Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X
św. Klemensa I, papieża i męczennika [3 kl.]
Zawsze Wierni nr 1/2019 (200)

Wywiad z br. Klausem

Brat uczestniczył w apostolacie Bractwa w Polsce od samego początku, co się przez ten czas zmieniło? Jak Brat ocenia ten rozwój?

Na samym początku, kiedy jeszcze Msza Św. odprawiana była nieregularnie w jakiejś sali w Warszawie, było może ok. 30 wiernych.

A teraz, kiedy patrzę na rozwój apostolatu w Polsce, to naprawdę można tylko podziękować za to Matce Bożej, a w sprawie wszystkich naszych budynków – św. Józefowi, jako „ministrowi finansów” za błogosławieństwa i pomoc podczas tych 25 lat.

Jakie funkcje pełnił Brat w trakcie swojej długiej posługi w Polsce? Jakie pełni Brat teraz?

Jeszcze przed wstąpieniem do Bractwa uczyłem się stolarstwa i niezmiernie to lubię. Ale brat zakonny ma zawsze te same funkcje – służyć Panu Bogu niezależnie od zewnętrznej pracy. Jeśli chodzi o codzienną pracę, zajmowałem się zawsze sprawami budowlanymi i związanymi z tym sprawami finansowymi. Krótko mówiąc, byłem tym, który wydawał… Teraz, od kiedy mamy więcej księży, którzy odpowiadają za prace biurowe i organizacyjne, mam wreszcie więcej czasu na pracę ręczną, nie papierkową.

Czego Brat spodziewał się, przyjeżdżając do Polski?

Niczego specjalnego się nie spodziewałem. Ucieszyłem się bardzo, kiedy dostałem propozycję, aby pomagać w apostolacie w Polsce. Niektórzy mówią, że Niemcy mają często ten „Drang nach Osten”, ale chyba nie o to chodziło. Już w roku 1978 byłem zapisany na pielgrzymkę do Częstochowy, ale w ostatnim momencie nie udało się (wtedy jeszcze nie!). Potem, od roku 1990 pomagałem w różnych transportach pomocy humanitarnej dla Polaków i Białorusinów.

Przez te 25 lat miał Brat okazję poznać Polskę i Polaków. Co najbardziej Brat w nas polubił, a jakie polskie wady najbardziej Bratu doskwierają?

Hmm… może to zabrzmi dziwnie, ale naprawdę bardzo lubię „słowiańską duszę”, tę mentalność, gościnność i ciepłe serce Polaków. Lubię ich zdolności, spontaniczne i proste rozwiązania praktyczne. Lubię słowo „kombinować” (w pozytywnym znaczeniu). Szkoda, że czasami widać u niektórych brak wytrwałości…

Przez prawie cały czas Brata obecności w Polsce Bractwo zorganizowało pieszą pielgrzymkę do Częstochowy. Proszę, aby Brat opisał nam, jak wygląda ta pielgrzymka z Brata perspektywy? Jak zmieniała się ona przez lata? Może opowie nam Brat jakieś śmieszne historie z nią związane?

No tak, pielgrzymka! Wyjątkowe dni w sierpniu. Nie zawsze było lekko. Najwięcej trudności miałem przede wszystkim w pierwszych latach, kiedy słabo znałem język polski. A trzeba było wszystko zorganizować i kupować, np. żywność dla pielgrzymów. Przez małe pomyłki w wymowie dochodziło do różnych nieporozumień, np. chciałem kupić mięso mielone i dostałem owoc melon…, albo potrzebna była nowa kłódka, ale w sklepie usłyszałem: „Proszę brata, w naszym sklepie nie ma wódki!”.

Te pierwsze pielgrzymki były jednak najciekawsze, najbardziej oryginalne, trochę partyzanckie, jeśli chodzi o organizację.

Brat od wielu już lat pełni posługę jako Brat zakonny, może opowie nam Brat, jak to było z wstąpieniem do nowicjatu? Co Brata do tego skłoniło? Kiedy Brat wstąpił i z kim? Jakie funkcje pełnił Brat, zanim trafił do Polski?

Do Bractwa trafiłem przede wszystkim przez rekolekcje ignacjańskie. Ktoś mnie zabrał na nie, chociaż nie miałem pojęcia, co mnie czeka… A po tych 5 dniach było już za późno…

Najbardziej uderzyło mnie to, co jest fundamentem rekolekcji, mianowicie pytanie i odpowiedź: „Czemu jesteśmy na ziemi? – Aby kochać Pana Boga, Jemu służyć, aby przez to zdążać do Nieba”.

To rozwiązało wszystkie moje życiowe plany.

Pół roku po rekolekcjach wstąpiłem do Bractwa jako brat zakonny. Było to w roku 1978. W tym czasie otwierane było nowe seminarium i miejsca nowicjatu dla braci w Niemczech, w Bawarii. Było nas czterech postulantów, z których trzech znalazło się w nowicjacie. Po 17 latach służby, głównie w samym seminarium w funkcji stolarza, ks. Karol ukradł mnie do Polski.

Pierwsze lata apostolatu w Polsce musiały być niezwykle trudne, ale i ciekawe, może zechce Brat nam opowiedzieć kilka co ciekawszych historii z tych pionierskich lat?

Może powiem, w jakich okolicznościach znaleźliśmy teren na przeorat przy ul. Garncarskiej. Pierwsze trzy lata mieszkaliśmy w wynajmowanym domu przy ul. Żwanowieckiej, niedaleko od dzisiejszego przeoratu. Ale był to za mały budynek do prowadzenia apostolatu, więc szukaliśmy innego rozwiązania przez agencję nieruchomości. Pewnego dnia jechaliśmy z panią z tej agencji, aby zobaczyć teren do sprzedania w Międzylesiu. Prowadziła nas na puste pole obok lasu, bez żadnych mediów, żadnej infrastruktury czy normalnej ulicy w pobliżu. Żartobliwie zapytałem wtedy Ks. Karola, czy chce może sadzić ziemniaki w przyszłości. A pani wreszcie zrozumiała, o co nam chodzi, i zaprowadziła nas na ul. Garncarską, gdzie znaleźliśmy pasujący teren z domkiem, który w międzyczasie został rozbudowany ze wszystkich czterech stron i w górę. Pan Bóg zawsze działa prostymi sposobami. A co do języka, w pierwszym roku pobytu chcieliśmy kupić faks. Akurat byliśmy w Lublinie. Sprawdzaliśmy w różnych sklepach, a prawie wszędzie było napisane „komis”. Pytaliśmy, czy to dobra firma, mówiono nam: „Tak, oczywiście”. No i kupiliśmy faks z firmy „komis”. Bardzo dobrze działał. Dopiero później zorientowaliśmy się, co znaczy „komis”.

Jakie zadania w trakcie Brata posługi w naszym kraju ceni Brat szczególnie? Co sprawiło Bratu największą satysfakcję, a co okazało się najtrudniejsze?

Niewątpliwie pierwszym poważnym zadaniem było zbudowanie szkoły z kościołem, tu na Garncarskiej. W tamtym czasie było to wielkie osiągnięcie i pomoc dla naszego apostolatu, a jednocześnie wielkie wyzwanie finansowe. Ale też nie wolno zapominać, że wspaniali wierni niemało nam pomagali! Z dzisiejszego punktu widzenia zrobilibyśmy wiele rzeczy inaczej, ale, jak mówi powiedzenie… mądry Polak po szkodzie!

A najtrudniejsze sytuacje? Tego już nie pamiętam!

Czego życzyłby nam Brat na kolejne lata walki o Tradycję Katolicką w Polsce?

Niewątpliwie życzę przede wszystkim ufności do Pana Boga i Matki Najświętszej, a także ufności wobec naszych księży, mniej niepotrzebnego krytykowania wszystkiego, wytrwałości w tej walce, brania własnego życia w swoje ręce, zgodnie z Wolą Bożą. Pan Bóg nie jest skomplikowany, wystarczy Mu, że kochamy – w najprawdziwszym tego słowa znaczeniu!