Wysługa niebiańskiej nagrody
Życie nasze ziemskie, to tajemnicza pracownia, w której wpatrzeni w Boski nasz ideał – Chrystusa i Jego łaską wsparci, urabiamy się na Jego modłę dla wieczności.
Łaska poświęcająca usprawiedliwiwszy nas, nadaje wartość naszym uczynkom, czyni je zasługującymi na żywot wieczny. Sakramenty święte i zbożne uczynki pomnażając w nas łaskę, tym samym dają nam prawo do coraz wspanialszej wiekuistej nagrody. Z tego punktu widzenia, w tym rozdziale zapatrywać się będziemy na cnotliwe nasze uczynki.
Trzy zagadnienia zamierzam tu rozwiązać: Jakie są źródła naszych zasług u Boga? Jakie przymioty cechować muszą czyny wieńczone zasługą? Jaka jest doniosłość naszej zasługi?
I
Kwestie te już wyżej poruszyłem, tu je tylko więcej rozwinę i uzasadnię.
Cóż to jest zasługa? Prawo do nagrody. Możemy, my, nikłe istoty, nabyć praw u Boga tak, iżby On był obowiązany na mocy sprawiedliwości dać nagrodę za nasze dobre uczynki? Tak zaiste, a to z dwu przyczyn: najpierw dlatego, że przez dobre uczynki oddajemy Bogu usługę; następnie dlatego, że Bóg się zobowiązał uwieńczyć nagrodą nasze cnoty.
Nie ulega wątpliwości, że jako stworzenia, w bezwzględnym tego słowa znaczeniu, nic nie możemy wysłużyć u Boga; zasługa bowiem, ściśle rzecz biorąc, nie suponuje. że się otrzymało od tego, co nagradza, podstawy wysługującego działania. Otóż łaska, pierwsza naszej zasługi przyczyna, jest darem darmo danym; jej też owoce należą do Boga. Atoli przypuściwszy łaskę i obietnicę Bożą, niezaprzeczenie posiadamy możność zasługi.
My oddajemy Bogu usługi, odnoszące się do Jego Osoby i do Jego przymiotu Władcy świata. Ale czyż w rzeczy samej oddajemy osobiste Bogu usługi? Zali Istota doskonała nas potrzebuje? Zali Jej czegoś niedostaje? Bezsprzecznie nic; wszelako możemy przynajmniej pragnąć dobra dla Niego, miłując Go miłością życzliwości (amore benevolentiae).
Są bezbożni, np. masoni, bolszewicy, socjaliści, którzy życzą złego Bogu: gdyby było w ich mocy, wygnaliby Go ze świata, pozbawiliby Go jestestwa i życia. Chociaż pociski ich wściekłości gubią się w nicości. Bóg je karze, jak gdyby oni urzeczywistnili bogobójcze swe zamysły. Sprawiedliwy przeciwnie pożąda dobra dla Boga; o ile jest w jego mocy, usiłuje szerzyć Królestwo Boże na ziemi, pozostaje gorącym wielbicielem dziel Boga i planów Jego Opatrzności; szczęśliwością jego jest widzieć, że Bóg posiada chwałę i majestat, wobec którego wszystko znika. Gdyby, co niemożliwe, coś zagrażało jednej z Osób Bożych, sprawiedliwy stanąłby w Jej obronie całą swą siłą.
A że my przez serce jesteśmy godni szacunku lub pogardy, więc zewnętrzne skutki naszej działalności z serca czerpią swą szlachetność i wartość. Wykonanie, to tylko przedłużenie zamierzeń, intencji, która je całe w zarodku zawiera. Bóg patrzy na serce i jest wdzięcznym za dobro, którego dlań pragniemy, a nie tylko za dobro, na jakie dla Niego rzeczywiście się zdobywamy.
W dziedzinie rzeczy zewnętrznych sprawiedliwy nie zadowala się żądzą dobra dla Boga, on je wykonywa i swymi dziełami skutecznie popiera sprawy Królestwa Bożego na świecie, a tak na bywa nowy tytuł do nagrody.
Sprawiedliwy służy sprawie Królestwa Bożego na ziemi; chce, by ono iściło się i w nim i w drugich. Czuje się rycerzem pod znakiem króla Jezusa, walczy w obronie świętych Jego haseł. Czyż możliwe, by Bóg pozostawał obojętny na chwalebne jego zamiary i czyny? Wszystkie uczynki miłosierdzia, jakie sprawiedliwy wykonywa, Bóg poczytuje jak gdyby dla Niego osobiście były spełnione i tak je nagradza1; wszystkie usługi, jakie oddajemy bliźnim, zobowiązują nam Boga i wysługują niebieską nagrodę. „Albowiem, pisze wielki Apostoł, nie jest niesprawiedliwy Bóg, aby zapomniał roboty waszej i miłości, którąście okazali w imię Jego”2.
Wszelako nasza nadzieja nie byłaby dostatecznie ugruntowana, gdyby nie miała podwaliny w stanowczym zobowiązaniu się Boga do uwieńczenia niebiańską chwałą naszych wysiłków.
Jest rzeczą oczywistą, że wszelkie prawo do nagrody suponuje ugodę miedzy pracodawcą a robotnikiem. Inaczej powiedziałby mu: „Pracujesz w mej winnicy bez mego nakazu; chcę, by twoja praca była z twą korzyścią; wszelako jam ci tej pracy nie zlecił, przeto nie jestem obowiązany dać ci zapłaty. Jeśli to czynię, to z czystej łaskawości, bom się względem ciebie nie zobowiązał”.
Ta umowa tym jest konieczniejszą, kiedy idzie o nasze stosunki z Bogiem, bo służąc Mu, spełniamy swą powinność, zwracamy Mu to, cośmy od Niego otrzymali, co do Niego należy. Dusza nasza to rola, którą On obsiał, On to sprawia, że pszenica kiełkuje, rośnie, dojrzewa pod promieniami łaski. Któż mógłby Mu odmówić prawa do korzystania ze żniwa, do zrobienia z niego użytku wedle swego upodobania? Czyż nie jest zasadą powszechnie przyjętą, że ziemia przynosi owoc właścicielowi? Toteż nasze prawo do zasługi ma inną podstawę: opiera się na słowie, na obietnicy, na przysiędze Bożej.
Bóg sam zobowiązał się wobec nas. Nie przestał nam powtarzać, że chwała i radości Pańskie czekają zachowujących Jego przykazania, sługę poświęcającego się dla Jego spraw, wiernego rządcę Jego darów3.
Odwieczny obiecał nagrodzić wszystkie nasze czyny, najdrobniejsze nawet. Niezawodnie Bóg odróżnia tych którzy się okazują dla Niego szlachetniejszymi, delikatniejszymi, heroiczniejszymi, „których nagroda obfita jest w niebiesiech”4; ale nie zapomina i o szklance wody, podanej w imię Jego, o myśli prawej, o czystym pragnieniu, o uderzeniu serca, o uczynku religijnym, sprawiedliwym, litosnym dla bliźnich. Abyśmy zaś nie powątpiewali o stałości Jego obietnicy, poprzysiągł, ze wszystkim sprawiedliwym roztworzy bramy swego Królestwa. „Chcąc Bóg dziedzicom obietnicy swojej okazać nieodmienność rady swojej, przysięgę uczynił”5. Bóg nie przysiągł na naszą prośbę, na nasze nalegania, lecz Sam zapoczątkował tę świętą umowę. I by jej nadać większe znaczenie, zapieczętował ją krwią Boskiego swego Syna. Zatem i honor i wierność i sprawiedliwość zniewalają Go do nagrodzenia nas; mamy prawo powiedzieć Bogu: „Uczyniliśmy to, coś nam nakazał, daj nam to, coś nam obiecał”.
II
Jakie przymioty muszą posiadać czyny nasze, aby je Bóg uwieńczył nagrodą?
Najpierw, jak wiemy, muszą być wykonane w stanie łaski uświęcającej i pod wpływem łaski uczynkowej; dalej muszą być wolne. Zwracam tu uwagę na wielką wartość, jaką Kościół przywiązuje do wolnej woli w całym dziele uświęcenia. To, co nie nosi znamienia wolności, w jego oczach jest czczym, próżnym. Żąda on, by zezwolenie wiary, posłuszeństwo prawu, ćwiczenie się w cnocie, praktyki zewnętrzne religii były wolne. Kościół chce, by ludzie dobrowolnie do niego się garnęli. Naśladuje on w tym Boskiego swego Założyciela. Nigdy Chrystus Pan nie użył przymusu, by przywiązać do Siebie ludzi. W Kafarnaum, kiedy Zbawiciel oznajmił, że ustanowi Eucharystię, wielu z Jego przyjaciół, zrażonych tą tajemnicą, porzuca Go. Jezus zwraca się do tych, co przy Nim pozostali: „Zali i wy chcecie odejść ode mnie?”. Wzywa ich, by się dobrowolnie zdecydowali. Religia chrześcijańska nie jest religią niewolników; jej Boskie dzieła dokonują się pod tchnieniem wolności.
Wolna wola jest jednym z korzeni zasługi. Wszyscy doktorowie jednozgodnie twierdzą, że cierpienia i śmierć Zbawiciela tak wielką miały wartość w oczach Ojca dlatego, że Jezus dobrowolnie obrał swą mękę.
O jakiej wolności tu mowa? Nie tylko o tej, co wyklucza przymus, ale i konieczność. Innocenty X potępił to zdanie jansenistów: „*W stanie natury upadłej wystarcza do zasługi, by wolna wola była wolną od gwałtu, a nie potrzeba, by była wolną od konieczności”. Są w rzeczy samej czyny narzucające się nam z taką siłą, że nie możemy ich uniknąć. Nie są one przeciwne naszej naturze, bo natura gwałtownie do nich pcha: nie są wolne, bo nie jest w naszej mocy ich opuścić. Niekiedy namiętność porywa człowieka z taką gwałtownością, że odbiera jego rozumowi możność namysłu i sercu możność odepchnięcia jej natarczywości. Toteż uważamy za pozbawiony zasługi akt, którego nie byliśmy panami.
Taka jest pierwsza norma w ocenianiu naszych czynów. Nie wystarcza, by one materialnie były nienaganne, moralność wymaga, by pochodziły od woli rozważnej, inaczej nie dadzą nam prawa do niebiańskiej nagrody. „Gdzie jest konieczność, powiada św. Hieronim, nie ma korony ani potępienia”6. Co łatwo wytłumaczyć: zasługa bowiem, która rodzi prawo do otrzymania czegoś, suponuje dar uprzedni. Otóż my możemy dać tylko to, co do nas należy. Co zaś do nas należy? Tylko rzeczy, których jesteśmy panami, którymi dowolnie rozporządzamy, których własność wedle upodobania zatrzymujemy lub drugim przekazujemy. Co nas czyni panami naszych dóbr i czynów? Nasza wolna wola. Nie dajemy tego, co nam przemoc i konieczność wyrywają. Toteż Bóg ceni uczucia i uczynki sług swoich tylko w miarę, jak Mu je dobrowolnie ofiarują. Przeto Zbawiciel w Ewangelii zawsze obiecuje swe Królestwo cnotom wewnętrznym, których zewnętrzne nasze czyny są tylko przejawami. Ubóstwo serca, cichość, pokora, sprawiedliwość, tj. cnoty dobrowolnie chciane: oto doskonałości, którym należy się nagroda.
Drugi powód, zniewalający nas do przypisywania zasługi wolności, jest ten, iż zasługa jest, jak wiemy, osobista: nagroda należy się sprawcy uczynku. Nagroda suponuje, że w naszych czynach jest coś z nas samych. Otóż my przez wolną wolę kładziemy coś z duszy, z życia naszego w nasze uczynki, wolność przywiązuje i łączy je z naszą osobą. Jeśli one nam są narzucone, nie pochodzą od nas, lecz od przyczyny, która je wywołała, nie są nasze. Im są samo wolniejsze, tym więcej jest w nich coś z naszego jestestwa, tym słuszniejszą jest rzeczą, by nagroda była nam przyznana i ustosunkowana do tego, co było ważnego, osobistego w naszym wysiłku.
Stąd pochodzi, że Bóg mniej patrzy na przedmiot materialny naszych uczynków, na zewnętrzny hołd naszych modlitw, niż na uczucie, które je ożywia. Toteż, kiedy bogacze chełpliwie rzucali do skarbony świątyni złote monety, Chrystus Pan miał tylko dla nich słowa nagany; pochwalił zaś biedną wdowę, co złożyła dwa szelążki na ofiarę, bo w tych szelążkach, które z trudem sobie odjęła, dała coś z swej duszy, z swego serca. Zwracając się do uczniów swoich, rzekł im: „Zaprawdę powiadam wam, iż ta uboga wdowa więcej włożyła, niźli wszyscy, którzy kładli do skarbony”7.
Obok wolnej woli, by nasze uczynki były zasługujące, powinny mieć za cel Boga i Jego chwałę. Dobrze będzie przypomnieć sobie tę wielką zasadę, bo jakże często sami siebie zwodzimy, kiedy wykonywamy dobre czyny. W naszych poświęceniach się dla sprawy Bożej, dla dobra ojczyzny, w naszych jałmużnach, w uczynkach miłosierdzia, ileż nieraz przymieszki zdrożnych intencji, zamiarów, szukania ludzkiej chwały, ambicji, próżności... Jak często oko naszej intencji zezowate, patrzące w stronę świata i w stronę Boga. Otóż, by nas uchronić od tych ułud, pociągających za sobą niepowetowane w wieczności straty, Zbawiciel przypomina nam cel naszego istnienia, jakim jest zewnętrzna chwała Boża, do którego to celu we wszystkim z prostotą serca, czyli prostą intencją zmierzać winniśmy. „Strzeżcie się, abyście sprawiedliwości waszej nie czynili przed ludźmi, abyście byli widziani od nich, bo inaczej zapłaty mieć nie będziecie u Ojca waszego, który jest w niebiesiech”8. Iluż to ludzi szuka we wszystkich niemal dobrych uczynkach rozgłosu, a tymczasem przyjdzie śmierć i wszystko zdmuchnie i nic z tego nimbu chwały ludzkiej nie pozostanie, bo nich to stosują się słowa Chrystusa: „Otrzymali już zapłatę swoją. Gdy tedy czynisz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jako obłudnicy czynią w bożnicach i po ulicach, aby byli uczczeni od ludzi. Zaprawdę powiadam wam, wzięli zapłatę swoją. Ale, gdy ty czynisz jałmużnę (lub inny dobry uczynek), niechaj nie wie lewica twoja, co prawica twoja czyni, aby jałmużna twoja była w skrytości, a Ojciec twój, który widzi w skrytości, odda tobie”9. Toteż chrześcijanin, powolny tym wskazaniom Boskiego Mistrza, szuka wyłącznie upodobania Bożego. Im bardziej jego dobre uczynki i cnoty nieznane światu, tym szczęśliwszym się czuje; obawia się bowiem, by uznanie ludzkie nie ujęło wartości jego dobrym uczynkom i nie pozbawiło go uznania ze strony Ojca niebieskiego.
Co do miłości Bożej wszyscy autorzy się zgadzają, że ona jest nader ważnym czynnikiem w uczynkach, mających zrodzić zasługę; kiedy zaś idzie o określenie rodzaju wpływu, jaki ta królewska cnota ma wywierać na nasze czyny, by się stały zasługującymi na żywot wieczny, zdania autorów są rozbieżne. Według jednych do zasługi wystarcza, by człowiek był w stanie łaski, a tym samym posiadał miłość, nierozdzielną towarzyszkę łaski; nie potrzebuje działać z motywu miłości. Szkoła tomistyczna żąda, by uczynki zasługujące nie tylko pochodziły od podmiotu posiadającego miłość, lecz nadto były nakazane przez tę cnotę. Wszelako nie wymaga do zasługi, ażeby każdy czyn był wyraźnie miłością nakazany; wystarcza wpływ jej wirtualny, tj. kiedy mamy zamiar uczynienia wszystkiego z miłości ku Bogu i dla Jego chwały. Czy wystarcza w pewnej chwili życia, np. swego nawrócenia, zrobić ogólną intencję wykonywania wszystkiego z miłości ku Bogu? Wielu tomistów odpowiada twierdząco. W praktyce atoli powszechnie poleca się wiernym, by sporadycznie odnawiali postanowienie życia dla Boga. Akty miłości, jakie rano i wieczorem odmawiamy w naszych modlitwach, wypełniają doskonale tę radę.
Bóg w żaden sposób nie jest względem nas zobowiązany, jeśli z naszych wysiłków żadnej nie odnosi korzyści, jeśliśmy się mozolili dla siebie, a nie dla Niego. Do istoty uczynku wysługującego należy, ażeby był korzystnym dla tego, od którego wyczekujemy nagrody. Za cóż byłby dłużny, gdy nic nie otrzymał? Otóż właściwe jest miłości kochać Boga dla Niego samego bez jakiejś ukrytej myśli, przywiązać się do Niego wszystkimi uczuciami serca, oddać się Mu ze wszystkim, czym obecnie jesteśmy i czym w przyszłości będziemy.
Jestże więc niezbędne dla zasługi, byśmy się nieprzerwanie wznosili ku Bogu? Nie, ale trzeba, by człowiek od rana do wieczora działał pod wpływem miłości, tej duszy życia chrześcijańskiego i zasługi, by pośrednio czy bezpośrednio myśli, uczucia, uczynki służyły interesom Boga i czyniły Go naszym dłużnikiem.
Tylko uczynki obecnego życia mogą zdobywać wiekuistą nagrodę. Tu na ziemi, życie łaski rozwija się w nas, ale ta ewolucja, to rozkwitanie ma kres, którym jest śmierć. Więc po wyjściu z ciała dusza nie jest już zdolną do zbierania zasług. To zostało orzeczone przez bullę Leona X, potępiającą zdanie przeciwne Lutra.
Wiara i nauka chrześcijańska o pozagrobowym losie dusz jest wręcz przeciwna starym wierzeniom Egiptu, Hindusów, braminów, odgrzewanym za dni naszych przez zwolenników spirytyzmu, okultyzmu, teozofów – dla których metampsychoza10, czyli wędrówka dusz, rzekomo je oczyszczająca, stanowi zasadniczy dogmat. Zbawienie chrześcijanina jest wieczne, potępienie również wieczne i nieodmienne.
„I pójdą ci, mówi uroczyście Chrystus, na mękę wieczną, a sprawiedliwi do żywota wiecznego”. Chrystus Pan nazywa życie ziemskie dniem do pracy przydatnym, a czas po zgonie nocą, w której nikt pracować (zbierać zasług) nie może. Dlatego pracujmy, upomina Apostoł, dopóki czas mamy. Przyszły wiekuisty nasz los wypracowuje się w próbie życia ziemskiego.
A jakże nędzne jest takie niebo, jakie cierpiącej ludzkości obiecuje pozytywizm i socjalizm: ziemski dobrobyt; a teozofia ostateczne zniknięcie w nirwanie, czyli zapomnieniu! Chrystus zaś w swej Ewangelii iście Boską obiecuje szczęśliwość: „Prędziutko przemijające nasze utrapienie, zapewnia Apostoł, nader na wysokości wagę chwały wiekuistą w nas sprawuje”11.
III
Oznaczmy bliżej przedmiot nieśmiertelnej naszej nagrody.
Z objawienia Bożego wiemy, że kresem naszych zasług jest życie wiekuiste, Bogu właściwe. „Błogosławieni ubodzy w duchu. Błogosławieni ci, co cierpią dla sprawiedliwości, albowiem ich jest Królestwo niebieskie”. Zbawiciel przed zgonem zapewniał swych uczniów, że otrzymają nagrodę stosowną do ich uczynków. „W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Jeśliby inaczej, powiedziałbym wam był. Albowiem idę gotować wam miejsce. A jeśli odejdę i zgotuję wam miejsce: przyjdę zasie i wezmę was do mnie samego, iżbyście gdziem ja jest i wy byli”12. Te i inne rozliczne wyroki Boże są rękojmią naszej nadziei. Z tego, cośmy o łasce powiedzieli, wynika, że żywot wieczny ściśle należy się naszym uczynkom.
Darami, jakie Bogu przynosimy, my sami oznaczamy naturę nagrody, jaką nam winien. Ofiarujemy Bogu myśli Boskie, bo wiara unadnaturalnia nasz umysł, ofiarujemy Boskie pragnienia, bo nadzieja podnosi nasze ambicje ku przedmiotom, które nas przerzucają poza wszelkie stworzenie, rzeczywiste i możliwe; ofiarujemy Bogu uczynki Boskie, bo wszystka nasza działalność jest przepojona szlachetnością wyższą, poświęcamy Bogu życie Boskie, bo przez łaskę życie nasze jest przemienione w samem swym źródle. Bóg zatem winien nam nagrodę Boskiego porządku, inaczej uchybiłby sprawiedliwości, dałby nam mniej, niż my Mu dajemy.
Nagroda ta musi być wieczna. Czemu? Bo w naszych darach tkwi wieczność. W rzeczy samej, nami kieruje energia nadludzka, jaką jest miłość. Otóż miłość to kochanie, poświęcające się Bogu na zawsze, miłość żadnej nie chce znać przerwy. „Miłości prawdziwej, pisze nowoczesny filozof Fouille, nie można inaczej sobie przedstawić, jak pod pojęciem wieczności. Jakieżby to było zbezczeszczenie świętego imienia miłości, gdyby się komuś powiedziało: ja cię kocham na jeden rok, na jeden dzień, na jedną godzinę! Czy można równocześnie dać się i zatrzymać? Nie, miłować to znaczy wysilać się, by się oswobodzić z czasu”13. Jeśli uczucia czysto naturalne mają to znamię wiekuistości, jakże w wyższym stopniu posiada je miłość Boża! Zatem w swe uczynki, w swe dary wkłada ona wieczność; przeto wymaga i ma prawo domagać się odwzajemnienia, odpowiadającego jej hojności.
Bóg nam winien światło, miłość, szczęśliwość, jakich Sam używa, bo przez łaskę my jesteśmy Jego synami, a przez świętość postępujemy tak, jak przystoi na Jego synów. Przez łaskę nabywamy prawa do Jego dziedzictwa, przez wierność łasce i czynom, jakie ona nakazuje, ciągniemy zyski z tych praw. Otóż dziedzictwem Boga przede wszystkim jest On sam. Jeżeli więc synostwo, o którym mówiliśmy, jest rzeczywiste, tedy posiadanie Boga będzie wejściem w używanie dziedzictwa naszego Ojca.
Na zakończenie pragnęlibyśmy rozwiązać pewne wątpliwości.
Cóż może sprawiedliwy wysłużyć dla siebie de condigno14? Żywot wieczny, pomnożenie łaski i chwały, dobra doczesne, o ile przyczyniają się do cnoty, wiodącej do żywota wiecznego. Atoli nie może sobie wysłużyć de condigno ostatecznego wytrwania. Czy może je wysłużyć de congruo? Teologowie w ogóle odpowiadają przecząco, jest to bowiem szczególniejszy dar darmo dany, a zasługa de congruo, ściśle wzięta, nie nadaje pewnego prawa do nagrody. Wszelako przyznają, że można wysłużyć de congruo ten osobliwy dar, biorąc zasługę de congruo w szerszym znaczeniu; kiedy np. sprawiedliwy modli się nieustannie o wytrwanie w dobrem, przystoi, by Bóg przychylił się do jego prośby.
Czy może sprawiedliwy wysłużyć swe powstanie z grzechu w razie ciężkiego upadku? Najpoważniejsi teologowie, jak św. Bonawentura, Scotus, Bellarmin, Suarez, Ripalda i wielu innych odpowiadają twierdząco. Zdanie to swoje opierają na tekście Pisma św. (2 Kron 19, 2–3), gdzie królowi Jozafatowi, który zawarł przymierze z niezbożnymi, prorok Jehu powiedział: „Przeto zasłużyłeś był wprawdzie na gniew Pański, ale uczynki dobre znalazły się w tobie”. Chociaż bowiem wskutek następnego grzechu nie może już człowiek tytułem sprawiedliwości czegoś się domagać od Boga, wszelako wydaje się wielce stosowne, by Bóg raczej zmiłował się nad tym, który poprzednio wykonywał dobre uczynki, aniżeli nad tym, który nic dobrego nie czynił. Wszelako potrzeba tu uwzględnić pewien stosunek: być bowiem może, że przeszłe zasługi były bardzo nikłe, a winy następne bardzo wielkie; w tym wypadku stosowność więcej się zmniejsza, niż kiedy zasługi były liczne i znamienitsze, a grzechy nieliczne lub raczej ze słabości popełnione.
Inny dowód ci teologowie czerpią z modlitwy, kiedy sprawiedliwy błaga Boga, by go podźwignął z upadku, gdyby w grzech popadł. Podobnie wnoszą, że dobre uczynki mogą mieć pewną siłę otrzymania tegoż od Boga15.
Dla kogo sprawiedliwy może zasługiwać? Jeśli zasługę bierzemy w ścisłym znaczeniu sprawiedliwości, obowiązującej Boga do nagrody, to pewne, że może on zasługiwać tylko dla siebie samego. Zasługi są osobiste, podobnie jak uczynki. Niemożliwą jest rzeczą pozbawić się ich. jak nie można ich uważać za uczynki od innych pochodzące. Jedynie Chrystus Pan wysłużył zbawienie wszystkich, jako Głowa ludzkości; wysłużył nam dary nadprzyrodzone i chwałę z nich wykwitającą – to wyłączny Jego przywilej.
Atoli stosunki dusz świętych z Bogiem nie normują się jedynie sprawiedliwością, ale też przyjaźnią. Przyjaźń dalej idzie, niż sprawiedliwość. Ona chce wypełnić życzenia tego, na którym spoczęło jej upodobanie. „Człowiek w stanie łaski, naucza św. Tomasz, czyni wolę Bożą, przystoi zatem, by i Bóg z przyjaźni czynił wolę człowieka i zbawił, pod wpływem tego uczucia, tych, których sprawiedliwy przedstawia Jego miłosierdziu”16. Sprawiedliwy może więc de congruo wysłużyć dla drugich te dobra, jakie wysłużyć może dla siebie, a nadto pierwszą łaskę. Wolno nam żywić nadzieję, że nasze dobre uczynki wyjednają osobom nam drogim a oddalonym od Boga łaskę i chwalę. Im sprawiedliwy ściślej z Bogiem zjednoczony, tym więcej rozporządza poniekąd Jego sercem i Jego wszechmocą, jak np. św. Monika na korzyść syna swego Augustyna.
Łaska użyźnia na wieczność wszystkie przejawy wewnętrzne i zewnętrzne naszego życia. Każdy uczynek pod jej tchnieniem spełniony, to kamień drogocenny, który znajdzie swe miejsce w wiekuistej świątyni. Prócz dzieci, nikt nie wejdzie do nieba jak tylko przez swe uczynki, przepromienione i przebóstwione łaską.
Co sądzić o rozpowszechnionym za dni naszych zarzucie, że nauka katolicka skłania nas do wypełniania naszych powinności tylko ponętą nagrody, że więc w naszej etyce góruje przede wszystkim własny interes?
Otóż jest to zarzut niesłuszny zarówno, jak niedorzeczny. To pewne, że nasze udoskonalenie nie iści się w pełni w obecnym życiu, gdzie Piękność najwyższa zbliża się do nas okryta nieprzeniknioną zasłoną. W lepszym dopiero świecie nasze poznanie, miłość i służba Boża zostaną ostatecznie udoskonalone. Tam Boga poznamy doskonale, bo Go widzieć będziemy. Tam Go doskonale umiłujemy, bo serce nasze ustalone w posiadaniu Dobra nieskończonego nie będzie mogło od Niego się oderwać. Tam doskonale służyć Bogu będziemy, bo życie nasze będzie wiekuistym Jego wielbieniem.
Faktem samego naszego stworzenia zniewoleni do poznawania, miłowania Boga i służenia Mu, nie możemy nie pożądać udoskonalenia tychże aktów, a to udoskonalenie zależy od ostatecznego wydoskonalenia naszych władz, które osiągnąć możemy tylko wtedy, kiedy przejdziemy z wygnania do ojczyzny, z życia co gaśnie do życia wiecznotrwałego. Zatem osiągnięcie żywota wiecznego musimy uważać za powinność, od której nikt się uchylić nie może.
Uwagi te zwalniają mnie od roztrząsania, czy naszej naturze, takiej jaką ona jest, wystarcza jedynie pobudka powinności do zdeterminowania się stale do dobrego; czy stoicyzm jest wykonalny w warunkach, w jakich życie nasze ziemskie się rozwija. W głębszym zrozumieniu wielkiego przykazania, jakiem jest osiągnięcie żywota wiecznego, nasi rzekomi stoicy znajdują odprawę.
Nieliczenie się w życiu moralnym z tym wielkim przykazaniem, uchylanie się od niego, byłoby pogardą przykazania Stwórcy, zapoznaniem planu Bożego, życzeniem, by roślina nie wytwarzała ni kwiatu, ni owocu. Otóż nasze udoskonalenie – kwiat i owoc ziemskiego życia, iści się tylko w życiu przyszłym, w wiekuistym naszym uszczęśliwieniu. Rzekoma surowość naszych stoików, wykluczająca pożądanie uszczęśliwienia, usiłuje przywieść nas do aktu przeciwnego naturze, do aktu w najwyższym stopniu niemoralnego.
Nie wolno w pościgu za fałszywą wielkością uciekać się do subtelności ze szkodą natury. Powinność jest piękna tylko dlatego, że jest ładem, porządkiem, a porządkiem dlatego, że jest podporządkowana i skierowana ku szczęśliwości. Nie ma powinności, gdzie nie ma dobra, gdzie porządek celów jest wywrócony.
Zresztą Boski nasz Zbawiciel z góry odparł ten zarzut, zespalając w tej samej obietnicy pełność powinności i szczęśliwości. Nasi purytanie twierdzą, że nie należy w wypełnianiu obowiązku powodować się własnym interesem, lecz czystą sprawiedliwością. Otóż właśnie ta czysta sprawiedliwość ma nas uszczęśliwić; żywot bowiem wieczny polega na karmieniu się, na napawaniu i nasycaniu sprawiedliwością. „Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni”17. Ω
Artykuł jest rozdziałem V książki pt. Łaska Boża czyli podniesienie człowieka do porządku nadprzyrodzonego, t. I, Łaska poświęcająca czyli życie Boże w człowieku, Kraków 1924.
Przypisy
- ↑Mt 25, 34–40
- ↑Hebr 6, 10.
- ↑Mt 25, 21.
- ↑Mt 5, 12.
- ↑Hebr 6, 17.
- ↑S. Hier. II, Contra Jovin.
- ↑Mk 12, 43.
- ↑Mt 6, 1.
- ↑Mt 6, 2–4.
- ↑Obecnie używa się raczej terminu „reinkarnacja” – przyp. red. Zawsze wierni.
- ↑2 Kor 4, 17.
- ↑J 14, 2–3.
- ↑La liberté et le determinisme, p. 290.
- ↑Zasługą (meritum) jest ta właściwość czynu, dzięki której jest on godzien nagrody. Zasługa bywa dwojaka: albo słuszna (de condigno), gdy wartość czynu równa się nagrodzie, albo stosowna (de congruo), gdy tej równości nie ma, gdy mianowicie użyczona nagroda pochodzi z łaskawości i szczodrobliwości, nie zaś wymiaru sprawiedliwości. Zasługę pierwszego rodzaju (de condigno) posiada jedynie czyn moralnie dobry i nadnaturalny, wykonany w stanie łaski: istotna zasługa zależy właśnie od stanu i godności osoby zasługującej (ks. dr Antoni Bobrowski, Teologia moralna, Włocławek 1945, cz. I, t. 1, s. 205) – przyp. red. Zawsze wierni.
- ↑Pasch, de gratia, par. III, seil. 3 de Objat. mariti sup.
- ↑1-a, II-ae q. 114, a. 6 corp.
- ↑Mt 5, 6.