Od redakcji
Pogrążeni w licznych doczesnych troskach, zarówno tych wielkich, dotyczących ogólnoświatowej polityki, jak i tych naszych zwykłych, codziennych zmaganiach, nierzadko zapominamy o tym, co najważniejsze. Codzienne doświadczenia, wciąż nowe porcje informacji zalewające naszą duszę, przykuwają uwagę, kierują ją na wciąż nowe obiekty. My natomiast, nawet jeśli staramy się wciąż na nowo kierować nasze oczy na rzeczy wieczne, to z czasem powoli, acz systematycznie, nasze spojrzenie staje się coraz bardziej nieobecne, coraz mniej skupione i bystre, tak że wraz z napływem wciąż nowych i różnorodnych wrażeń z zewnątrz coraz mniej wyraźnie dostrzegamy to, co wieczne. Niestety z czasem łatwo jest stać się, pomimo dobrej woli, swego rodzaju duchowym ślepcem – człowiekiem, który wprawdzie ma jeszcze wiarę, ba, być może nawet w dużym stopniu zajmuje się sprawami wiary i moralności, ale jest przy tym całkowicie skupiony na doczesnych troskach i problemach, zaniedbując przy tym to, co naprawdę jest najważniejsze, to unum necessarium – czyli naszą osobistą walkę duchową, naszą osobistą relację z Panem Jezusem. Taka osoba jest w bardzo niebezpiecznym stanie – może mieć wrażenie, że jest bardzo zaangażowana w sprawy wiary, przecież śledzi wszystkie najnowsze informacje o stanie Kościoła, czyta literaturę na ten temat, może nawet angażuje się w różne inicjatywy broniące wiary i moralności, no i oczywiście chodzi na Mszę trydencką. Jednocześnie jednak jej życie łaski schnie w oczach – bowiem nie traktuje go ona na poważnie. Zbyt rzadko skłania się ku kontemplacji wiecznych prawd, nie walczy stanowczo z wadami swojej duszy, nie szuka przede wszystkim tego, co nadprzyrodzone.
Taki stan duszy może sprawiać wrażenie życia – jednak w istocie jest on duchową śmiercią lub prostą drogą do niej. Jak więc się z niego wyrwać lub jak jemu zapobiec? Właśnie poprzez rekolekcje zamknięte! To one są cudownym środkiem do odświeżenia naszego spojrzenia – tak abyśmy dostrzegali nieskończoną wartość rzeczy wiecznych, znikomą wartość rzeczy doczesnych i jednocześnie, abyśmy potrafili ujrzeć jak te drugie wykorzystać w służbie tych pierwszych. Niewiele sytuacji na tej ziemi potrafi to zrobić tak skutecznie jak rekolekcje zamknięte! W odcięciu od świata, przy wyłączonym telefonie, braku internetu, człowiek pogrążony w ciszy nagle odkrywa, co to znaczy spokojnie myśleć, co to znaczy spokojnie rozmawiać na modlitwie z Bogiem. Nagle dostrzega, jak bardzo bezmyślnie pędził przez ten świat, jak szybko zapomniał o tym, co najważniejsze, jak bardzo podstępnie ten świat zdobył prawie całe jego serce.
Jakże piękną rzeczą na takich rekolekcjach są łzy żalu, które cisną się do oczu człowieka, który to wszystko dostrzegł! Mogą one zmyć tą grubą warstwę kurzu i brudu, która oblepiała dotąd jego oczy, nie pozwalając mu widzieć światła naszego słońca sprawiedliwości – Jezusa Chrystusa. W jego blasku natomiast świat wygląda zupełnie inaczej to, co dotąd wydawało się pociągające, wielkie i potężne nagle okazuje się marne, chwiejne i wątłe, a to, co dotąd wydawało się odległe i nieprzystępne, nagle okazuje się być bliskie i dostępne na wyciągnięcie ręki.
Korzystajmy często z tego wspaniałego środka do obmycia oczu naszej duszy jakim są rekolekcje zamknięte, pamiętajmy, że nie możemy sprawić sobie większego prezentu niż czas poświęcony na modlitwę, na kontemplację, w ciszy tego, co najważniejsze.