Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X
św. Klemensa I, papieża i męczennika [3 kl.]
Zawsze Wierni nr 6/1996 (13)

Leszek Królikowski

Pielgrzymka do Częstochowy

Wśród przeszło stutysięcznej rzeszy pielgrzymów, jacy w tym roku przybyli przed tron Jasnogórskiej Pani, znalazła się już po raz drugi pielgrzymka Tradycji. Wyruszyła ona ze Staszowa i do Częstochowy dotarła przemierzywszy ok. 230 km. Wśród prawie 40 pątników znaleźli się przedstawiciele sześciu krajów: Rosji, Białorusi, Austrii, Niemiec, Szwajcarii i Polski. Pomimo różnorodności pochodzenia panował duch jedności w wierze, którego wyrazem była chociażby łacińska liturgia, czy też łacińskie śpiewy i modlitwy podczas marszu. Trudno byłoby wyobrazić sobie pielgrzymkę bez łaciny, liturgicznego języka Kościoła.

Pielgrzymkę rozpoczęła Msza św. śpiewana ze święta Przemienienia Pańskiego. W kazaniu ks. Stehlin nakreślił duchowy program pielgrzymki. Albowiem pielgrzymka ma służyć przemianie naszych serc. Jeśli pielgrzymuje się w duchu ofiary i modlitwy, z częstą myślą o Bogu i Najświętszej Pannie, jeśli każdy krok, każdy pielgrzymkowy trud ofiaruje się przez ręce Maryi Przenajświętszej Trójcy, to wtedy pielgrzymka stanie się istną skarbnicą łask, nie tylko dla nas samych ale także dla naszych bliskich, dla naszej Ojczyzny, dla całego Kościoła. Każdy ból, każdy pęcherz czy odcisk (a tych na tegorocznej pielgrzymce było pod dostatkiem) mogą być okazją do pokazania swej miłości do Boga.

Nawiasem mówiąc trzeba przyznać, że pogoda była łaskawa dla pielgrzymów. Pierwszy dzień pielgrzymki był zarazem pierwszym sierpniowym dniem bez deszczu, który nie niepokoił nas aż do ostatniego dnia, kiedy to w strugach zmierzaliśmy pod Jasną Górę. Słońce nie grzało na tyle mocno, by stanowić szczególne utrudnienie.

Centralnym punktem dnia była poprzedzająca śniadanie i wyjście Msza święta, najczęściej polowa. Nie licząc mszy na rozpoczęcie pielgrzymki dwukrotnie była to Msza św. śpiewana: raz w niedzielę i raz w święto św. Wawrzyńca, którego męczeńska śmierć winna być dla nas przykładem i umocnieniem w wierze. Każdą Mszę św. poprzedzały Godzinki ku czci Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Proste, ale piękne melodie bardzo spodobały się gościom z zagranicy, którzy próbowali śpiewać Godzinki razem z Polakami.

W drodze śpiewaliśmy cały różaniec (wszystkie trzy części), litanię loretańską, koronkę do Miłosierdzia Bożego oraz pieśni religijne po łacinie, polsku, niemiecku bądź rosyjsku. Niekiedy dzieliliśmy się na trzy grupy językowe, aby modlić się nieco we własnym języku, pielęgnując tradycyjne dla każdego narodu nabożeństwa.

Pielgrzymując przez polskie lasy, łąki, pola nie brakowało okazji, żeby zapoznać się z gościnnością i uprzejmością mieszkańców miejscowości, przez które przechodziliśmy i w których nocowaliśmy. Mimo, iż tylko z rzadka wiedziano o naszej pielgrzymce, przynoszono kwiaty do krzyża, częstowano nas ciastem i napojami. Mieszkańcy wsi stosunkowo licznie uczestniczyli w odprawianych przez ks. Stelina Mszach św. Widać że, wieś polska pozostaje jeszcze religijna i przywiązana do Tradycji, że nie uległa ona jeszcze takiej degeneracji, jaka ma miejsce w ośrodkach wielkomiejskich, poddanych zalewowi bezbożnej, zachodniej antykultury.

W trakcie była okazja wstąpienia do sanktuarium w Piotrkowicach oraz zwiedzenia pięknych kościołów w Szydłowie, Mokrsku i Podlesiu, a także ruiny piastowskiego zamku w Olsztynie pod Częstochową. Zwłaszcza drewniany wiejski kościółek w Podlesiu urzeka pięknem swych trzech ołtarzy. W kościele w Morsku natomiast na uwagę zasługują zachowane ślady po konsekracji kościoła (w postaci krzyży na ścianach prezbiterium), dawne prezbiterium z otworami na tabernakulum i oleje święte oraz stare malowidła ścienne przedstawiają św. Wojciecha. Dobrą lekcją może być zwiedzanie starych kościołów, które zostały wybudowane dla tradycyjnej Mszy św., kościołów, w których wszystko służy większej chwale Boga, Matki Bożej, Aniołów i Świętych. Pod wieczór, kiedy zmęczeni pielgrzymi zdążyli już się umyć i pokrzepić swe siły, ks. Stehlin głosił konferencje. Dzień kończyła modlitwa wieczorna oraz Apel Jasnogórski, którego z czasem nauczyli się co poniektórzy obcokrajowcy. Chętni, których nie było mało, włączali się też do komplety, oficjalnej modlitwy wieczornej Kościoła, którą kończyła, jak zwykle o tej porze roku przepiękna antyfona Salve Regina. Następnie rozchodzono się do namiotów, choć nie brakło i takich, co spali w śpiworze pod gołym niebem albo w stogu słomy.

Rankiem 14 sierpnia po wysłuchaniu w przydrożnej kapliczce Mszy św. pielgrzymi wyruszyli na ostatni etap. Znając inne pielgrzymki do Częstochowy spodziewaliśmy się spotkać po drodze najdziwniejsze rzeczy : od grających gitar po tańczących księży – tak jak to miało miejsce w poprzednim roku. Tym razem jednak nie spotkaliśmy po drodze żadnej pielgrzymki i dość szybko znaleźliśmy się pod murami Sanktuarium Matki Bożej. Tam w skupieniu czekaliśmy na wejście do kaplicy Cudownego Obrazu. Niestety, czekaliśmy na tyle długo, że dołączyła do nas grupa ludzi mieniąca się salezjańską pielgrzymką ewangelizacyjną. Ci ludzie nie za bardzo mięli pojęcie, o tym, czym jest pielgrzymka i po co człowiek trudzi się tyle dni, by dojść do celu, śpiewali bowiem, iż dlatego idą do Jezusa „bo on na pewno czuje bluesa”, i po to idą do Maryi, „by jej zawiesić się na szyi”. Hałasowi, krzykowi i tańcom nie było końca, a prym wiedli księża i seminarzyści. Do tańca włączyła się wnet siostra zakonna. Jeden z seminarzystów, widząc, że jest fotografowany, zaczął sie jeszcze bardziej popisywać. Zgrozę wzbudzały piosenki w stylu „Janek, Janek B., Janek Bosco – ole!”, śpiewane na melodię „Yellow submarine” Beatlesów „Janek Bosco jest fajny gość” czy też transparent „I love Janek Bosco”. Przerażajacy infantylizm i brak jakiegokolwiek szacunku dla świętości, brak choćby elementarnej kultury, co zresztą typowe dla dzisiejszych czasów.

Biedni, młodzi ludzie, którzy być może z dobrej woli wyruszyli z pielgrzymką na Jasną Górę, a dane im było spotkać takich kapłanów, którzy nie byli w stanie nie tylko wytłumaczyć czym jest pielgrzymka, ale także dać chociaż pojęcie o tym czym jest Bóg, życie wieczne, łaska uświęcająca, Kościół, sakramenty, Msza św. – słowem, pozwolić im zasmakować przynajmniej odrobiny z przebogatego skarbca religii katolickiej. No, ale cóż się dziwić, skoro sami księża, wychowani w modernistycznych seminariach duchownych, mają blade bądź mylne pojecie o katolickiej teologii. „Takie to czasy nastały, że ślepych wiodą wariaci” – jak przepowiedział jeden z bohaterów Króla Leara Szekspira. Tuż przed wejściem do samego sanktuarium „pielgrzymka” salezjańska w końcu się uspokoiła. Być może wpływ na to miał paulin, który kropił wchodzących wodą święconą. Przypuszczalnie jeszcze lepszy efekt przyniosłyby egzorcyzmy.

W kaplicy Matki Bożej panowała jednak zupełnie inna atmosfera niż na zewnątrz: skupienie, duch modlitwy, świadomość tego, że jest się w miejscu szczególnym, w miejscu świętym. Tam klęcząc przed Cudownym Obrazem Królowej Polski ofiarowaliśmy jej wszystkie nasze pielgrzymkowe intencje, podziękowaliśmy za wszystkie dobrodziejstwa roku minionego i prosiliśmy o łaski na ten rok modlitwy, nauki i pracy, kolejny rok naszej ziemskiej pielgrzymki do Nieba.

Potwierdza się też tutaj zdanie św. Wincentego a Paulo, że „Kościół nie ma gorszych nieprzyjaciół nad złych kapłanów”. Ω