Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X
św. Franciszka Ksawerego, wyznawcy [3 kl.]
Zawsze Wierni nr 2/2018 (195)

Ernest Hello

Sztuka

Stając wobec myśli, które wypełniły moje życie i doszły we mnie do zlania się, do zestrzelenia w jedno, do jedności, pragnąłbym móc wszystko wypowiedzieć w jednym słowie. Jednakże sztuka, zstępując między nas, poddaje się prawu następstwa w czasie i przestrzeni; rozdziela się na składniki; dopuszcza pojęcia: przedtem, potem; obleka różne kształty. Mówiąc zatem o niej, musimy ulec tej samej konieczności, wejść w te same harmonie.

Sztuka jest wyrazem zmysłowym piękna. Jest ona w porządku przyrodzonym objawem ideału. Jakim sposobem zdoła ona go urzeczywistnić na tej naszej ziemi wygnania? Czas i przestrzeń strzegą granic tego świata i opanowują wszystko, co chce przeniknąć do jego dziedziny. Nic im nie ujdzie. To też sztuka musi bez pogwałcenia swej jedności przygasić nieskończone promienie swych blasków, aby je przystosować do szczególnych warunków bytu ludzkiego. Pierwszym jej czynem będzie ustępstwo i ofiara. Widzieliśmy gdzie indziej, że ofiara stanowi istotę słowa; dźwięk rodzi się, aby umierać; posiada się na to tylko, aby się oddawać. Sztuka poddaje się podziałowi, aby się objawić. Zmuszona uznać władzę czasu i przestrzeni, ucieka się do ich pomocy, by wśród nich zachować swe piękno. Czas użycza jej słowa, przestrzeń użycza jej światła. Światło i słowo pozostają na usługach sztuki. Arytmetyka wyraża prawa czasu, geometria prawa przestrzeni. Arytmetyka w świecie sztuki wydaje poezję i muzykę, sługi idei w dziedzinie czasu. Czas określa im miarę, a miarą tą jest rytm. Geometria rzuca w świat idealny budownictwo, rzeźbę i malarstwo: sługi idei w dziedzinie przestrzeni; przestrzeń określa ich proporcje.

Rzekliśmy wyżej, że formy sztuki, które uprzedmiotowiają myśl w zjawiskach czasu, mają na usługi słowo. Formy sztuki, które uprzedmiotowiają myśl w zjawiskach przestrzeni, mają na usługi światło. Słowo i światło uderzają mnie swym ukrytym podobieństwem. Słowo jest odblaskiem świata niewidzialnego, światło jest odblaskiem świata widzialnego. Przez słowo stworzenie całe staje się światłem dla naszego ducha, ukazuje swe wspaniałości naszej inteligencji. Przez światło stworzenie całe staje się słowem dla naszych oczu, opowiada im chwałę Stwórcy. Niebiosa pozbawione światła, byłyby nieme, podobnie jak byłby niemy człowiek, pozbawiony słowa. Słowo ludzkie daje poznać wspaniałość stworzenia, objawionego przez światło. Przez słowo i przez światło świat widzialny i świat niewidzialny łączą się, wzajemnie sobie chwałę oddając. Przemawiają one i śpiewają hymn chwalebny, opiewają swą miłość w rozradowaniu swej piękności. Słowo i światło tych samych mają przyjaciół i tych samych wrogów. Światło ukazuje świat widzialny podziwiającej go myśli ludzkiej, słowo oddaje świat niewidzialny na usługi myśli ludzkiej. Oba nieważkie są i tajemnicze. Oba należą do każdego i do wszystkich, bez podziału i ubytku. Oba dotykają ciał najbardziej pługowych i przenikają je, zachowując czystość swych promieni. Oba odbijają się wedle tych samych praw: słowo powraca echem, światło odbija się w zwierciadle. Niechaj światło przeniknie kroplę wody, a uczyni z niej perłę. Niechaj słowo przeniknie martwą inteligencję, a Bóg wie, jakie blaski w niej obudzi.

Człowiek, władca słowa, wrażliwy jest na piękno światła. Światło jest symbolem tak wyraźnym, że nazwa jego stosowana bywa równie często do światła widzialnego, jak i do światła niewidzialnego. Gdy artysta tworzy, w chwili stanowczej, w chwili tej cudnej, kiedy wyraża pomyślaną przez siebie piękność, czuje się przenikniętym przez światło, niewidzialne światło, rozgrzewające i ożywcze, od którego otrzymuje dar słowa. Przepełniony swą myślą, owładnięty przez typ, który stwarza, czuje on, że coś w nim się porusza. To słowa, pełne świateł i żaru, które rodzą się w jego duchu. Przybierają one kształt jego myśli, upiększają się jej pięknością, stroją się w jej blaski. Myśl jest tak piękna, gdy objawia się artyście w swej nieurzeczywistnionej jeszcze jedności i całości, gdy artysta nie zbrukał jeszcze rąk różnorodną materią, zawsze niewystarczającą, niegodną, a jednak nieodzowną do spełnienia jego zamiarów! Pisarz, malarz, lub rzeźbiarz, skoro ujmie drżącą dłonią narzędzie, mające urzeczywistnić myśl jego, wsłuchuje się w nią, oddaje się jej na usługi, pracuje, ogląda swe dzieło i widzi jego niedoskonałość. Nie zdołał bowiem urzeczywistnić swego ideału. Ideał domaga się czegoś więcej, a artysta nie mając już nic do dania, z rękami próżnymi płacze i błaga o przebaczenie. Poniżył swą myśl, aby jej kształt nadać. Nakreślił jej granice. Wyrzekł się bezmiarów, wśród których ją oglądał. Uczynił zamach na swój ideał.

Wschodzące słońce jest tryumfem światła. Stworzenie całe ukazuje się. Pozwólcie światłu działać i patrzcie! Ta wspaniałość jest tajemniczym, symbolicznym odbłyskiem jakiejś harmonii niewidzialnej i duchownej, która barwom pozwala się odtworzyć symbolicznie. Wschód słońca podobny jest do stworzenia świata, jest niejako jego obrazem! Czyż nie przypomina on cudownie wschodu słońca w duszy artysty? Czasem północ panuje w duszy; o tej godzinie człowiek nic zdziałać nie może. Ale oto nagle myśl mu zabłyśnie: to słowo wschodzące. Myśl była dotąd utajona, teraz staje się świetlana. Była ona, ale jakby nie istniała dla człowieka; teraz dochodzi do świadomości i do blasku swej prawdy; czuje, że żyje, bo przemówiła. Słowo, jak światło słoneczne, wolno wstępuje na widnokrąg. Naprzód świta, potem jaśnieje blaskiem dnia. Jak przy wschodzie słońca zwierzęta drapieżne chowają się w swych norach, podobnie namiętności kryją się zawstydzone, skoro słowo powstanie, rozjaśni i zaleje światłem duszę ludzką. Następnie chmurka przyćmiewa słowo w duszy, jak światło słoneczne na niebie, ale dla obu igraszką jest zwalczenie tej drobnej przeszkody. Wahają się i krążą w grze barw różnorodnych, które zdobią niebo i ziemię blaskami coraz bardziej urozmaiconymi, coraz obfitszymi, coraz bogatszymi. Wreszcie czyni się dzień zupełny i upał nastaje. Oracz pługiem rozdziera łono ziemi, i ziemia wystawiona na działanie niebios wydaje swój owoc.

Rozważmy wreszcie wspaniałość harmonii. Mówimy: ta melodia jest piękna, a w owym znów obrazie ta figura jest piękna. Harmonia, która jest pięknością słowa, ma swą podstawę w rytmie, to jest w liczbie. Piękność, która jest harmonią formy i blaskiem sztuki, wystawionej na światło, podobnie jak harmonia dźwięków, ma w liczbie również swą zasadę. Artysta godny tego imienia dostarcza powietrza duszy ludzkiej. Sztuka w pewnej mierze i w pewnych chwilach jest siłą rozrywającą sklepienie podziemia, w którem się dusimy. Jakąż posługuje się ona dźwignią? Słowo, ton muzyczny – jakże słabe środki! Trochę powietrza, wprawionego w ruch. O wy ulotne tony i zgłoski unoszone tchnieniem wiatru, potęgi niewidzialne, jakże wydajecie się bezsilne! A jednak ziemię poruszacie i niebiosa was słuchają. W chwilach uroczystych, gdy się wami przejmujemy, dusza wchłania powietrze, oddycha całą swą istotą i osiąga świadomość siebie. I mówi: – Tak, Boże mój, jestem wielka, a jednak zapomniałam o tym. – Przez was dusza ludzka zaznaje przedsmaku swego wyzwolenia. Zdumiewa się nad swoim zwykłem zapomnieniem, zdumiewa się, że nie pamięta zawsze o tym, co jej w tej chwili przychodzi na pamięć. Światło chwilowe odkrywa jej głębie otaczających ją zazwyczaj ciemności. Zbudzona nagle pojmuje całą piękność swego przebudzenia, a jeśli wspomina sen, w którym była pogrążona, to dlatego tylko, aby mu się dziwić. Dziwi się, iż mogła tak dalece zapomnieć o wiekuiście pięknych prototypach, aby się pogrążyć w szpetnej i przemijającej przypadkowości. Drzwi ciężkie i grube, drzwi naszego więzienia zasłaniają nam wielką miłość naszą; niekiedy tracimy nawet wspomnienie o niej. Ale oto nagle okazuje się widnokrąg: rozległy, głęboki, daleki, rozjaśniony błyskawicami, płonący ogniem. Oto unoszona przez słowo i światło, unoszona na skrzyżowanych skrzydłach tych dwóch orłów sztuka tędy przeleciała i obaliła ściany naszego więzienia! Ściany roztworzyły się na chwilę, rozerwane przez nieugiętą potęgę, przez dym kadzidła – jako chmura rozerwana piorunem.

Za: Ernest Hello, Studia i szkice, wybrał i przełożył Walery Gostomski, Lwów 1912, ss. 114–119. Pisownię uwspółcześniono.