Smartfony
Komunikacja, w znaczeniu przekazywania sobie informacji, pełni w życiu człowieka, będącego z natury istotą społeczną, niezwykle istotną rolę. Bez tego niemożliwa byłaby edukacja – czy to w rodzinie, czy też w społeczeństwie – i człowiek nie mógłby się rozwijać.
Jeszcze większe znaczenie ma ona dla chrześcijanina, ponieważ Jezus Chrystus pragnął, aby pomiędzy Nim a Jego wiernymi istniała jedność tak ścisła, jak w łonie samej Trójcy Przenajświętszej: „A nie tylko za nimi [apostołami] proszę, ale i za tymi, którzy przez słowo ich uwierzą we mnie; aby wszyscy byli jedno, jako ty, Ojcze, we mnie, a ja w tobie, aby i oni w nas jedno byli” (J 17, 20–21). Chodzi tu o relację i zjednoczenie z Bogiem, dzięki czemu możemy budować więzi z naszymi bliźnimi – o miłość, miłość nadprzyrodzoną, której obiektem jest tak Bóg, jak i bliźni. Bez komunikacji nie ma ani Kościoła, ani zbawienia.
Środki komunikacji
Z tego właśnie wynika fundamentalne znaczenie środków komunikacji. Używamy tego sformułowania celowo, obecnie bowiem bardzo dużo mówi się o różnego rodzaju mediach społecznościowych. Zasadniczym środkiem chrześcijańskiej komunikacji jest Eucharystia. Ludzie zawsze jednoczyli się z Bogiem poprzez ofiarę i porozumiewali między sobą poprzez udział w uczcie, a Eucharystia jest jednym i drugim: boską ofiarą i boską ucztą, poprzez które chrześcijanin jednoczy się z Bogiem oraz swymi braćmi, stając się członkiem Mistycznego Ciała, którego głową jest sam Jezus Chrystus. Eucharystia jest sakramentem jedności Kościoła, środkiem, który tworzy, buduje i umacnia ową nadprzyrodzoną społeczność. Jest znakiem niezwykle prostym, zrozumiałym dla każdego, a równocześnie najskuteczniejszym – pod postaciami chleba i winą obecne są prawdziwe Ciało i Krew Chrystusa. A dla wyjaśnienia tego znaku Bożej miłości, przez który Jezus Chrystus ofiaruje się Ojcu jako żertwa i daje się nam jako pokarm, Kościół umieszcza klejnot podwójnej konsekracji w liturgii Mszy Świętej, będącej źródłem naszego uświęcenia i całej kultury chrześcijańskiej. Prawdziwym środkiem komunikacji chrześcijańskiej jest więc Eucharystia.
Istnieją jednak środki komunikacji międzyludzkiej, w ostatnich czasach ogromnie udoskonalone, które, o ile nie używa się ich w sposób chrześcijański, mogą być słusznie określone mianem światowych. One także jednoczą ludzi w społeczność niejako powszechną, ale – możemy to tu powiedzieć – stanowiącą prawdziwy anty-Kościół, którego niewidzialną głową jest szatan. Obecnie podstawowym środkiem komunikacji jest smartfon (nazwa pochodzi z języka angielskiego, będącego sakralnym językiem doczesnej antyliturgii), sprytny mały telefon stanowiący rodzaj anty-Eucharystii, za pośrednictwem którego komunikują się ze sobą ludzie w dzisiejszym antytradycyjnym społeczeństwie. Tak jest obecnie, ponieważ być może jutro wszyscy będą już mieli w swoich mózgach czip, a na czołach liczbę 666. Jest to społeczeństwo wrogie wszelkiej tradycji, w którym wszystko zmienia się w coraz szybszym tempie.
Być może niektórzy uznają, że określenie przez nas smartfonu mianem anty-Eucharystii stanowi grubą przesadę. Czy nie zauważyliście jednak, w jaki sposób te małe urządzenia wciągają was w pułapkę i zniewalają, odciągając od modlitwy, rodziny i prawdziwej przyjaźni? Ileż to razy złośliwy dźwięk dzwonka przerywa nasze rozmowy, ile razy widzimy ludzi mówiących coś pozornie do siebie samych? Nie bez powodu nalegamy na wyłączanie telefonu przed wejściem do kościoła; jest tak dlatego, że odciąga nas on od Chrystusa. I to w stopniu o wiele większym, niż można by podejrzewać.
Rewolucja antychrześcijańska
Związek pomiędzy postępem w dziedzinie środków komunikacji a postępem rewolucji antychrześcijańskiej jest bardzo wyraźny. Proces, którego jesteśmy świadkami, rozpoczął się w XIV wieku wraz z narodzinami tzw. renesansu humanistycznego, kiedy wielu chrześcijan przestało stawiać Boga w centrum swego życia i skupiło się na sobie samych. Jest jednak niezaprzeczalnym faktem historycznym, że do narodzin tego antropocentrycznego ruchu przyczyniło się w ogromnej mierze wynalezienie papieru i prasy drukarskiej oraz, będący tego konsekwencją, spadek cen książek. Ludzie wykształceni nie chcieli już czerpać wiedzy od kapłanów i teologów; pragnęli mieć bezpośredni dostęp do źródeł mądrości: Biblii oraz pism starożytnych filozofów.
Dwa stulecia później, w XVI wieku, szeroki dostęp do przekładów Biblii na języki rodzime oraz zalew broszur różnego rodzaju samozwańczych teologów doprowadziły do tzw. reformacji protestanckiej, co byłoby niemożliwe bez znajomości technologii produkcji papieru i wynalezienia druku. To samo można powiedzieć o rewolucji francuskiej, która miała miejsce 200 lat później – w końcu XVIII wieku. Stała się ona możliwa dzięki zalewowi gazet i cienkich broszurek, które atakowały porządek chrześcijański, nie zadając już sobie nawet trudu – jak to czynili jeszcze herezjarchowie protestanccy – aby uzasadnić swoje stanowisko. Zwróćmy uwagę, iż im większe bogactwo środków komunikacji, tym większe ubóstwo przekazywanej treści.
Dwa wieki później mieliśmy II Sobór Watykański, podczas którego rewolucja modernistyczna zainfekowała samą hierarchię Kościoła. Był to w istocie sobór prasy, podczas którego ojcowie soborowi kierowali się w większym stopniu tym, co wówczas pisały dzienniki, niż głosem Ducha Świętego. Nie ulega wątpliwości, że reforma soborowa – będąca de facto skażeniem Kościoła zasadami antychrześcijańskiej rewolucji – nie byłaby możliwa bez współczesnych środków przekazu: maszyn drukarskich, codziennie wypluwających z siebie miliony egzemplarzy dzienników, radia męczącego nieustanną paplaniną oraz telewizji przyprawiającej wyobraźnię o zawrót głowy. Gazety pukały do drzwi, radio wkroczyło do domu, a telewizja zajęła miejsce przy stole w jadalni. Katolicy nie byli już w stanie myśleć.
Jednak dzisiejsze środki komunikacji są znacznie potężniejsze i nie znajdują się jedynie w domu, zagnieździły się w naszych kieszeniach! Obecnie nie tylko poprzez nasze smartfony mamy dostęp do bibliotek całego świata, ale też każdy czuje się dzięki nim powołany do bycia autorem; nie tylko można nieustannie słuchać radia, ale też zachęca się wszystkich do własnych transmisji; nie tylko możemy oglądać z otwartymi ustami różnego rodzaju programy telewizyjne, ale też stać się ich gwiazdami obserwowanymi przez innych. Zastanówmy się, jakie mogą być tego wszystkiego konsekwencje, biorąc pod uwagę, jak potężne narzędzia, pozwalające łatwo zawładnąć umysłami ludzi, ma obecnie do swej dyspozycji szatan.
Osiem obiekcji wobec smartfonów
Nas, kapłanów, nigdy nie przestaje zadziwiać, jak wiele różnych szkód mogą wyrządzić te małe, iście szatańskie urządzenia. Jesteśmy zdumieni i przestraszeni, jeśli zaś nie jesteśmy nimi przerażeni (tak jak powinniśmy), to wyłącznie dlatego, że pojawiają się one stopniowo i człowiek stopniowo się do nich przyzwyczaja. Spróbujmy więc sporządzić listę zagrożeń – niekiedy tak perwersyjnych, iż pisanie o nich jest krępujące; uważamy jednak, że naszym obowiązkiem jest powiedzieć to jasno i wyraźnie.
Zagrożenie nieczystością. Człowiek nosi obecnie w kieszeni ogromny zbiór materiałów pornograficznych, do którego dostęp może uzyskać bez konieczności stania w kolejce do kina porno albo robienia kłopotliwych zakupów u właściciela kiosku, który zarabia pieniądze na nieszczęściu innych – wystarczy tylko nacisnąć klawisz. Znajduje się więc w stałej okazji do grzechu, trzymając w ręku gotowy wybuchnąć przy każdej pokusie kanister z benzyną. Jak wielkiej cnoty potrzeba w takiej sytuacji, aby nie skończyć w płomieniach?
Zagrożenie nieskromnością. W wypadku mężczyzny pokusa dotyczy głównie tego, aby patrzeć, u kobiety zaś, aby być obserwowaną. Obserwowaną, ale niedotykaną. Ulegająca pysze młoda dziewczyna pragnie zwracać na siebie uwagę, jednak bez dawania tego do zrozumienia. Mały ekran stwarza jej idealne warunki do zaspokajania swej próżności i wyzbywania się wstydu, ponieważ pozwala jej „zarządzać” swoim wizerunkiem i daje złudzenie bezpieczeństwa. Są jeszcze tacy, których wciąż szokuje wulgarność reality shows1, nie dostrzegają jednak tego, że obecnie małe kamery rejestrują niemal wszystko, czyniąc całe społeczeństwo aktorami podobnego widowiska. Rodzice nie przejmują się w najmniejszym stopniu tym, że dzięki smartfonowi chłopak ich córki może zaglądać do jej pokoju.
Zagrożenie uwiedzeniem. Uwodziciel ma obecnie do dyspozycji idealne narzędzie, dające mu bezpośredni dostęp do jego ofiary. Młoda dziewczyna ceni się zazwyczaj na tyle, aby nie rozmawiać z nieznajomym. Kto jednak może oprzeć się pokusie przeczytaniem esemesa? Nikt nie pozwoliłby, aby jakiś obcy człowiek zbliżył się do ich córki i zaczął szeptać jej coś do ucha – telefon komórkowy mu to umożliwia. Jeszcze gorsze są wszystkie anonimowe rozmowy; anonimowość rodzi bowiem pokusę kontaktu ze zboczeńcem lub prostytutką, podobnie jak Ewa była kuszona poznaniem dobrego i złego. A owe małe urządzenia pozwalają człowiekowi wkroczyć do tych piekielnych obszarów ze złudnym przeświadczeniem, że można je w każdej chwili opuścić, jednym kliknięciem. Regularnie słyszy się jednak o przypadkach, kiedy młoda dziewczyna, niczym mysz zahipnotyzowana przez węża, wchodzi do domu swego dusiciela.
Zagrożenie chciwością. Widzimy, jak bardzo wzrasta pragnienie posiadania rzeczy materialnych. Już karta kredytowa stwarzała pokusę do nadmiernych wydatków, pokusę, której tylko niewielu było w stanie się oprzeć, w konsekwencji czego trzeba było trzymać zakupoholików w domach. Obecnie jednak nie ma potrzeby udawania się na zakupy do sklepu. Na wirtualnej witrynie w smartfonie można znaleźć dosłownie wszystko, dostępne w sprzedaży ratalnej za pomocą jednego kliknięcia. Wystarczy jedynie samo medium – smartfon. Skąd biedni tradycyjni katolicy posiadający liczne potomstwo mają wziąć pieniądze na telefon dla każdego dziecka? W przeszłości dzieci prosiły o trochę drobnych na słodycze lub karty kolekcjonerskie, obecnie proszą o smartfon.
Zagrożenie odrealnieniem. Ludzkość zawsze doświadczała konieczności odróżniania rzeczywistości od pozorów, ponieważ twarz nie zawsze odzwierciedla stan duszy, a niemal wszyscy maskują w jakiś sposób swą prawdziwą osobowość. Jak trudno jest poznać faktycznie swego własnego brata! Obecnie jednak wirtualna scena, na której występuje całe społeczeństwo, potęguje ów problem, prowadząc do autentycznego zbiorowego szaleństwa, masowego uzależnienia lub – co jeszcze gorsze – do rodzaju zbiorowego opętania. Wyrafinowane techniki tworzą iluzje, które bardzo trudno rozpoznać. Dziś nawet nasi pobożni wierni wierzą, że mają wirtualnych przyjaciół, wirtualne apostolaty, wirtualne dzieła miłosierdzia, choć rzeczywistość może być bardzo odległa od ich wyobrażeń (nie potępiamy ich tu, ale jedynie ostrzegamy). Zwróćmy uwagę na pewien smutny fakt: jesteśmy pewni, że większa część kapłanów, którzy opuścili Bractwo w ostatnich czasach, uczyniła to, gdyż dała się złapać w pułapkę iluzorycznego wirtualnego braterstwa. Jeśli dzieje się tak w naszej rodzinie kapłańskiej, dzieje się tak również z Wami, drodzy Wierni, w Waszych własnych rodzinach. Czyż tak nie jest?
Zagrożenie bezmyślnością. Widzieliśmy już, jak wraz z rozwojem środków komunikacji zanika zdolność myślenia. Kto mało czyta, wiele rozmyśla, a kto czyta wiele, rozmyśla mało (oczywiście nie mamy tu zamiaru zniechęcać do czytania dobrych książek). A jeśli litera wyczerpuje ducha, w o ileż większym stopniu czyni to film! Obecnie ma się w kieszeni tysiąc filmów, prowadzi się równocześnie tysiąc konwersacji, a nasz mózg bombarduje tysiąc wiadomości. Nie ma już ani sekundy nie tylko na kontemplację, ale nawet na myślenie. Doprowadzona do stanu wrzenia wyobraźnia tłumi właściwie wszystkie akty intelektualne. W podobny sposób dokonuje się demoniczne opętanie.
Zagrożenie upadkiem autorytetu. Są też tacy, którzy pragną rozwijać swe życie intelektualne i odkrywają różnego rodzaju wirtualne uniwersytety. Jednak „uczelnie” te, poza samą nierealnością, obciążone są również innym grzechem – pogardą dla autorytetu. Nie ma znaczenia, kto co wie, każdy ma prawo nauczać. To niczym ogromny rynek miejski, agora nowych Aten, gdzie wszyscy przynoszą swe własne mównice. Setki tysięcy mówią, a miliony słuchają (ponieważ nie ma bloga bez odwiedzających), niczego się jednak nie naucza i niczego się nie uczy, ponieważ wszelkie okruchy prawdy toną w oceanie niedorzeczności – i nikt już niczemu nie ufa.
Zagrożenie niczym nieograniczoną wolnością. Internet jest iluzorycznymi tryumfem wolności słowa. Słyszeliśmy nawet z ust pewnego kapłana: „Gazety i telewizja są kontrolowane, ale w Internecie można się swobodnie wypowiedzieć”. Cóż za iluzja! Wróg rodzaju ludzkiego potrafi wyrzec się dziesięciu, aby zdobyć milion: „Niech ten biedny tradycyjny księżulo mówi sobie, co chce; mnie wystarczy, aby tysiąc innych mówiło równocześnie za i przeciw Tradycji. Niech wszyscy idą na ateńską agorę, aby poznać prawdę!”.
Poprzestaniemy na tym, wszyscy jednak wiemy, że lista zagrożeń jest o wiele dłuższa.
Jeśli nasza sprawiedliwość nie będzie większa
Katolickie rodziny żyją obecnie w stanie pewnego rodzaju faryzejskiej hipokryzji, od której także my, kapłani, nie jesteśmy całkowicie wolni. Przywiązanie do smartfonów jest tak wielkie, a zło, jakie się z tym wiąże, natury tak wstydliwej, że o tym, co z pewnością rozpoznaje się w konfesjonale, nie wspomina się przy rodzinnym stole i trudno uleczyć z ambony. Jednak Zbawiciel ostrzega nas: „Jeśli nie będzie obfitowała sprawiedliwość wasza więcej niż doktorów zakonnych i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” (Mt 5, 20). Nie zachowujmy się jak strusie, nie zamykajmy oczu na stojące przed nami zagrożenia. Jeśli prasa utorowała drogę reformacji protestanckiej, a radio i telewizja umożliwiły rewolucję soborową, do czego doprowadzi nas obecna epoka Internetu i smartfonów? Musimy w stosowny sposób reagować.
Właściwa postawa katolików wobec świata i jego spraw nie polega na fizycznym odseparowaniu się od nich, jak w Starym Testamencie, czy też jak to czynią obecnie mennonici. Zbawiciel powiedział: „Nie proszę, żebyś ich zabrał ze świata, ale żebyś ich zachował od złego” (J 17, 15). Święci wydawali książki i broszury, a dziś będą korzystać z tych małych urządzeń, ponieważ zło nie tkwi w układach scalonych, ale w użytku, jaki się z nich robi. Chodzi o to, aby posługiwać się rzeczami tego świata z chrześcijańską cnotą, czerpiąc z nich dobro i odrzucając zło. Decyzja, aby nigdy nie używać komputera czy telefonu komórkowego, nie stanowi bynajmniej panaceum; jest jedynie środkiem, który zazwyczaj jeszcze pogarsza sytuację.
Powinniśmy przede wszystkim uznać, że mamy skłonność do zła ze względu na ranę zadaną naszej naturze przez grzech pierworodny. Praktykowanie cnót przychodzi nam z trudnością, nie należy więc propagować rozwiązań wymagających praktykowania ich w stopniu heroicznym. Musimy jednak w miarę naszych możliwości unikać okazji do grzechu, a taką okazję stwarza właśnie smartfon.
Co więc mamy czynić? Nie istnieją rady, których stosowanie byłoby roztropne w wypadku każdego z nas. Nie każdy też zdolny jest do takich samych wyrzeczeń, tak więc podawanie jakichś ogólnych zasad mogłoby przynieść skutki przeciwne do zamierzonych.
Posiadanie smartfona stwarza iluzję bezpieczeństwa, podczas gdy w rzeczywistości staje się często powodem napadów rabunkowych – tak więc nadzieję należy pokładać raczej w Aniele Stróżu, który nie jest rzeczywistością wirtualną.
Kiedy należy z nich korzystać? Dobrze jest nie mieć osobistych telefonów komórkowych, ale telefon rodzinny, po który sięga się w razie potrzeby.
Nie używajcie ich w domu, ale jedynie kiedy wychodzicie, pozostawiając je przy wejściu, podobnie jak parasol.
Blokujcie sieć wi-fi w waszych domach.
Po cóż zresztą dalej się nad tym rozwodzić; żadne tego rodzaju środki nie wystarczą, jeśli nie znienawidzi się źródła tak poważnych zagrożeń! Trzeba mówić o nim źle, sprawić, aby cieszył się należną mu reputacją, walczyć z urokiem, jaki na nas rzuca. Eucharystia albo smartfon. Pierwsze pociąga nas ku górze, drugie pogrążą w doczesności – na tym właśnie polega fundamentalna sprzeczność. Jeśli się od smartfonu nie uniezależnimy, utracimy Chrystusa Pana.
Za „The Angelus”, wrzesień 2018, tłumaczył Tomasz Maszczyk2.