Lamennais – prorok nowoczesnych wolności
Pycha więc bezgraniczna, przed niczym nie cofająca się pycha — oto zbrodnia ateusza, zbrodnia deisty i wielkiego sekciarza. Wszyscy trzej bowiem, przynajmniej milcząco, odrzucają świadectwo Boga, a swemu sądowi poddając Jego słowo, uznają się za wyższych i doskonalszych od Niego. Jest to prawdziwe bałwochwalstwo względem rozumu ludzkiego, bałwochwalstwo, którego szczyt i publiczne wyznanie widział świat niedawno w kulcie bogini rozumu.
H. F. R. de la Mennais, Essai sur l’indifférence en matiere de religion
Gdy umierał w lutym 1854 r., poczesne miejsce w jego sypialni, już od dawna, zajmowało popiersie Marianny — symbol republikańskich idei, które zastąpiło stojącą tu niegdyś figurkę Najświętszej Maryi Panny. Wokół jego łoża śmierci gromadzili się wyłącznie libertyni, wolnomularze i najgorsi wrogowie religii; wśród nich prym wodził młody człowiek, jeden z byłych współredaktorów radykalnie liberalnego dziennika „Le Peuple Constituant”. Przyjaciele konającego z dawnych, lepszych lat, a zwłaszcza jego rodzony brat Jan, będący kapłanem katolickim, nie byli dopuszczani, za wiedzą umierającego, do jego łoża. Wielu z nich wciąż nie przestawało zanosić gorących modlitw w intencji jego nawrócenia. Do końca w staraniach, aby ocalić duszę nieszczęśnika, nie ustawali też przedstawiciele hierarchii Kościoła, w tym arcybiskup Paryża i sam Ojciec święty Pius IX.
Odpowiedź konającego była wciąż taka sama: „Nie, nie, nie, zostawcie mnie w spokoju!”. Jednemu ze swoich niegdyś ulubionych uczniów, który wciąż zachował niezwykły sentyment do swojego dawnego mistrza i nalegał, aby ten próbował się przynajmniej pomodlić, odrzekł, że nie jest w stanie, gdyż modlitwa jest łaską, a on łaski już nie posiada. Zachowywał przytomność umysłu do ostatniej chwili. Nie pragnął pojednania z Bogiem i z Jego Mistycznym Ciałem — Kościołem.
Po śmierci jego doczesne szczątki, zgodnie z wyrażonym uprzednio na piśmie żądaniem, złożono we wspólnym anonimowym grobie na paryskim cmentarzu Pere-Lachaise. Za trumną szło niewiele osób, głównie przedstawiciele paryskiej biedoty; nie było kapłana, za to wezwany został oddział policji, aby zapobiec ewentualnym rozruchom. Tuż nad mogiłą wywiązała się bójka; nie było żadnych przemówień. Grabarz spytał jedynie, czy powinien postawić nad grobem krzyż. Odpowiedź była krótka: „Nie”. Ktoś zakrzyknął: „Można iść do domu. Wszystko się już skończyło”.
W taki oto sposób żegnał się ze światem Lamennais, niegdyś znakomity apologeta i popularny publicysta katolicki, później renegacki ksiądz, zatwardziały apostata, obrońca nowoczesnych wolności i prorok wyimaginowanego „chrześcijaństwa jutra, chrześcijaństwa rodzaju ludzkiego”, który słusznie uchodzić może, z perspektywy lat, za jednego z duchowych ojców i proroków liberalnej rewolucji II Soboru Watykańskiego, której sztandarowym osiągnięciem jest deklaracja o wolności religijnej — Dignitatis humanae1.
Młodość
Hugo Felicjan Robert de la Mennais, bo tak brzmiało w rzeczywistości nazwisko późniejszego przywódcy ruchu menezjańskiego2, przyszedł na świat 19 czerwca 1782 r. w miejscowości Saint-Malo w Bretanii, w zamożnej (swego czasu) rodzinie kupieckiej, która została nobilitowana przez króla Ludwika XVI. Gdy miał sześć lat, umarła mu matka; ojciec, pochłonięty wyłącznie sprawami handlu, nie przejmował się zbytnio wychowaniem dziecka, które było odtąd raczej dziełem przypadku. Chociaż Felicjan był chłopcem inteligentnym, stronił od nauki — do czasu, aż jego wychowaniem zajął się stryj Robert de Saudrais. Zamknął on pewnego razu małego Felicjana w swojej bogato zaopatrzonej bibliotece, gdzie znajdowała się również półka z napisem „piekło”, na której stały dzieła oświeceniowych filozofów. Zaintrygowało to chłopca i rozbudziło w nim namiętne zainteresowanie filozofią i literaturą, zarówno współczesną, jak i klasyczną. Za sprawą stryja zaznajomił się też z greką i łaciną, tak że mając 12 lat czytywał już Homera, Horacego i Tacyta w oryginale. Jednak szczególnie upodobał sobie twórczość Jana-Jakuba Rousseau, a głoszone przez niego zgubne idee głęboko zapadły w sercu młodzieńca, tak iż śmiało można powtórzyć za księdzem Dębickim, że filozof ten „na całe jego życie wywarł wpływ najzgubniejszy”. Podczas rewolucyjnego terroru rodzina la Mennais, przywiązana do Ołtarza i Tronu, ukrywała u siebie prześladowanych kapłanów, którzy w domu rodzinnym Felicjana odprawiali często w nocy tajne Msze święte. Nastawione monarchistycznie i religijnie otoczenie usposabiało młodego Lamennaisa niechętnie do jakobińskiej rewolucji. Libertyński Paryż Pierwszego Dyrektoriatu, wracający z wolna do życia po okresie krwawych rządów jakobińskich, budził w nim w 1796 r., po przyjeździe do stolicy Francji, mieszane uczucia; podziw sąsiadował z odrazą.
Namiętna lektura pism kartezjańskich myślicieli, której oddawał się młody Lamennais, połączona z brakiem odpowiedniej dyscypliny w wychowaniu powodowała, iż w kwestii wiary stawał się on coraz większym sceptykiem. Już wtedy, gdy nadszedł czas Pierwszej Komunii św., Felicjan nie chciał przystąpić do Stołu Pańskiego, wdając się przy tym w pseudoteologiczne dysputy z przygotowującym go do przyjęcia tego sakramentu księdzem. Po latach, przepełniony już religijną żarliwością, w liście do jednego z przyjaciół kapłanów pisał o swojej przeszłości jako o życiu „pełnym występków, których by nawet najsurowsza i najdłuższa pokuta nigdy zmyć nie była w stanie”. „Ach, cóż to za nieszczęście tak źle życie rozpocząć! — żalił się — Dźwigam wciąż skutki pierwszych swoich błędów, a czym się to jeszcze skończy? Bogu tylko wiadomo!”.
Droga do kapłaństwa
Pod wpływem swojego starszego brata Jana, człowieka zdecydowanych czynów, zawsze pełnego energii, który dopiero co otrzymał święcenia kapłańskie i który nigdy nie wątpił w swoje powołanie, Lamennais z wolna zaczął odnajdywać drogę powrotną do Kościoła. Wkraczał w tym czasie powoli w wiek dojrzały, ale wciąż nie miał sprecyzowanych planów życiowych ani zawodu. Ojciec proponował mu, żeby zaczął pracować w jego przedsiębiorstwie, ale to mu nie odpowiadało. Gorącym pragnieniem starszego brata-kapłana było, aby Felicjan poszedł w jego ślady i poświęcił się służbie Ołtarza.
Znakiem radykalnej przemiany w życiu religijnym Lamennaisa było opublikowanie przez niego w 1801 r. własnego przekładu Przewodnika duchowego Ludwika z Blois. W trzy lata później, po długich walkach wewnętrznych, podjął samodzielną decyzję, by zostać na powrót katolikiem i przystąpił wreszcie do Pierwszej Komunii. „Rozpoczął tedy swój zawód kościelny — pisze biograf późniejszego autora Słowa człowieka wierzącego — jako konwertyta i to według recepty J. J. Rousseau’a: czekać pełnoletności, żeby samodzielnie obrać sobie religię”.
Pod wpływem usilnych namów księdza Jana i kilku starszych kapłanów, Lamennais zamieszkał w La Chesnaie, w małym rodzinnym majątku położonym w Bretanii, aby pod kierunkiem brata rozpocząć długą drogę przygotowań do kapłaństwa. Pomimo, iż wciąż nie był do końca przekonany o swoim powołaniu, a Kościół, w jego mniemaniu, pozostawał w wielu aspektach instytucją zacofaną, szczerze bolał nad dechrystianizacją ojczyzny, oburzał go despotyzm Napoleona Bonaparte, dotykało lekceważenie, z jakim Korsykanin odnosił się do Kościoła. W 1808 r. wydał rozprawę zatytułowaną Réflexions sur l’état de l’Église en France pendant le XVIIIe siécle et sur la situation actuelle (Rozważania nad stanem Kościoła we Francji w XVIII stuleciu i nad sytuacją aktualną), która natychmiast po wyjściu drukiem została skonfiskowana przez napoleońską cenzurę. Poddał w niej ostrej krytyce szczególnie tzw. artykuły organiczne, które zwiększały kontrolę państwa nad Kościołem francuskim, a które rząd Bonapartego, na wniosek Talleyranda, ogłosił jednostronnie po zawarciu w 1801 r. konkordatu ze Stolicą Apostolską.
W rok później Lamennais otrzymał tonsurę, ślubował, że wyrzeknie się pychy i nie będzie już więcej pisał, był jednak chwiejny w swoich postanowieniach i nie opuszczało go przeświadczenie, iż obiera złą drogę. Pisał nadal, atakował niestrudzenie cesarza Francuzów, napoleoński system szkolny i ustawiczne ingerowanie państwa w sprawy wewnątrzkościelne, w tym zwłaszcza w obsadę stolic biskupich. Temu ostatniemu zagadnieniu poświęcił, napisane wspólnie z bratem, studium z pogranicza historii Kościoła i prawa kanonicznego zatytułowane Tradition de l’Église sur l’institution des éveques (Tradycja Kościoła w kwestii mianowania biskupów). Starał się w nim wykazać, piętnując gallikańskie tradycje, że najwyższa władza jurysdykcyjna w Kościele katolickim przynależna jest wyłącznie papieżowi. Publikacja dzieła zbiegła się z upadkiem cesarza Francuzów w kwietniu 1814 r. Na nowo odżyły nadzieje Lamennaisa na katolicki renesans we Francji, który miał nadejść wraz z restauracją władzy Burbonów. Lamennais stał się odtąd żarliwym rojalistą, przekonanym o tym, że Ludwik XVIII po wstąpieniu na tron zainicjuje proces religijnego odrodzenia, przywracając Kościołowi we Francji należne mu prawa. Rządy „uzurpatora z Korsyki”, które, zdawało się wówczas, należą już do bezpowrotnej przeszłości, podsumował zdaniem:
Badać geniusz Bonapartego w instytucjach, które on stworzył, to zgłębiać czarne otchłanie zbrodni i szukać miary przewrotności ludzkiej.
Lądowanie Napoleona koło Antibes w marcu 1815 r. i jego tryumfalny marsz na Paryż tak przeraziły Lamennaisa, że zbiegł do Anglii; żyjąc tam na granicy ubóstwa pełnił obowiązki guwernera w szkole dla córek francuskich emigrantów założonej przez ks. Carron w Londynie. Po ostatecznym upadku Napoleona I powrócił do ojczyzny i wstąpił do seminarium duchownego św. Sulpicjusza w Paryżu, aby wreszcie zakończyć przygotowania do kapłaństwa. Wciąż jednak nie był pewny swojego powołania, zżymał się na surową dyscyplinę seminaryjną, wytykał starszemu bratu i swojemu otoczeniu, iż wywierają na niego presję w obiorze drogi życiowej. Jeszcze po uzyskaniu święceń subdiakonatu, w grudniu 1815 r., miał poważne wątpliwości; sądził, że z powodu odbytego niegdyś pojedynku, jako osoba podlegająca karze kościelnej nie powinien był przyjmować tych wyższych święceń. Pomimo tego w marcu 1816 r. w Rennes został wyświęcony na kapłana.
Nie tylko stan ducha nowego księdza, ale także niezwykle powierzchowne przygotowanie teologiczne mogły budzić zaniepokojenie. Cała jego wiedza teologiczna wspierała się na podręczniku teologii moralnej, z którym zapoznawał się w ciągu kilku miesięcy pod kierunkiem ks. Carrona. Przed otrzymaniem święceń subdiakonatu studiował teologię zaledwie przez cztery tygodnie, zgłębiając jej tajniki, w większości, samotnie, poza murami seminarium. „Ten sam człowiek — pisał jego biograf —
który potem uważał się za powołanego do wystąpienia w roli odnowiciela wykształcenia kapłańskiego we Francji, nie przeszedł sam żadnych systematycznych kursów filozofii i teologii (...) nigdy też nie studiował poważnie dogmatyki.
Kilka lat później przyjaciel ks. Lamennaisa słuchając jego rozprawy o Stworzeniu i Trójcy Przenajświętszej, nie krył zdumienia ignorancją autora w tej materii: „Rzeczy najprostsze, jak na przykład różnica między naturą a łaską, były mu całkiem obce”.
Zaraz po przyjęciu święceń kapłańskich ks. Lamennais zapadł poważnie na zdrowiu i to na przeciąg kilku miesięcy. „Jestem i będę odtąd niezwykle nieszczęśliwy” — zwierzył się w liście adresowanym do brata Jana.
Bardziej rojalistyczny niż sam król, bardziej ultramontański niż sam papież
W 1817 r. ukazał się pierwszy tom dzieła, które przyniosło ks. Lamennaisowi rozgłos i sławę czołowego apologety odradzającego się w dobie Restauracji francuskiego katolicyzmu. Był nim Essai sur l’indifférence en matiere de religion (Esej o obojętności w sprawie religii).
W zamierzeniach autora praca ta, napisana porywającym stylem, pełnym wdzięku, była płomiennym atakiem przypuszczonym na wiarę w prymat indywidualnego rozumu. Racjonalizm oświeceniowych sceptyków, poddany w Eseju szczegółowej analizie, został uznany za główny czynnik rozkładowy współczesnego społeczeństwa i za przyczynę zaniku religijności.
Już w przedmowie do Essai Lamennais odmalowuje w czarnych barwach obraz ludzkości wyłaniającej się z szaleństw „epoki świateł”:
Religia, moralność, honor, obowiązek, najświętsze zasady i najszlachetniejsze uczucia są teraz czymś w rodzaju snu, zwiewnymi, pełnymi blasku zjawami, które przesuwają się przez chwilę na dalszym planie naszych myśli i znikają bezpowrotnie. Tak, nigdy nie widziano nic podobnego, nawet nie wyobrażano sobie nic podobnego. Trzeba było długich i stałych wysiłków, niestrudzonych walk człowieka z własnym sumieniem i rozumem, żeby dojść do tej nieludzkiej obojętności. (...) Przyglądając się prawdzie i błędowi z jednakową odrazą, (człowiek współczesny — przyp. T. W. N.) udaje, iż wierzy w to, że nie można ich od siebie odróżnić, i darzy je wspólną pogardą (...) Każdy, kto nie jest ślepy, widzi jasno, że rewolucja francuska, tak wybitnie niszczycielska, zawdzięcza swoje piętno śmierci tylko bezbożnemu szaleństwu przywódców, którzy atakowali wszystkie prawdy naraz z bezprzykładną wściekłością.
W ciągu tylko jednego roku sprzedano we Francji 13 tysięcy egzemplarzy książki, co było na ówczesne czasy liczbą pokaźną. Pracę Lamennaisa przetłumaczono na wszystkie główne języki europejskie; nie wahano się tytułować autora mianem „ostatniego Ojca Kościoła”. Pisarz i historyk Alphonse de Lamartine po zapoznaniu się z dziełem Lamennaisa wykrzykiwał w uniesieniu:
To coś wspaniałego! On myśli jak monsieur de Maistre, a pisze jak Rousseau, mocno, prawdziwie, podniośle, obrazowo, przekonująco, oryginalnie. Jego twórczości nic nie brakuje.
Biskup Frayssinous, rektor uniwersytetu paryskiego i francuski minister oświecenia publicznego, oznajmiał z kolei, że „książka ta mogłaby umarłego powołać do życia”. Nie brakowało też takich, którzy widzieli w nim „ogniwo łączące wiek XIX-ty z czasami Orygenesa i Augustyna”.
W owym czasie ks. Lamennais miał również wyrobione przekonania polityczne. Zaprawiony w polemicznej walce z napoleońskim despotyzmem, był zagorzałym legitymistą, przekonanym, iż tylko restytucja prawowitej władzy monarszej Burbonów zagwarantuje religijne odrodzenie we Francji i zapewni poszanowanie słusznych praw przynależnych jedynej Prawdziwej Religii, bez której, jak pisał w Eseju, nie ma społeczeństwa. W pierwszym okresie działalności publicznej Lamennais stał zdecydowanie na gruncie suwerenności władzy królewskiej, przyświecało mu hasło „Bóg i król”. Domagał się od pomazańców Bożych, aby nie czynili koncesji ze swojej absolutnej władzy, aby zachowali ją niepodzielną i w pełni suwerenną, apelował do nich: „Bądźcie królami!”.
W 1823 r., w rocznicę zgilotynowania Ludwika XVI, snuł rozważania nad istotą władzy królewskiej, nad jej absolutnym wymiarem:
Jak ona jest wysoka, ta godność królewska! Lecz jakże trudno zarazem utrzymać się na niej jedynie siłą swej duszy, gdy wszystkie inne podpory odmówią pomocy! (...) źródłem potęgi królów jest wiara niewzruszona, iż władza, którą otrzymali z góry, nigdy ich nie opuści, jeśli jej oni sami wiernymi zostaną. Monarcha, który pozwala poddawać roztrząsaniu swoją powagę, już tym samym naraża ją na zgubę. Osłabiać powagę królewską znaczy ją niweczyć. Jest ona tym, czym ją uczynił Bóg, albo jej nie ma wcale.(...) Cofać się nie może ten, kto zasiada na tronie, bo za nim zieją przepaści.
Wy, na których spoczywają losy Europy i od których Bóg zażąda kiedyś rachunku z powierzonej wam władzy — zwracał się z płomiennym apelem do europejskich monarchów — idźcie na to miejsce żałoby, gdzie stracony został Ludwik XVI. (...) Idźcie i patrzajcie! Tutaj ofiarą własnego życia musiał on odpokutować za inną ofiarę, którą, jak mu się zdawało, złożyć był winien — za ofiarę swej królewskości.
Polityka pociągała Lamennaisa coraz bardziej. Estyma, jaką cieszył się po opublikowaniu dzieła o obojętności religijnej sprawiła, że wielu polityków i redaktorów czasopism o konserwatywnej i legitymistycznej proweniencji zwracało się do niego z prośbą o współpracę i poparcie. Lamennais nie potrafił oprzeć się tym naleganiom.
W tym okresie dał się również poznać jako obrońca prerogatyw Stolicy Apostolskiej i apologeta papieskiej nieomylności, zagrożonej stale obecnymi w Kościele francuskim tendencjami gallikańskimi. Stał się rychło prekursorem radykalnego ultramontanizmu3. W papieżu, jako widzialnej Głowie Kościoła, widział on ostateczną instancję, która jedyna zdolna jest do utrzymania w jedności ludów chrześcijańskich, do uchronienia ich z jednej strony od niebezpieczeństwa rewolucyjnej anarchii, a z drugiej od groźby królewskiego despotyzmu. Papież, który dokonywał autentycznej wykładni Magisterium, był zarazem gwarantem poprawności w kwestii wiary i moralności, a uniwersalistyczna idea papiestwa, wznoszącego się ponad niekiedy wąsko pojęte interesy Kościołów partykularnych, urastała w ówczesnej publicystyce tego francuskiego kapłana do rangi podstawowej zasady życia politycznego. W pracy zatytułowanej De la réligion considérée dans ses rapports avec l’ordre politique Lamennais konstatował z antygallikańską emfazą: „Bez papieża nie ma Kościoła, bez Kościoła nie ma chrześcijaństwa, bez chrześcijaństwa nie ma społeczeństwa”. W 1825 r. pełen zaufania do Stolicy świętej pisał o biskupie Rzymu: „Przyszłość jest w jego rękach, niechże wie o tym i niech z ufnością spełnia swoje wielkie zadanie”.
Zwalczanie gallikanizmu połączone z żarliwą obroną papieskich prerogatyw zapewniło Lamennaisowi sympatię wielu wpływowych osobistości w Kurii Rzymskiej, życzliwym okiem na francuskiego księdza spoglądał także sam papież Leon XII. Pewnego rodzaju dług wdzięczności, do jakiego najwyraźniej w stosunku do Lamennaisa będzie się poczuwać Stolica Apostolska za pontyfikatu papieża Grzegorza XVI, może tłumaczyć fakt okazywania względów i dawania wielu dowodów pobłażliwości kapłanowi, który już od dłuższego czasu zdecydowanym krokiem będzie podążał krętą drogą wiodącą go, poprzez manowce herezji, ku apostazji.
Tradycjonalizm filozoficzny Lamennaisa
Frontalny atak, jaki ks. Lamennais przypuścił swoją pracą o obojętności religijnej na filozofię Kartezjusza, zyskał mu powszechnie opinię jednego z największych współczesnych apologetów katolicyzmu. Uważny czytelnik wszakże mógł dostrzec w tej publikacji zalążek przyszłych błędów, które w kilka lat później Lamennais będzie głosił otwarcie i bez żadnego skrępowania.
Lammenaisa bowiem nie zadowalała jedynie krytyka, nawet najcelniejsza, racjonalizmu i sceptycyzmu religijnego; jego ambicją okazało się zbudowanie na płaszczyźnie filozoficznej systemu, który stanowiłby konstruktywną alternatywę wobec oświeceniowego kultu indywidualnego rozumu. O ile w pierwszym tomie Essai autor jedynie pobieżnie i w zarysie przedstawił podstawy tego systemu, to w trzech kolejnych woluminach poświęcił mu już sporo uwagi. Aksjologicznym założeniem, na którym wspierał się cały system filozoficzny Lamennaisa, była bezgraniczna wiara w tzw. rozum uniwersalny. Rozum ten, będący niejako wiernym „echem” tego, w co rodzaj ludzki wierzył we wszystkich epokach, jest nieomylny, gdyż stoi za nim zgoda powszechna, consensus communis. Jest nieomylny także z tego powodu, iż jego fundament stanowi objawienie, które Stwórca udzielił człowiekowi w akcie Stworzenia, i które odtąd przekazywane jest następnym pokoleniom w nieprzerwanym ciągu tradycji. Pierwotne objawienie poinstruowało ludzkość o takich fundamentalnych prawdach, jak: istnienie Boga, nieśmiertelność duszy, obowiązywanie nakazów moralnych, treść prawa natury czy zasady życia społecznego. Wedle koncepcji Lamennaisa, poznanie metafizyczne, a nawet i moralne, nie leży w zasięgu indywidualnego rozumu, kierując się nim można ostatecznie tylko zwątpić.
W ciągu dziejów religia, co do swojej istoty, nie zmieniła się, rozwijała tylko swoją pierwotną treść i zmieniała zewnętrzną „otoczkę”. Rozum uniwersalny prowadzi do akceptacji i poddania się autorytetowi Kościoła, gdyż religia katolicka jest wyżej rozwiniętą formą religijnej świadomości rodzaju ludzkiego, która istniała zawsze, od samego początku ludzkości. A zatem, podążając konsekwentnie za tokiem myśli Lamennaisa, wniosek był prosty: Objawienie pochodzi od Boga, ale ludzkość nie zapoznała się z Nim za pośrednictwem Kościoła katolickiego, gdyż znała je na długo przed założeniem Kościoła. Lamennais był przekonany, że wykoncypowana przez niego idea powszechnego rozumu, której nigdy się nie wyparł, ułatwi dialog z ateistami i przywiedzie ich na powrót na łono Kościoła.
Z czasem, gdy stał się już jawnym heretykiem, uzupełnił swoją koncepcję uniwersalnego rozumu o teorię „trzech Kościołów”, podług której
Kościół pierwotny, do którego zaliczają się ludy starożytne, był źródłem i normą Kościoła żydowskiego, a następnie chrześcijańskiego.
Twierdził wtedy bez ogródek, że
chrystianizm nie przyniósł światu nowego objawienia, lecz rozwinął wiarę istniejącą już we wszechświecie (...) nie narodził się, lecz wzrastał.
Stawiając przed sobą skądinąd szlachetny cel — przywrócenie wierze nadrzędnej pozycji w stosunku do „tyranii rozumu ludzkiego” — Lamennais, podobnie jak inni, współcześni mu reprezentanci tradycjonalizmu filozoficznego, uderzał w podstawy Wiary Objawionej. W konsekwencji, co zasługuje na podkreślenie, u Lamennaisa, podobnie jak u współczesnych przedstawicieli myśli modernistycznej dała o sobie znać tendencja do pomieszania porządku naturalnego i nadprzyrodzonego, do zanegowania nadnaturalnego porządku łaski, który Lamennais zastępował „pierwotnym i nieustannym oddziaływaniem nieskończonej substancji na cały świat skończony”. Swoje poglądy na ten temat, zbieżne w wielu punktach z błędami głoszonymi przez modernistów, wyłożył później szczegółowo w rozprawie filozoficznej Esquisse d’une philosophie.
Republikanin i „katolicki” liberał
Lata dwudzieste XIX wieku w życiu Lamennaisa to przede wszystkim okres gwałtownej ewolucji jego poglądów na sytuację społeczno-polityczną, a szczególnie na wzajemne relacje na linii państwo-Kościół. Od momentu wstąpienia na tron francuski Karola X, Lamennais jeszcze bardziej zintensyfikował swoją antygallikańską kampanię publicystyczną, którą zdecydował się teraz prowadzić z całą bezwzględnością. Skutkiem tak bezkompromisowego stanowiska jego osoba budziła coraz większą niechęć w kołach katolickich legitymistów i wśród francuskiego duchowieństwa, zwłaszcza starszej daty, które nadal z rozrzewnieniem wspominało przedrewolucyjne czasy ancien régime’u. Mnożyły się sprawy sądowe wytaczane Lamennaisowi przez obrońców „swobód gallikańskich” i przez rząd Królestwa, dotykały go coraz częściej nakładane kary aresztu i grzywny. Do jednego z najgłośniejszych procesów sądowych doszło po wydaniu, wspomnianej już wcześniej, książki De la religion considérée, w konsekwencji którego ks. Lamennais skazany został pod zarzutem obrazy majestatu królewskiego i siania niepokojów społecznych na 14 dni aresztu i wysoką grzywnę pieniężną.
Wszystko to powodowało, iż Lamennais czuł coraz większą odrazę do Burbonów; narastało w nim przekonanie, że należy jak najszybciej, dla dobra Kościoła, rozerwać tradycyjną więź łączącą dotąd Kościół z francuską monarchią. „Jeżeli rządy, zaślepione nieuleczalnie — deklarował w De la religion considérée, potępionej przez królewską cenzurę —
chcą się rzucić w przepaść, jeśli same na siebie wyrok śmierci wydają, Kościół niewątpliwie boleć nad tym musi. Lecz ani chwili nie zawaha się on co do stanowiska, jakie mu zająć wypada: wycofać się z panującego w społeczeństwach zamętu, (...) czekać cierpliwie, co Bóg uczyni ze światem — oto ostateczne stanowisko Kościoła.
W liście do przyjaciela — monarchisty Berryera — wyłożył otwarcie swoje aktualne stanowisko względem ustroju monarchicznego i idei sojuszu Tronu z Ołtarzem:
Władza królewska, powiadasz? Ależ, kochany przyjacielu, ona już jest osądzona. Bóg dotknął jej czoła, jak czoła Kaina. Wojna się toczy między nią a Bogiem. Czyliż nie widzisz, że się wszystko niepokonanym instynktem od niej odstręcza, jako od sprawy, na której ciąży przekleństwo? Zbliż się do tego bożyszcza, który się chyli ku upadkowi. Żadna dłoń ludzka od zagłady powstrzymać go nie zdoła. (...) Popierać władzę królewską byłoby to podtrzymywać antychrystjanizm w Europie (...) Przedstawiciele władzy państwowej są zepsuci do szpiku i tylko owoce śmierci wytwarzać są zdolni. Zepsuciem swoim zarażają wszystkich, którzy się do nich zbliżają, lub z nimi łączą. Przypatrz się naszemu duchowieństwu!
Przeświadczenie Lamennaisa ugruntowywała polityka religijna w schyłkowym okresie rządów Karola X. Ulegając presji liberalnej opozycji, skłonny do zbytnich ustępstw, król wydał w czerwcu 1828 r. dwa akty prawne, tzw. ordonanse, których postanowienia krępowały działalność Kościoła, uderzając m.in. w szkolnictwo kościelne i w życie zakonne. W całym kraju zawrzało, do licznych głosów protestu dołączył się także i Lamennais. W swoim antymonarchistycznym manifeście Progrés de la Révolution et de la guerre contre l’Église deklarował się otwarcie jako republikanin, który coraz życzliwszym okiem spogląda w stronę liberalizmu. Wszystko to czynił jeszcze pod hasłem zapewnienia Kościołowi katolickiemu swobodnej działalności, acz zauroczenia liberalizmem nie dało się już ukryć.
Domagamy się — pisał — wolności dla Kościoła katolickiego, zapewnionej wszystkim religiom przez konstytucję, z której korzystają protestanci i żydzi, a której używaliby nawet zwolennicy Mahometa i Buddy, gdyby istnieli we Francji. (...) Żądamy wolności sumienia, wolności prasy, wolności nauczania.
Towarzyszyła temu naiwna wiara, podzielana w następnym stuleciu przez zwolenników nouvelle théologie, którzy zatryumfowali podczas Vaticanum II, że „prawda nie inaczej się narzuca, jak tylko siłą samej prawdy”4.
Nieograniczona wolność jest nieodzowna — głosił Lamennais — aby te prawdy, które świat ocalą, jeśli go coś jeszcze ocalić jest w stanie, mogły tak się rozwinąć, jak się rozwinąć powinny.
W innym miejscu dodawał:
zamiast jednej wiary wyłoniła się moc niezliczona przeczących sobie mniemań, wówczas jedności niepodobna inaczej przywrócić jak tylko za pomocą swobodnej dyskusji.
Od Rzymu do La Chesnaie
Mimo takiej ewolucji światopoglądowej ks. Lamennais mógł nadal liczyć na przychylność Stolicy Apostolskiej. Kiedy w roku jubileuszowym 1824 zjawił się w Wiecznym Mieście, spotkał się z niezwykle gorącym przyjęciem. Z polecenia papieża Leona XII przygotowano dla niego apartament w Collegium Romanum, a Ojciec święty udzielił mu aż trzech audiencji. Rzym wielbił w Lamennaisie prekursora francuskiego ultramontanizmu i niezmordowanego pogromcę „swobód gallikańskich”. W marcu 1825 r. na konsystorzu Leon XII mianował jednego kardynała in pectore, wyraził się przy tym, iż jest to
mąż wielkiego talentu i znakomity uczony, którego pisma, oparte na źródłach autentycznych, oddały wielkie usługi religii i napełniły Europę radością i podziwem.
Wielu wyrażało wówczas przekonanie, iż kapelusz kardynalski przypadł właśnie Lamennaisowi. Podobna pogłoska krążyła uporczywie i w następnym roku, po odbytym, ostatnim już za pontyfikatu Leona XII, konsystorzu. Nie znalazła wszakże potwierdzenia w faktach. Prawdą było natomiast, że papież nie krył sympatii do Lamennaisa. Świadczył o tym nie tylko brak reakcji Leona XII na głosy płynące ze strony niektórych hierarchów francuskich, którym przewodził kardynał de la Fare, domagające się potępienia poglądów Lamennaisa. Po jednej z audiencji, w trakcie której toczył długą rozmowę z francuskim kapłanem, zwierzył się kardynałowi Turiosiemu, wydając zdumiewająco trafną opinię na temat Lamennaisa:
Ten Francuz jest osobistością niezwykłą. Posiada znakomity talent pisarski i bogatą wiedzę. Sądzę również, że ma dobre zamiary. Lecz należy on do liczby tych entuzjastycznych miłośników doskonałości, którzy, gdyby im zostawiono swobodę, wywołaliby zamęt w całym świecie.
Na początku 1825 r., realizując nową maksymę: „żeby na wiek swój oddziaływać, trzeba ten wiek rozumieć”, Lamennais wraz z ks. Gerbetem, późniejszym biskupem Perpignan, a wówczas jego najwierniejszym uczniem, udał się do rodzinnej Bretanii, gdzie w posiadłości swego ojca La Chesnaie założył niewielki ośrodek studiów. Przyświecała mu intencja wykształcenia katolickiej elity intelektualnej, która, dysponując rozległą wiedzą z niemalże wszystkich dziedzin nauki, byłaby zdolna jednocześnie do obrony piórem nauczania Kościoła i do zainicjowania procesu zmierzającego do ostatecznego pogodzenie religii katolickiej ze współczesną cywilizacją. Marzyło mu się nawet skompilowanie encyklopedii katolickiej, która stanowiłaby intelektualną przeciwwagę wobec deistycznej encyklopedii z ubiegłego stulecia. Wokół Lamennaisa dość szybko skupiła się grupa oddanych mu bezgranicznie młodych, zdolnych i pełnych zapału ludzi. Należeli do niej m.in. ks. Lacordaire, hrabia de Montalembert, ks. Combalot, ks. Gaume, ks. Rohrbacher, Casalés, Hercé, de Salinis — późniejszy arcybiskup Auch, ks. Gousset — późniejszy kardynał i arcybiskup Reims, ks. Doney — późniejszy biskup Montauban, Guéranger, przyszły opat Solesmes, inicjator ruchu liturgicznego. Wielu z nich będzie w niedalekiej przyszłości zajmować wysokie stanowiska w kościelnej, i chociaż żaden spośród nich nie podąży za Lamennaisem drogą otwartego buntu przeciw Kościołowi, to — jak pisał wychowanek La Chesnaie, ks. Lacordaire — będą oni „niby drogocenne nasiona jego idei, dojrzewające dla dobra przyszłości”. Tubą tworzącego się ruchu, zwanego menezjańskim, którego trzema podstawowymi filarami były: wiara w rozum uniwersalny, akceptacja nowoczesnych wolności oraz ultramontanizm, został w początkowej fazie miesięcznik „Mémorial Catholique”, wydawany pod nieoficjalnym kierownictwem Lamennaisa.
Stosunek adeptów szkoły menezjańskiej do Lamennaisa w taki sposób charakteryzuje jego biograf Spuller:
Był on dla swych współpracowników więcej niż mistrzem, którego rad i wskazówek słuchano skwapliwie. Był on dla nich ojcem, wielbionym bałwochwalczo przez całą plejadę młodych, a pełnych talentu i zapału duchów, między którymi znajdowały się gwiazdy pierwszej wielkości.
Lamennais odwzajemniał serdeczne uczucia swoich uczniów, ale był zarazem osobą niezwykle apodyktyczną, wymagał bezwzględnego podporządkowania się na polu intelektualnym. Najbardziej nie znosił głosów sprzeciwu, irytowała go wszelka krytyka idei, które sobie wykoncypował lub też przyswoił. Arcybiskup Paryża Quelen, który jako jeden z wielu francuskich hierarchów naraził się w tym czasie Lamennaisowi, mawiał, iż jest on człowiekiem, który
robił ze swoich osobistych poglądów dogmaty (...) chciał zachwiać społeczeństwem za pomocą doktryn siejących bunt i nienawiść między panującymi a poddanymi.
Konsekwentnie odrzucał „drobiazgową i zwyrodniałą scholastykę”, która w najwyższym stopniu napawała go obrzydzeniem. Od początku swojej drogi kapłańskiej przejawiał dziwną u duchownego niechęć do wymogów kościelnej dyscypliny, która z czasem się tylko spotęgowała. Coraz bardziej mierziło go to, iż Kościół nie szuka dróg zbliżenia ze współczesnym światem, że nawet na zewnątrz podkreśla swoją odmienność. Całym sercem, podobnie jak dzisiejsi moderniści, nienawidził przepisanego stroju duchownego. Szczerze gardził sutanną, której, z wyjątkiem nielicznych wystąpień publicznych, a i to jedynie w pierwszych latach po otrzymaniu święceń, nie chciał zakładać. Nosił się za to, jak zaświadcza bliski przyjaciel i uczeń Lacordaire,
w brunatnym surducie, w krótkich do kolan pantalonach i w czarnych jedwabnych pończochach; całości dopełniał mocno już zużyty słomkowy kapelusz. Można go było raczej poczytać za prowincjonalnego zakrystianina, niż za księdza katolickiego.
Nigdy nie przejął się całkowicie duchem swego powołania, a zwłaszcza obowiązującą w nim dyscypliną
— pisał biograf Lamennaisa prof. Peter N. Stearns —
i to wreszcie doprowadziło go do zerwania z Kościołem. Nigdy nie poddawał się bez zastrzeżeń kierownictwu żadnego biskupa.
Ksiądz radykał
W 1828 r. Lamennais wspólnie ze swoim bratem Janem, który zajął się stroną administracyjną przedsięwzięcia, oficjalnie założył stowarzyszenie pod nazwą La Congregation de Saint Pierre. Przeorem nowego zgromadzenia został sam założyciel. W miejscowości Malestroit utworzono nowicjat, aby tam kształcić adeptów menezjanizmu, którzy chcieliby w przyszłości zasilić szeregi stanu duchownego, aby z powodzeniem rozkrzewiać idee Lamennaisa. W Malestroit wykładano języki obce, starożytne i nowożytne, teologię, egzegezę biblijną, filozofię, historię, literaturę i nauki przyrodniczo-matematyczne. Dużą wagę przykładano jednak przede wszystkim do doktryny uniwersalnego rozumu, dyskutowano o bieżących zagadnieniach politycznych i sytuacji społecznej, podejmowano także próby wypracowania modelu, w oparciu o który miałoby się dokonać upragnione otwarcie Kościoła na współczesny świat. Projektowano przeprowadzenie w Kościele swoistego aggiornamento, a wszystko to jeszcze pod hasłem wierności Stolicy Apostolskiej i w obronie papieskich prerogatyw.
Osobiste poglądy Lamennaisa na kwestie społeczne ulegały ciągłej radykalizacji. Z uporem przepowiadał nadejście nowej rewolucji, która położy kres dotychczasowemu porządkowi społecznemu, umożliwiając tym samym konsekwentne przeprowadzenie rozdziału Kościoła od państwa. Ziszczenie się nowej rewolucji da jednocześnie nadzieję na prawdziwy sojusz Kościoła, pod przewodnictwem papieża, z siłami Rewolucji — w myśl hasła „Wszystko przez papieża i dla ludu” — co zaowocuje wspólnym działaniem obu na rzecz budowy radykalnie ulepszonego porządku socjalnego.
W liście do hrabiny de Senfft-Pilsach z maja 1827 pisał:
Jestem od dawna przekonany, że ogólna rewolucja jest nieunikniona, i że wszystkie wysiłki zacnych ludzi powinny się kierować ku przyszłości. Fundamenty nowego społeczeństwa trzeba kłaść zawczasu; stare społeczeństwo zgniło, umarło, nie może ożyć na nowo. (...) Musimy pracować z ludem...
Lamennais miał zawsze skłonność do postrzegania religii katolickiej wyłącznie przez pryzmat socjalny, jako podstawę porządku społecznego albo w roli skutecznego lekarstwa na wszelkie bolączki nękające współczesne społeczeństwa.
Mało zwracał uwagi
— notuje jego biograf —
na działanie łaski w pojedynczych duszach chrześcijańskich. Nie jest wiadomym, czy się kiedy zajmował sprawą zbawienia wiekuistego czyjejkolwiek duszy, lub czy kierował choćby jednym sumieniem. Chciał on być przewodnikiem duchowym dla ludzkości w ogóle.
Z biegiem czasu ta tendencja uległa nasileniu.
Zasadniczą myślą przewodnią Lamennaisa stała się koncepcja sojuszu katolików z liberałami. Jej naturalnym następstwem miało być z kolei inkorporowanie do praktyki, a za jej pośrednictwem i do nauczania Kościoła, fundamentalnych zasad współczesnego liberalizmu. „Ludzie drżą przed liberalizmem — mawiał — trudno, zróbcie więc z niego ruch katolicki, a społeczeństwo się odrodzi”.
Postępom liberalizmu
— głosił w innym miejscu —
dziwić się nie można. Jest to naturalny bieg rzeczy i w planach Opatrzności droga do zbawienia (podkreślenie — T. W. N.). Ja przynajmniej tak sądzę. Religia ścieśniona w starym systemie politycznym, który jest prawdziwym więzieniem dla Kościoła, musi znowu wpływ swój odzyskać, skoro tylko wolność przywrócona jej będzie.
Liberalizm zdefiniowany przez Lamennaisa nie był niczym innym, jak „nieodpartym pragnieniem wolności, wrodzonym wszystkim narodom chrześcijańskim, które nie mogą znieść arbitralnych lub czysto ludzkich rządów”.
Twórca szkoły menezjańskiej proklamował się obrońcą wolności religijnej, uznając tę koncepcję za fundamentalną zasadę społeczeństwa jutra. W początkowej fazie ten radykał nie zaprzeczał, iż wewnętrznie wszyscy ludzie zobowiązani są do przyjęcia Wiary Katolickiej, ale, jak mówił, zakończył się już okres „duchowego dzieciństwa”, przeżywanego w średniowieczu; ludzie „dojrzeli pod okiem Boga”, aby raz na zawsze „wyzwolić” sferę prywatnego sumienia spod kurateli administracyjnych nakazów. Ludzie winni być zatem wolni od wszelkiego przymusu w sprawach religii, a państwo, zważając na godność swoich obywateli, musi się zgodzić na swobodę wyznawania i praktykowania dowolnej religii, wybranej przez nich w nieskrępowany sposób.
Bliski Lamennaisowi współwyznawca jego idei, Lacordaire, głosił z całą naiwnością, iż wolna konkurencja na polu religijnym, sprowadzająca się przecież do postawieniu na jednej płaszczyźnie Prawdy i fałszu, doprowadzi do ostatecznego tryumfu Wiary katolickiej:
Niech ta duchowa walka trwa nadal i niech zostanie doprowadzona do końca czysto duchowymi środkami. Prawda jest wszechmocna (...) Wierzymy niezachwianie, że rozwój nowoczesnego rozumu doprowadzi kiedyś nie tylko Francję, ale i całą Europę do katolickiej jedności, która z biegiem czasu, drogą stopniowego postępu, przyciągnie do siebie resztę rodzaju ludzkiego i przez jedną i tę samą wiarę scali ludzkość w jedną i tę samą duchową społeczność.
Jakże bardzo poglądy „katolickiego” liberała, późniejszego otwartego apostaty i jego uczniów, korespondują, w tym punkcie, z nauczaniem Soboru Watykańskiego II wyrażonym przede wszystkim w Deklaracji o wolności religijnej5 i w Konstytucji o Kościele w świecie współczesnym. Jakże bardzo są one zbieżne z doktryną głoszoną przez Jana Pawła II, który w swojej pierwszej encyklice Redemptor hominis z 1979 r. uznaje Kościół za stróża „tej wolności, która warunkuje prawdziwą godność osoby ludzkiej”.
Kościół naszej epoki
— pisze Jan Paweł II —
przywiązuje wielką wagę do tego wszystkiego, co Sobór Watykański II wypowiedział w Deklaracji o wolności religijnej, zarówno w pierwszej, jak i w drugiej części tego dokumentu. (...) Deklaracja o wolności religijnej w sposób przekonywujący ukazuje, jak Chrystus Pan, a z kolei Apostołowie w przepowiadaniu prawdy (...) postępując z całą mocą ducha, równocześnie zachowują głębokie poszanowanie dla człowieka, dla jego rozumu i woli, dla jego sumienia i wolności. W ten sposób sama osobowa godność człowieka staje się treścią tego przepowiadania...6
Lamennais optował również zdecydowanie za wolnością prasy, tłumacząc ją dobrem Kościoła. W pełni zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństw, jakie ona za sobą niesie, ale wierzył, głęboką i naiwną wiarą „katolickiego” liberała, iż pluralizm światopoglądowy nie utrudni ludziom odnalezienia Prawdy, a wręcz przeciwnie, dopomoże im w tym.
Czyż nie to jest prawdziwą przyczyną faktu, że niektóre rządy — prawdę mówiąc niemal wszystkie — usiłują bezskutecznie zniszczyć wolność prasy, która jest silniejsza od nich dlatego, że jest naprawdę koniecznością obecnego społeczeństwa? (...) Są prawdy, które należy ustalić, i błędy, które należy wyplenić. Do osiągnięcia tego podwójnego celu konieczna jest wolność prasy. Spowoduje ona niewątpliwie wiele szkód, ale owo przemijające zło jest samo w sobie cząstką planów Opatrzności, która może budować tylko na gruncie, gdzie nie ma już ruin.
Występował przeciwko wszelkiej cenzurze, nawet kościelnej. Głośno domagał się rezygnacji z uprzywilejowanej pozycji Kościoła, krytykował konkordaty jako formę regulacji stosunku państwo-Kościół na płaszczyźnie międzynarodowej.
Rewolucję lipcową roku 1830, która pozbawiła tronu znienawidzonych Burbonów, powitał z wielką radością, choć bolał nad tym, że Francja de iure nie stała się w jej wyniku republiką. Wejście w życie nowej Karty konstytucyjnej, która nie przyznawała już katolicyzmowi statusu religii państwowej i gwarantowała wolność sumienia oraz wyznania, było, według Lamennaisa, krokiem we właściwym kierunku. Apelował do katolików, żeby zaakceptowali jej postanowienia, gdyż
są one celem wszystkich naszych pragnień, przedmiotem wszystkich naszych nadziei. Są naszą drugą religią (podkreślenie — T. W. N.).
Od razu, ze wzmożoną energią przystąpił do działania. We wrześniu 1830 założył, wraz z grupą najgorliwszych współpracowników, liberalno-katolicki dziennik „Avenir” („Przyszłość”)7, który miał za zadanie bronić „spraw religii i wolności”; jego motto brzmiało „Bóg i wolność”. Pierwszy numer gazety ukazał się w połowie października tego samego roku. Ton nowemu dziennikowi, obok samego Lamennaisa, nadawali m.in.: ks. Gerbert, ks. Lacordaire, hrabia de Mantalembert, de Coux oraz d’Eckstein. Do dziennika przysyłali swoje utworu także tacy znani przedstawiciele francuskiego romantyzmu, jak Hugo, Balzac, Lamartine oraz Vigny.
„Avenir” od samego początku poświęcił się propagowaniu wszystkich drogich sercu Lamennaisa ideałów. Wspierał wytrwale na swoich łamach zasadę rozdziału Kościoła od państwa, stawiając za wzór wzajemnych relacji państwo-Kościół model amerykański, stawał murem w obronie wszystkich nowoczesnych wolności — wolności religijnej, wolności zrzeszania, wolności prasy i słowa, swobody nauczania, jawności procedury sądowej. Opowiadał się za nieskrępowanym panowaniem ludu, które, według Lamennaisa, miało urzeczywistnić suwerenne rządy Boga, gdyż tylko lud jako wyraziciel uniwersalnego rozumu jest faktycznym depozytariuszem prawd religijnych. Publicystyka „Aveniru” nie cofała się również przed poruszaniem takich kwestii, jak konieczność poprawy bytu socjalnego najuboższych warstw francuskiego społeczeństwa, czy niedola irlandzkich katolików, skazanych na śmierć głodową wskutek angielskiej polityki okupacyjnej. Lamennais w zamieszczanych na łamach „Avenir” artykułach wyrażał optymistyczne przekonanie, iż ludzkość w swym historycznym rozwoju zmierza nieuchronnie ku postępowi, rozumianemu jako proces przyswajania sobie przez społeczności ludzkie zasad wolnościowych i humanitarnych.
Wygasa duch prześladowań
— pisał w artykule zatytułowanym Czym będzie katolicyzm w nowym społeczeństwie? z czerwca 1831 r. —
zredukowany do nielicznej grupy ludzi, i niebawem ustąpi całkowicie przed słusznymi ideami wolności, które rozprzestrzeniają się szybko i już biorą górę w opinii publicznej. Znikają stopniowo z prawodawstwa ostatnie pozostałości barbarzyństwa. Nie ma już tortur, i miejmy nadzieję, że wkrótce nie będzie kary śmierci8 (podkreślenie — T. W. N.) (...) Ekskluzywny patriotyzm, źródło tylu nieszczęść i zbrodni, słabnie i ustępuje miejsca szlachetnemu uczuciu powszechnego braterstwa...
Lamennaisowi nie wystarczało wszakże propagowanie zasad liberalnego „katolicyzmu” jedynie piórem, nosił się również z zamiarem powołania do życia organizacji, par excellence ekumenicznej, do której „mogliby należeć wszyscy ludzie dobrej woli, bez względu na swoje polityczne czy religijne przekonania”. W grudniu 1830 r., w oparciu o środowisko skupiające się wokół dziennika „Avenir” i działające już wcześniej lokalne stowarzyszenia wspierające cele ruchu menezjańskiego, założona została Powszechna Agencja dla Obrony Wolności Religijnej (Agence générale pour le défense de la liberté religieuse). Oficjalnie swoją działalność związek zainaugurował w kwietniu następnego roku, pod hasłem „wolność religijna ze wszystkimi jej następstwami”. Prezesem stowarzyszenia został sam Lamennais. W początkowej fazie istnienia Agencja posiadała ok. 1200 członków, ale liczba ta stale wzrastała. Statut Agencji stanowił, iż miała się ona poświęcić następującym celom:
1. Zapobieganiu wszelkim rozporządzeniom przeciw wolności religijnej za pomocą zażaleń w parlamencie i skarg przed różnymi instancjami sądowymi (...) 2. Wspieraniu wszystkich szkół (...) przeciwko zamachom na wolność nauczania, bez której ani konstytucja, ani religia ostać się nie może. 3. Obronie przynależnego wszystkim Francuzom prawa do zbierania się na wspólne modlitwy, dla wspólnych zajęć umysłowych lub w jakimkolwiek innym godziwym celu, co przyniesie korzyść religii, jako też klasom ubogim i cywilizacji.
Liczne procesy sądowe oraz mnożące się w wyniku działań podejmowanych przez Agencję zatargi z rządem i hierarchią Kościoła przyniosły ruchowi Lamennaisa rozgłos w całej Europie i w Stanach Zjednoczonych. W Belgii, Holandii i w Niemczech powstawały stowarzyszenia i czasopisma o identycznej linii programowej jak „Avenir”, szerokim strumieniem płynęły również środki finansowe przekazywane przez darczyńców.
Lata 1830—1831 były okresem największej świetności dla ks. Lamennaisa, który z własnego wyboru stał się piewcą nowoczesnych wolności kładącym fundamenty pod, już z samego założenia niemożliwą do przeprowadzenia, syntezę liberalizmu z elementami nauczania Kościoła katolickiego.
Roma locuta
Wsparciu dla Lamennaisa ze strony tzw. opinii publicznej, urabianej przez aktywizujące się na powrót środowiska liberalne, wolnomularskie i rewolucyjne, towarzyszył narastający głos krytyki i sprzeciwu, dobywający się z ust zaniepokojonej szerzeniem niebezpiecznych błędów hierarchii katolickiej oraz wiernych katolików we Francji. Z przyczyn już czysto politycznych działalność Lamennaisa, zmierzającą, poprzez poparcie udzielane europejskim ruchom rewolucyjnym, do obalenia ówczesnego porządku społeczno-politycznego, na straży którego stało święte Przymierze, napiętnowały zwłaszcza rządy Rosji i Austrii. Pomimo licznych interwencji domagających się potępienia Lamennaisa, podejmowanych także na szczeblu dyplomatycznym, papież Pius VIII, autor antymasońskiej encykliki Traditi humilitate, zachowywał do końca milczenie.
We Francji trybuną antymenezjańskiej opozycji stał się katolicki dziennik „L’Ami de la Religion”.
W okresie Wielkiego Postu 1831 r. kilku francuskich biskupów wystosowało listy pasterskie, ostrzegając wiernych przed głoszonymi przez „Avenir” nowinkami „bez względu na to, jak bardzo wydają się atrakcyjne”. W sierpniu tego samego roku arcybiskup Tuluzy d’Astros wprost potępił poglądy prezentowane na łamach „Aveniru”, a w jego ślady poszedł wkrótce kardynał de Rohan. Niedługo potem abp d’Astros wraz z 12 innymi francuskimi hierarchami przedstawił w Rzymie listę 60 tez wyjętych z pism Lamennaisa, uznanych za błędne lub podejrzane. Adresaci memoriału prosili Stolicę Apostolską o rozstrzygający głos w sprawie Lamennaisa.
Tymczasem sam Lamennais czuł się coraz bardziej rozgoryczony skierowanymi przeciwko niemu wystąpieniami przedstawicieli francuskiego episkopatu. Irytowało go, że hierarchia i wierni nie doceniają jego zaangażowania na polu „uwspółcześniania” Kościoła. W swoim zaślepieniu nie tylko nie brał pod uwagę głosów krytyki, ale oczekiwał ponadto od Kościoła uznania. Wszystko, co robił, wciąż tłumaczył dobrem Kościoła — jednak Kościół był dla niego już tylko czysto ludzką instytucją. W jego mniemaniu Kościół winien skoncentrować się wyłącznie na doczesności, stanąć po stronie tych, którzy walczą o wolność i z bezgranicznym oddaniem poświęcić się służbie na rzecz poprawy warunków bytowych społeczeństw. Miał się wyrzec, albo przynajmniej odsunąć na bardzo daleki plan, cele nadprzyrodzone, troskę o wieczne zbawienie dusz i o duchowe dobro ludzi. Coraz dosadniej, szczególnie w prywatnej korespondencji i w gronie współpracowników, dawał wyraz temu, iż jego wiara w Kościół Boży, w Mistyczne Ciało Chrystusa, załamuje się.
Wyższe duchowieństwo
— pisał pełen goryczy —
wciąga religię w głupie i podłe intrygi (...) Biskupi zepsuli wszystko: zabraniają ludziom czytać nasze pismo, prześladują księży podejrzanych o sympatie dla naszych doktryn (...) Zwycięstwo byłoby rzeczą pewną — nigdy Kościół nie byłby mocniejszy i bardziej wolny. Ale nic z tego... jego przywódcy zawyrokowali, że musi umrzeć, musi... Nie powiem już nic więcej.
Publicznie jednak redaktor „Avenir” nie ustawał w zapewnieniach „o swoim szacunku dla episkopatu — który deklarował w liście adresowanym do wikariusza generalnego Marsylii — o posłuszeństwie ograniczonym tylko tym, co winien jest przede wszystkim Ojcu Świętemu”.
Trudności finansowe spowodowane spadkiem liczby prenumeratorów i ofiarodawców, jaki nastąpił wskutek wytworzenia się niesprzyjającej atmosfery wokół ruchu menezjańskiego po pierwszych potępieniach ze strony francuskiego episkopatu, zmusiły Lamennaisa do podjęcia drastycznych kroków. Dnia 15 listopada 1831 r. „Avenir” opublikował oświadczenie, w którym poinformowano czytelników, iż redakcja zawiesza wydawanie gazety aż do chwili,
w której spodoba się papieżowi wyrazić sąd swój o całości prac naszych, które z najgłębszą pokorą i gorącą miłością synowską poddajemy jego ocenie.
Niezależnie od tego, czy ocena papieska będzie pozytywna, czy też negatywna, zapewniano o szczerej woli poddania się jej. Aby wywrzeć dodatkową presję na Stolicę Apostolską, jako przedstawiciele ruchu skupionego wokół „Aveniru”, do Rzymu udali się księża Lamennais i Lacordaire oraz hrabia de Montalembert. Nie kryli, że ich celem będzie dopominanie się na miejscu o niezwłoczne wydanie „stanowczego wyroku” w sprawie działalności i doktryny propagowanej przez ruch menezjański. Krótko przed wyjazdem do Rzymu Lamennais otrzymał od swojego przyjaciela — kapłana ze Stanów Zjednoczonych — list, w którym ten ostrzegał adresata przed bezgraniczną pychą, mogącą go sprowadzić na drogę apostazji. Lamennais odpisał obcesowo:
Robi to na mnie takie wrażenie, jak gdyby mi ktoś mówił: Strzeż się, żebyś czasem nie został muzułmaninem.
Niedługo po przybyciu do Wiecznego Miasta Lamennais, zniecierpliwiony brakiem zainteresowania jego osobą ze strony Kurii Rzymskiej, polecił księdzu Lacordaire zredagować napisane w prowokacyjny sposób wystąpienie, które zawierało streszczenie doktryny menezjańskiej oraz informacje o całej dotychczasowej działalności prowadzonej przez Powszechną Agencję dla Obrony Wolności Religijnej. Kardynał Pacca, który wspomniane exposé doręczył osobiście papieżowi, przesłał pod koniec lutego 1832 r. francuskim „pielgrzymom” krótką urzędową odpowiedź, utrzymaną w niezwykle uprzejmym tonie, w której zapewniał o papieskim uznaniu dla talentów i dobrych zamiarów, jakimi kierują redaktorzy „Avenir”; ubolewał jednocześnie, że „od pewnego czasu wszczynane są polemiki i kontrowersje, które co najmniej za niebezpieczne uważać wypada”. Kardynał zakomunikował również Lamennaisowi, że papież Grzegorz XVI nakazał poddać urzędowemu badaniu propagowaną przez niego doktrynę, prosił o cierpliwość i o powrót w tym czasie wysłanników do Francji. Dnia 13 marca 1832 r. Grzegorz XVI przyjął Lamennaisa i jego towarzyszy na audiencji, nie było jednak mowy o poruszaniu zasadniczych kwestii. Okazywaną mu w Rzymie życzliwość i nadzwyczajną wyrozumiałość redaktor „Aveniru” poczytał za objaw słabości i dowód na brak talentu i krótkowzroczność papieża Grzegorza XVI. Pozwalał sobie na coraz ostrzejsze uwagi pod adresem biskupów francuskich, którzy w kwietniu tego samego roku ponowili prośbę o potępienie zasad liberalnego „katolicyzmu” głoszonych na łamach „Aveniru”, przedstawicieli Kurii Rzymskiej i samego biskupa Rzymu, którego określał mianem człowieka „pozbawionego nawet średniej miary rozsądku i charakteru”. W lipcu opuścił znienawidzony Rzym, „wielki grób, gdzie nie ma nic prócz kości”, udając się do Florencji, a stamtąd z kolei do stolicy Bawarii Monachium, aby odwiedzić tamtejszych wyznawców liberalnego „katolicyzmu”. Poczynił też pierwsze kroki na drodze do wznowienia publikacji dziennika, milczenie papieża uznał bowiem za wyraz aprobaty.
Tymczasem 15 sierpnia 1832 r. Ojciec święty Grzegorz XVI wydał encyklikę zaczynająca się od słów Mirari vos arbitramur, poświęconą niebezpieczeństwu, jakie stanowi dla Wiary Katolickiej liberalizm i religijny indyferentyzm. Papież uroczyście potępiał w tym dokumencie wszystkie tzw. nowoczesne wolności, z wolnością sumienia i wyznania na czele. Uznał, iż podstawą owego niedorzecznego systemu, zwanego „katolickim” liberalizmem, którego głosicielem był Lamennais, a który znalazł sobie w dobie posoborowej tak wielką rzeszę fanatycznych wyznawców, jest w istocie indyferentyzm.
Tę szkodliwą zasadę, rozpowszechnianą przez chytrość złych ludzi, a która powiada, że wieczne zbawienie duszy osiągnąć można w każdej religii, byle postępować według sprawiedliwości i uczciwości.
Z zatrutego źródła indyferentyzmu
— pisał dalej Namiestnik Chrystusowy —
wypływa ta fałszywa i niemądra maksyma, a raczej szaleństwo, że każdemu można dać i gwarantować wolność sumienia; błąd to najzaraźliwszy, któremu toruje drogę bezwzględna i bezgraniczna wolność, rozpowszechniana na zgubę Kościoła i Państwa, a który mimo to wielu w nadmiarze bezczelności przedstawia jako dla religii korzystny. „Jakaż może być dla dusz śmierć zgubniejsza — aniżeli wolność błądzenia” — mówił św. Augustyn. (...) Zaprawdę to jest źródło niestałości ducha; stąd zepsucie wzrastające wśród młodzieży, stąd wśród ludu wzgarda dla uświęconych rękojmi, dla rzeczy i praw najświętszych; stąd jednym słowem plaga najzgubniejsza, jaka może niszczyć Państwa. Albowiem doświadczenie stwierdza, a starożytność najodleglejsza poucza: do sprowadzenia ruiny najbogatszych, najpotężniejszych, najsławniejszych, najbardziej kwitnących państw nie potrzeba niczego więcej, jak tylko owej wolności opinii bez żadnego hamulca, owej swawoli w rozprawach publicznych, owego zapału do nowatorstwa.
W równie ostrych słowach Grzegorz XVI rozprawił się z zacięcie bronioną przez Lamennaisa wolnością słowa i prasy.
Wolność najzgubniejsza, wolność przemierzła, nigdy dość znienawidzona
— nauczał papież —
wolność, której pewni ludzie śmią domagać się i rozpowszechniać ją wszędzie z takim hałasem i naciskiem. Dreszczem jesteśmy przejęci, Czcigodni Bracia, gdy rozważamy, jak potworna nauka, a raczej jakie nadzwyczajne błędy nas przygniotły, błędy rozsiewane daleko i na wszystkie strony przez ogromne mnóstwo książek, broszur i pisemek, drobnych co prawda objętością, ale ogromnych przewrotnością, skąd wychodzi przekleństwo, zalegające powierzchnię ziemi i powodujące łzy nasze. Istnieją — o boleści! — ludzie uniesieni takim bezmiarem wstydu, że nie lękają się utrzymywać uporczywie, iż potop wynikających stąd błędów dostatecznie zrównoważony jest przez ogłoszenie jakiegoś dzieła wydrukowanego na obronę prawdy i religii wśród tego steku niegodziwości. Ależ to zbrodnia niewątpliwa i to zbrodnia karana przez każdy rodzaj prawa, popełniać, obmyślane z góry, zło niezaprzeczone, wielkie, w nadziei, że może z niego dobro jakieś wyniknie; jakiż rozsądny człowiek kiedykolwiek ośmieli się twierdzić, że dozwolonym jest rozpowszechniać trucizny, sprzedawać publicznie, roznosić, co więcej — zażywać łakomie, pod pozorem, że istnieje jakieś lekarstwo, które niekiedy wyrwało z objęć śmierci tych, którzy je wypili.
Papież stanął również zdecydowanie w obronie cenzury, nazywając twierdzenia tych, którzy dążą do jej zniesienia, „fałszywą, zuchwałą i obrażającą Stolicę świętą, a jednocześnie obfitą w wielkie nieszczęścia dla ludu chrześcijańskiego, nauką”9.
Wraz z encykliką Mirari vos, która została Lamennaisowi doręczona w Monachium, dotarł do jego rąk także poufny list kardynała Pacca. Purpurat zwracał w nim adresatowi uwagę na to, że w uznaniu jego wcześniejszych zasług dla Kościoła i z życzliwości do niego samego, Grzegorz XVI nie wymienił wyraźnie jego nazwiska ani tytułów napisanych przez niego prac, które zawierały potępione tezy. Prosił Lamennaisa o podporządkowanie się jednoznacznemu wyrokowi Magisterium Kościoła, zgodnie zresztą z uczynioną wcześniej obietnicą. Idąc za radą swoich najbliższych współpracowników ks. Lamennais, przynajmniej zewnętrznie, wyraził gotowość podporządkowania się wyrokowi Stolicy Apostolskiej. We wrześniu 1832 r. rozwiązana została Powszechna Agencja, przestał istnieć dziennik „Avenir” i większość lokalnych stowarzyszeń wspierających ruch menezjański.
Kapłan apostata
Pozorna, zewnętrzna uległość ks. Lamennaisa nie oznaczała bynajmniej, iż wyrzekł się on doktryn, które z takim zapałem dotychczas propagował. W prywatnych wypowiedziach dawał swobodnie wyraz swoim buntowniczym przekonaniom, rzucał gromy i obelgi na całą hierarchię Kościoła katolickiego, włączając w to papieża. Z tego powodu odwróciła się od niego większość jego dotychczasowych współpracowników i przyjaciół, na czele z ks. Lacordairem. W październiku 1832 r. w liście do barona de Vitrolles bez najmniejszych zahamowań oświadczył:
ja w swoich poglądach bynajmniej się nie zachwiałem pod wpływem encykliki, żadnego ze swych przekonań nie odwołuję, a nawet przeciwnie, coraz mocniej w nich się utwierdzam. Pismo papieża (...) mogło mnie na chwilę powstrzymać w mej działalności, ale bynajmniej nie wkłada na mnie obowiązku przyjęcia jego twierdzeń jako artykułów Wiary.
W następnym roku Lamennais przeniósł się z Paryża do swej ukochanej La Chesnaie, gdzie większość czasu poświęcił pracy nad kolejną książką zatytułowaną Les paroles d’un croyant (Słowa człowieka wierzącego), wydaną w polskim przekładzie pod tytułem Słowa wieszcze. Pod wpływem ostatnich wydarzeń zmodyfikował też swoje poglądy, otwarcie odchodząc od fundamentalnych prawd wiary. Pisał nawet, iż pragnie „zaprowadzić zmianę w dotychczasowym sposobie mówienia i zamiast katolicyzm mówić chrystianizm, żeby lepiej zaznaczyć, iż nic nie chcemy mieć do czynienia z hierarchią”. Uznał, iż instytucja papiestwa jest zbędna, gdyż papież okazał się niezdolnym do przewodzenia ludzkości w jej walce o wyzwolenie społeczne, że konieczne jest zainicjowanie procesu radykalnego dostosowywania Kościoła do wymogów współczesnej cywilizacji. „Jak Chrystus przyniósł nową religię, chcąc wznieść ludzkość ponad barbarzyństwo — charakteryzował założenia lamennaisowskiego aggiornamento Stearns — podobnie katolicyzm zajmie właściwe miejsce, dostosowane do nowego etapu ludzkiego rozwoju. (...) w całym Kościele muszą nastąpić zmiany, które będą częścią ogólnych zmian społecznych”.
W lutym 1833 r. Lamennais opublikował w lokalnej gazecie „Journal de la Haye” list, w którym zapewniał, iż pomimo papieskiego potępienia, niezmiennie obstaje przy swoich liberalnych przekonaniach. W wielkanocną niedzielę odprawił jeszcze Mszę świętą, lecz owa Wielkanoc, zdaniem Dębickiego, „była już ostatnią, którą obchodził jako katolik”. W liście do Montalemberta, który wydał w tym czasie francuski przekład mickiewiczowskich Ksiąg narodu i pielgrzymstwa polskiego kreśląc do niego płomienną w formie, a rewolucyjną w treści przedmowę, zwierzył się, iż „co do wielu punktów religii katolickiej zbudziły się w nim wielkie wątpliwości”, i że postanawia „powstrzymać się odtąd od wszelkich funkcji kapłańskich”.
W maju 1833 r. papież Grzegorz XVI wystosował do arcybiskupa Tuluzy breve, w którym napiętnował Lamennaisa za postawę niegodną katolickiego kapłana. W odpowiedzi na nie ks. Lamennais, za pośrednictwem swojego bezpośredniego zwierzchnika ordynariusza Rennes, skierował wprost do papieża śmiały w tonie list, wyrzucając mu, iż ten daje posłuch rozpowszechnianym zewsząd przez wrogów oszczerstwom i bezzasadnym podejrzeniom. Zapewniał ponadto, iż jest posłuszny zarządzeniom Głowy Kościoła, „o ile te dotyczą Wiary, obyczajów i karności kościelnej” oraz „o ile są one wyrazem tradycji apostolskiej”. Prosił o przysłanie do podpisania formuły, w której mógłby w dostateczny sposób wyrazić swoją uległość wobec Stolicy świętej. W październiku tego samego roku w breve adresowanym do biskupa Rennes papież uczynił zadość prośbom Lamennaisa, wyrażając przy tym nadzieję, że porzuci on drogę buntu i podporządkuje się nauczaniu Kościoła katolickiego. 11 grudnia 1833 r. ks. Lamennais, wbrew samemu sobie, podpisał w Paryżu papieską formułę. Jednak już po dwóch dniach wycofał swój podpis, ogłaszając, iż nie zamierza się podporządkować Magisterium Kościoła. Kpił, utrzymując, iż gdyby kazano mu podpisać oświadczenie, że papież jest Bogiem, to również złożyłby swój podpis „prosto, bezwarunkowo i bez zastrzeżeń”.
W odpowiedzi na ten krok miejscowy biskup nałożył na Lamennaisa suspensę.
W kwietniu 1834 r. ukazały się w druku Słowa człowieka wierzącego, będące przepełnionym rewolucyjnym radykalizmem manifestem nowej religii przyszłości, profetyczną wizją „religii rodzaju ludzkiego”, której bezpośrednim depozytariuszem, według zarysowanej przez apostatę Lamennaisa teorii, będą masy. O Kościele Słowa nie zawierały żadnej wzmianki. „Słowa człowieka wierzącego — pisał biograf Lamennaisa —
są w niektórych ustępach czarująco piękne; ale przeważnie jest to dzika mieszanina wyrażeń biblijnych i rewolucyjnej deklamacji, prorokowania i szyderstwa, modlitw i bluźnierstw, rzewnego liryzmu i niesłychanych paradoksów. Cechy te zjednały temu dziwacznemu produktowi miano Apokalipsy szatańskiej; ktoś nazwał ją „uwieńczeniem Krzyża czapką jakobińską”. Recenzent z „Revue des deux mondes” wyraził się może najtrafniej, mówiąc, że jest to „kartka z katechizmu przyklejona na wstępie Kontraktu społecznego J. J. Rousseau”.
25 czerwca 1834 r. papież Grzegorz XVI wydał encyklikę Singulari nos affecerant gaudio skierowaną do biskupów Królestwa Francuskiego, która zawierała już bezpośrednie potępienie Lamennaisa. Papież nie tylko ostro napiętnował ostatnią jego książkę, dziełko „małej objętości, ale olbrzymiej przewrotności i bezbożności”, ale też wystąpił w niej energicznie przeciwko filozofii uniwersalnego rozumu, który stanowił filar całego, mozolnie budowanego przez lata, pseudoreligijnego systemu Lamennaisa.
Apostata nie liczył się już jednak z głosem Kościoła, o nowej encyklice wyrażał się z pogardą. „Przykro mi — pisał — że potęga, którą niegdyś tak bardzo miłowałem i czciłem, upadła tak nisko i taką okryła się hańbą”.
Żył odtąd w osamotnieniu, nadal publikował. W 1836 r. ukazała się jego głośna praca Affaires de Rome (Sprawy rzymskie), w której, ze swojego punktu widzenia, przedstawia szczegóły drugiego pobytu w Rzymie, nie szczędząc przy tym zjadliwych komentarzy pod adresem papieża i Kościoła świętego. W następnych latach publikuje jeszcze m. in. Le livre du peuple (Księgę ludu), De la réligion (O religii), Esquisse d’une philosophie (Zarys filozofii), Du passé et de l’avenir du peuple (Przeszłość i przyszłość ludu), w których rozwija niedorzeczną ideę chrystianizmu przyszłości jako powszechnej religii wolności i braterstwa, która ostatecznie zastąpi, znajdujący się, zdaniem Lamennaisa, w fazie rozkładu, katolicyzm. Niestrudzenie prorokuje nadejście rewolucji, „córy przewrotu z r. 1789, lecz daleko głębszej”. Staje się wyznawcą panteizmu i determinizmu, często powtarza przepełniony głębokim pesymizmem, że „nikt nie jest sprawcą swojego losu”.
Po zwycięstwie rewolucji lutowej w 1848 r. renegacki kapłan Lamennais został na krótko członkiem Zgromadzenia Rewolucyjnego, wybranym przez paryski okręg Sekwany. Nie można mu było odmówić konsekwencji, swoim głosem w izbie wytrwale wspierał skrajną lewicę.
Po roku 1834 był jednak we Francji, jak dowodzi Stearns, „tylko jednym z agitatorów-intelektualistów i to nie najwybitniejszym”. Choć publikował wiele, jego książki nie cieszyły się zbytnią popularnością. Znamiennym jest fakt, że głównym źródłem utrzymania Lamennaisa przez dwadzieścia lat po dokonanym odstępstwie były dochody uzyskiwane ze sprzedaży wydanego po raz pierwszy w 1824 r. tłumaczenia traktatu O naśladowaniu Chrystusa.
W r. 1854, a więc w roku śmierci Lamennaisa, jego przekład Naśladowania doczekał się aż trzydziestu wydań.
* * *
Wiele lat później, oceniając wydane u schyłku XIX stulecia poufne listy Lamennaisa, jego rodak, katolicki apologeta ks. Delfour tak oto pokrótce, a zarazem celnie scharakteryzował postać kapłana-apostaty, piewcy nowoczesnych wolności:
Niekiedy w rozmowach o tym aniele myśli, który spadł z tak wysoka, można usłyszeć zdania tego rodzaju: „Kto wie, czy więcej łagodności ze strony niektórych zwierzchników kościelnych nie byłoby uratowało Lamennaisa od upadku. Leon XII chciał go mianować kardynałem; czemuż tego nie zrobił! Czerwony kapelusz zatrzymałby go może na dobrej drodze”. Książka ks. Laveille rozprasza tego rodzaju skrupuły. Dusza Lamennaisa, podobnie jak dusza Jana-Jakuba Rousseau, jak dusza Werthera, Chateaubrianda i innych podobnych była trawiona żądzami, ale żądzami egoistycznymi, których nic w świecie zaspokoić nie mogło. Skarżył się on ciągle na wszystkich i na wszystko, na instytucje i na ludzi, na swoje zdrowie i na swego wydawcę, na rząd, na stan powietrza, nawet na swoją sławę. Lamennais gotów był deklamować przeciw księżycowi. Nigdy zgorzkniały ten człowiek nie tłumił swych pragnień i swej wyobraźni wulkanicznej, gotowej do wywołania burzy (...), aby na jej cyklonach wznieść się do świata lepszego. Lamennais nie znał wesela. Skąd pochodził ten smutek niezmierny, przenikający całą jego korespondencję? Może z jego geniuszu, gdyż Lamennais posiadał geniusz (...) Pochodził on raczej z tego faktu, że Lamennais przez całe swe życie był człowiekiem wykolejonym. Ω
Literatura wykorzystana w artykule:
- Grzegorz P.P. XVI, Mirari Vos. On Liberalism and Religious Indifferentism, Kansas City, b.r.w.
- W. M. Dębicki, Anioł upadły. Lamennais w oświetleniu najnowszem, [w:] Studya i Szkice religijno-filozoficzne, Warszawa 1901.
- Br. Francis of Mary of the Angels, Lamennais, the Apostate Visionary, [w:] „The Catholic Counter-Reformation in the XXth Century” nr 328, March 2000, ss. 13—18.
- H. Hello, Nowoczesne wolności w oświetleniu encyklik, Warszawa 1910.
- C. Kelly, Gregory XVI: A Pope for Our Times [w:] „The Roman Catholic”, Vol. I, nr III, 1979, ss. 6—23.
- E. Spuller, Lamennais. Etude d’histoire politique et religieuse, Paris 1892.
- P. N. Stearns, Ksiądz Lamennais, Warszawa 1970.
- Hasło „Lamennais” [w:] Encyklopedja Kościelna podług teologicznej encyklopedji Wetzera i Weltego, wydana przez ks. M. Nowodworskiego, tom XI, Warszawa 1878.
Przypisy
- ↑Zaskakująco trafna, w tym kontekście, wydaje się następująca opinia skreślona piórem paxowskich propagandystów „katolickiego” progresizmu, która została zamieszczona w prologu do wydanej w 1970 przez Instytut Wydawniczy Pax biografii Lamennaisa P. N. Stearnsa: „Na ogół panuje – a przynajmniej panowało – przekonanie, że Kościół jest instytucją, w której nic się nie dzieje i że dopiero teraz, pod wpływem głębokich przemian, jakie dokonały i dokonują się na zewnątrz Kościoła, zaczęto mówić o pewnych zmianach w nim i – co ważniejsze – działać w kierunku jego odnowy. Trudno jednak przypuszczać, aby obecny ruch w Kościele był zawieszony w próżni – ma on swoją podstawę, tradycję, a jednym z jego niewątpliwie najwybitniejszych i chyba najśmielej wybiegających w przyszłość prekursorów był francuski ksiądz Robert de Lamennais. Jego biografia to fascynujący przykład walki o idee, które wówczas wydawały się aż nazbyt rewolucyjne, a które dzisiaj są już przeważnie rzeczywistością. Był on jednym z pierwszych rzeczników właściwie pojętego liberalizmu w Kościele katolickim, rozdziału Kościoła od państwa, wolności religijnej, współpracy Kościoła w przeprowadzaniu reform społecznych. Lamennais przegrał, ale jego wpływ pozostał i dzisiaj jesteśmy świadkami pełnego tryumfu jego idei” (podkreślenia – T. W. N.).
- ↑Odkąd w końcu lat 20-tych XIX wieku ksiądz Hugo Felicjan de la Mennais ostatecznie zerwał ze swoją rojalistyczną przeszłością, zaczął używać nowej formy swojego nazwiska, które brzmiało odtąd Lamennais. Uczynił tak, aby podkreślić, iż jest całkowicie przekonany do republikańskich idei. W takiej też formie nazwisko to przyjęło się później w historiografii.
- ↑Termin „ultramontanizm” wywodzi się z języka łacińskiego (od ultra montes). Pierwotnie został użyty jako określenie niemieckiego stronnictwa antycesarskiego, na którego czele stał Rudolf Szwabski, i które opowiedziało się po stronie Stolicy świętej w sporze o inwestyturę. Ultramontanami zwano także w XV w. przeciwników koncyliaryzmu. W XIX w. pojęcie to odżyło na nowo, robiąc szczególną karierę we Francji, gdzie zwolennicy cisalpinizmu, zwani też gallikanami, usiłowali mu nadać pejoratywne zabarwienie. Dziewiętnastowieczni ultramontanie stawali w obronie niezbywalnych prerogatyw Stolicy Apostolskiej, papieskiego prymatu jurysdykcyjnego oraz papieskiej nieomylności, występowali przeciwko narastającym tendencjom do podporządkowania Kościołów partykularnych władzy państwowej.
- ↑Deklaracja o wolności religijnej, art. 1, [w:] Sobór Watykański II. Konstytucje, Dekrety, Deklaracje. Tekst polski, Poznań b.r.w.
- ↑Dignitatis humanae deklaruje, iż „osoba ludzka ma prawo do wolności religijnej”, które „jest rzeczywiście zakorzenione w samej godności osoby ludzkiej” i „ma fundament nie w subiektywnym nastawieniu osoby, ale w samej jej naturze”. Zgłasza również postulat uznania prawa do wolności religijnej „w prawnym ustroju społeczeństwa, aby stanowiło prawo cywilne” (art. 2). Zgodnie z zamysłem autorów deklaracji, prawo do wolności religijnej zostaje przyznane nie tylko poszczególnym jednostkom, ale także innowierczym wspólnotom wyznaniowym, aby „rządzić się mogły według własnych norm, czcić najwyższe Bóstwo kultem publicznym (...) rozwijać takie instytucje, w których członkowie mogliby ze sobą współpracować przy układaniu własnego życia według wyznawanych zasad religijnych (...), aby nie przeszkadzano im w publicznym nauczaniu i wyznawaniu swej wiary słowem i pismem (...), aby wspólnotom religijnym nie przeszkadzano w swobodnym okazywaniu szczególnej wartości ich nauki dla organizowania społeczeństwa i ożywiania całej aktywności ludzkiej” (art. 4).
- ↑Jan Paweł II, Redemptor hominis. Tekst i komentarz, Kraków 1980, s. 23.
- ↑„Avenir” i inne czasopisma ruchu menezjańskiego nie były na polu publicystyki pierwszą próbą syntezy katolicyzmu i liberalizmu. W połowie lat dwudziestych XIX wieku baron d‘Eckstein, duński żyd, nawrócony później, wydawał periodyk promujący zasady liberalnego „katolicyzmu”. Napuszony styl publicystyki d‘Ecksteina spowodował, że jego przedsięwzięcie nie spotkało się z szerszym odzewem. W 1829 r. wydawany był jeszcze we Francji „Le Correspondant”, o umiarkowanie liberalno-„katolickim” nastawieniu.
- ↑Podobna niechęć do kary głównej charakteryzuje również współczesnych zwolenników pensiero moderne. Jan Paweł II w encyklice Evangelium vitae „o wartości i nienaruszalności życia ludzkiego” wyraża w tej kwestii następującą myśl: „Zarówno w Kościele, jak i społeczności cywilnej, coraz powszechniej zgłasza się postulat jak najbardziej ograniczonego jej (kary śmierci – przyp. T. W. N.) stosowania albo wręcz całkowitego zniesienia. (...) wymiar i jakość kary powinny być dokładnie rozważone i ocenione i nie powinny sięgać najwyższego wymiaru, czyli odebrania życia przestępcy, poza przypadkami absolutnej konieczności, to znaczy gdy nie ma innych sposobów obrony społeczeństwa. Dzisiaj jednak, dzięki coraz lepszej organizacji instytucji penitencjarnych, takie przypadki są bardzo rzadkie, a być może już nie zdarzają się wcale” (podkreślenie – T. W. N.). Jan Paweł II, Evangelium vitae, Warszawa b.r.w., ss. 90–91.
- ↑Wszystkie cytaty zaczerpnięte z encykliki Mirari vos zostały podane w polskim tłumaczeniu za: H. Hello, Nowoczesne wolności w oświetleniu encyklik, Warszawa 1910, ss. 21–22; 50–52.