Ofiara krzyżowa
Najmilsi w Panu!
Przez ofiarę, jak słyszeliśmy w poprzedniej nauce, uznaje człowiek najwyższy majestat Pana Boga, Jego wszechwładzę nad całym światem, a swoją słabość i zupełną od Niego zależność – ofiarą oddaje Mu cześć najdoskonalszą, najwspanialszą. Ofiary Izraelitów były prawdziwe, bo składano je Bogu prawdziwemu i przez Niego były przepisane. Były prawdziwe, ale niewystarczające, bo zwierzęta nierozumne nie mogły zadość uczynić obrażonej sprawiedliwości Bożej przez człowieka, istotę rozumną, stąd św. Paweł Apostoł nazywa te ofiary „elementami mdłymi i niedostatecznymi” (Gal 4, 9).
Ofiary ze zwierząt nie mogły przebłagać Pana Boga, a nawet my sami, krwią własną, nie zdołalibyśmy zmyć zniewagi wyrządzonej Panu Bogu grzechami, bo byłaby to ofiara skończona, zaś zniewaga zadana Panu Bogu, jest nieskończona. W tym dziele zastąpił nas sam Pan Jezus.
By przebłagać Pana Boga w naszym imieniu i wyjednać nam zasługi, przyjmuje Boski Zbawiciel ludzką naturę, staje się prawdziwym człowiekiem. „A słowo ciałem się stało i mieszkało między nami” (J 1, 14).
Co On nam wysłużył, stało się naszą własnością, bo „tak Bóg umiłował świat, że to Słowo odwieczne, tego Syna swego jednorodzonego, wydał za nas, aby każdy, który weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny” (J 3, 16).
Za wszystkich więc umarł Chrystus Pan, aby wszyscy otrzymali żywot wieczny, szczęśliwy, który utracili przez grzech.
Prorok Izajasz patrząc w duchu na Pana Jezusa, jak za nas i dla nas cierpi, pisze ze świętym podziwem: „Widzieliśmy Go, a nie było na co pojrzeć, wzgardzonego i najpodlejszego z mężów, męża boleści – zranion jest za nieprawości nasze, starty jest za złości nasze” (Iz 53, 2, 3, 5).
Tak! za nasze złości cierpiał Pan Jezus – za złość każdego z nas, bo „wszyscy jako owce zbłądziliśmy, każdy na swoją drogę wstąpił, a Pan włożył nań nieprawości wszystkich nas” (Iz 53, 6).
O dziwna wymiano! woła Kościół św. Stwórca rodu ludzkiego przyjmuje nasze ciało, by nas swym bóstwem obdarzył.
Teraz najmilsi! możemy pojąć dobrze te słowa św. Pawła Apostoła: „Żyję już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus, który mię umiłował i wydał samego siebie za mnie” (Gal 2, 20).
Abyśmy wszyscy mogli żyć tylko dla Pana Jezusa, by Jego męka nie była nam bezowocną, zastanowimy się w dzisiejszej nauce, czy śmierć Pana Jezusa na krzyżu była rzeczywiście ofiarą?
W Starym Zakonie była najczęstszą, jak to mówiłem w poprzedniej nauce: ofiara baranka, tak, że słowa „baranek” i „ofiara” znaczyły jedno i to samo. Pismo św. nazywa także i Pana Jezusa „barankiem”: „Oto Baranek Boży, oto, który gładzi grzechy świata” (J 1, 29) – mówi Jan Chrzciciel, wskazując na Chrystusa Pana. Tego samego wyrazu używa książę apostołów św. Piotr, przypominając ofiarę Pana Jezusa: „W bojaźni obcujcie czasu przemieszkiwania waszego, wiedząc, iż nie skazitelnym złotem albo srebrem jesteście wykupieni, ale drogą krwią jako baranka niezmazanego i niepokalanego Chrystusa” (1 P 1, 17–19).
Św. Jan pisze w księdze Objawienia, że widział i słyszał głos wielu aniołów około stolicy i zwierząt i starszych, a była liczba ich tysiące tysięcy, mówiących głosem wielkim: „Godzien jest Baranek, który jest zabity, wziąć moc i bóstwo i mądrość i siłę i cześć i chwałę i błogosławieństwo” (Apok 5, 11–12).
Nie potrzebujemy jednak szukać innych dowodów na stwierdzenie tego, że śmierć Pana Jezusa na krzyżu była rzeczywiście ofiarą, bo sam Pan Jezus mówi, że po to przyszedł na świat, aby duszę swą dał okupem za wielu (Mk 10, 45).
Najlepiej zaś zrozumiemy, że śmierć Jego była prawdziwą ofiarą, gdy się zastanowimy uważnie nad tym, czy są w niej wszystkie warunki konieczne do ofiary?
Jak wiecie z poprzedniej nauki, do ofiary potrzeba: 1) kapłana, 2) daru jakiegoś widzialnego tj. albo życia ludzkiego, albo rzeczy służącej do jego utrzymania, 3) zniszczenia tej rzeczy, wreszcie 4) ofiara ma być ustanowiona powagą publiczną. Któregoż z tych warunków nie znajdziemy w ofierze krzyżowej?
Jest tam kapłan, który na to bywa postanowiony, jak mówi św. Paweł Apostoł, aby „ofiarował dary i ofiary za grzechy” (Hebr 5, 1). Tym kapłanem jest sam Pan Jezus, kapłan najwyższy i najdoskonalszy, który jako Bóg-człowiek posiada całą pełność władzy na niebie i ziemi, z którego kapłaństwa, jako ze źródła, płynie wszelka władza kapłańska i wszelkie łaski duchowne.
Kapłan musi być wezwany od Boga. – Toteż i Chrystus Pan nie sam siebie wsławił, że stał się najwyższym kapłanem, ale który do Niego mówił: „Syn mój jesteś Ty, jam Ciebie dziś zrodził” (Hebr 5, 4). Więc Bóg Ojciec powołał Go do godności kapłańskiej. To powołanie otrzymał Pan Jezus przy swoim Wcieleniu. Pisze o nim św. Paweł w liście do żydów w te słowa: „Nie chciałeś ofiary i obiaty, aleś mi ciało sposobił. Całopalenia za grzech nie podobały Ci się, tedym rzekł: Oto idę” (Hebr 10, 5–7).
Tak, Ojcze Niebieski! mówi Pan Jezus, krwią wołów i kozłów nie mogą być grzechy zgładzone – przez takie ofiary nie mogą ludzie odzyskać łaski, więc ja przyjmuję ciało ludzkie, idę według Twej woli na świat, by jako kapłan złożyć Ci ofiarę ze siebie. Z woli tedy Ojca swojego jest Chrystus Pan kapłanem.
I jako kapłan posiada Pan Jezus te wszystkie przymioty, które Go czynią godnym najwyższego kapłaństwa w najwyższym stopniu.
Kapłan, według św. Bernarda, jako pośrednik między niebem i ziemią, ma zanosić prośby i życzenia ludu przed tron Boży, a stamtąd znowu sprowadzać łaskę i błogosławieństwo1 – musi tedy być i Bogu miłym i dla ludzi przystępnym, wyrozumiałym. A któż nad Pana Jezusa był milszym Panu Bogu? Mówimy tu najmilsi o Panu Jezusie jako o człowieku, bo tylko jako człowiek mógł być naszym pośrednikiem, uczynić zadość sprawiedliwości Bożej za grzechy i wysłużyć nam łaskę.
Otóż już jako człowiek był nasz Zbawiciel Najświętszym przez połączenie w jednej osobie Syna Bożego natury Boskiej z ludzką. Jak od ognia ogrzewa się koniecznie i rozpala jakiś przedmiot, tak od Boskiej osoby i natury Chrystusa Pana otrzymała natura ludzka niezmierzone skarby łaski i prawdy, cnoty mądrości i świętości, jak mówi św. Jan Ewangelista: „A Słowo ciałem się stało i mieszkało między nami pełne łaski i prawdy”. Chrystus Pan i jako człowiek był „Świętym świętych”, jak Go nazywa prorok Daniel (Dan 9, 24), więc wolnym nie tylko od cienia grzechu, ale pełen łask i darów Ducha Świętego.
I czegóż taki kapłan nie potrafi nam wyjednać u Ojca swojego?
Możemy tedy pełni otuchy powtórzyć ze św. Pawłem Apostołem: „Przystało, abyśmy takiego mieli najwyższego kapłana, świętego, niewinnego, niepokalanego, odłączonego od grzeszników, i który się stał wyższy nad niebiosa” (Hebr 7, 26).
Kapłan dalej ma być pośrednikiem ludzi – musi więc i sam odczuwać słabości i niedostatki ludzkiej natury, by być wyrozumiałym dla drugich. Poucza tedy św. Paweł Apostoł, że i Chrystus Pan powinien we wszystkim – z wyjątkiem grzechu – być podobnym braci, aby się stał miłosiernym i wiernym najwyższym kapłanem do Boga, aby ubłagał za grzechy ludu; albowiem w czym sam ucierpiał i był kuszony, mocen jest i tym, którzy są kuszeni, dopomóc (Hebr 2, 17–18).
I czy tego nie widzimy, że Chrystus Pan jest nam we wszystkim, oprócz grzechu, podobnym? Gorąco i zimno dokucza Jego ciału, czuje głód i pragnienie, zmęczenie Go wycieńcza, duszę Jego trapi trwoga, tęsknota i smutek. Jakaż to otucha, jakaż to dla nas pociecha, gdy widzimy, że Boski Zbawiciel zniża się do naszej nędzy i dźwiga ją z nami. Kogóż On tym widokiem nie pociągnie do Siebie? O tyle nam droższym jest Pan Jezus, o ile bardziej się dla nas zniża.
Mając tedy najwyższego kapłana, który może się ulitować nad krewkościami naszymi, kuszonego we wszystkim na podobieństwo oprócz grzechu, mówię ze św. apostołem: „Przystępujmy z ufnością do stolicy łaski, abyśmy otrzymali miłosierdzie i łaskę znaleźli ku przygodnemu ratunkowi” (Hebr 4, 15–16).
Z radością tedy możemy wołać z Kościołem świętym: O szczęśliwa ta wina Adama, która nam Boga sprowadza na ziemię, który słabości nasze na siebie przyjmuje, szczęśliwa wina, dla której zgładzenia takiego nam daje kapłana!
Darem zewnętrznym, widzialnym, który w ofierze krzyżowej złożył nasz najświętszy kapłan, jest sam Chrystus Pan. „Sam ofiarujący był ofiarą” – mówi św. Augustyn2. On sam jako Dobry Pasterz życie swe położył za owce swoje.
Cóż może być porównane z godnością tej nieocenionej ofiary? Najcenniejszą rzeczą na ziemi, z jakiej można Panu Bogu złożyć ofiarę, jest życie ludzkie. Chrystus Pan złożył ofiarę jeszcze większej wartości. Czyjeż to ciało, które zawisło na krzyżu? Czyjaż to krew, która spływa z najświętszych ran? Czyje życie zniszczone? To ciało, ta krew, to życie Boga-człowieka, to ofiara przechodząca wartością wszystko, co ma niebo i co ziemia kryje w swym bogatym łonie; ofiara, której wartości ani myślą dosięgnąć nie można, ofiara najwspanialsza, najdoskonalsza. A jeśli jeszcze zważymy, że ją składa kapłan najwyższy i najmilszy Bogu, to łatwo pojmiemy, jak ona musi być przyjemną Panu Bogu, a nam pomocną. Przez ofiarę Chrystusa Pana otrzymaliśmy nie tylko odpuszczenie grzechów, ale i pełność łaski i darów niebios – daleko więcej otrzymaliśmy przez Niego niż straciliśmy przez zawiść szatana.
I przypatrzmy się jeszcze bliżej, jak nas ta ofiara pojednała z Panem Bogiem. Każdy z nas wie dobrze, że grzech człowieka zawisłego zupełnie od Pana Boga pociągnął za sobą nieskończoną winę i karę. Jakże on zdoła zmazać tę winę i karę, jakiej domaga się sprawiedliwość Boska? Nie inaczej, jak przez jakiś czyn, który obrażonego Boga w równej albo wyższej mierze czci i uwielbia. Cóż zaś więcej oddaje czci i uwielbienia Panu Bogu nad śmierć Chrystusa Pana? Jaśnieje w niej w całym blasku nienaruszony majestat Boży i sprawiedliwość bezwzględna i największa świętość, gdy widzimy, że dla jej pojednania trzeba było aż tak wielkiej ofiary, życia Boga-człowieka. Prawda, że każda najdrobniejsza zasługa Chrystusa Pana była nieskończonej wartości, ale Chrystus Pan wszystko, co miał, ofiarował za nas. Śmierci Chrystusa Pana zawdzięczamy nie tylko odpuszczenie grzechów, uwolnienie z niewoli szatana, ale i najcenniejsze klejnoty łask: łaskę modlitwy, powołania do wiary św., opierania się pokusom i wytrwania w dobrem do końca, wreszcie żywot wieczny, szczęśliwy. Zastanawiając się nad tymi licznymi skarbami za cenę krwi Chrystusowej nabytymi, woła pełen radości św. Piotr Apostoł: „Błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, który według wielkiego miłosierdzia swego odrodził nas ku nadziei żywej przez zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa ku dziedzictwu nieskazitelnemu na niebiosach” (1 P 1, 3–4).
Najmilsi! z radością obchodzili Izraelici święta Paschy, które im przypominały oswobodzenie z niewoli egipskiej – o ileż bardziej radować się i dziękować Panu Bogu powinniśmy my, że nas oswobodził z niewoli szatańskiej, od śmierci wiecznej, od wiecznego potępienia. Ta miłość i wdzięczność ku Panu Bogu powiększy się, gdy się zastanowimy jeszcze, w jakiż to sposób złożył Pan Jezus ofiarę ze siebie. Przy ofierze musi być zniszczenie daru widzialnego.
Ten warunek spełniony jest i w ofierze krzyżowej. Wiemy dobrze, że wśród największych mąk na ciele i duszy ofiarował Chrystus Pan swoje życie. Może jednak ktoś zapyta: w jakiż sposób mógł złożyć ze siebie ofiarę, kiedy nie On, ale złość i zawiść żydów pozbawiły Go życia? Wyjaśnia to św. Leon papież w tych słowach: Pan Jezus przyjmował, co dla siebie wybrał według odwiecznych wyroków, dozwolił, żeby srożyły się na Nim ręce bezbożnych, bo gdy dopuszczały się zbrodni, były Jego narzędziami3. Czyli innymi słowy, co żydzi czynili z nienawiści, to Pan Bóg obrócił ku dobru naszemu. Chcieli Go zabić i rzeczywiście zabili, ale samo to zabicie nie było ofiarą, owszem największą zbrodnią.
Boski Zbawiciel dobrowolnie podjął mękę i śmieć krzyżową. „Ofiarowan jest – mówi prorok – iż sam chciał” (Iz 53, 7).
Najmilsi! czy sądzicie, że Ten, który uzdrawiał chorych, wyrywał z paszczy śmierci ofiary, co jednym słowem „Jam jest” powalił na ziemię siepaczy w Ogrójcu, czy On nie zdołałby i siebie wybawić od śmierci? Myśl taka byłaby bluźnierstwem, jakiego dopuszczali się żydzi stojący pod krzyżem. Boski Zbawiciel ofiarowany jest, iż sam chciał, bo mówi w Ewangelii św. Jana: „Nikt nie bierze ode mnie duszy, ale ja kładę ją sam od siebie i mam moc położyć ją, a mam moc zasię wziąć ją” (J 10, 18).
Oto, drodzy moi, macie wszystkie warunki prawdziwej ofiary w ofierze krzyżowej. Kapłanem w niej Chrystus Pan – On jest i darem widzialnym – przez śmierć dobrowolnie podjętą, jest zniszczenie tego nieocenionego daru ku czci Boga, a zjednania nam łask.
Przenieśmy się teraz myślą na chwilę na górę Kalwarii, gdzie ta ofiara była za nas złożona. Patrzcie na miłość Ukrzyżowanego! Oto święte drzewo, na którym zawisło zbawienie świata! Oto ofiara prawdziwa, która zamknęła piekło, a otwarła podwoje niebios! Ale ta ofiara przejmuje nas żałością, bo wiemy, że grzechy nasze jej sprawcami. Zraniona głowa Boskiego Zbawcy za naszą pychę, za myśli nieczyste – przebite ręce za nasze złe uczynki – przebodli nogi Jego za nasze złe drogi, po jakich chodzimy, całe ciało okryte ranami, to wyrzut dla naszej miękkości, zmysłowości, wygód dla ciała. Z piersi Zbawiciela wydobywa się jęk żałosny: „Uważcie a patrzcie, czy jest boleść, jako boleść moja” (Tren 1, 12).
Ponad te wszystkie boleści zewnętrzne większa jest Jego boleść wewnętrzna. Jest to smutek niewymowny, że wielu ludzi nie odniesie z Jego ofiary korzyści, że dla wielu będzie ona na potępienie.
Najmilsi! czy nie widzicie, jak spełniają się smutne przeczucia Zbawiciela? Świat obojętny na Jego dzieło miłości, więc przynajmniej wy, którzy tę ofiarę rozumiecie, korzystajcie z niej, korzystajcie z łask przez tę ofiarę wysłużonych, podnoście często myśl do Boga, módlcie się gorąco. Pracujcie z łaską Bożą na wzór św. Pawła Apostoła, by ta łaska nie była w nas próżną. Zadawajcie gwałt zepsutej naturze, zdążajcie tą wąską drogą, która prowadzi do nieba, walczcie wytrwale, słowem: ukrzyżujcie ciało swoje z pożądliwościami, byście mogli powiedzieć z Apostołem: „Żyję już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus” (Gal 11, 20). Daj to, o Jezu! byśmy chętniej niż dotąd pracowali z Twoją łaską, byśmy korzystając z owoców Twego krzyża, z radością go witali, jako godło naszego zbawienia i szczęścia wiecznego. Amen. Ω