Kościół w cieniu gilotyny
Rewolucja we Francji wobec religii i duchowieństwa katolickiego
Ci, którzy nie wierzą w Boga – uwierzą we wszystko.
Gilbert K. Chesterton
Od Redakcji: Wiara w Boga jest dla człowieka czymś tak naturalnym, że odrzucenie Jego istnienia czy negacja Jego znaczenia dla życia ludzkiego powodują automatyczne poszukiwanie innego obiektu kultu. Nowym „bogiem” może być rozum, człowiek, ludzkość, wolność lub pieniądze... Przykładem takiego ustanowienia nowego „boga”, oddawania mu czci oraz mordowania w jego imieniu były wydarzenia rozgrywające się we Francji na przełomie XVIII i XIX wieku. Nie można przecenić roli rozgrywających się wówczas krwawych wydarzeń, które mogą i powinny być dla nas niezwykle pouczające. Oto rewolucyjna prawidłowość historyczna: narodziny nowego porządku w krwi i chaosie, połączone z niszczeniem wszelkich elementów ancien regime’u i likwidacją przeciwników, po czym utrwalenie zdobyczy rewolucji przy pomocy odwoływania się do starych form i legalizacja „nowego porządku”. Opierając się na celnej uwadze kard. Suenensa, że Sobór Watykański II był „rokiem 1789 r. w Kościele”, zauważyć możemy analogiczną prawidłowość. Posoborowa dewastacja świątyń, rytuałów, palenie starych ornatów, a zwłaszcza zniszczenie liturgii, prześladowania przeciwników zmian, będące walką z wszystkimi elementami starego porządku – oraz dzisiejsza „reforma reformy”, postulowana przez „żyrondystów” Vaticanum II, będąca w istocie utrwaleniem „nowego ładu posoborowego”. Czy jesteśmy na drodze do tworzenia nowego kultu?
Rewolucja 1789 roku była niewątpliwie jednym z najważniejszych wydarzeń w dziejach cywilizacji łacińskiej. Zanegowała ona społeczno-polityczne zasady rządzące Europą; Kościołowi Katolickiemu przeciwstawiono „dziki ateizm”, uniwersalizmowi Europy – partykularyzm narodowy, a uświęconą hierarchię zastąpiono rządami motłochu, opartymi na „piekielnej nienawiści jednych obywateli wobec drugich”. Ostatnim bastionem, opierającym się w zorganizowany sposób temu procesowi rozkładu, był Kościół katolicki, strzegący tak Tradycji chrześcijańskiej, jak również tradycji francuskiej monarchii, dlatego siły rewolucyjne postanowiły pozyskać go dla swoich planów – lub zniszczyć. Tryumfalny pochód przez Europę rewolucyjnych pstrokatych sztandarów z wypisanymi hasłami: „Wolności, równości i braterstwa” znaczyły zniszczenia i śmierć, które w pierwszym rzędzie dotyczyły Kościoła katolickiego i wiernych swojej religii katolików. Po raz pierwszy w tak zorganizowany sposób państwo prześladowało religię jako swego rywala. Niszczono podstawy prawne, materialne, socjalne funkcjonowania Kościoła. Rozbijano jedność hierarchii kościelnej, którą chciano zaangażować w dzieło rewolucji. Wreszcie starano się zastąpić religię chrześcijańską nową religią państwową. W dniu 20 listopada 1793 roku Maksymilian Robespierre w czasie przemówienia w klubie jakobinów stwierdził, że „gdyby Boga nie było, trzebaby Go wymyśleć [...] idea Najwyższej Istoty, czuwającej nad niewinnością uciśnioną i karzącej zbrodnię tryumfującą jest ideą popularną”. Pół roku później 7 maja 1794 roku już jako dyktator Robespierre dodał: „Idea Najwyższej Istoty i nieśmiertelność duszy jest ustawicznym odwoływaniem się do sprawiedliwości, a tym samem jest socjalną i republikańską”. Tą „Najwyższą Istotą” miało być państwo wraz z kultem władzy, ideologią demokratyczną jako nowym rytuałem i z męczennikami rewolucji jako nowymi świętymi.
Jednym z cenniejszych źródeł informacji na temat losów Kościoła i duchowieństwa katolickiego jest praca biskupa Józefa Sebastiana Pelczara Rewolucja Francuska wobec religii katolickiej i jej duchowieństwa. Jest to jedna z nielicznych publikacji w języku polskim, opisująca dramatyczną sytuację Kościoła i duchownych z katolickiego punktu widzenia1.
Zdaniem bł. biskupa Pelczara do wybuchu rewolucji przyczyniło się głównie szerzenie ideałów oświecenia, które za cel stawiały sobie „obalenie chrystianizmu i przekształcenie Francji, tak pod względem religijnym, jak politycznym i społecznym”. Dzięki pomocy dworu i arystokracji swoje przekonania mogli powszechnie rozgłaszać „filozofowie”, „szermierze” oświecenia: „Voltaire (...) szydzi z tajemnic wiary – pisał bp Pelczar – osłabia cześć dla władzy, podkopuje zasady moralności”, Diderot „zuchwale twierdzi, że nie będzie dobra na świecie, dopóki ostatniego króla nie powieszą na wnętrznościach ostatniego księdza”, Rousseau „rzuca rękawicę Objawieniu (...) zachwala religię deizmu, stan natury, wychowanie przez niewychowanie, wszechwładztwo ludu i równy podział dóbr”. „Ci to sofiści, słuchani jak wyrocznie, oklaskiwani jakoby zbawcy ludzkości, stali się mistrzami niedowiarstwa i moralnymi twórcami rewolucji; pomagały im zaś w tej robocie trzy czynniki: wychowanie na wpół pogańskie po kolegiach, zepsucie obyczajów i działanie tajnych towarzystw”. Wprawdzie nauczaniem zajmował się we Francji Kościół, jednak zbyt dużo uwagi poświęcano „czci dla bohaterów starożytnych i niezmiernemu uwielbieniu dla instytucji pogańskich”, nie zwracając wiele uwagi na szerzenie ideałów chrześcijańskich i umacnianie wiary wśród wiernych. Coraz szersze kręgi społeczeństwa obejmowało zepsucie obyczajów. Przykład szedł z góry. Rozwiązłość królów Filipa Orleańskiego i Ludwika XV znajdowała naśladowców wśród arystokracji, a następnie szlachty i mieszczaństwa. Wiernego sojusznika znalazła rewolucja wśród masonerii, która pod koniec XVIII wieku urosła do niemalże potęgi. W 1781 roku związki wolnomularzy liczyły przeszło milion członków, rekrutowanych spośród członków dworu, arystokracji, wyższego duchowieństwa, szlachty i mieszczaństwa. Masoneria, „jako przeciwniczka chrystianizmu, wsparła potężnie propagandę niedowiarstwa, które też na kształt skira wżarło się w serce społeczeństwa i nie tylko zaraziło warstwy wyższe, ale nawet część mieszczaństwa i ludu”. Zdecydowanie przeciwko porządkowi masoni wystąpili na swoim drugim zjeździe w Paryżu w 1785 roku, kiedy to postanowiono wywołać rewolucję, której przygotowaniem zajął się klub „toge de propagande”2.
Rewolucja była – według bpa Pelczara – przede wszystkim przewrotem religijnym, a dopiero później społecznym i politycznym. Początek jednak nie zapowiadał dramatu. Deputowani Stanów Generalnych w ogromnej większości byli zwolennikami monarchii i Kościoła katolickiego. Celem ich obrad było uzdrowienie finansów państwa. Wśród deputowanych, których łączna liczba nieznacznie przekraczała 1200, można było znaleźć ledwo 80 radykałów, jednak to oni zaczęli przewodzić reszcie, w myśl twierdzenia Mouniera: „Tak to zawsze złe żywioły biorą górę, jeśli dobre są niezgodne i niedołężne”.
Już na samym początku ci nieliczni zwolennicy rewolucji zdeklarowali się jako przeciwnicy Kościoła. Od początku zaczęli podważać jego pozycję, tak materialną, jak i duchową. Oczywiście głębszym celem rewolucjonistów było obalenie całego starego porządku, dlatego nie tylko Kościół podlegał represjom, jednak Kościół, jako najważniejsza i najsilniejsza opoka ładu społecznego, stał się obiektem szczególnej nienawiści zwolenników rewolucji. Plan zakreślony przez nich był prosty: najpierw podważyć naukę Kościoła, zniszczyć jego podstawy instytucjonalne i stworzyć „kościół zreformowany”, nową religię podporządkowaną państwu.
W pierwszym etapie wydarzeń rewolucyjnych 26 sierpnia 1789 roku Zgromadzenie Konstytucyjne uchwaliło Deklarację Praw Człowieka i Obywatela, na której ideologii zbudowany jest cały obecny porządek społeczny. Dokument ten, uznawany za największe dokonanie rewolucji francuskiej, zupełnym milczeniem pomijał „osiemnaście wieków chrystianizmu, który przyniósł ludzkości wolność, braterstwo i równość w duchu Bożym”. W tym samym czasie odebrano Kościołowi prawo do dziesięcin, przygotowując się do zagarnięcia całego majątku kościelnego, co ostatecznie przegłosowano 2 listopada. Nie zważano przy tym na fakt, że Kościół był największą instytucją oświatową i charytatywną we Francji, a dochody swe przeznaczał w dużej części na utrzymanie przytułków, szkół i szpitali. Pozbawienie Kościoła dochodów miało na celu ubezwłasnowolnienie i podporządkowanie go państwu. Ciosy te, jakkolwiek dla Kościoła dotkliwe, nie podważały jednak jego podstaw, co rozumieli także sami rewolucjoniści. Jeden z deputowanych, Montlosier, słusznie stwierdził: „Jeżeli odbierzecie biskupom krzyż złoty, poszukają sobie drewniany, a ten to krzyż zbawił świat”.
Kilka miesięcy później w lutym 1790 roku rewolucjoniści porwali się na instytucję Kościoła. Mocą uchwały konstytuanty zostały skasowane zakony i kongregacje, za wyjątkiem tych, które poświęcały się nauczaniu i pracy charytatywnej. Początkowo państwo nie egzekwowało bezwzględnie tego zakazu, dopiero po uchwaleniu „konstytucji wrześniowej” nowe Ciało Prawodawcze, którego członkowie rekrutowali się w dużej mierze z członków radykalnych klubów politycznych, rozpoczęło z dużą bezwzględnością egzekwować kasatę. W dniu 28 kwietnia 1792 zniesiono wszystkie bractwa i stowarzyszenia religijne. Kilka miesięcy później, 17 sierpnia, zniesiono wszystkie klasztory żeńskie i wypędzono z klasztorów 50.000 zakonnic. Wszystkie dobra zakonne zostały zagarnięte przez państwo. Rozkazy idące z rewolucyjnego Paryża były egzekwowane z najwyższą pieczołowitością, a opornych czekało więzienie lub wypędzenie. Wielu zakonników i zakonnic poniosło z rąk rewolucjonistów męczeńską śmierć:
27 lipca 1794 szesnaście karmelitanek, skazanych na śmierć, zaśpiewało na widok gilotyny Te Deum, a po odmówieniu Veni Creator, już na rusztowaniu odnowiły wszystkie głosem donośnym swe śluby. Podobnie podczas tracenia jedenastu urszulanek z Valenciennes brzmiał mile śpiew Te Deum i litania do Najświętszej Panny, dopóki ostatnia nie położyła głowy pod topór (17 i 23 października 1794). Gdzieniegdzie (w Orange) zakonnice ucałowały gilotynę na znak wdzięczności za łaskę męczeństwa.
Równolegle z prześladowaniami duchowieństwa zakonnego, obiektem ataków stał się kler świecki. Początkowo nie dążono do zniszczenia go, ale do podporządkowaniu państwu. W dniu 12 lipca 1790 r. Konstytuanta ogłosiła Cywilną Konstytucję Kleru, która odgórnie zmieniła liczbę diecezji, których liczba pokrywała się z liczbą departamentów; biskupów miało odtąd wybierać ludowe zgromadzenie departamentu. Wszystkich biskupów zobowiązano do zdawania egzaminów przed świecką komisją i do składania przed władzą państwową przysięgi na wierność konstytucji. Proboszczów miały wybierać gminy, duchowni zaś mieli być opłacani przez państwo. Nowa ustawa poddawała Kościół nieograniczonej władzy państwa, była próbą rozciągnięcia kontroli państwa nad Kościołem, „zdemokratyzowania Kościoła na modłę kalwińską”. „Cywilna konstytucja kleru obalała hierarchiczny ustrój Kościoła we Francji, odrywała go od ogniska jedności, od Rzymu i tamowała wykonywanie jurysdykcji duchownej, poddając natomiast biskupów i kapłanów nieograniczonej władzy państwa”. Próba podporządkowania Kościoła państwu została zbojkotowana przez duchowieństwo, 127 biskupów i 5/6 księży odmówiło złożenia przysięgi wierności rewolucji, tak więc paryscy propagandziści wprowadzili podział na księży „przysięgłych”, składających przysięgę na konstytucję, i księży „nieprzysięgłych”, „opornych”, dochowujących wierności Kościołowi. Również większość wiernych odrzuciła rewolucyjny „kościół państwowy”:
Lud wierny stał mocno przy dawnych pasterzach, podczas gdy nowym schizmatykom jawną okazywał pogardę; wówczas to powstało „Bractwo wiary katolickiej” na obronę Kościoła. Odtąd każda prawie parafia była widownią smutnej rozterki; tu i ówdzie, zwłaszcza w Wandei, wyrzucono siłą intruzów, za to gdzie indziej jakobini, podburzani przez księży przysięgłych, znieważali prawych kapłanów i chłostali publicznie kobiety, a nawet zakonnice, chodzące na ich Msze.
Lud był nieufny wobec księży przysięgłych, dlatego sporadycznie przystępowano do sprawowanych przez nich sakramentów, w tym chrztu św. i sakramentu małżeństwa. Z tego powodu w sierpniu i wrześniu 1792 roku państwo zaprowadziło księgi stanu cywilnego i obowiązkowe śluby cywilne z rozwodami.
Również papież z niepokojem spoglądał na wydarzenia we Francji, podważające pozycję Kościoła i monarchii. W dniu 15 kwietnia 1791 roku wydał breve Charitas, skierowane do duchownych i do ludu francuskiego, w którym odrzucił konstytucję jako
opartą na zasadach heretyckich, w wielu artykułach swoich dogmatom wprost przeciwną, w innych świętokradzką i schizmatycką, prawa prymatu i Kościoła obalającą, karności kościelnej zarówno dawnej, jak nowej, sprzeciwiającą się i nie do innego celu, jeno do zburzenia religii katolickiej zmierzającą.
Zgromadzenie Narodowe niejako w odwecie na postawę papieża ogłosiło wcielenie posiadłości papieskich Avignon i Venaissin do Francji oraz rozpoczęło finansowanie wszystkich sił antypapieskich we Włoszech, dążąc do wybuchu rewolucji w Państwie Kościelnym.
Władze rewolucyjne, popierając „kościół państwowy”, zintensyfikowały swoje działania wymierzone w księży wiernych staremu porządkowi. Zamykano kościoły i kaplice prowadzone przez duchownych, którzy nie złożyli przysięgi państwu, księżom tym odmawiano wszelkich świadczeń, skazując ich na głód i poniewierkę. Zgromadzenie Ustawodawcze już w początkach swego urzędowania, to jest 29 listopada 1791 roku, wprowadziło nadzór publiczny i surowe kary dla księży nieprzysięgłych. W dniu 6 kwietnia 1792 zakazano noszenia sukni duchownej, a kilka miesięcy później, 16 sierpnia 1792 roku, wprowadzono ustawę zmuszającą do opuszczenia Francji przez wszystkich duchownych, którzy odmówili złożenia przysięgi konstytucyjnej. Opornych względem zarządzeń rewolucyjnych miano deportować do kolonii karnej w Gujanie. Obława na duchownych dała władzom paryskim pożądane rezultaty, represjonowano około 40.000 – jednych wtrącono do więzień, innych zsyłano na roboty do Gujany. Tysiące księży francuskich szukało schronienia w Anglii, Austrii, Państwie Kościelnym i innych krajach europejskich, w tym także w Polsce. Na początku września 1792 roku bandy rewolucjonistów, zachęcane przez Dantona i Marata wymordowały kilka tysięcy więźniów paryskich, w większości osoby przeciwne rewolucji, w tym kilkuset duchownych. Ciemne mury więzień były niemymi świadkami bestialstwa rozzuchwalonych rewolucjonistów, ale i niemego bohaterstwa wielu niewinnych:
Od cichej rezygnacji tych sług Bożych, którzy padali pod ciosami z modlitwą na ustach i konającym głosem rozgrzeszali współwięźniów, odbijała jaskrawo inferalna iście bezbożność i dzikość oprawców. Tak np. słynnej księżnej Lamballe wyrwali serce i jak kanibale jacy gryźli zębami, głowę zaś zatkniętą na pikę, ponieśli w tryumfie pod okna przyjaciółki jej Marii Antoniny [ręka księżnej zdobiła stół Robespierra podczas bankietu – aut.]. To znowu pannie de Sombreuil kazali pić dymiącą jeszcze krew zabitych, podczas gdy oni sami, winem i szałem pijani, tańczyli carmagnolę naokoło stosu trupów. Prawdziwie nie masz sroższego zwierzęcia nad człowieka przejętego bezbożnością i nienawiścią.
W połowie 1792 roku kiedy rozpoczął się okres radykalizacji rewolucji, swoją nienawiść skierowano nie tylko przeciw Kościołowi i duchownym „nieprzysięgłym”, ale przeciw samej wierze. Bezpiecznym nie mógł się czuć nikt, kto deklarował przywiązanie do wiary katolickiej. W odpowiedzi na bestialskie działania paryskich władz rewolucyjnych za broń chwycili w obronie swojej wiary i swojego króla chłopi w Wandei, Bretanii, Normandii, Prowansji. Trzy czwarte powierzchni państwa francuskiego objęte zostało działaniami kontrrewolucyjnymi w obronie Kościoła. Skrajna lewica rewolucyjna, która uchwyciła władzę w pierwszych miesiącach 1793 roku, utworzyła trybunały rewolucyjne by w sposób bardziej zorganizowany i efektywny zwalczać swych przeciwników:
stronnicy króla i ludzie wierzący, którzy nie zdołali umknąć za granicę (a takich dobrowolnych lub przymusowych wygnańców było w roku 1794 przeszło 150.000), szli do więzień, gdzie ich tłoczono setkami [...]. Stąd po odbyciu komedii, którą zwano sądem, wieziono ich na rusztowanie, w samym Paryżu do 60 osób dziennie, a pod cięciami topora, co nie szczędził ni starców, ni kobiet, ni niedorostków, ni zmarłych na wozie, krew lała się strugami, tak na placu St. Antoine czterech ludzi wylewało ją co wieczór wiadrami do kanału. Ponieważ jednak gilotyna działała zbyt powoli, przeto Couthon w Lyonie spędzał nieszczęśliwe ofiary na plac publiczny i kazał do nich strzelać kartaczami, Carrier zaś w Nantes topił skazanych setkami urządzając przy tym tzw. chrzty i małżeństwa chrześcijańskie (wiązano mężczyznę, najczęściej księdza, z kobietą i wrzucano ich do wody – przyp. T. B.) (...) 16 listopada 1793 roku kazał okrutny Carrier 94 księży zamknąć pod pokładem małego statku, a potem otworzyć nagle dno i wszystkich potopić w Loarze.
Rewolucjoniści profanowali miejsca i przedmioty święte, publicznie szydzono z kultu katolickiego:
Nienawiść religii katolickiej dochodziła do szału, a ich religią był ateizm ceremoniami pogańskimi.[...] potwory o ludzkich twarzach [...] profanowały kościoły, piły z naczyń świętych, wyrzucały na śmietnisko relikwie święte i kości królów, paliły obrazy i posągi świętych, wyprawiały ohydne procesje prowadząc osły z mitrami na głowach i z krzyżami u ogonów. Raz np. wchodzi do konwencji tłum uliczników i kobiet złego życia, ubranych w szaty kościelne i wobec deputowanych tańczą carmagnolę; następnie zdzierają szaty i rzucają je na ziemię.
Wreszcie starano się zupełnie znieść wiarę katolicką, co było rzekomo postulatem ludu francuskiego. Co jakiś czas przed konwencją manifestowały delegacje ateistów, żądające zniesienia katolicyzmu, 28 sierpnia 1793 roku przedstawiciele nauczycieli i uczniów prosili, „aby zamiast nauki w imię jakiegoś Boga, wyuczono ich zasad równości, praw człowieczych i konstytucji”. Kilka miesięcy później 1 listopada 1793 roku delegacja z Nevers „zażądała zniesienia kultu katolickiego, jako rzeczy niemoralnej albo co najmniej niepotrzebnej”. Do największych wystąpień doszło na konwencji 7 listopada 1793 roku, barwnie opisywanej przez bpa Pelczara:
Najprzód odczytano list proboszcza Parens, oświadczającego się z gotowością wyprzysiężenia się wiary pod warunkiem, że będzie mu zapewniona pensja dożywotnia. Pismo to przyjęła konwencja z głośnym uznaniem i natychmiast większością głosów uchwaliła pensje dla wszystkich księży apostatów i żonatych, których małżeństwa dekretami z 19 lipca i 17 września 1793 uprawniła. Następnie oznajmił przewodniczący, że zjawiły się władze departamentu Sekwany i komuny, wraz z arcybiskupem Gobelem, wikariuszami jego i kilku proboszczami, prosząc o posłuchanie. Gdy weszli, złożył Gobel takie oświadczenie: „Urodzony plebejuszem, wcześnie ukochałem wolność i równość. Przez współobywateli moich do zgromadzenia ustawodawczego powołany, czekałem tylko ogłoszenia praw człowieka, by zaraz uznać wszechwładztwo ludu... Wola ludu jest dla mnie naczelnym prawem, poddanie się woli pierwszym obowiązkiem moim. Wola ta wyniosła mnie na biskupią stolicę Paryża. Sumienie moje mówiło mi, że słuchając ludu, nie oszukuję go. Ale dziś, gdy rewolucja dochodzi kresu swego, gdy nie ma już być żadnego kultu narodowego, oprócz kultu wolności i równości, wyrzekam się wszystkich funkcji moich jako sługi kultu katolickiego. Składamy na biurze waszem nasze tytuły kapłańskie. Oby przykład nasz utwierdził panowanie wolności i równości. Niech żyje republika!” Potem zdjął z siebie krzyż swój i pierścień, mając na głowie czerwoną czapkę frygijską. Konwencja hucznymi odpowiedziała oklaskami, a prezydent osobiście powinszował biskupowi i wikariuszom jego, że złożyli na ołtarzu ojczyzny „gotyckie te cacka zabobonne” i odtąd tylko cnót społecznych i moralnych nauczać pragną, czyli takiego kultu, jaki się Najwyższej Istocie podoba; w końcu dał Gobelowi pocałunek braterski, nazywając go „człowiekiem rozumu”.
Rewolucja od początku pragnęła, zdaniem bpa Pelczara, nadać katolicyzmowi nowy charakter, co zakończyło się fiaskiem ze względu na opór tak duchowieństwa, jak i wiernych. W związku z tym stworzono nowy kult państwowy – „rozumu” lub „najwyższej istoty”, który według opinii jakobinów miał stać się konkurencją dla chrześcijaństwa. 4 kwietnia 1791 r. jeden z najwspanialszych kościołów paryskich pod wezwaniem św. Genowefy zamieniono na „panteon wielkich ludzi i wśród ceremonii na wpół pogańskich złożono w nim zwłoki hrabiego Mirabeau, a potem kości Voltaira (11 lipca 1791), Marata (12 września 1791) i Rousseau’a (11 października 1794)”. Działania te nie miały jeszcze charakteru powszechnego. Dopiero w okresie wielkiego terroru rewolucyjnego, który chciał ostatecznie zniszczyć Kościół i wykorzenić katolicyzm, państwo zaczęto tworzyć nową religię w sposób zorganizowany, w jej stworzenie zaangażowano komuny i konwencję. W dniu 10 listopada 1793 roku komuna paryska urządziła bluźnierczy pochód na cześć „rozumu”, zakończony w katedrze Notre-Dame, zamienionej w „świątynię rozumu”. Podobne pochody urządzano w innych dzielnicach Paryża i wielu miastach Francji. W dniu 26 listopada 1793 roku konwencja zabroniła sprawowania wszelkiego innego kultu, prócz kultu „rozumu”, postulując zamknięcie wszystkie kościołów i zamianę ich w „świątynie rozumu”. „Kapłankami rozumu” zostawały zwykle z demokratycznego wyboru nierządnice, przez co „świątynie rozumu” stawały się miejscami rozpusty. Kult świętych zastąpiono kultem nowych politycznych bohaterów – spośród których największymi względami obdarzano Brutusa jako zabójcę tyrana i Marata jako męczennika rewolucji. Szczególnie Marat stał się ulubioną postacią rewolucji, ułożono specjalną „litanię o przenajświętszym sercu Marata”, wznoszono dla niego kaplice, jego ciało umieszczono w Panteonie i nie wahano się głosić: „Jeśli Chrystus był prorokiem, Marat jest Bogiem!”. Zniesiono liturgię katolicką, zastępując ją liturgią republikańską – z republikańskimi modlitwami, pieśniami, kazaniami i katechizmem praw człowieka. Kiedy jednak państwo zauważyło, że kult rozumu nie potrafi zastąpić ludziom religii katolickiej i prowadzi do coraz większego chaosu, rozpusty, a nawet zbrodni, rozpoczęto popularyzację kultu „Najwyższej Istoty”. Kult ten przyjmował istnienie „Istoty Najwyższej” i nieśmiertelnej duszy. „Najwyższa Istota” miała czuwać nad przestrzeganiem praw człowieka, takich jak nienawiść do tyranów, karanie zdrajców, ale też nad obroną słabych i wspieraniem nieszczęśliwych. Oficjalnie nowy kult został zatwierdzony 8 maja 1794 roku, a miesiąc później 20 czerwca 1794 roku odbyło się pierwsze, uroczyste święto na cześć nowego bóstwa, z „liturgią” ułożoną przez malarza Davida:
Robespierre, świeżo wybrany prezydentem konwencji, wystąpił jakby w charakterze arcykapłana Najwyższej Istoty. Mając w ręku wiązankę kwiatów i kłosów, wkroczył na czele licznych tłumów do wzniesionego w środku Tuillerji amfiteatru, i tam, po szumnej przemowie, wśród śpiewu i pieśni ku czci Najwyższej Istoty, podpalił statuy, wyobrażające niezgodę, ateizm i egoizm, by z nich wydobyć na jaw godła mądrości, sprawiedliwości i miłości. Stamtąd cała reszta z konwencją udała się na Pole Marsowe, gdzie Robespierre miał pompatyczną a zarazem groźną mowę, poczem dziewczęta zaśpiewały, starcy dali błogosławieństwo, działa zabrzmiały i wszystko skończyło się okrzykiem: Niech żyje Rzeczpospolita!
Kult Najwyższej Istoty przetrwał tak długo, jak trwał jego głosiciel. W lipcu obalono i ścięto Robespierre’a. Najzacieklejsza faza rewolucji zakończyła się, ale sama rewolucja nie uległa zakończeniu. Państwo wprawdzie dalej propagowało kulty pogańskie i utrzymało ostre represje przeciw księżom, jednak łaskawie zwrócono katolikom swobodę kultu. Po anarchii wcześniejszych lat, dzięki staraniom wiernych przywracano do życia religijnego coraz więcej kościołów. Zupełne odejście od kultów pogańskich i pojednanie Francji z katolicyzmem i papiestwem nastąpiło dopiero za panowania Napoleona. Wprawdzie cesarz nie był wierzącym katolikiem, jednak uważał, że państwo nie może istnieć bez religii, a ponadto sojusz z Kościołem był mu potrzebny do realizacji swoich planów politycznych – dlatego rozpoczął starania o unormowanie sytuacji religijnej Francji, zakończone podpisaniem 15 lipca 1801 roku konkordatu, który przetrwał do 1805 roku... Papież Pius VII został aresztowany i osadzony na rozkaz cesarza Francuzów w więzieniu, jednak uzyskana swoboda kultu dla katolików we Francji została utrzymana.
* * *
Napoleoński system rządów nie zakończył rewolucji, lecz zmienił jej oblicze – z wykrzywionej wściekłością upiornej gęby sankiuloty na surową, aczkolwiek usłużną twarz cesarskiego urzędnika. Armia Bonapartego na swoich sztandarach rozniosła rewolucyjne ideały po całej Europie. Aresztowany papież przeżył cesarskie więzienie, w przeciwieństwie do swego świątobliwego poprzednika papieża Piusa VI, który zmarł jako więzień „nowego porządku”. Rewolucja dokonała podboju, który nie powiódł się ani żyrondystom, ani jakobinom. Dla Kościoła we Francji nastał czas nowych prześladowań, nowych walk, nowych uporczywych zmagań. Poza rokiem 1871, spływającego obficie krwią biskupów, kapłanów i wiernych zamordowanych przez komunardów, nie miały to być już prześladowania krwawe. Prześladowcami nie była już wszak pijana hołota spod Bastylii czy fanatyczni zwolennicy równości w czapkach frygijskich, lecz zdobywający władzę w przeciągu XIX stulecia demokraci, masoni, radykałowie, twórcy „antyklerykalnego prawodawstwa”. Z prześladowań tych Kościół wyszedł osłabiony, ale nie pokonany, pozbawiony wprawdzie wpływu na sprawy publiczne, wojsko, państwowe szkolnictwo, wreszcie pozbawiony własności, ale w dalszym ciągu posiadający posłuch wśród wiernych – a więc niebezpieczny dla wrogów. Walka trwa do dziś. Współcześnie są to zmagania o tyle bardziej ciężkie, że przeciwnik – często ukrywając się pod postacią osoby duchownej, katolickiego dziennikarza czy „poszukującego” teologa – znajduje się wewnątrz (?) Kościoła. Ω