O rewolucji
W każdym społeczeństwie porządek opiera się na jego zasadach moralnych, wierzeniach, tradycjach, prawach, religii oraz wartościach, w skrócie – na jego kulturze. Będąca tematem niniejszego eseju rewolucja jest ruchem usiłującym zmienić lub zastąpić istniejący porządek społeczny poprzez działania ukierunkowane na zmianę kultury.
O rewolucjach politycznych oraz ich przyczynach napisano całe tomy. Klasyczny traktat na ten temat znaleźć można w księdze V Polityki Arystotelesa, który analizował rewolucje mające miejsce przy różnych typach rządów. Ale są to jedynie zewnętrzne manifestacje rewolucji. Pragnąłbym się tu skupić na podstawowych jej cechach: jej duchu, jej żądzy dominacji oraz podstępach, do jakich ucieka się ona dla osiągnięcia swych celów.
U podstaw jej leży coś duchowego. Zobaczmy, co mówi duch rewolucji sam o sobie:
Nie jestem tym, za co mnie bierzecie. Wielu mówi o mnie, znają mnie jednak tylko nieliczni. Nie jestem masonerią, nie jestem zamieszkami, nie jestem zmianą monarchii na republikę, nie jestem zastąpieniem jednej dynastii inną ani chwilowym zaburzeniem porządku publicznego. Nie jestem wrzaskami jakobinów, nie jestem furią Montaigne’a, nie jestem walką na barykadach, grabieżą, pożarami, prawem rolnym ani gilotyną […]. Nie jestem ani Maratem, ani Robespierre’em, ani Babeufem, ani Mazzinim, ani Koszutem. Wszyscy oni są moimi synami, nie są jednak mną. Rzeczy te są moimi dziełami, ale nie mną. Owi ludzie i owe rzeczy są przemijającymi wydarzeniami, ja jednak jestem stanem permanentnym. […] Jestem nienawiścią do wszelkiego porządku nieustanowionego przez człowieka, w którym nie jest on równocześnie królem oraz bogiem.
Jest to duch rewolucji oraz wróg chrześcijańskiego ładu społecznego. Jest to duch antychrysta – i jest równie stary, co upadek aniołów. W istocie jest to upadły anioł, o tak genialnym intelekcie oraz tak mrocznej woli, że deprawował rodzaj ludzki od samego początku jego istnienia.
Duch ten przedstawia się obecnie jako humanizm. Cóż, humanizm brzmi jak coś dobrego. Ostatecznie czyż nie powinniśmy być ludzcy i troszczyć się o bliźnich oraz o środowisko? Wiemy jednak, że nie tak działa to w społeczeństwach zsekularyzowanych, zwłaszcza w takich, które tolerują wszystkie religie poza tą, która jest depozytariuszem prawdy – religią katolicką.
Zwykliśmy myśleć o wolności religijnej jako o wartości wybitnie humanistycznej. Domagamy się jej. Mówimy o wolności religijnej jako o moralnym prawie wszystkich religii do publicznego wyrazu wiary. Oczekujemy, że każdy postępować będzie wedle własnego sumienia. Zanim jednak zaczniemy ją wychwalać, powinniśmy rozważyć jej negatywne konsekwencje. Jak zauważa kard. Manning:
Stanowienie prawa dla społeczeństwa podzielonego pod względem religijnym jest niemożliwe, chyba że wyłączymy religię z prawodawstwa. Zanim będzie można tworzyć prawa dla tych, którzy podzieleni są pod względem religii, wykluczyć należy ze sfery prawodawstwa chrześcijaństwo. A jaki jest skutek takiego prawodawstwa? Prawda i błąd stawiane są na tej samej stopie. Tolerancja staje się obowiązkiem, a w konsekwencji tolerancji doszliśmy do tego, że społeczeństwo świeckie przestało odróżniać prawdę od błędu. Chrześcijaństwo pozostawione zostało indywidualnemu sumieniu, nie jest już przedmiotem prawa publicznego.
Wolność religijna, o której mówi się po II Soborze Watykańskim, nie ma w sobie nic katolickiego. Zgodnie z Tradycją katolicką błąd nie posiada praw moralnych. Przyzwolenie na propagowanie pewnych błędów oznacza grzebanie prawdy w kakofonii kłamstwa, ku zgubie indywidualnych dusz oraz społeczeństwa. Idea ta wywodzi się z antykatolickiego oświecenia. Zobaczmy, do czego nas ona doprowadziła.
Posunęliśmy się znacznie dalej, niż opisywał to kard. Manning. Przykładowo lobby homoseksualne, które zaczęło od postulatu tolerancji, obecnie domaga się akceptacji i afirmacji swego stylu życia. Jesteśmy raczeni „paradami równości” i oczekuje się od nas, że będziemy je oklaskiwać. Wszelka krytyka grozi oskarżeniem o „szerzenie nienawiści” i publicznym napiętnowaniem. Można nawet stracić pracę lub znaleźć się na ławie oskarżonych. Początki neopogaństwa, którego jesteśmy obecnie świadkami, zaobserwować można było już 100 lat temu. Przykładowo piszący w 1929 r. o „nowym pogaństwie” Hilaire Belloc dostrzegał jego nasilenie i w następujący sposób przewidywał jego przyszłość:
Kiedy dojrzeje, nie będziemy już mieli do czynienia z dzisiejszymi, sporadycznymi, świadomymi obelgami pod adresem pięknego i prawego życia, ale ze skoordynowaną i zorganizowaną afirmacją tego, co odrażające i nikczemne.
Jedna ze strategii rewolucji polega na izolowaniu ludzi, tak aby nie było żadnego bufora pomiędzy jednostką a państwem. Ignoruje się katolicką zasadę pomocniczości. Państwo wprowadza prawa mające na celu osłabienie instytucji pośrednich, takich jak rodzina, Kościół, więzi przyjaźni oraz organizacje społeczne. Instytucje te uczą lojalności, odpowiedzialności, szacunku dla autorytetu, poświęcenia – i zapewniają niezależność finansową. Jednak rewolucyjne państwo pragnie, aby ludzie zależni byli jedynie od niego. Umożliwia to użycie najpotężniejszej broni z arsenału państwa rewolucyjnego: strachu. Mam tu na myśli możliwość pozbawienia ludzi pożywienia, swobody podróżowania, stowarzyszania się i wymiany poglądów, pracowania i praktykowania swej wiary. Jak jednak potoczyłyby się losy rewolucji, gdyby ludzie zdecydowani byli bronić swych naturalnych praw i postępować właściwie niezależnie od konsekwencji? W przypadku takiego zagrożenia rewolucja zawsze uciekać się będzie do przemocy. Zmienia naszych sąsiadów we wrogów. Lub też sprawia po prostu, iż owi sąsiedzi z dnia na dzień „znikają”.
W jaki sposób działa ten duch rewolucji? Wykorzystując środki komunikacji międzyludzkiej. Za ich pośrednictwem atakuje nasz intelekt, wyobraźnię, uczucia oraz pamięć.
Celem ducha rewolucji jest dematerializacja świata. […] Od Lucyfera wywodzi się gnostycyzm, przekonanie, że materia jest zła. Duch uwięziony został przez materię i musiał się od niej wyzwolić. Gnostyckie zbawienie osiągalne jest dzięki wiedzy tajemnej. Czy to nie tym kusił wąż Ewę? Zjedz zakazany owoc poznania dobra i zła, a staniesz się jak Bóg.
To właśnie ulegając wpływowi gnostyckiemu, Kartezjusz ukuł swe słynne powiedzenie: „Myślę, więc jestem”. W sposób ten rozdzielił świat myśli od świata rzeczy. I popełnił straszliwy błąd. Filozofia scholastyczna nauczała, że samoświadomość może zostać osiągnięta przede wszystkim dzięki uświadomieniu sobie istnienia świata zewnętrznego, postrzeganego przez zmysły. Kartezjańska idea o niezależności myśli od rzeczy podjęta została przez Kanta, Hegla oraz innych współczesnych filozofów. Umożliwiło to kontrolowanie świata naturalnego przez wolę, tj. nietzscheańską wolę mocy. Najlepiej widać to w komunizmie, dla którego prawda nie jest zgodnością intelektu z rzeczywistością, ale tym, co służy postępowi rewolucji. Dla komunizmu jedynym absolutem jest materializm dialektyczny. Jednak komunistyczna koncepcja świata materialnego nie ma nic wspólnego z obiektywną rzeczywistością fizyczną. Komuniści wyznają heglowską zasadę teza–antyteza–synteza. To partia decyduje o tym, co jest rzeczywistością. Może zadekretować, że to, co wczoraj było białe, dziś jest zielone – a ludzie mają obowiązek się dostosować. Intelekt i pamięć są niszczone. Pozbawiani jesteśmy rozumu.
Choć jednak komunizm jest złem, istnieje atoli coś bardziej jeszcze złowrogiego i podstępnego. Prezydent Woodrow Wilson, zwolennik nowego porządku światowego, zmuszony był przyznać w swej książce The New Freedom (1913):
Od kiedy zacząłem zajmować się polityką, ludzie wyjawiali mi swe poglądy głównie prywatnie. Niektóre z najbardziej wpływowych osobistości w dziedzinie handlu i przemysłu obawiają się kogoś lub czegoś. Wiedzą, że istnieje gdzieś siła tak zorganizowana, tak przenikliwa, tak czujna, tak potężna i wszechobecna, że krytykując ją, lepiej jest mówić ściszonym głosem.
Czym jest owa rzecz bez nazwy, owa siła? W istocie dostrzegali ją już Leon XII oraz Pius XI. Pierwszy z nich rozumiał przez nią działającą pod różnymi przykrywkami lichwę, drugi zaś dyktaturę instytucji kredytowych. Wilson zauważał, że każdy, kto pragnął stworzyć własną firmę, w chwili, gdy chciał wkroczyć na konkretny rynek, napotykał natychmiast opór ze strony jakichś organizacji. W ten właśnie sposób rewolucja kontroluje społeczeństwo. Świat kapitalizmu to świat zdematerializowanego pieniądza, w którym siła nabywcza jednostki zależy od zer i jedynek zapisanych w pamięci komputera. A jako nazwę dla tej bezimiennej rzeczy zaproponować możemy – od jej pomysłodawcy – termin „lucyferianizm”.
Wyobraźnia atakowana jest za pomocą sztuki literackiej oraz wizualnej. Wiele powstających dziś filmów zostałoby przez poprzednie pokolenia zdecydowanie potępionych, nie tylko z powodu wizualizacji scen erotycznych, ale także ze względu na ogólny – prezentowany w nich – stosunek do moralności. Pomyślmy na przykład o przedstawieniach aktywności seksualnej. Wszystkie one mają związek z nieczystością lub cudzołóstwem. Jest to obecnie reklamowane jako „realizm” i przekonać ma młodych ludzi do akceptacji tego rodzaju zachowań, ponieważ „wszyscy tak postępują”.
Dzisiejsze wypaczone skłonności gloryfikują w umysłach ludzi wszystko poza Bogiem. Nową religią jest ekologizm. Jeśli kwestionujecie tezę, że ludzie spowodowali globalne ocieplenie, jesteście nazywani „negacjonistami” i traktowani jak heretycy. Katolicy szanują naturę, ponieważ jest ona darem Boga. Współcześni poganie czczą naturę i nienawidzą ludzi. Stąd też propagowanie aborcji, aby pozbyć się istot ludzkich postrzeganych na ziemi jako plaga. Kiedy współczesny sekularysta troszczy się o dobro rodzaju ludzkiego, czyni to w kontekście socjalizmu i wykorzystania mas do wywołania zmiany politycznej. Duch rewolucyjny żywi się agresywnymi emocjami, takimi jak strach, niepewność, gniew i depresja.
Aby rewolucja odniosła sukces, musi ona wyeliminować pamięć o dawnym porządku. Jeśli pamięć ta nie może zostać wymazana całkowicie, musi zostać przynajmniej pogrzebana pod lawiną kłamstw, kalumnii i czarnych legend, aby ludzie wzdragali się na samą myśl o powrocie do dawnego ładu. Przychodzi mi tu na myśl kilka przykładów. W dystopicznej powieści George’a Orwella Rok 1984 Winston Smith zatrudniony był przy przeredagowywaniu historii oraz wiadomości, wrzucając niewygodne dla Partii dokumenty do „luk pamięci”. Rewolucja protestancka prowadziła kampanię kłamstw i oszczerstw dotyczących Kościoła katolickiego, przedstawiając go jako wroga nauki i zdrowego rozsądku. Rewolucjoniści działający wewnątrz Kościoła katolickiego, traktujący jako punkt wyjścia II Sobór Watykański, próbowali przez ostatnie 50 lat1 wymazać z pamięci wiernych wspomnienia o doktrynach i praktyki uprzednich dwóch tysiącleci. Wszystko to jest bezwzględnym „oczyszczaniem pamięci” (termin G. Orwella – przyp. tłum.).
Aby osiągnąć te cele, duch rewolucji posługuje się podstępem. Komunikacja międzyludzka odbywa się zazwyczaj za pośrednictwem słów, obrazów oraz muzyki. A metod zwodzenia jest tyle samo, co środków komunikacji.
Jednym ze sposobów jest posługiwanie się eufemizmami. Przykładowo, kto może być przeciwny ochronie „zdrowia kobiet”? Pod tym terminem kryje się jednak prawo do aborcji. Modne jest też mówienie o aborcji jako o „przerywaniu ciąży”. Zmiana znaczeń i definicji jest procesem stopniowym, realizowanym dzięki propagandzie prowadzonej przez media oraz szkoły. Propaganda wykorzystuje siłę mody, powtórzenia, media papierowe oraz serwisy informacyjne, starając się narzucić odbiorcom nowy paradygmat.
Siła mody bierze się z fałszywego pragnienia szacunku. Nikt nie chce być traktowany z pogardą ani spotykać się z ostracyzmem jako dysydent, który nie zgadza się z obowiązującą ideologią (np. globalnym ociepleniem, małżeństwami między osobami tej samej płci, transgenderyzmem etc.). Sprawia to, że ludzie, którzy wkupili się w łaski obecnych elit, czują się nieswojo na myśl, że postępują źle lub że mogliby zebrać się na odwagę i dołączyć do opozycji wobec status quo. Przede wszystkim jednak sprzeciw wobec takich nowych dogmatów politycznych traktowany jest nie jako różnica opinii, o której można by dyskutować na forum publicznym, ale jako herezja, którą należy wykorzenić. Nowy paradygmat traktowany jest jako wyznanie wiary, a kwestionowanie go musi być tłumione.
Nieustanne powtarzanie czegoś wypiera idee przeciwne. Jak mówił nazistowski minister propagandy Joseph Goebbels, dzięki nieustannemu powtarzaniu danej treści ludzie zaakceptują ją ostatecznie jako prawdę:
Jeśli będziecie powtarzali kłamstwo dostatecznie często, ludzie w nie uwierzą, a może nawet uwierzycie w nie sami.
Treści te powtarzane są przez różne źródła, które trzymają się jednak tych samych wytycznych dotyczących tego, co wolno, a czego nie wolno mówić.
Musimy sobie uświadomić, że główne serwisy informacyjne oraz placówki edukacji publicznej są całkowicie upolitycznione. Zadaniem mediów głównego nurtu nie jest obiektywne przedstawianie faktów. Dziennikarstwo jest stronnicze poprzez to, co eksponuje; sposób, w jaki to przedstawia; a także przez przemilczenia rzeczy niewygodnych. System edukacji publicznej nie tyle wyposaża uczniów w narzędzia intelektualne, dzięki którym mogliby oni formułować poprawne osądy, co wpaja im ideologię elit. Jak mówił Stalin:
Edukacja jest bronią, a jej efekty zależne są od tego, kto trzyma ją w rękach i na kogo jest skierowana.
Szkoły publiczne są organami propagandy, których zadaniem jest uformowanie określonego typu obywatela, o określonym światopoglądzie i akceptującego aktualną ideologię.
My sami współpracujemy jednak z tym procesem naszego zwodzenia. Jak zauważył filozof Josef Pieper świat pragnie pochlebstw. I nie tylko ich samych, ale również, aby pochlebstwo było zamaskowane, aby fakt, iż jesteśmy okłamywani, mógł zostać zignorowany i nie powodował wyrzutów sumienia. Istnieje jednak w propagandzie także element groźby – tajonego, lecz rozpoznawalnego zagrożenia. Propaganda doprowadza nas do przekonania, że ulegając zastraszaniu, robimy to, co i tak chcielibyśmy zrobić. Stajemy się jedynie politycznie poprawni. Sofistyka owa jest tak skuteczna, że ludzie
nie tylko nie są w stanie dojść prawdy, ale stają się niezdolni nawet jej poszukiwać, ponieważ zadowalają się oszustwem i matactwem, które zdeterminowały ich przekonania.
Co więcej, ciągła zmiana – jako cecha rewolucji – pozbawia ludzi równowagi psychicznej. Zanim człowiek zdąży wydać przemyślany osąd o jednej sytuacji, jej miejsce zajmuje inna.
Jednakże nawet to wszystko nie gwarantuje jeszcze sukcesu rewolucji. Używając terminologii scholastycznej, powiedzieć możemy, że sprawia jedynie, iż społeczeństwo znajduje się in potentia2 rewolucji. Możność ta musi zostać zaktualizowana. Jak jednak wiemy z historii, dla zainicjowania rewolucji potrzeba jedynie pewnych okoliczności, takich jak bezrobocie, głód, wojna czy też jakieś inne poważne napięcie społeczne – oraz wyszkolonej kadry rewolucjonistów, rozproszonych po krytycznych obszarach wpływu i potrafiących wykorzystać te okoliczności, będące zresztą efektem ich działań. Aby odnieść całkowity sukces, rewolucja musi tak całkowicie obalić stary porządek, a nawet wymazać pamięć o nim, aby nie była już ona postrzegana jako rewolucja.
Rewolucja w nieunikniony sposób przeradza się w totalitaryzm – jak dotąd jednak nie udało się jej nigdy zrealizować tego w sposób trwały oraz pełny. Zawsze pozostawali ludzie pamiętający stary ład. Zawsze pozostawały jakieś świadectwa dotyczące przeszłości. Zawsze byli ludzie, którzy nie poddali się strachowi, jaki rewolucjoniści szerzyć muszą, aby odnieść sukces. Zawsze też byli męczennicy.
Przede wszystkim jednak rewolucja powstrzymywana była przez najbardziej wpływową instytucję na świecie – przez Kościół katolicki. Rewolucjoniści tolerują chrześcijaństwo tak długo, jak długo ogranicza się ono do sfery prywatnej i jest wystarczająco amorficzne, aby nie stwarzać żadnego zagrożenia dla państwa rewolucyjnego. Może nawet służyć celom rewolucji, tak iż rewolucjoniści mogą – przez jakiś czas – obnosić się ze swą akceptacją wolności religijnej.
Jednak Kościół katolicki to co innego. Nie jest on jedynie religią. Jest również ludzką organizacją, społecznością z hierarchiczną strukturą, spajaną posłuszeństwem oraz jednolitą wiarą. Jego prawdziwą głową jest Jezus Chrystus. Stanowi on alternatywne wobec państwa źródło autorytetu. I posiada papieża. Wiele narodów oraz filozofii usiłowało bezskutecznie go zniszczyć.
Jaka jest więc obecnie taktyka rewolucjonistów? Zniszczyć skuteczność Kościoła od wewnątrz. Zinfiltrować go swymi agentami. Wykorzystywać imperatyw posłuszeństwa, aby zmieniać doktryny i oderwać Kościół od jego przeszłości. Była komunistka Bella Dodd zaświadczyła po swym nawróceniu, że była osobiście zaangażowana w realizację planu mającego na celu przeniknięcie do duchowieństwa katolickiego w latach 30. poprzedniego wieku około tysiąca stu komunistycznych agentów lub sympatyków komunizmu. Komuniści nie są też jedyną grupą usiłującą infiltrować Kościół. Istnieją również masoni, moderniści, sataniści, homoseksualiści, zwolennicy rządu światowego oraz inni gnostycy. Znakomitym i wyczerpującym źródłem informacji na temat spisku, mającego na celu zniszczyć Kościół katolicki od wewnątrz, jest książka dr. Taylora Marshalla Infiltracja.
Wyeliminowanie Kościoła katolickiego, jako przeciwnika synkretycznego Nowego Porządku Światowego, ma dla postępu rewolucji znaczenie fundamentalne. Kościół katolicki musi przestać uważać się za jedyny prawdziwy Kościół założony przez Jezusa Chrystusa oraz za depozytariusza jedynej prawdy, którą wszyscy ludzie mają obowiązek zaakceptować. Trzeba doprowadzić ludzi do ignorowania powszechnej władzy królewskiej Chrystusa, a papież, którego misją jest strzeżenie Tradycji, musi odrzucić tytuł wikariusza Chrystusa jako anachroniczny.
I z tym właśnie mamy do czynienia podczas pontyfikatu Franciszka. Plan rewolucjonistów jest faktycznie genialny: chcą posłużyć się papiestwem do zniszczenia papiestwa jako opoki katolicyzmu! Ostatecznie to właśnie papiestwo jako instytucja stanowi dla rewolucji główną przeszkodę. Jeśli się je zniszczy, nakłoni do współpracy lub uczyni bezsilnym, droga dla antychrysta stanie otworem.
Papież Franciszek wykorzystywał swą władzę oraz głos do wypaczania doktryny, a podczas Synodu o Amazonii w 2019 r. do autoryzowania obrzędów pogańskich w Watykanie. Zapraszał do Rzymu socjalistów i globalistów. Elementem jego taktyki jest zręczne posługiwanie się wieloznacznością i odmowa wyjaśniania, co w istocie ma na myśli. [...]
Kto ponosi winę za to zamieszanie? Możemy oczywiście wskazywać na apostatycznych hierarchów, musimy jednak uznać naszą własną winę – zło, do jakiego doprowadziliśmy, ulegając pochlebstwom oraz pozwalając zastraszać się tym, którzy kierują społeczeństwem świeckim i Kościołem. Uznajmy, że jesteśmy atakowani. Musimy być czujni i nie przyjmować za dobrą monetę wszystkiego, co mówią nam hierarchowie Kościoła i urzędnicy rządowi. Zostali oni już znieprawieni przez rewolucję. Powinniśmy raczej pamiętać o słowach św. Pawła: naszymi wrogami nie są ciało i krew, ale upadli aniołowie. W walce z nimi sami z siebie jesteśmy bezsilni. Z Bogiem jednak i z naszymi Aniołami Stróżami – jako mieczem i tarczą – możemy prowadzić duchową wojnę przeciwko mrocznym siłom, atakującym obecnie Kościół i cały świat. Jesteśmy na świecie, ale nie jesteśmy ze świata. Musimy się modlić, jak gdyby zależało od tego nasze życie – ponieważ naprawdę od tego zależy. Mamy jednak nadzieję: sam Bóg zapewnił, że nie pozostawi nas sierotami. Oby Jezus i Maryja strzegli nas i bronili podczas tej próby.
Za „The Remnant” tłumaczył Tomasz Maszczyk3.
Przypisy
- ↑Dziś już 60 lat – przyp. red.
- ↑W możności (łac.) – przyp. red.
- ↑tinyurl.com/O-rewolucji [dostęp: 15.01.2024].