Arcybiskup Lefebvre i zgorszenie dawane przez kapłanów
„Z definicji zgorszenie jest czynem lub powiedzeniem mniej poprawnym, dającym bliźnim sposobność do upadku”1 – zacytował św. Tomasza abp Lefebvre. Zgorszenie jest grzechem, „ponieważ miłość bliźniego skłania każdego, by dbał o zbawienie bliźnich”2.
Zgorszenie czy budowanie?
Zgorszenie będące skutkiem sekularyzmu jest najpoważniejsze, ponieważ daje najbardziej odrażający przykład.
Pod wpływem antychrześcijańskiego lub ateistycznego ustroju ateistyczne staje się całe społeczeństwo. Z drugiej strony, zwykł mówić Arcybiskup, państwo, którego prawa i zwyczaje są dogłębnie chrześcijańskie, a więc katolickie, ratuje dusze. Przykładne życie katolickich przywódców stanowi budujący przykład dla całego narodu.
Pamiętam – mówił abp Lefebvre – że przybyłem do seminarium w Rzymie z błędnymi ideami. Byłem przekonany, iż separacja państwa od Kościoła jest czymś dobrym, że dobrze, iż państwo nie określa się jako chrześcijańskie. Dopiero słuchając rozmów moich starszych kolegów, a przede wszystkim wykładowców i rektora seminarium, uświadomiłem sobie, że byłem liberałem! Zrozumiałem, że muszę się nawrócić! Byłem, nie zdając sobie z tego sprawy, ofiarą „zgorszenia” przez wszechobecny wówczas we Francji sekularyzm. To encykliki Grzegorza XVI, Leona XIII, św. Piusa X pomogły mi dostosować mój osąd do doktryny Kościoła. Zrozumiałem, że muszę oceniać historię, wydarzenia oraz ludzi w świetle naszego Pana Jezusa Chrystusa oraz Jego panowania.
Zgorszenie dawane przez kapłanów oraz remedium na nie
Są również zgorszenia dawane przez kapłanów: brak pobożności, zaniedbywanie kościołów, brak należytej troski o ołtarze, bieliznę ołtarzową etc. W oczach wiernych religia warta jest tyle, ile warci są kapłani. Trzeba też wspomnieć o nierozważnym postępowaniu naszych kapłanów: niegodnych gestach, wulgarnym języku czy też poważnych grzechach, jak: nadużywanie alkoholu, gniew oraz przemoc, które – zniszczywszy reputację kapłana – są w stanie zniszczyć samą parafię.
Przypadki porzucania kapłaństwa, aby wstąpić w związek małżeński, stawały się od lat 70. coraz częstsze, jednak w latach 80. do uszu abp. Lefebvre’a dochodzić zaczęły informacje o skutkach haniebnych grzechów popełnianych przez duchowieństwo samego Rzymu. Mówiąc swym seminarzystom o postępującym zepsucia duchowieństwa, wskazywał im równocześnie remedium: świętość kapłaństwa, cnoty czystości, umiarkowania oraz roztropności. Widział w tych nieuporządkowanych dziełach kapłańskich zatrute owoce II Soboru Watykańskiego: „Nie posiadają już oni – mówił – łaski koniecznej do praktykowania celibatu!”.
Życie wspólnotowe duchowieństwa – remedium na nieuporządkowanie życia kapłańskiego
W sposób szczególny podkreślał znaczenie życia wspólnotowego duchowieństwa. Był to rodzaj charyzmatu, jaki posiadał Arcybiskup przy tworzeniu tego, co nazywał „przeoratami” Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X. Wyliczał zalety oraz wymogi takiego życia:
Chodzi o wspólnotę mieszkania, modlitwy, miłości, wzajemnego wsparcia; o życie, w którym każdy odpowiedzialny jest za dawanie dobrego przykładu. Od każdego kapłana wymaga się dyskretnej czujności co do obecności swych współbraci w chwilach [obowiązkowej] modlitwy, przede wszystkim podczas wspólnej porannej medytacji pod ojcowskim okiem przeora. Tak właśnie żyłem w Gabonie, a później w Dakarze, z Misjonarzami Ducha Świętego. To właśnie zapewnia spokój i harmonię. Zasady życia wspólnego w seminarium odnoszą się również do życia w przeoracie. Księża uczą się naśladować zakonników w rodzaju misjonarzy św. Wincentego a Paulo czy Messieurs de Saint-Sulpice, uczestniczyć we wspólnym życiu przy stole, na modlitwie i w pracy apostolskiej. Jest to dla kapłana rodzaj raju na ziemi.
Osobiste świadectwo
Jeśli wolno mi podać pewien przykład, chciałbym wspomnieć o kilku księżach, których znałem w latach mej młodości. Powiedziałbym, że wszyscy oni, bez wyjątku, podtrzymywali i karmili moje pragnienie, aby zostać kapłanem podobnym do nich. Ksiądz o imieniu Maria odprawiał niedzielną Mszę w kościele Saint-Sulpice w Paryżu – Mszę dialogowaną po łacinie w kierunku Boga – z ogromną pobożnością; ks. Leparoux był nieustannie w konfesjonale, niczym drugi Proboszcz z Ars, wysłuchując penitentów, młodych i starych; dobry ks. Gillet nauczał nas podczas katechizacji doktryny o cnotach chrześcijańskich.
Później, pragnąc wstąpić do seminarium, lecz nie wiedząc gdzie, poznałem czcigodnego i drogiego ks. Louisa Coache’a w jego wiejskiej parafii w Montjavoult. Opowiedział mi on w prosty sposób o swym życiu modlitwy myślnej:
Spędziłem część mego życia w kościele przed tabernakulum; jestem psem pasterskim naszego Pana: patrzę na Niego, a On patrzy na mnie.
I mój drogi kapelan ze szkoły średniej! Dodawał nam otuchy i zachęty swym łagodnym głosem wśród wszystkich naszych rozproszeń i kłopotów. Co tydzień karmił nasze dusze, ukazując nam gorliwość apostolską św. Pawła w jego podróżach, przebytych sztormach, biczowaniach, uwięzieniach, postach oraz czuwaniach.
Nic nieczystego czy też szkodliwego nie pojawiło się w nauczaniu ewangelicznych błogosławieństw, należącym do programu drugiego roku „katechizmu wytrwania” po przyjęciu sakramentu bierzmowaniu. Wszystko zachęcało nas do świętego i misyjnego życia.
Budujący przykład wykładowców
Na zakończenie podam kilka przykładów z mojego drogiego seminarium św. Piusa X w Écône z lat 1971–1977. Arcybiskup Lefebvre mianował jego rektorem szwajcarskiego kanonika ks. Berthoda. Był on teologiem, byłym studentem dominikanina o. Santiago Ramireza we Fryburgu, nieśmiałym i sympatycznym moralistą w pełni wiernym doktrynie św. Tomasza. Był tam również o. Edward Guillou, benedyktyn z Paryża, przeniknięty pobożnością liturgiczną, piętnujący w swym nauczaniu antyliturgiczną herezję modernistów.
Moim kierownikiem duchowym był drogi o. de la Presle, łagodny karmelita bosy, który wprowadził mnie w wymogi praktykowania miłości Bożej według św. Jana od Krzyża. Muszę też wspomnieć o wspaniałych dominikanach z Fryburga: wykładowcy Pisma św. Ceslasie Spicqu, który wysuwał druzgocące argumenty przeciwko groźnemu moderniście, oraz o dogmatyku o. Thomasie Mehrele, który pozwolił nam poznać głębię oryginalnych – łacińskich dzieł św. Tomasza, piętnując również herezje Karla Rahnera dotyczące tajemnic Wcielenia oraz Odkupienia. Byli to dwaj zakonnicy o wzorcowej pobożności, których traktowaliśmy z największym szacunkiem ze względu na ich wiedzę oraz ortodoksję. (…)
Przykład naszego czcigodnego Założyciela
Nasz czcigodny Założyciel budował nas przede wszystkim troską o swą sutannę oraz zawsze nienagannie wypolerowane buty, które stanowiły odzwierciedlenie jego uporządkowanej i szlachetnej duszy, ale także jego stanowczości, inspirującej nas do praktykowania wyrzeczenia, ubóstwa i walki z duchem świata.
Zaprowadzał porządek wszędzie – w korytarzach, w dormitoriach oraz w duszach. Wieczorami wygłaszał konferencje duchowe. Ukazywał nam osobę naszego Pana Jezusa Chrystusa, Jego wiedzę, mądrość, Krzyż, ubóstwo, kapłaństwo, gorliwość o dusze oraz znaczenie Ofiary Mszy – był dla nas nieustannym źródłem zbudowania.
Atmosfera świętości i czujności
Bez wątpienia nasz czcigodny Założyciel mówił o zgorszeniach w Kościele:
Są zgorszenia wynikające z głoszenia – zwłaszcza od czasu Soboru – fałszywych doktryn; zgorszenia wynikające z nieroztropności kapłanów: braku kontroli nad słowami oraz gestami; zgorszenia dotyczące relacji z dziećmi lub młodymi kobietami; brak powściągliwości przy stole, flirty z kobietami, pseudo-randki w konfesjonale zamiast prawdziwego kierownictwa duchowego etc.
Jednak bezpośrednio po wyliczeniu tych zgorszeń kierował spojrzenie swych kapłanów na Najświętszy Sakrament:
Powinniśmy starać się tworzyć w naszych domach, przeoratach, szkołach i seminariach atmosferę świętości, zapału, gorliwości, miłości i wielkoduszności. Musimy dążyć do tego ideału, zachęcając do praktykowania cnót oraz usuwając źródło zgorszenia. Bez wątpienia pojawią się trudności, okazje do praktykowania z miłością, wytrwałością i stanowczością cnoty cierpliwości; trzeba upominać i korygować, nigdy nie wolno jednak okazywać tolerancji wobec gorszących zachowań – usuwając natychmiast osoby będące ich źródłem.
Wymieniał też rodzaje zgorszenia, które należy wyeliminować:
Istnieją zgorszenia wynikające ze słabości, nieroztropności i nieuwagi – są one mniej poważne. Młodych kleryków uczy się panowania nad swymi uczuciami, unikania wszelkich tkliwych gestów lub słów wobec dzieci i młodych kobiet; krótkie spojrzenie i mocny uścisk ręki są przejawem męskiej prawości. Są też zgorszenia wynikające z pychy, ducha buntu, ducha oszustwa – u osób nierozumiejących istoty posłuszeństwa. Zgorszenia te nie mogą być tolerowane przez dłuższy czas bez poważnej szkody dla wspólnoty. Na koniec są też poważne upadki moralne, które – jeśli wydają się one mniej lub bardziej akceptowane – wyzwalają reakcję łańcuchową upadków zatruwających dom, diecezję, i należy rozprawić się z nimi bezzwłocznie.
Jednak Założyciel nasz nie opowiadał nigdy o zgorszeniach, nie wskazując równocześnie lekarstw. Są nimi samokontrola, duch ofiary, praktykowanie cnót kapłańskich, Najświętsza Ofiara Mszy, współofiarowanie wraz ze Zbawicielem – Kapłanem oraz Żertwą, pomoc innych sakramentów, kierownictwo duchowe, rekolekcje i oczywiście czułe oraz głębokie nabożeństwo do Najświętszej Maryi Panny, Matki kapłanów.
Za „The Angelus”, maj 2019, tłumaczył Tomasz Maszczyk3.