Od Redakcji
Drodzy Czytelnicy, patrząc na nasze ziemskie życie z nadprzyrodzonego punktu widzenia, dostrzegamy wiele dóbr, których należy usilnie pożądać, dóbr, o które powinniśmy gorliwie zabiegać, nieustannie się o nie modląc. Poza Bożą chwałą i zbawieniem dusz nie ma jednak pośród nich ważniejszego niż to jedno, którym jest troska o własne zbawienie, a ujmując rzecz nieco szerzej – o własną świętość. Lecz czym jest świętość? Gdyby katolikom zadać owo pytanie, podejrzewam, że znacząca większość odpowiedzi oscylowałaby wokół zdawkowego sformułowania podobnego do tego, które znaleźć można w Encyklopedji kościelnej ks. Nowodworskiego1: „świętą nazywała się osoba, która, stosownie do swego poświęcenia się Bogu, w cnoty była przybrana, odpowiednio żyła i postępowała”. A to wciąż trochę za mało, by efektywnie dążyć do świętości, ponieważ trudno dążyć do celu, którego się dobrze nie zna.
Na te trudności nakłada się problem o wiele poważniejszy – faktycznego wypaczenia pojęcia świętości wskutek rozpropagowania fałszywych idei modernizmu (i postępującego za nim liberalizmu) wsączających się już od lat w Mistyczne Ciało Chrystusa. Co gorsza, owa propagacja ma wymiar instytucjonalny i prawny – chodzi o posoborowe kanonizacje (i beatyfikacje). Dla katolika wiernego niezmiennej istocie swojej religii rodzi to problem ustosunkowania się do aktów kreujących nierzadko „świętych”, którzy jeszcze kilka dekad temu w ogóle nie byliby rozpatrywani jako kandydaci na ołtarze.
Dlatego też bardzo pomocne jest sięganie po przykłady życia świętych ogłoszonych i czczonych przez Kościół przed okresem modernistycznego zamętu. Sprawdza się tu łacińskie przysłowie: verba docent, exempla trahunt2; studiowanie żywotów świętych nadaje naszemu życiu duchowemu dynamiki przez dostarczanie motywacji do rozwoju. Poza tym rzuca ono światło na istotę świętości. A jednak to wciąż nie to samo co dokładna znajomość zagadnienia w jego ogólności: każdy spośród świętych stanowi przecież jakiś szczególny przypadek; był człowiekiem żyjącym w określonych okolicznościach i środowisku, zmagającym się z konkretnymi trudnościami i rozwijającym szczególne, sobie właściwe cnoty3. Co więcej, lektura żywotów świętych utwierdza nas w przekonaniu, że faktycznie każdy spośród nich jest niepowtarzalny – stanowi unikat, będący wyjątkowym efektem współdziałania tak rozmaicie udzielającej się Bożej łaski i ludzkiej woli, na podłożu konkretnego egzemplarza natury ludzkiej, z całym dostępnym jej wachlarzem różnorodnych uzdolnień. Stąd też, choć każdy z nas ma swojego ulubionego świętego (ulubionych świętych), to jednak bardzo trudno zaaplikować do naszego życia pochodzące od nich wzory.
Bóg powołuje zresztą do różnych poziomów doskonałości. Jego opatrzność czuwa nie tylko nad jednostkami, ale przede wszystkim nad całością ludzkiej społeczności w czasie jej ziemskiej wędrówki4. A przecież doskonałość całości domaga się harmonii wyrażającej się w odpowiednim układzie części. Stąd też pochodzi piękno nocnego nieba usianego nierównomiernie gwiazdami o bardzo różnej jasności. Niektóre z nich święcą ze szczególną mocą, inne przeciwnie – niemal blakną w oczach nieuzbrojonych w astronomiczne przyrządy; pozostałych zaś w ogóle nie da się zobaczyć bez silnego teleskopu. Tak i święci: są pośród nich geniusze świętości, oświetlający swym blaskiem całe narody; są inni, już nie tak podziwiani i kochani; są wreszcie i święci zupełnie nieznani pielgrzymom na ziemi z powodu słabości swego duchowego blasku.
Zawsze też musimy pamiętać, że oni, choć niezliczeni jak gwiazdy5, są tylko orszakiem naszego Pana i Jego Matki (w tym obrazie podobnych do Słońca i Księżyca); stanowiącym Ich wyłączną własność niebieskim dworem. W społeczności świętych, tak jak w królewskim pałacu, ranga i splendor poddanych, wynikające z ich bliskości wobec władcy, różnią się znacznie między sobą. Czym innym jest bowiem absolutna, a czym innym relatywna pełnia łaski. Pierwszą posiada tylko Chrystus: jest to pełnia łaski ze względu na samą możliwą do stworzenia łaskę – zarówno ze względu na jej intensywność, jak i sposoby przejawiania się oraz moc udzielania jej innym6. Z kolei relatywna pełnia łaski oznacza osiągniecie poziomu doskonałości moralnej potrzebnego do odpowiedniego wypełniania zadań, które Boska opatrzność postawiła każdemu na drodze. Jednak owa pełnia, ujęta w sensie względnym, bardzo się różni u poszczególnych świętych. I tak, dla przykładu: pełnia łaski Najświętszej Maryi Panny, związana z Jej wyłącznym przywilejem Boskiego macierzyństwa, jest czymś niepomiernie większym niż łaska dana np. św. Szczepanowi, potrzebna do tego, by był on wiernym świadkiem Boga7.
Świętych w niebie możemy porównać do szlachetnych kamieni w pełni oszlifowanych przez nieomylnego mistrza: są już doskonali, tzn. ukończeni, całkowicie uformowani według miary zaczerpniętej od najlepszego możliwego wzorca, tj. Jezusa Chrystusa. Z kolei święci będący mieszkańcami ziemi to ci, którzy wciąż nieustannie dążą do pełni dostępnej dla nich doskonałości, a jednocześnie w różnym stopniu już ją osiągnęli. Niektórym brakuje bardzo niewiele, a inni, choć będą kiedyś wielkim świętymi, dopiero rozpoczynają swoją przemianę. Są też i tacy, którzy nigdy nie osiągną tej pełni, do której zostali wezwani, poprzestając tylko na cząstkowym uświęceniu. A jednak niezależnie od tego oni wszyscy mają ze sobą coś wspólnego: ich świętość jest tylko udziałowa, stworzona i skończona8. Istnieje bowiem inna – istotowa, niestworzona, nieskończona. To świętość samego Boga.
Sięgając do słownika9, znajdujemy takie oto tłumaczenia łacińskiego słowa sanctus: 1) święty, nieskażony; 2) wzniosły, czcigodny; 3) nieposzlakowany, czysty.
Rzeczywiście, w najściślejszym sensie jedynie Bóg jest święty. Na tle zmiennego i skończonego świata tylko Jemu bowiem przypisać można całkowitą wolność od skażenia, wiążącą się z wyniesieniem ponad świat (transcendencją) oraz doskonałością, a co za tym idzie: z pełnią bytu, czystym aktem, stopniem spełnienia, bogactwem10…
Istotnie, świat stworzeń jest ograniczony i niedoskonały: te spośród nich, które są zanurzone w materialności, wciąż powstają i giną; lecz nawet i czyste duchy (stworzenia tak mądre, piękne i trwałe, że aż niezniszczalne) żadną miarą nie mogą równać się z Bogiem – nieograniczonym niczym Istnieniem.
Nawet ogromna liczba stworzeń wypełniających świat niewiele tu zmienia. Choć po jego stworzeniu jest oczywiście więcej bytów niż przed stworzeniem, to jednak Bytu jest dokładnie tyle samo…
Byty stworzone – istnieją, ale tylko dlatego, że On zechciał powołać je do istnienia. Istnieją, lecz muszą być wciąż podtrzymywane w swej egzystencji, ponieważ dysponują jedynie istnieniem udzielonym: stąd, gdyby Bóg choć na chwilę cofnął swe stwórcze działanie – wówczas wszystkie by zginęły. Istnieją, ale zawsze tylko jako coś ograniczonego, zawężonego do swej istoty, swej natury: są niczym maleńkie ułamki mozaiki w stosunku do jej całości. Istnieją, ale jako ciągle będące w ruchu, doświadczające pewnej zmiany, choćby w dziedzinie poznania czy kochania. Nie potrafią bowiem ogarnąć wszystkiego jednym, nieskończonym, niepodzielnym, nieograniczenie pełnym aktem. Bo tylko On to potrafi – tylko On nim JEST. Zatem tylko Bóg cieszy się pełnią życia bez początku i bez końca, życia posiadanego w sposób bez podziału na „przed” i „po” – bo na tym polega wieczność. Rzeczy dobrych nie zmienia się, gdyż są dobre, ponieważ spełniają swe zadania. Natomiast Ten, który jest samym dobrem, nawet nie może się zmienić. I niech nas nie myli owo „nie może”, gdyż znaczy to tylko, że On nie doświadcza słabości zmiany: dla Niego wszelka zmiana byłaby tylko utratą.
Transcendentny i po trzykroć święty: wiemy, że On jest, ale nie wiemy, jakie jest Jego JEST. Boska natura pozostaje dla nas wielką tajemnicą. Gdybyśmy mogli tu, na ziemi, choć na chwilę zobaczyć, kim jest Bóg – umarlibyśmy ze szczęścia! Poznanie Go takim, jakim On widzi samego siebie, stanowi wyłączny przywilej… świętych w niebie.
Oby rozważanie tych niezmiernie ważnych zagadnień nie tylko skutkowało zdobyciem wiedzy, lecz przede wszystkim, by pchnęło nas na drogę świętości.
Przypisy
- ↑Por. Encyklopedja kościelna, t. XXVII, Warszawa 1904, s. 198–199.
- ↑‘słowa uczą, przykłady pociągają’ (łac.)
- ↑Oczywiście każdy święty ma je wszystkie w stopniu w pełni rozwiniętym, lecz niektóre z nich w sposób zupełnie wyjątkowy – heroiczny.
- ↑Z punktu widzenia Stwórcy część, choć wcześniejsza chronologicznie, jest czymś wtórnym, bo podporządkowanym całości – tak jak środek przyporządkowany jest do celu.
- ↑Miejmy na uwadze, że także tu, naziemi, na tym łez padole, Bóg zawsze cieszy się życiem wielkiej liczby świętych. Jest tak w każdej epoce, również dziś – w tak trudnych dlauświęcenia czasach.
- ↑Por. ST III, q. 7, a. 9 oraz a. 10 i a. 11.
- ↑Por. ST III, q. 7, a. 10, ad 1.
- ↑Filozofia często posługiwała sięobrazem płonącego ognia i włożonego weń kawałka żelaza. Tak więc stworzeniaobdarzone przywilejem świętości mogą być porównane do żelaza, które poumieszczeniu w ogniu staje się rozpalone i rozognione. Ostatecznie ów kawałekmoże być nawet równie gorący, co płomień, świecąc przy tym podobnym światłem,lecz nie zmienia to faktu, że wciąż zaledwie uczestniczy w żarzepłomienia – nie posiadając go na własność.
- ↑Słownik kościelny łacińsko-polski, ks. A. Jougan, Michalineum, Miasto Piastowe 1948, s. 536.
- ↑Już sam ten termin pochodzi od słowa „Bóg”.