Od Redakcji
Drodzy Czytelnicy, jednym z warunków naszego duchowego i intelektualnego dobra jest sięganie co jakiś czas do samych podstaw współczesnego kryzysu dogłębnie trawiącego Kościół. Jest nim modernizm, będący owocem przeniknięcia do katolickiej filozofii i teologii błędów niemieckiej filozofii idealistycznej.
Otóż bez ciągłego zgłębiania fałszywości owych zatrutych fundamentów nader łatwo wpaść można w pokusę swego rodzaju praktycyzmu (tj. patrzenia na świat z perspektywy spraw pragmatycznych, ludzkich, osobistych), a wówczas zamęt w Kościele zacznie się nam jawić jako jeszcze jeden przejaw nieustającej walki ludzi złych z dobrymi, nieuczciwych z uczciwymi, przebiegłych z mądrymi – podczas gdy jest on w pierwszej kolejności i przede wszystkim zamętem teoretycznym, wyrosłym na zepsutym gruncie złej filozofii. Zatem teoretyczne, tzn. odnoszące się do teorii, muszą być też i środki zaradcze. Jednym z nich, stanowiącym element negatywny, jest poznanie modernistycznych zasad i wypływających z nich konsekwencji; drugim – pozytywnym – jest zgłębianie katolickiej filozofii (zwłaszcza św. Tomasza) oraz aktów Magisterium, a także nauczania ojców Kościoła.
Pośród rozmaitych skutków wynikających z systemu modernistów rzuca się w oczy fakt powszechnego dla posoborowej teologii odrzucania cudów jako oznak Boskiego pochodzenia religii. Uwidacznia się to zarówno na poziomie seminaryjnej formacji kapłanów (poprzez zastąpienie apologetyki teologią fundamentalną, która w ogóle nie odnosi się do cudów jako znaków pozwalających odkryć prawdziwą religię, skoro według niej wszystkie są, w jakiejś przynajmniej mierze, prawdziwe), jak i na poziomie treści kazań tak uformowanych duchownych.
Odrzucenie cudów – będących wszak faktami wyjątkowo ważnymi z punktu widzenia rozumowego uzasadnienia prawdziwości wiary – stanowi zresztą bardzo typowy błąd modernistyczny, a odpowiednią na niego receptę znajdziemy niemal na samym początku tekstu Przysięgi antymodernistycznej św. Piusa X:
Po drugie: zewnętrzne dowody Objawienia, to jest fakty Boże, przede wszystkim zaś cuda i proroctwa, przyjmuję i uznaję za całkiem pewne oznaki Boskiego pochodzenia religii chrześcijańskiej i uważam je za najzupełniej odpowiednie dla umysłowości wszystkich czasów i ludzi, nie wyłączając ludzi współczesnych1.
Lecz to tylko część problemu. Jego lustrzane odbicie stanowi powszechna w kręgach „okołocharyzmatyckich” swoista inflacja cudowności, czasem posunięta do traktowania niemal każdego wydarzenia opatrznościowego w kategorii cudu. Stąd też masowe rzekome uzdrowienia na rozmaitych „Mszach o uzdrowienie”…
Jako katolicy musimy zapytać: gdzie znajduje się prawidłowe podejście? Otóż tam, gdzie zawsze: nie tyle pomiędzy, co ponad owymi skrajnościami. Aby jednak wznieść się na ów transcendujący błędne ujęcia szczyt, trzeba najpierw przyjrzeć się katolickiemu pojmowaniu cudów.
Przypisy
- ↑tinyurl.com/antymodernistyczna [dostęp: 9.04.2024].