Zmierzch sztuki
Artysta – współtwórca w służbie Boga
W swoich zasadach i początkach sztuka pozostaje w służbie Boga; sam artysta uczestniczy w dziele stworzenia. Najstarsze dzieła sztuki są obiektami sakralnymi, związanymi z kultem Boga (bóstw) lub z – ogólnie pojętą – tajemnicą śmierci. Wszystkie dzieła sztuki z chrześcijańskiej starożytności powstawały dla chwały Boga: obrazy ołtarzowe i rzeźby w romańskich i gotyckich świątyniach, freski na ścianach kościołów i krużganków, ilustracje ksiąg liturgicznych oraz naczynia przeznaczone dla kultu Bożego.
W epoce renesansu malarstwo oddaje zmianę mentalności. Myśl o wieczności traci swoje centralne miejsce w sztuce: obok motywów sakralnych coraz częściej pojawiają się pejzaże, portrety (malowane np. przez Rafaela, Tycjana, Dürera, Holbeina czy Bruegela), rzeźby zwierząt i postaci mitycznych. Ogólnie jednak życie społeczne (a więc również i sztuka) przepojone było jeszcze duchem chrześcijańskim. Znany wiersz z 1595 roku głosił: „Bez Boga nie powstało żadne dzieło sztuki!”. Romańska sztuka przedstawiła ludziom Boży majestat i wielkość, sztuka gotycka ze swoimi wysokimi sklepieniami i ostrołukami wyrażała tęsknotę człowieka za niebem, a barok radował się okruchami nieba na ziemi. Szczyt doskonałości w mierze i równowadze, w symetrii i formie odnajdujemy u Hiszpana Diego Velasqueza, który znakomicie potrafił przedstawić człowieka stworzonego na obraz i podobieństwo Boga.
Rewolucja 1789 r. dokonała przewrotu również w sztuce. Barok i rokoko traktowane były przez jakobinów jako symbol ancien regime’u, który trzeba „powiesić i zniszczyć” (Anatol France). W XVIII wieku racjonaliści doby oświecenia domagali się wprost sekularyzacji sztuki. Lessing twierdził, że jej celem jest przyjemność, jaką sprawia człowiekowi, a Karol Batteux, że sztuki są wytworem ludzkim i dlatego przeznaczone są tylko dla człowieka.
Świat potworów
Artystą, który dokonał prawdziwej rewolucji w malarstwie, był Franciszek Goya. Początkowo malował on portrety cesarzy Karola III i Karola IV, stopniowo jednak, przejęty okropnymi wydarzeniami z początku XIX wieku, w coraz ciemniejszych barwach przedstawiał człowieka zdeprawowanego podczas zawieruchy wojny (cykl Los Desastres de la guerra – Okropności wojny – z 1805 roku). Kilka lat później Goya stworzył serię Los Disparates (‘absurdów’), stanowiącą prawdziwy przełom w sztuce: świat demonów wkroczył w codzienne ludzkie życie. Historycy sztuki jednomyślnie stwierdzają, że właśnie te rysunki należą do głównych inspiracji sztuki nowoczesnej: przedstawiony na nich świat jawi się jako potworny, diabelski i straszliwy. Niegdyś sztuka traktowała piekło jako miejsce wydzielone, pozaziemskie i wszystko, co w życiu ludzkim jest grzeszne czy przerażające, zostało w nim zamknięte. Piekielna rzeczywistość była przedstawiana jako coś odrębnego, oddzielonego od człowieka; Goya namalował ją jako integralną część życia ludzkiego, ba – natury ludzkiej. Jest to nowe pojmowanie człowieka: człowieka, który nie tylko wygląda jak demon, ale który sam jest demoniczny. „Goya pokazuje brutalnie człowieka już nie jako obraz Boga, ale pozbawionego cech ludzkich, a po śmierci jako trupa, którego się odrzuca” (T. Hetzer).
Człowiek opuszczony
Ową samotność, opuszczenie i subiektywizm autonomicznego człowieka widać najwymowniej w obrazie Mnich nad morzem Kacpra Dawida Friedricha. Samotny mnich, odwrócony plecami do oglądającego, patrzy w nieskończoność morza, nad którym widać jedynie firmament. Henryk von Kleist tak to skomentował: „Nie może być nic smutniejszego nad tę postać (...): samotna iskra życia w rozległym państwie śmierci, samotny środek w samotnym kole”. Dzieło to doskonale ujmuje także nową wizję sztuki, autonomicznej i bezwzględnej, wycofującej się z publicznego życia w samotny monolog. Taka autonomiczna sztuka staje się substytutem religii dla człowieka, który wierzy jedynie w samego siebie. To ubóstwienie sztuki (podobnie jak ubóstwienie państwa u Hegla) jest wyrazem marzeń człowieka, który, podobnie jak Prometeusz, chce być swoim własnym Bogiem. Andrzej Malraux powiedział w związku z tym, że „głos chrześcijaństwa jest [obecnie] w naszej kulturze zupełnie nieznany”, a współczesność opanowana jest „wolą autonomicznego kształtowania świata, która po raz pierwszy opiera się tylko na sobie”.
Zaprzestanie pojmowania człowieka jako stworzonego na podobieństwo Boże prowadzi jednak nieuchronnie do zaniku samego piękna, ponieważ istnieje ono tylko tam, gdzie jest forma, nadająca kształt materii, a z tej formy (tj. istoty człowieczeństwa jako obrazu Bożego) rezygnuje nowoczesna sztuka:
Wszystko, co ciemne, zgubne, groźne, chore, martwe, zgniłe, zniekształcone, udręczone, wypaczone, wykrzywione, nieczyste, zwichnięte, mechaniczne – wszystkie te aspekty i właściwości „nieludzkości” zawładnęły dziś człowiekiem, jego życiem i wyobraźnią. Robią z człowieka ruinę i automat, trupa i robaka, opisują go jako byt brutalny, okrutny, sprośny, podły, nikczemny, potworny i maszynowy. W różnych kierunkach nowoczesnego malarstwa eksponuje rozmaite cechy anty-ludzkie: w kubizmie „uśmiercenie”, w ekspresjonizmie „chaos”, w surrealizmie „demoniczny chłód”. Istnieje także żądza „nowości za wszelką cenę” oraz pragnienie wykorzystania sztuki jako środka zniszczenia wszelkiego porządku, a przede wszystkim wszechobecny szwindel i oszustwo. Rzadko ten „infernalizm” jest jawnym programem, w większości przypadków działa on jako ukryta siła.
Także Józef Ortega y Gasset mówi o „wygnaniu człowieka ze sztuki”.
Tę pychę „samowystarczalnego” człowieka, który wynosi się ponad wszystko i ponad wszystkich, wyraził dobitnie Le Corbusier: „Sztuka jest niezbędna tylko elitom, cementując je, aby mogły rządzić. Istotą sztuki jest pycha!”. Oskar Kokoschka, który na początku sam był zwolennikiem „sztuki nowoczesnej”, wyjaśnia:
Nowoczesna sztuka polega na proklamacji świata bez człowieka, podobnie jak filozofia materialistyczna koncentruje wszystkie wysiłki intelektu, aby udowodnić, że Boga nie ma – zamiast budować pozytywny obraz świata, który miałby sens i wartość. (...) Ta bezprzedmiotowa sztuka jest religią bez Boga.
Pablo Picasso
Kolejnym „bohaterem” rewolucji w sztuce był Pablo Picasso. Również on, podobnie jak Goya, przeszedł długą drogę od realizmu lat młodzieńczych do kubizmu, a stąd do surrealizmu. Swoje kolaże komponował on z gazet, drewna, tkanin oraz kawałków ceramiki, naklejając je na płótno i przedstawiając jako „obrazy”. Mikołaj Bierdiajew w Sensie historii tak scharakteryzował dzieła futurystów:
Wszelka radość życia pod słońcem zanikła. Monstrualny huragan pozrywał jedną zasłonę po drugiej. Ze wszystkich rzeczy została zdarta skóra, a ciało, przedstawiane w obrazach o nieprzemijającej piękności, wyschło. Wydaje się, że już nigdy nie będzie wiosny na ziemi, już nigdy nie będzie liści, pięknych kształtów i żywych form (...) W dziełach Picassa widzimy proces rozkładu, kubistycznego podziału zdrowych form ludzkich na części składowe, aby móc dotrzeć do głębi i tam odnaleźć elementarne formy pierwotne, z których składa się człowiek. Sztuka Picassa zrywa ze wzorami natury i ze wzorami antyku. Nie szuka doskonałego człowieka w jego integralności, straciła możliwość spostrzegania całości (...) i posuwa się coraz dalej w procesie rozkładu (...) ludzka forma, jak i w ogóle każda naturalna forma znika (...) Duch opuścił modernistyczną sztukę, a ciało uległo dematerializacji. (...) Ten proces dematerializacji w malarstwie prowadzi do przygnębiającego wniosku, że sztuka znajduje się na progu ostatecznej katastrofy.
Siergiej Bułhakow konkluduje: „Picasso budzi zgrozę, ponieważ jego demonizm jest autentyczny i szczery. Stan szatańskiego opętania jest zjawiskiem współczesnych czasów, które rozpowszechnia się szybko na wszystkie strony”. Bułhakow nie odmawia Picassowi duchowości, ale jest to, jak twierdzi, „duchowość szatańska”.
Sztuka jako „absurd” i destrukcja
Sam Picasso w przemówieniu z 2 maja 1952 roku tak mówił o sobie i swej sztuce:
Od kiedy sztuka nie jest już pokarmem najlepszych, artysta może używać swego talentu dla realizacji własnych zachcianek i fantazji. (...) Ludzie nie znajdują w sztuce zaspokojenia tęsknoty za pięknem ani pocieszenia. Natomiast bogaci, próżni i po prostu ciekawscy szukają w niej nowości, dziwactw, oryginalności, rzeczy gorszących i przewrotnych. Od [okresu] kubizmu, nawet już wcześniej, zadawalałem tych wszystkich krytyków niezliczonymi dowcipami, które mi przyszły do głowy, i które oni tym bardziej podziwiali, im mniej były zrozumiałe. W ten sposób szybko stałem się znany. A chwała dla artysty to popyt, majątek, bogactwo! Dziś nie jestem tylko sławny, jestem także bogaty. Jednak sam przed sobą nie mogę uznać się za artystę we właściwym sensie tego słowa. Wielkimi malarzami byli Giotto, Tycjan, Rembrandt i Goya. Ja jestem tylko żartownisiem, który rozumiał swoją epokę i wyciągał wszystko, co tylko mógł, z głupoty, lubieżności i próżności swoich współczesnych!
Wyznanie to oddaje dobrze wszechobecnego dziś ducha nihilizmu; nie ma wątpliwości, że artyści dzieł o takiej inspiracji służą w rzeczywistości szatanowi. Francuski historyk sztuki Champigneulle twierdzi:
Surrealizm ucieka od życia ziemskiego nie w życie wieczne, ale w doczesność: odrzuca nadprzyrodzoność, nienawidzi zasadniczo wszystkiego, co ma charakter religijny, ucieka w świat pod-naturalny, perwersyjny.
„Jesteśmy niszczycielami Europy” – wołał Aragon, a Le Corbusier dodawał: „Centra naszych starych miast z ich katedrami i świątyniami muszą być zburzone i zastąpione drapaczami chmur”. Hilla Rebay, kierowniczka muzeum malarstwa abstrakcyjnego w Nowym Jorku, wyraża się jeszcze dobitniej: „Naprawdę szkoda, że bomby nie niszczyły skuteczniej tego, co stare”. Nowoczesna sztuka uważa się za anty-sztukę. I rzeczywiście, co wspólnego mają „abstrakcyjne” dzieła z prawdziwą sztuką? Nawet Salwador Dali zdystansował się od tego, co nazywał „Akademią Szpetoty”:
Jesteśmy świadkami narodzin synkretycznej sztuki, pół-karykatury, pół-dekoracji (...) Picasso i Matisse potrafili jeszcze dobrze malować. Ich dzisiejsi naśladowcy już nawet porządnie malować nie umieją i nie są w stanie odtworzyć na płótnie ludzkiej twarzy. To straszne, bo w ten sposób całemu pokoleniu grozi upadek w najmroczniejsze barbarzyństwo (...).
Franciszek Werfel tak określa ową artystyczną awangardę, do której sam w młodości należał:
Dostrzegałem w sobie oraz w innych wiele arogancji. A skoro sam byłem taki w młodości, muszę przyznać z własnego doświadczenia, że nie ma niczego bardziej bezczelnego, aroganckiego i diabelskiego niż owa artystyczna awangarda złożona z radykalnych intelektualistów przekonanych o własnym wyrafinowaniu, głębi poglądów i zdolności do zadawania bólu. W rzeczywistości byliśmy jednak mało znaczącymi palaczami, podgrzewającymi piekło, w którym przypiekana jest dzisiejsza ludzkość.
Koniec tego procesu opisuje znakomicie austriacki malarz i architekt Fryderyk Hundertwasser:
Ci, którzy tworzą sztukę, to już od dawna nie artyści, lecz mała międzynarodowa mafia sfrustrowanych intelektualistów. Sfrustrowanych, ponieważ ogół społeczeństwa nie dostrzega ich zabiegów. Ci z nich, którzy piastują stanowiska dyrektorów muzeów, teoretyków sztuki i dziennikarzy, są w rzeczywistości pasożytami żerującymi na ciele społeczeństwa. Nikt nie chce mieć z nimi nic do czynienia. Mafia ta, której obce są pojęcie prawdy i poczucie rzeczywistości, chce dziś dyktować ogółowi, na czym polega prawdziwa sztuka. Odizolowana od normalnego świata, przemawia niezrozumiałym, stworzonym przez siebie żargonem: pop-art, body-art, concept-art, land-art, happening, dripping, action painting, taszyzm, op-art (...) Tym sfrustrowanym fabrykantom sztuki malarze jedzą z ręki w nadziei na zorganizowanie wystawy, pochlebny artykuł w prasie albo sprzedaż ich obrazów. Ci, którzy w ten sposób pną się w górę, będą błaznami obecnego establishmentu. Ich sztuka jest pusta, pozbawiona piękna, bezbożna, głupia i zimna.
Nadzieja?
Aleksander Sołżenicyn, oceniając duchową kondycję współczesnego społeczeństwa, pisze: „Ludzie zapomnieli o Bogu, stąd cała klęska!”. Odrodzenie sztuki nie może nadejść bez odrodzenia religijnego. Nowoczesna sztuka pokazuje dobitnie, że człowiek, oddalając się od Boga, kończy w nonsensie i satanizmie, niszcząc samego siebie. Może jednak właśnie doświadczenie całkowitego unicestwienia i osamotnienia, będące ostatecznym skutkiem ludzkiej pychy, stanie się punktem zerowym nowego początku? Trzeba pamiętać, że syn marnotrawny dopiero pośród świń, w ostatecznej nędzy i upadku zdał sobie sprawę ze swego stanu i z faktu, że została mu tylko jedna możliwość ratunku.
Co do sztuki, to może jeszcze długo nie będzie możliwe postawienie czegokolwiek w spustoszonym centrum. Musi jednak pojawić się świadomość, że w tym pustym centrum znajduje się opuszczony tron Tego Jedynego, któremu się on należy – Boga-Człowieka (J. Sedlmayer). Ω
Opracowane na podstawie: Jan hr. Huyn, Ihr werdet sein wie Gott, Universitas, Monachium 1988 r.