest zupełnie sprawiedliwe, albowiem Bóg jest nieskończenie godnym miłości, od Niego mamy zdolność kochania, On zatem nie może pozwolić, abyśmy całą naszą miłość zwrócili ku sobie albo do jakiego bądź stworzenia. Najprostsze światło rozumu wskazuje nam, że ten hołd serca należy się Bogu, że tylko Jemu się należy, w całej pełności, w każdej chwili naszego życia; że serce, które nie kocha Boga, jest sercem zepsutym, jest potworem w porządku moralnym.
Gdy się zastanowimy nad tym, kim jest Bóg, a czym my jesteśmy, nie będziemy mogli wątpić, że cała nasza miłość Jemu się należy, że On jej od nas wymaga, że o nią jest zazdrosny, że znieść nie może, aby było inaczej i że karze stworzenie, które Mu tej miłości odmawia.
Zresztą ten hołd serca, tak sprawiedliwy i naturalny, jest źródłem naszego szczęścia. Do czego bądź zwrócimy naszą miłość, nigdy nie będziemy szczęśliwi na tej ziemi, dopóki przedmiotem naszej miłości nie będzie Bóg. To jest prawda, stwierdzona doświadczeniem. Kiedy miłość nie zgadza się z porządkiem ustanowionym przez Boga, staje się męczarnią dla tego, kto kocha, choćby przedmiot umiłowany łączył w sobie wszystkie powaby ziemskie. Przeciwnie: każda miłość pobożna, której Bóg jest pierwszym przedmiotem, jest dla serca źródłem pokoju i szczęścia, którego żadne przeciwności zakłócić nie mogą.
Ale do jakiego stopnia Bóg jest zazdrosny?
Bóg jest zazdrosny bez miary, nieskończenie. Ten, któremu się wszystko należy, który zasługuje na wszystko, który wszystkiego żąda, musi być koniecznie zazdrosnym o wszystko, nie może w niczym ustąpić. O, mój Boże! Daj mi łaskę, abym zrozumiał, o ile do tego jestem zdolny, jak daleko posuwa się Twoja zazdrość, abym w niczym jej nie zranił. Jeżeli jest prawdą, że powinienem Ciebie tylko kochać, dla Ciebie samego i że wszelka inna miłość jest miłością własną, zazdrość Twoja względem tej miłości własnej musi być nieskończona; ta zazdrość nie znosi nawet śladu miłości własnej w sercu i ściga ją, dopóki jej zupełnie nie wyruguje. Wierzę w to, o mój Boże; rozum i wiara przekonują mnie o tym.
Jeżeli tak jest, jakże mogę wyzuć się z tej miłości własnej, tak zakorzenionej w moim sercu, z którą przyszedłem na świat, która kala i zaraża wszystkie moje uczucia? Niestety! nie znam jej w całej rozciągłości; a gdybym ją znał, czyż jestem w stanie ją pokonać? Ta miłość, to jestem ja sam, to najistotniejsza część mojej osoby, jakąż moc mogę mieć w sobie przeciw sobie samemu?
Prawda, żaden człowiek własną mocą nie może zwyciężyć miłości własnej, ale może poddać się działaniu Bożemu; może pozwolić, aby Bóg przeciwko tej miłości użył zazdrości swojej; przy pomocy łaski może współdziałać z tą zazdrością; a kiedy będzie szło o to, żeby jej zadać ostatni cios, może się zgodzić na to cierpienie i nie wyrywać się z rąk Bożych.
Wiele trzeba przejść walk i prób, nim się do tego dojdzie; ale dusza wierna i hojna, która się Bogu oddała i nigdy swej ofiary nie cofa, choćby się z nią Bóg najsurowiej obchodził, dojdzie do tego niezawodnie.
Bóg jest zbyt zazdrosny, aby miał zostawić dzieło swoje nie skończone. To dzieło rozpoczyna się od chwili, kiedy Bóg owładnie duszą i utwierdzi w niej swe panowanie. Jeżeli dusza nie usuwa się spod władzy Boga, może być pewna, że Bóg nie omieszka spełnić swego dzieła według zamiarów swoich.
Otóż, to dzieło Boże polega na tym, aby duszę zupełnie oczyścić z miłości własnej, aby ani śladu tej miłości w niej nie pozostało; do tego stopnia, żeby dusza niczego nie kochała, niczego nie pragnęła. Wtedy Bóg jest zadowolony, bo zazdrość, która jest zarazem najwyższą miłością Jego, nie znajduje w tej duszy żadnego pragnienia korzyści własnej, żadnego przywiązania do siebie samej. Jest to rzeczą tak ważną, aby ta zazdrość Boga była zaspokojona, że jeżeli się to nie spełni na tym świecie, dokona się na tamtym.
Wiara nas uczy, że miłość własna, owoc grzechu pierworodnego, nie ma miejsca w niebie, że tylko czysta miłość Boża ma wstęp do niego. Jeżeli więc dusza, choćby nawet święta, schodząc z tego świata zachowuje resztki miłości własnej, będzie się musiała z tego oczyszczać w ogniu czyśćcowym; ten ogień, jak wiemy, jest ten sam, co i ogień piekielny; czyściec różni się tylko od piekła tym, że tam nie ma kary potępienia, odrzucającej duszę na zawsze. Ale dlaczegóż Bóg jest tak zazdrosny? Ponieważ jest Bogiem nieskończenie świętym, nieskończenie miłującym porządek; bo miłość, którą On napełnia błogosławionych, nie da się pogodzić z miłością własną. Gdyby który z wybranych w niebie mógł z upodobaniem zwrócić uwagę na siebie, gdyby na chwilę mógł cieszyć się swoim szczęściem, ze względu na siebie samego, gdyby mógł widzieć w tej szczęśliwości co innego, jak dobroć Boga, chwałę Jego i wolę Jego, w tej chwili wypadłby z nieba i nie mógłby do niego wrócić, dopóki by nie odpokutował za ten akt miłości własnej.
O mój Boże! okaż Twą zazdrość względem mnie na tym świecie. Upokorz mój rozum; oczyść moje serce, aby jedno i drugie oddawało Tobie w zupełności hołd, który Ci się należy. Ω
Tekst za: ks. Mikołaj Grou SI, Przewodnik na drodze życia duchowego, Kraków 1907.