Niedawno otrzymałem taki oto list:
Według Oza fanatyk to osoba przekonana, że dysponuje jakąś uniwersalną receptą, do której powinni się stosować wszyscy ludzie – którzy tym samym stają się kandydatami na nawrócenie albo śmiertelnymi wrogami, których nawrócić się nie da. Przyzwyczailiśmy się kojarzyć fanatyzm ze skrajnymi ideologiami, ale to nieprawda. Fanatykiem może też być wegetarianin, gotów pożreć mnie na surowo za to, że jem mięso. Niepalący, gotów spalić mnie żywcem za to, że palę. Obrońca pokoju, gotów w jego obronie wywołać wojnę światową. Jeśli słuchając tych słów, poczułeś pragnienie, by wszystkich ludzi świata wyleczyć z fanatyzmu, uważaj – bo to może oznaczać, że sam się stałeś fanatykiem antyfanatyzmu.
Przed cytowanym tekstem umieszczono pytanie, czy to mnie dotyczy?
Rozważając rozpowszechnione obecnie opinie na temat terroryzmu, fanatyzmu, fundamentalizmu etc. trzeba najpierw stwierdzić, że dla człowieka naturalne jest dzielenie świata i ludzkości na dwie części. Ongiś, w okresie rozkwitu cywilizacji katolickiej, silnie akcentowano antagonizm między Państwem Bożym a tyranią szatana, zdając sobie sprawę z tego, że człowiek wcześniej czy później musi zdecydować się, pod jakim sztandarem chce walczyć.
W dobie oświecenia, gdy rewolucje detronizowały chrześcijaństwo, nastąpiło nowe rozdwojenie w życiu publicznym: po jednej stronie znalazł się liberalizm, walczący o „wolność” i „prawa człowieka”, po drugiej „średniowieczny obskurantyzm”, który trzyma masy w niewoli religijnych zabobonów i hierarchicznej opresji. Ideał masoński, jako powszechnie uznana „prawda”, walczył ze starym „błędem”, uosabianym przez Kościół i chrześcijańskie instytucje.
Rządzący dziś światem demoliberalny reżim znów mówi o potrzebie podziału, a to z powodu ostatnich wydarzeń. Opozycja tym razem wygląda tak: z jednej strony religijni fanatycy, fundamentaliści, integryści etc. wg powyższej „definicji” – z drugiej strony dobra ludzkość, z odrazą i wstrętem patrząca na ich poczynania.
Kim jednak jest ów „dobry” człowiek? Jedynym jego dogmatem jest to, że nie ma żadnego dogmatu! Inaczej mówiąc, w dziedzinie religijnej wszystko wychodzi na jedno i to samo: wszystkie wyznania są piękne, wzniosłe, kulturalne – oprócz oczywiście tych, które twierdzą, że mają „monopol” na prawdę i uprawiają prozelityzm, próbując nawracać innych. Wszelki prozelityzm jest dowodem na to, że wyznanie przerodziło się w jakąś formę fundamentalizmu, stając się przez to potencjalną wylęgarnią terroryzmu.
„Dobry” człowiek znajduje się więc w bardzo wygodnej sytuacji: skoro żadne prawo moralne, przekazane przez jakieś wyznanie, nie jest dogmatem i nie wiąże sumienia (inaczej bowiem mielibyśmy do czynienia z fundamentalizmem...), to wówczas tylko wewnętrzny głos sumienia decyduje o wartości zewnętrznych aktów. Cała „moralność” „dobrego” człowieka sprowadza się do zachowania zewnętrznego ładu i pokoju – pokoju, który jest jedynie pozorny i ładu, nie będącego już ładem chrześcijańskim. W ten sposób telewizyjne wiadomości stają się swego rodzaju rachunkiem sumienia: koją ukazując świat pogrążony w harmonii i tolerancji albo też wywołują niepokój wizją fundamentalizmu, pragnącego zniszczyć ów z takimi wyrzeczeniami wywalczony nowy ład.
W taki sposób promuje się „ideał” człowieka XXI wieku: miłego, uprzejmego, uśmiechniętego, tolerancyjnego, życzliwego dla tych wszystkich, którzy mają równie postępowe poglądy. Człowiek ten nie traktuje poważnie ani małżeństwa, ani religii: niechętnie słucha o swych obowiązkach. Korzysta z uciech życia, podążając za tym, co wszechobecna reklama przedstawia mu jako szczęście: za pornografią, prostytucją, a coraz częściej także za homoseksualizmem. Nie ma przekonań, lecz tylko opinie, „nic nie wie, ale ze wszystkim jest na bieżąco”. A ponieważ chce zakosztować jak najwięcej rozkoszy, korzysta ze swej „wolności” do granic możliwości.
W dziedzinie religijnej człowiek taki pochwala ekumenizm we wszelkich jego przejawach. Z radością obserwuje postępujące zeświecczenie duchowieństwa, coraz rzadziej przypominające wiernym Boże prawa i przykazania. Ze szczególnym zadowoleniem wita akty skruchy i ceremonie przeprosin za rzekomy fundamentalizm Kościoła. W ten sposób może się czuć w pełnej łączności z hierarchią kościelną, niczego się nie wyrzekając i nie porzucając własnego trybu życia. Natomiast ci, którzy są na tyle bezczelni, by krytykować „dobrego człowieka XXI wieku”, przypominając mu zasady moralne, naukę Pana Jezusa i Jego Kościoła, stają się automatycznie wrogami społeczeństwa otwartego. Stają się „terrorystami”, zakłócającymi pokojowe zasady współistnienia i burzącymi cały, z takim wysiłkiem zbudowany „nowy porządek światowy”.
Nic nie pomogą zapewnienia, że dla katolika terroryzm jest bardzo ciężkim grzechem morderstwa, że należy rozróżniać między fanatyzmem a przekonaniem o Prawdzie. Prawda zaś jest taka, że Bóg stworzył wszystko, a Syn Boży zbawił nas przez swoją śmierć na Krzyżu, i dlatego poza Nim i założonym przezeń Królestwem nie ma zbawienia. – Tłumaczenia te jednak nic nie pomogą katolikowi żyjącemu w społeczeństwie medialnym. Współczesny człowiek, żyjący w ciągłym biegu, czerpiący całą swą „wiedzę” z telewizyjnego ekranu, bombardowany liberalną propagandą przez wiele godzin dziennie, nie ma już czasu na refleksję nad wartością przekazu, który wchłania. Słyszy, że fanatykiem jest ten, kto gotowy jest umrzeć za swoje przekonania – i przyjmuje tę definicję, nie zwracając uwagi na fakt, że w ten sposób uznaje za fanatyków miliony męczenników za prawdziwą Wiarę...
Wielu zastanawia się, czy nie jesteśmy dziś blisko ponownego prześladowania Kościoła, a przynajmniej tych, którzy zachowują niezłomną wierność Panu Jezusowi i nie przyjmują żadnego kompromisu z Novus Ordo Saeculorum wyrażonym w „nowej teologii” i w nowym obrządku Mszy.
Przyjdzie jednak godzina, w której i „dobry człowiek XXI wieku” będzie musiał stanąć przed swym Wiekuistym Sędzią, aby „zdać sprawę ze swych uczynków”. Jak pokazują ostatnie wydarzenia, może to nastąpić wcześniej, niż niejeden oczekiwał. Pamiętajmy więc, aby dobrze się przygotować! Temu celowi jest poświęcony obecny numer Zawsze wierni. Ω