Świętość małżeństwa
Małżeństwo sakramentem wielkim jest w Chrystusie i w Kościele
Ef 5, 32
Co Bóg złączył, człowiek niechaj nie rozdziela
Mt 19, 6
Biskupi Polscy Duchowieństwu i Wiernym Pozdrowienie i Błogosławieństwo w Panu!
Umiłowani nasi w Chrystusie Jezusie!
Przenieśmy się myślą w pierwsze dni dziejów ludzkości. W raju stanął pierwszy człowiek, ozdobiony wszystkimi darami natury i łaski. Zwał świat cały swoją własnością, wszystko, co było na ziemi, i wszystko, co było pod ziemią, Adam nie był jednak całkowicie szczęśliwy. Brakowało mu towarzyszki. Stwierdziła to Trójca Przenajświętsza, gdy rzekła: „Niedobrze być człowiekowi samemu. Uczyńmy mu pomoc jemu podobną” (Rodz 2, 18). I wyprowadził Bóg cudownym sposobem z boku mężczyzny niewiastę, złączył oboje i pobłogosławił, mówiąc: „Rośnijcie i mnóżcie się i napełniajcie ziemię i czyńcie ją sobie poddaną” (Rodz 1, 28). Adam zaś, poznawszy myśl Bożą nad sobą i nad swoją małżonką, dodał: „Oto kość z kości moich i ciało z ciała mego. Będzie się nazywała mężowa, bo z męża wzięta jest. Przeto opuści człowiek ojca swego i matkę, a przyłączy się do żony swej i będą dwoje w jednym ciele” (Rodz 2, 23–24). Taki jest początek małżeństwa. Nie wywodzi się ono tylko z cielesnego popędu ludzkiego, ani, jak chcą niektórzy, z woli władzy państwowej, bo ta późniejsza jest od małżeństwa, ale ustanowione zostało bezpośrednio przez Pana Boga równocześnie ze stworzeniem pierwszej pary ludzkiej.
Słowami „rośnijcie i mnóżcie się” Stwórca przypuścił Adama i Ewę i wszystkich małżonków po wszystkie czasy do uczestnictwa w swej mocy twórczej i wskazał na główny cel małżeństwa, którym jest zaludnianie ziemi i nieba prawdziwymi czcicielami Boga, a dalej niesienie sobie pomocy w uszlachetnianiu się wzajemnym. W słowach następnych: „Będą dwoje – a nie troje lub więcej w jednym ciele”, określił Bóg ustami Adama istotne przymioty prawdziwego małżeństwa: jedność i nierozerwalność. Na świecie nie ma nic ściślejszego, trwalszego, nad łączność członków tego samego ciała. Jeśli więc dwoje przez oddanie wzajemne całej swej osoby stapiają dwa życia w jedno życie, jeśli i między nimi wytwarza się spójnia na wzór zespołu członków w jednym ciele, to związek ich musi być nieodwołalny, nierozdzielny, nierozerwalny. Moc główna i trwałość tego związku życiowego pochodzi nie z samej woli męża, ani z woli jego żony, ale przede wszystkim z woli Boga. Trzy wole, pamiętać to należy dobrze, weszły w pierwszy związek małżeński w raju i tworzyć odtąd mają każdą następną umowę małżeńską: najświętsza wola Boża, wolna wola mężczyzny i wolna wola niewiasty. Z tego też powodu, że także, albo raczej przede wszystkim wola Boża wchodzi i umacnia węzeł małżeński, człowiek, który by się odłączył od swej żony, odłącza się równocześnie od Boga, i niewiasta, która by się odłączyła od swego prawowitego męża, odłącza się równocześnie od Boga, wówczas bowiem depcą oni już nie prawo czysto ludzkie, ale prawo Boże.
Wreszcie z przytoczonych słów Pana Boga i Adama wynika, że małżeństwo, już jako naturalna umowa współżycia, jako uczestnictwo w twórczym akcie Bożym, od początku swego nie tylko było ważnym urządzeniem społecznym, ale instytucją religijną, świętą, podległą w swej istocie prawu Bożemu i władzy religijnej, a nie ustawodawstwu czysto świeckiemu i władzy świeckiej. Takie przekonanie tkwiło od zarania dziejów w duszy wszystkich ludów, przynajmniej oświeceńszych, które właśnie dlatego, że uważały małżeństwo za coś wyższego, niż za stosunek i kontrakt czysto przyrodzony, otoczyły akt umowy małżeńskiej obrzędem religijnym, wzywały nań w modlitwach i ofiarach kapłanów błogosławieństwa niebios, a w dalszym jego istnieniu zabezpieczały mu opiekę prawa.
Związek małżeński pierwszych rodziców w raju miał być wzorem dla wszystkich następnych małżeństw. Atoli w miarę jak przez grzech zaczęło się zaciemniać i psuć sumienie ludzkości, zatracała się też u wszystkich narodów wiedza o pochodzeniu, znaczeniu i przymiotach małżeństwa. Chrystus, który przyszedł wszystko naprawić, co się skaziło, zepsuło, przyniósł i poniżonemu małżeństwu ratunek i lekarstwo. Nie odrzucił dawnego, nie ustanowił jakiegoś całkiem nowego małżeństwa, ale to, które zastał, „nauką swoją oczyścił, od starych pleśni wielożeństwa i rozwodów uwolnił i doprowadził do zacności, jak było od początku od Boga postanowione” (ks. Piotr Skarga, kazanie na II niedzielę po święcie Trzech Króli). Gdy bowiem faryzeusze zwrócili się do niego z pytaniem: „Czy godzi się człowiekowi opuścić żonę swoją dla jakiejkolwiek przyczyny?”, Chrystus odrzekł: „Czy nie czytaliście, iż Bóg, który stworzył człowieka, mężczyzną i niewiastą stworzył ich” i dodał: „Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się z żoną swoją tak, że dwoje będą jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, ale jedno ciało. Co tedy Bóg złączył, człowiek niechaj nie rozłącza” (Mt 19, 3–10). Odpowiedzieli Mu faryzeusze: „Dlaczegóż więc Mojżesz kazał dać list rozwodowy i oddalić żonę?”. Odrzekł Jezus: „Mojżesz dla twardego serca waszego pozwolił wam oddalać żony wasze, z początku jednak tak nie było. Ja natomiast powiadam wam: wyjąwszy wypadek rozpusty, ktoby oddalił żonę swoją, a pojął inną, cudzołoży, a ktoby tak oddaloną pojął, cudzołoży”.
W Starym Zakonie, który był tylko wstępem do społeczności religijnej doskonałej, rozwody były dopuszczone, zwłaszcza gdy niewiasta złamała wiarę małżeńską. W Nowym Zakonie, który jest postępem i zakonem najwyższej doskonałości religijnej, moralnej, pozwolenie to zostało raz na zawsze odwołane, zniesione przez Boga Człowieka, Najwyższego Prawodawcę. Dozwolonym w razie cudzołóstwa jednego z małżonków jest odtąd tylko rozdział od łoża i stołu, czyli od współmieszkania. Sam węzeł małżeński między tymi rozdzielonymi trwa jednak dalej i stąd wszelkie zawarcie nowego związku jest bezwzględnie wykluczone. Że Chrystus istotnie mężowi, który doznał zdrady ze strony swej żony, pozwala tylko na rozdział od łoża i stołu, a nie na rozwód w ścisłym tego słowa znaczeniu, wynika z oświadczenia, że gdyby tenże mąż po odepchnięciu żony wiarołomnej połączył się z inną niewiastą, to ten drugi związek nie byłby dozwolonym małżeństwem, ale związkiem nieprawnym, cudzołożnym. Tak samo odepchniętej z powodu wiarołomstwa niewieście nie wolno za życia jej męża wyjść za innego; gdyby mimo zakazu Chrystusa ktoś inny z nią się połączył, związek ich byłby również tylko związkiem cudzołożnym. Tak, a nie inaczej pojęli naukę Chrystusa Apostołowie, która także była dla nich nowością, bo i oni, tak jak wszyscy żydzi, byli wychowani w mniemaniu, że przynajmniej cudzołóstwo, popełnione przez jedną ze stron, wystarcza do zerwania węzła małżeńskiego. Dali też wyraz swoim zapatrywaniom, występując z uwagą: „Jeśli tak ma się sprawa mężczyzny z niewiastą, lepiej się nie żenić” (Mt 19, 10). Mimo tych obaw Apostołów Chrystus, zawsze zresztą skory do sprostowania wszelkiego błędnego rozumienia swej nauki, nic z ogłoszonego nowego ustawodawstwa małżeńskiego nie odwołał, ale przeciwnie – z całą Bożą powagą podtrzymał swój wyrok: „Ktokolwiek by oddalił żoną swoją i pojął inną, cudzołoży z nią. A gdyby żona opuściła męża swego i wyszła za innego, również dopuszcza się cudzołóstwa” (Mk 10, 11–12). Za Chrystusem głosi św. Paweł: „Żona związana jest prawem, póki mąż jej żyje, a jeśliby mąż jej umarł, wolna jest” (1 Kor 7, 39). Chrystus nie tylko przywrócił małżeństwu jego pierwotną jedność i nierozerwalność. Uczynił daleko więcej. Postanowił, że małżeństwo między chrześcijanami ma być urządzone na wzór Jego cudownego, tajemniczego zjednoczenia się z Kościołem. Tajemnicze, nadprzyrodzone połączenie Chrystusa z Kościołem, Kościoła z Chrystusem dokonuje się przez łaskę, przez miłość nadprzyrodzoną, która sprawia, że dwoje, Chrystus i Kościół, stają się jakby jednym ciałem. Więc i zjednoczenie się mężczyzny z niewiastą w małżeństwie chrześcijańskim, jeśli ono ma rzeczywiście być obrazem, znakiem, naśladowaniem zaślubin Chrystusa z Kościołem, z duszami w Kościele, musi dokonywać się przez łaskę, przez miłość nadprzyrodzoną, Bożą. Innymi słowy, podstawą związku małżeńskiego musi być trwała łaska uświęcająca. Trwałej łaski Bóg udziela przez sakramenty, więc też Chrystus wyniósł małżeństwo chrześcijańskie do godności jednego z sakramentów Nowego Zakonu. I w tym spoczywa istotna, zasadnicza różnica między małżeństwem przedchrześcijańskim a chrześcijańskim. Tamto było związkiem religijnym, ale nie dającym z siebie łaski; nasze jest związkiem świętym, nadnaturalnym, dającym łaskę. Że Chrystus istotnie przemienił dawną naturalną umowę małżeńską w sakrament, wynika ze słów św. Pawła, który w liście do Efezjan przywodzi małżonkom na pamięć obowiązek, iż mają się nawzajem miłować taką miłością, jaką Chrystus kocha swój Kościół, a Kościół miłuje Chrystusa, a potem kończy: „Sakrament to wielki jest, a ja mówię w Chrystusie i Kościele” (Ef 5, 32). Apostoł zwie tu małżeństwo nie tylko sakramentem, ale sakramentem wielkim, czyli tajemnicą wielką, jako obraz, odblask rzeczy tajemniczej, wielkiej, największej, mianowicie połączenia Chrystusa przez węzeł łaski w miłości nadprzyrodzonej z Kościołem swoim świętym; niemniej i dlatego, że małżeństwo w sobie jest prawdziwym sakramentem, to jest, nie tylko znakiem łaski, ale źródłem łaski. Tak rozumieli i tak wykładali słowa Apostoła Ojcowie Święci, Sobory powszechne; taka jest zgodna nauka Kościoła Zachodniego i Wschodniego.
Zwróćcie jeszcze raz uwagę, Umiłowani nasi, na przywiedzione dopiero słowa św. Pawła. Nie mówi on, że w małżeństwie jest sakrament, że Chrystus dodał do dawnego naturalnego kontraktu małżeńskiego sakrament, ale że samo małżeństwo chrześcijańskie jest sakramentem. Okoliczność to ogromnej wagi w swych następstwach. Jeśli bowiem samo małżeństwo jest sakramentem, to nie można, nie wolno między chrześcijanami umowy, którą oblubieńcy wyrażają obopólną zgodę na pożycie małżeńskie, oddzielać od sakramentu małżeństwa. Znaczy to, iż nie innym aktem tworzy się kontrakt małżeński a innym sakrament, ale jednym i tym samym nieoddzielnym czynem, w jednej i tej samej chwili dokonywa się umowa i sakrament, tak, że bez ważnej umowy małżeńskiej nie istnieje sakrament i na odwrót, skoro umowa małżeńska jest ważna, tym samym jest ważny sakrament. Zatem szafarzami, twórcami umowy i sakramentu sami są narzeczeni. Wymieniając zgodę na pożycie małżeńskie, udzielają oni sobie równocześnie nawzajem sakramentu. Wielka tedy jest w chrześcijaństwie godność oblubieńca i oblubienicy. W nich, ponieważ obowiązki małżeńskie są pewnego rodzaju świętą służbą Bożą, mającą dostarczać Kościołowi „obywateli świętych i domowników Boga” (Ef 2, 19), przebywa i działa w szczególniejszy sposób w chwili zawierania małżeństwa i w ciągu całego pożycia małżeńskiego owe kapłaństwo początkowe i władza kapłańska początkowa, której wedle świadectwa św. Piotra (1 P 2, 9) każdy wierny w pewnej mierze staje się uczestnikiem przez chrzest święty. Kapłan właściwy potrzebny jest z woli Bożej, wyrażonej ustami Kościoła, przy zawieraniu małżeństwa, ale tylko jako pierwszy urzędowy świadek, jako przedstawiciel Chrystusa, który niewidzialny wplata dłoń swoją w ręce oblubieńców i który sam jeden łaską swoją umowę przenika, ostatecznie zatwierdza, umacnia, uświęca. Potwierdzenie tej nauki znajdujecie, Umiłowani nasi, także w obrzędzie, w rocie przysięgi, którą spełnia się sakrament małżeństwa. Mówi tam narzeczony: „Ja biorę sobie ciebie za małżonkę i ślubuję ci miłość, wiarę i uczciwość małżeńską, oraz iż cię nie opuszczę aż do śmierci”. Podobnie wyraża narzeczona swoją zgodę na pożycie małżeńskie. Kapłan dodaje tylko: „Was, którzyście tu obecni, biorę sobie na świadectwo, abyście świadczyli o niniejszym małżeństwie, między osobami tymi prawnie zawartym i od Kościoła potwierdzonym”. Następnie kapłan modli się: „Których więc Bóg połączył, człowiek niechaj nie rozłącza. I dlatego małżeństwo między wami zawarte, ja powagą Kościoła potwierdzam i błogosławię”. W modlitwie tej Kościół przypomina, że jak pierwszego małżeństwa w raju, tak bardziej jeszcze każdego chrześcijańskiego małżeństwa głównym twórcą jest Bóg. Trzy wole, mówiąc dokładnie, tworzą także w Nowym Testamencie małżeństwo: najświętsza wola Chrystusa, wola mężczyzny i wola niewiasty. Mąż więc, któryby usiłował oderwać się od swojej prawowitej żony, odrywałby się tym samym od Chrystusa, depcząc Jego prawo o nierozerwalności sakramentu małżeństwa; tak samo żona, która by oderwała się od męża, z którym Chrystus związał ją sakramentem, odłączyłaby się równocześnie od Chrystusa.
I to jeszcze podnieść należy, że gdy każdy inny sakrament w chwili udzielania go przynosi łaskę tylko jednej duszy, sakrament małżeństwa udzielany, spełniany równocześnie przez dwie osoby, przynosi łaskę trwałą równocześnie dwóm duszom, żeby je w Bogu, w Chrystusie uczynić jedną duszą.
Gdy idzie o bliższe określenie natury łaski sakramentalnej małżeństwa, to wedle orzeczenia Soboru Trydenckiego jest to łaska, która udoskonala naturalną miłość, aby była podobna do owej, którą Chrystus kocha swój Kościół; dalej ściślej kojarzy, utrwala węzeł małżeński, a także uświęca męża i żonę na sługi Boga, mające wedle jego woli i zarządzenia napełniać niebo i ziemię wciąż nowymi braćmi Chrystusa. Nie znaczy to, jakoby łaska wyzwalała zmienne serce ludzkie z wszystkich jego przywar, kaprysów, słabości, jakoby zdejmowała z małżonków wszystkie trudy, ciężary życia małżeńskiego; nie – tego nie czyni, to nie jest jej celem, ale uszlachetnia, wywyższa ona serca, dusze, dając im siły nadprzyrodzone do walki życiowej, do poświęcania się wzajemnego co dzień i zawsze aż do śmierci.
W szczególności łaska sakramentalna czyni miłość mądrą i oświeconą, wskazując, iż rychło przemija uroda cielesna, a godna szacunku, pożądania jest jedynie urobiona na wzorze doskonałości Bożej piękność moralna, składająca się z prawdy i cnoty, z ofiary, ze spełniania z miłości ku Bogu wszelakiego obowiązku, wobec współmałżonka i dzieci. Światłość ta, mądrość wniesiona w miłość, rozbudza w mężu rodzaj świętej namiętności, żeby żonę swoją uczynić coraz piękniejszą tą nie starzejącą się nigdy pięknością Bożą; w żonie roznieca świętą troskę, żeby męża upodobnić coraz bardziej do Chrystusa; w obojgu rozpala święte współzawodnictwo, żeby w dzieciach swoich urobić, wychować przede wszystkim obywateli nieba.
Łaska czyni miłość sprawiedliwą, wierną, cierpliwą, miłosierną. Nikt na świecie nie jest bez wady. Mają je też oboje małżonkowie. Łaska jednak sprawia, że każdy z małżonków widzi w pierwszym rzędzie swoje własne ułomności, a w następstwie tłumi cisnące się na usta wymówki, podaje uniewinnienia; rodzące się w sercu wyrzuty przemienia w dobre rady. „Doskonałością człowieka, powiada św. Franciszek Salezy, jest miłość, doskonałością miłości jest ofiara”. Łaska czyni miłość wielkoduszną, ofiarną. Sprawia ona, że gdy który z małżonków doznał w małżeństwie zdrady, sam mimo to zostanie nadal uczciwym, szlachetnym; gdy niewinnie został posądzony o wiarołomstwo i potępiony, nie gorzknieje, nie złorzeczy, ale błogosławi; gdy został odepchnięty i gdy wszystkie jego próby zbliżenia się zlekceważono, idzie dalej drogą dobroci, czystości, wierności; gdy wreszcie doczekał się, że skruszona druga strona powraca do niego, nie mści się, ale jak Jezus ma dla nawróconego na resztę dni i godzin jedynie czułości ludzkie i miłosierdzie boskie. A jeśli zajdzie potrzeba, wyda też z miłości jak Chrystus życie swoje w ofierze – mąż za żonę, żona za męża, oboje za dzieci.
Takie światła i takie siły mieszczą się w łasce sakramentu małżeństwa. Trzeba je tylko umieć i chcieć wydobyć, przejąć, zużytkować, do dna, do końca wyzyskać!
Małżeństwo między chrześcijanami jest sakramentem. Zarząd nad sakramentami oddał Chrystus wyłącznie Kościołowi. Kościół tedy tak, jak sam określa, co należy do szafarstwa, ważności chrztu, bierzmowania, Eucharystii, także sam jeden określa, kto może przyjąć sakrament małżeństwa, czego potrzeba ze strony oblubieńców, żeby ich umowa była ważnie zawarta, sakrament spełniony, przyjęty. Tak samo, skoro straż nad małżeństwem została powierzona Kościołowi, nie tylko w chwili zawarcia, ale na cały czas istnienia sakramentu, jeden tylko Kościół ma rozsądzać według wskazań Ewangelii spory, dotyczące istoty, ważności sakramentu małżeństwa. Prawa kierowania sakramentem, rozsądzania spraw, dotyczących węzła małżeńskiego, władza duchowna, kościelna, ponieważ otrzymała ją wyłącznie dla siebie, nikomu nie może odstąpić. Jeśliby bowiem Kościół zezwolił władzy świeckiej na rządzenie sprawami czysto duchownymi, nie spełniłby swego świętego posłannictwa, zdradziłby Boga i wiernych. Nie wyklucza przez to Kościół władzy świeckiej bynajmniej od zajmowania się sprawami, łączącymi się z małżeństwem. Wie bowiem dobrze, że małżeństwo zaczątkiem jest rodziny i samej społeczności świeckiej, że zatem państwu wiele zależy na uregulowaniu małżeństwa, od którego zawisł jego byt, istnienie. Wie Kościół, że także władza świecka jest od Boga i że sam Chrystus kazał oddać państwu, co jest państwa. Ale ta władza państwowa dlatego właśnie, że jest świecka, może odnosić się i w samej rzeczy dotyczy jedynie okoliczności, stosunków natury ściśle doczesnej, świeckiej, jakimi są uregulowanie praw majątkowych, dziedziczenia, opieka nad dziećmi, pozwolenia dla niepełnoletnich. W tych i podobnych słusznych wypadkach chrześcijanin winien się poddać w sumieniu ustawodawstwu państwowemu.
W przeświadczeniu, że władza prawodawcza i sądownicza w rzeczach, dotyczących ważności węzła małżeńskiego, wyłącznie do niego należy, zaprowadził Kościół od początku własne ustawodawstwo małżeńskie, przeciwne w wielu rzeczach żydowskiemu i rzymskiemu, a cesarze rzymscy, przyjąwszy chrześcijaństwo, zmienili z czasem prawo rzymskie w myśl prawa kościelnego.
I tak dla dobra władzy duchownej i świeckiej, dla spokoju i szczęścia społeczeństwa powinno było pozostać na całą przyszłość. Ω
Artykuł jest 1. częścią z Listu Pasterskiego Biskupów polskich o Małżeństwie do Duchowieństwa i wiernych z dnia św. Jana Kantego AD 1921; za: Małżeństwo w świetle nauki katolickiej, Towarzystwo Wiedzy Chrześcijańskiej, t. 1, Lublin 1928.