Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X
św. Klemensa I, papieża i męczennika [3 kl.]
Zawsze Wierni nr 4/2017 (191)

Alicja Święcicka

Wizjonerki z Gietrzwałdu

Justyna Augusta Szafryńska

Pierwsza wizjonerka, która dostąpiła łaski widzenia Maryi, urodziła się 31 marca 1864 roku, a trzy dni później (3 IV) została ochrzczona w kościele parafialnym w Gietrzwałdzie. Była córką młynarza Wilhelma z Woryt i Anny Schlonga. Po śmierci ojca matka ponownie wyszła za mąż za Macieja Gramscha i zamieszkała z mężem i dziećmi w Nowym Młynie. Justyna była spokrewniona z Barbarą Samulowską, dlatego dziewczynki często się spotykały. Z ponownego małżeństwa urodziły się jeszcze dwie dziewczynki – Anna i Barbara.

Justyna chodziła do szkoły podstawowej w Gietrzwałdzie, a później w Worytach. Jej rodzina była uboga, ale szlachetna i głęboko religijna, ciesząca się szacunkiem. Dziewczynka była ponadto skromna, małomówna, szczera. Była lubiana przez rówieśników i dorosłych.

Justyna miała trudności z nauką, nawet z przygotowaniem do pierwszej spowiedzi i Komunii Świętej, którą przyjęła z opóźnieniem. Matka Justyny – Anna Szafryńska-Gramsch – mówiła o córce, że nie wyróżniała się wśród rówieśników, czasami bywając nieposłuszną. Do kościoła chodziła z radością. Bardzo lubiła nabożeństwa majowe, uczestnicząc w nich w kościele parafialnym w Gietrzwałdzie albo w pobliskiej kapliczce w Nowym Młynie.

Po 16 września 1877 roku wraz z Barbarą Samulowską została umieszczona u Sióstr Miłosierdzia w Lidzbarku Warmińskim. Po pewnym czasie dziewczęta opuściły Lidzbark i udały się wraz z siostrami do Chełmna. W 1883 roku Justyna Szafryńska i Barbara Samulowska wstąpiły do Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia w Chełmnie. Tutaj otrzymały pierwszą formację duchowości zgromadzenia. Gdy seminarium zostało zamknięte, wyjechały do Paryża do macierzystego domu Zgromadzenia przy ulicy du Bac 140. Jego kaplica była wyjątkowym miejscem.

Szafryńska została przyjęta 13 stycznia 1878 roku i od razu przypisana do zakładu dla sierot. Nie było jej łatwo, mimo łagodnego i troskliwego traktowania. Była pilną uczennicą i robiła postępy w nauce. Brakowało jej jednak ogłady i pokory. Gdy ukończyła 14. rok życia, została oddzielona od sierot i normalnego toku nauki i skierowana do prac domowych. Oprócz tego uczyła się robót ręcznych i uczęszczała na lekcje religii. Pod względem fizycznym była słaba i wymagała opieki. Pouczenia i upomnienia przyjmowała z dziecięcą pokorą. Różaniec odmawiała codziennie. Sama groźba, że za karę nie będzie mogła brać udziału w nabożeństwie, łamała od razu wszelki jej upór. Sakramenty przyjmowała co dwa tygodnie, czasem rzadziej, gdyż to zależało od jej postępowania. 31 maja została przyjęta jako aspirantka do Stowarzyszenia Dzieci Maryi. Z własnej woli podejmowała drobne umartwiania, mówiąc, że czyni to z miłości do Najświętszej Maryi Panny. Pierwsze śluby złożyła 2 lutego 1889 roku. Z nieznanych jednak przyczyn w 1897 roku wystąpiła ze Zgromadzenia w Paryżu. Informacje o dalszym losie Justyny Szafryńskiej przekazywała księdzu dyrektorowi Janowi Jonaczykowi siostra Helena Nowak. Informacje o tym pochodzą od siostry Józefy Bilitewskiej, córki Elżbiety Bilitewskiej, wizjonerki z Gietrzwałdu i kuzynki Szafryńskiej.

Siostra Józefa (od której pochodzą informacje na temat losów Justyny Szafryńskiej) wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia i w latach 1913–1920 pełniła posługę siostry służebnej w Środzie Wielkopolskiej. Z korespondencji z Justyną Szafryńską wynika, że wizjonerka ubolewała, że wystąpiła ze zgromadzenia, ponieważ nie była szczęśliwa w małżeństwie. Żyła w nędzy, gdyż prosiła o pomoc materialną siostrę Józefę. Nieznana jest data jej śmierci.

Przy wyborze służby zakonnej Justyna kierowała się sytuacją, w jakiej się znalazła. Jednak ta dziewczyna nie umiała wypełnić powołania do bycia siostrą zakonną, co doskonale udało się jej kuzynce Barbarze Samulowskiej. O jej zagubieniu świadczy wystąpienie ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia w 1897 roku. W wieku 33 lat nastąpił u niej moment przełomowy: zaczęła szukać swego powołania w życiu i myślała, że odnajdzie je poza zakonem.

Wstępując w związek małżeński, miała nadzieję, że jest to jej droga szczęścia. Z listów do siostry Józefy Bilitewskiej wynika, że i tam nie znalazła swojego spełnienia. Do tej pory nie udało się ustalić daty jej śmierci ani okoliczności, w jakich zmarła. Można mieć nadzieję, że Maryja, która w Gietrzwałdzie zapewniła lud słowami: „Nie smućcie się, Ja zawsze będę z wami”, była z nią do końca, a Jej widok zapamiętany z dzieciństwa osładzał smutne chwile.

15 września 1877 roku, w dodatkowym, nieoczekiwanym objawieniu, Maryja w blasku chwały, w otoczeniu licznych aniołów powiedziała dziewczynkom, że „powinny iść do klasztoru”. Justyna wypełniła to polecenie, ale ten wybór najwyraźniej ją przerósł i ulegając ludzkiej słabości i ciekawości, chciała spróbować czegoś innego. Jak się okazało, nie był to dobry wybór. Druga wizjonerka, Barbara Samulowska spełniła życzenie Maryi i życie jej potoczyło się inaczej.

Barbara Samulowska

Barbara Samulowska jest jednym z największych „owoców” gietrzwałdzkich objawień. Była darem dla Kościoła, szczególnie dla ubogich i chorych.

Urodziła się 21 stycznia 1865 roku w Worytach jako córka Józefa Samulowskiego i Karoliny z Barczewskich. Została ochrzczona następnego dnia po urodzeniu, a rodzicami chrzestnymi byli Andrzej Barczewski i Gertruda Górska, obydwoje z Woryt. Miała dwóch starszych braci, Józefa i Jana. Rodzina Samulowskich posiadała domek i mały ogródek. Rodzice, by zapewnić dzieciom utrzymanie, pracowali u gospodarzy. Byli bardzo religijni, dbali o patriotyczne wychowanie i kształcenie dzieci.

Matka Barbary powiedziała o córce: „Była zawsze potulna, serdeczna, grzeczna. Jeśli rodzice modlili się i odprawiali nowenny w różnych intencjach, za Ojca Świętego, za proboszcza, za chorych itd. Barbara chętnie i głośno się modliła. Od 10 roku jest przyjęta do Komunii Świętej. W szkole na ogół uczyła się dobrze i łatwo”. Duchowość jej kształtowała modlitwa. Mając uzdolnienia językowe, opanowała niemiecki, francuski i hiszpański. Z Justyną Szafryńską trafiła do Sióstr Miłosierdzia w Lidzbarku, a podstawowe wykształcenie uzupełniła dzięki siostrom miłosierdzia w Pelplinie.

Ksiądz biskup Jaschke w sprawozdaniu po wizytacji, przesłanym biskupowi warmińskiemu, wyraża interesującą opinię: Barbara Samulowska obecna w zakładzie dla dziewcząt kontynuuje kształcenie począwszy od 1878 roku. Uczy się religii, języka polskiego, matematyki i niemieckiego. Jest zdolna i ogromnie pilna. Robi duże postępy w nauce. Jej postawa moralna, uprzejmość, posłuszeństwo, kontakty z koleżankami zostały wysoko ocenione przez biskupa. Podobną opinię o Barbarze wydała wizytatorka sióstr miłosierdzia prowincji chełmińskiej – siostra Balbina Hanke.

19 stycznia 1884 roku Barbara Samulowska przyjechała do Paryża i rozpoczęła nowicjat w domu zgromadzenia przy ulicy du Bac. Przybyła, by przygotować się do życia we wspólnocie i do pracy misyjnej. Po skończeniu rocznego pobytu Samulowska rozpoczyna pracę w żłobku przy ulicy Mare. Dnia 2 lutego 1889 roku składa śluby w Zgromadzeniu Sióstr Miłosierdzia. Siostry z nią pracujące podziwiają jej gorliwość w służbie Bożej, pracy wśród dzieci, uprzejmość i grzeczność. Siostra Teresa Recanier w liście do rodziny pisze o Samulowskiej: „Wyczułam, że ta dusza żyje tylko i wyłącznie Bogiem i silna miłość do Najświętszej Dziewicy przenika każdy czyn siostry Barbary. Dlatego wywiera bardzo korzystny wpływ na wszystkich, którzy mieli z nią styczność”. W Paryżu pozostaje do 1895 roku.

Niebawem siostra Samulowska wyjeżdża do Gwatemali. Zostaje dyrektorką seminarium Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia. Jako wychowawczyni stara się wpajać w młode kandydatki ducha ewangelicznej miłości, gorliwości apostolskiej oraz gorącej miłości do Najświętszej Dziewicy. Powtarza często: „Kochajmy Ją, pokładajmy w Niej całą naszą ufność. Ona nas uchroni i przez całe życie będzie się nami opiekować”.

W 1907 roku zostaje wysłana jako służebna do szpitala w Antiqua. Bezpośrednią przyczyną zmiany miejsca pracy był zły stan zdrowia i konieczność zmiany klimatu. Szpital, którego kierownictwo objęła, miał ogromne braki. Był stary i ubogi. Dzięki swej roztropności i poświęceniu zyskała uznanie wszystkich. Dyrektor szpitala powiedział o niej, że „naprawdę wygraliśmy wielki los przez jej obecność w szpitalu”. Kochała ubogich, często obdarowywała ich najlepszymi owocami, przygotowywała dla nich paczki z odzieżą. Pomagała ubogim pracownikom i studentom medycyny w ukończeniu studiów. Realizowała program czynnej miłości bliźniego.

W czasie pobytu w Antiqua zachorowała na febrę. Po powrocie do zdrowia została skierowana do szpitala głównego w Gwatemali jako przełożona i rozpoczęła nowy okres swojego życia. W noc Bożego Narodzenia w 1917 roku Gwatemalę nawiedziło trzęsienie ziemi, które zmieniło w ruinę połowę miasta i część szpitala. Siostra Stanisława (imię zakonne Barbary Samulowskiej) natychmiast organizuje pomoc dla chorych, pozbawionych dachu nad głową. Drugie, jeszcze silniejsze trzęsienie ziemi (z 3 stycznia 1918 roku) zmieniło w gruzy całe miasto i szpital. Siostra Samulowska organizuje budowę baraków, by zapewnić chorym schronienie oraz przyczynia się znacznie do wzmocnienia i ożywienia kultu ukrzyżowanego Zbawiciela. Pomocą był znajdujący się w kaplicy szpitalnej naturalnej wielkości wizerunek Chrystusa ukrzyżowanego, czczony przez wiernych jako „cudowny Jezus miłosierny”.

Siostra wybudowała drewnianą kaplicę, w której codziennie odprawiano Mszę świętą, później z ofiar wiernych wzniesiono piękną bazylikę, która stała się miejscem licznych pielgrzymek. W 1919 r. zostaje asystentką prowincji, nie rezygnując z funkcji przełożonej szpitala głównego. Oprócz troski o szpital pomaga siostrze wizytatorce i troszczy się o formację duchową i zawodową sióstr. Gdy w 1920 roku w Gwatemali wybuchła wojna domowa, w szpitalu zaczyna brakować nawet wody. Siostry opiekują się rannymi.

W 1923 roku siostra Stanisława przebywa w Paryżu, skąd zostaje wysłana do Chełmna jako towarzyszka chorej siostry. O przyjeździe (12 czerwca) powiadamia rodzinę. 2 lutego 1934 roku obchodzi złoty jubileusz powołania. Otrzymuje wówczas od personelu szpitala laurkę z dedykacją: „Lekarze chirurdzy siostrze Stanisławie jako hołd miłości i szacunku w uroczystość złotego jubileuszu ślubów zakonnych”. Laurkę zdobiła postać Niepokalanej Dziewicy oraz pieczęć zgromadzenia z napisem: „Miłość Chrystusa Ukrzyżowanego ponagla mnie”. Pod herbem umieszczono dwie wstęgi, biało-niebieską i biało-czerwoną, gdyż siostra Stanisława zawsze podkreślała, że jest Polką. Przyjmując to imię przyznawała się do polskości, równocześnie oddając hołd świętemu Stanisławowi Kostce, czcicielowi Matki Bożej i patronie młodzieży.

Z niepokojem o losy kraju i rodziny przeżywa pierwszą wojnę światową. Tę troskę widać w liście napisanym do brata w Worytach. Siostra nigdy nie obnosiła się z tak wielkim zaszczytem, jaki został jej dany w dzieciństwie. Nie tolerowała zainteresowania swoją osobą. Ceniła codzienność życia i pracy w szpitalu oraz klasztorze. Powiedziała jedynie, że „Matka Boża jest niewysłowioną pięknością” .

W Gwatemali zainicjowała odprawianie nabożeństwa majowego, w którym lubiła uczestniczyć. W listach do rodziny pisała, że jest szczęśliwa, pomagając i pielęgnując chorych.

Na skutek dekretu Stolicy Apostolskiej opuszcza szpital główny i obejmuje kierownictwo sierocińca. W nowym środowisku pracy wykazuje ogromną troskę o niemowlęta, otacza je szacunkiem i miłością. W gronie dzieci czuje się szczęśliwa, potrzebna. Jest przekonana, że służy Jezusowi, który szczególnie ukochał dzieci. W 1940 roku siostra Stanisława powraca do szpitala głównego. Był to najtrudniejszy okres w jej życiu. Zmiana burmistrza i administracji szpitala przyczynia się do ostrego konfliktu. Siostry stawia się pod ciągłą presją roszczeń, podejrzeń i oszczerstw. Szkołę pielęgniarską zamieniono na świecką. Aby siostry nadal mogły pracować w szpitalu, posyła je do szkoły świeckiej celem otrzymania dyplomów państwowych. Z listów, które pisała do rodziny wynika, że dbała o chrześcijańskie wychowania dzieci. Polecała, aby uczono je języka polskiego. W 1950 roku ciężko zachorowała.

List z 23 kwietnia 1950 roku to ostatni napisany do rodziny przez nią samodzielnie. Zmarła 6 grudnia 1950 roku w szpitalu głównym w Gwatemali, mając 85 lat, po 54 latach pracy misyjnej. Poszła na spotkanie Tej, którą tyle razy widziała w Gietrzwałdzie.

Wierna córka duchowa świętego Wincentego a Paulo, pod koniec życia jak męczennica, mimo ogromnego bólu, który powodował nowotwór, nie przyjmowała żadnych środków przeciwbólowych. Wszystkie cierpienia przyjmowała z pokorą, a gdy ból był już nie do wytrzymania, modliła się szeptem: „Jezu, mój maleńki Jezu”, a łzy płynęły jej po twarzy zaatakowanej przez nowotwór. Prasa w Gwatemali zamieściła taką informację o jej śmierci: „Siostra Samulowska narodowości polskiej, będąc dzieckiem widziała Najświętszą Dziewicę. Siostra Lannes tak mówi o niej: Podczas lat, które przeżyłam blisko niej, uświadomiłam sobie, że jej dusza żyła tylko dla Boga, że jej miłość do Najświętszej Dziewicy inspirowała wszystkie jej dzieła i całą działalność. W 1919 roku została mianowana asystentką prowincji. Umieszczona w hospicjum, potem powróciła do głównego szpitala, gdzie spędziła ostatnie lata swojego życia. Wśród licznych doświadczeń przyjmowanych ze świętą obojętnością, pobożna dusza siostry Stanisławy nie niepokoiła się w takiej sytuacji. Nasz Pan dopuścił ją do uczestnictwa w swoim krzyżu przez nieuleczalną chorobę raka, która zabrała jej duszę do nieba w 1950 roku”.

Nabożeństwo pogrzebowe odbyło się w kaplicy. Siostra Maria mówiła: „Wraz z jej śmiercią straciłyśmy czułą matkę”. Na pogrzeb przybyło bardzo dużo osób.

Siostra Stanisława życie poświęciła Bogu. Była to służba pełna szczęścia i radości. Wypełniła do końca swoją misję na ziemi. Gdziekolwiek się znalazła, kochała Maryję i w sercach innych zaszczepiała miłość do Tej, którą zwała „najcudowniejszą z matek”. Swoje listy zawsze kończyła maryjnym akcentem. Świadectwo jej życia jest wzorem służby Bogu i bliźnim. Powołanie odnalazła w wiernym pełnieniu woli Bożej. W każdym człowieku widziała brata, okazując mu bezinteresowną miłość i pomoc w potrzebie. Jedna z sióstr napisała na jej temat: „Każdy moment spędzony z nią był dla nas świętem, największą radością był dla nas czas, jaki nam poświęcała. Wszystko w niej było dobrocią, pokorą i prostotą […]. Wierzę, że ona jest świętą i powinniśmy prosić za jej przyczyną. Nas postulantki zachęcała, abyśmy jej mówiły o naszym służeniu chorym. Chciała, abyśmy dzieliły się z nią naszymi przeżyciami. Zachęcała nas słowami: «Mówcie mi wszystko» i zawsze kończyła: «Kochajcie bardzo Boga, a jeżeli Go kochacie, to wasze służenie będzie każdego dnia lepsze; od waszej miłości zależy wasze służenie, będziecie kochały swoje powołanie»”.

„Była szczęśliwa, gdy na nas patrzyła. Często powtarzała: «Bóg będzie dla was wynagrodzeniem, jeżeli wszystko czynicie dla Niego»”. Jej świętość została dostrzeżona, gdy dokonano zaprzysiężenia trybunału beatyfikacyjnego, 2 lutego 2005 roku w gietrzwałdzkiej bazylice. Trybunał złożony jest z dwóch komisji: teologicznej i historycznej. Już 10 lutego przedstawiciele trybunału udali się do Gwatemali, by zebrać wiadomości i dokumenty o heroiczności cnót siostry Barbary Samulowskiej, która spędziła tam ponad pół wieku. Obecnie żyje tam kilkadziesiąt sióstr, które pamiętają siostrę Stanisławę.

Promotorem sprawiedliwości został ksiądz Tadeusz Marcinkowski. Do jego zadań należało zadawanie pytań świadkom naocznym lub ze słyszenia oraz czuwanie nad prawem kanonizacyjnym. Pytania dotyczyły życia, działalności i śmierci służebnicy Bożej. Postulatorem procesu został ksiądz Kazimierz Brzozowski, były kustosz sanktuarium gietrzwałdzkiego. Aktualnie siostrze Barbarze Samulowskiej przysługuje tytuł „Służebnicy Bożej”. Komisja ta przesłuchała kilkudziesięciu świadków. Zebrano bogate materiały: listy, zapiski, metryki i zeznania świadków; całość liczy ok. 2 tys. stron. W dniu 8 września 2006 roku zostało zakończone dochodzenie diecezjalne. Akta procesu przesłano do Kongregacji do spraw Świętych w Rzymie. Warmia czeka na beatyfikację i na nowo przypomina całemu światu treści objawień gietrzwałdzkich.

Wielkie wyróżnienie przez Boga gietrzwałdzkiej wioski dowodzi, że On zawsze nagradza za wierność i oddanie, błogosławiąc i udzielając łask swojemu ludowi. Rodziny Justyny Szafryńskiej i Barbary Samulowskiej są przykładem tego, że mimo trudnych warunków materialnych warto pokładać ufność w Bogu, szanując Jego prawo i pilnie spełniając praktyki religijne. Dzięki temu m.in. zasłużyły na tak wielki zaszczyt, jako że Matka Boża wybrała je na powierników orędzia swojego Syna.

Artykuł jest fragmentem pracy doktorskiej pt. Objawienia gietrzwałdzkie a współczesne objawienia maryjne, obronionej w 2017 r. na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Z tekstu usunięto przypisy.