Rozważania „antyekumeniczne” dla papieża
Czego się spodziewamy i czym się kierujemy, kiedy nawet nie próbujemy głosić Chrystusa tym, którzy Go nie znają? Czyż nie jest nieprawością nakładać prawdzie pęta? [...] Będziemyż czekać, aż wiara spadnie im z nieba?
Przytoczone słowa pochodzą z traktatu O rozważaniu św. Bernarda z Clairvaux, napisanego w latach 1148–1153 na prośbę byłego ucznia, który jako papież przyjął imię Eugeniusz III. Poniższy tekst będzie oparty na fragmencie tego dzieła – dzieła szczególnego ze względu na autorstwo, ale również tematykę.
Święty Bernard rozpoczyna część tekstu poświęconą tematyce „antyekumenicznej” (nie stosując oczywiście tego pojęcia) rozważaniem „o rzeczach poddanych papieżowi”. Określenie obszaru władzy papieskiej jest dość jasne: „Trzeba by wyjść poza granice naszego świata, aby znaleźć coś, co nie podlega twojej władzy”. Za tym stanem rzeczy idą konkretne konsekwencje: „Twoim poprzednikom – apostołom – polecono zdobyć cały świat, a nie tylko pewne jego regiony. Powiedziano im: «Idźcie na cały świat»” (Mk 16, 15). Następnie św. Bernard mówi o sposobie zdobywania świata przez apostołów: „Sprzedali więc szaty i kupili sobie miecze (por. Łk 22, 36), to znaczy słowa ogniste i tchnienie mocy, które jest orężem Najwyższego”. Ten sposób walki prowadził do zwycięstwa: „Zaiste: na wszystką ziemię wyszedł głos ich i na krańce okręgu ziemi słowa ich (Ps 18, 4). Dokądkolwiek dotarły te słowa, wzniecały ogień – ten ogień, który zesłał Pan na ziemię (por. Łk 12, 49). Ci to wytrwali rycerze padali w boju, ale nie ulegali; ich śmierć zamieniała się w triumf. Bardzo się umocniło ich panowanie; ustanowieni zostali książętami nad wszystką ziemią (por. Ps 138, 17; 44, 17)”.
Papież jest ich „następcą i spadkobiercą”, św. Bernard mówi więc do papieża: „świat jest twoim dziedzictwem”. Trzeba jednak papieżowi spokojnie rozważyć, w jakiej mierze świat do niego należy.
Papież nie jest właścicielem świata, lecz jego zarządcą. Uzurpując sobie prawo własności świata, sprzeciwiłby się słowom: „Mój jest świat i to, co go napełnia” (Ps 49, 12). Czytamy: „Tylko Chrystus jest jedynym władcą, czy to jako Stwórca, czy przez zasługi odkupienia, czy wreszcie – z daru Ojca”. Jaka więc z tego wynika rola dla papieża? Wyrażają ją słowa: „Zostaw Mu więc posiadanie dziedzictwa, a dla siebie zatrzymaj troskę o nie. Taka jest twoja część; po nic więcej nie wyciągaj ręki”.
Na wypadek wątpliwości autor porównuje zadania papieża do funkcji dzierżawcy czy wychowawcy panicza: „Dzierżawca nie jest panem majątku, jak wychowawca nie jest panem ucznia. Podobnie ciebie postawiono, abyś się opiekował, czuwał, ochraniał i strzegł. Twoim obowiązkiem jest być pożytecznym rządcą, jak ów sługa dobry i roztropny, którego pan ustanowił nad rodziną swoją (por. Mt 24, 45)”. Władzę papieską ogranicza fakt, że jest on człowiekiem: „Sam będąc człowiekiem, nie chciej panować nad ludźmi – aby nad tobą nie zapanowała wszelka niesprawiedliwość [...]. Choćbyś przypisywał sobie bardzo wiele, to jednak, jeśli nie uległeś złudzeniu, nie możesz mniemać, żeś otrzymał więcej niż wielcy apostołowie”.
Następnie św. Bernard przypomina słowa św. Pawła: „Jestem dłużnikiem mądrych i niemądrych” (Rz 1, 14). Komentując je stwierdza, iż „niemiła nazwa dłużnik wskazuje raczej na sługę niż na pana [...]. Jeśli więc stwierdzasz, że nie jesteś panem, lecz dłużnikiem mądrych i niemądrych, winieneś poświęcić im jak największą troskę i wnikliwe rozważanie, tak, aby uczynić mądrymi tych, którzy nimi nie są, mądrych zachować w mądrości i przywrócić mądrość tym, którzy ją utracili. Otóż ze wszystkich rodzajów bezrozumności najbardziej bezrozumną – tak się wyrażę – jest niewiara. Musisz więc czuć się dłużnikiem niewierzących – Żydów, Greków i pogan”.
Trzeba w tym miejscu wtrącić, celem wyjaśnienia, słowa pochodzące z dalszej części tekstu, odnoszące się do stojących wtedy na granicy formalnej schizmy Greków, czyli chrześcijan pozostających w kręgu Konstantynopola: „Mnie zaś wypada wspomnieć o uporze Greków, którzy są i nie są z nami: związani z nami wiarą, nie żyją z nami we wspólnocie pokoju, choć i w samej wierze zdarzały im się fałszywe kroki”.
Praktyczny wniosek jest następujący: „Powinieneś uczynić wszystko, co możliwe, aby niewierzący się nawrócił, aby nawróceni się nie odwrócili, aby odwróceni powrócili do wiary. A następnie: aby przewrotni skłonili się ku prawości, błądzący wrócili na drogę prawdy, uwodzący innych sami zostali pokonani niezbitymi argumentami i się nawrócili – jeśli to być może – lub przynajmniej pozbawieni zostali możliwości buntowania innych. Absolutnie nie może ujść twojej uwadze najgorszy ów rodzaj niemądrych. Mam na myśli heretyków i schizmatyków; oni to zbuntowawszy się, buntują innych; to psy rozrywające i lisy oszukujące”.
Wyraźny zapał św. Bernarda nie przeszkadza mu patrzeć na problem realistycznie: „Gdy chodzi o nawrócenie Żydów, masz niejakie usprawiedliwienie, ze względu na czas, którego nie należy wyprzedzać (por. Rz 11, 25). Najpierw winni nawrócić się poganie. Ale cóż mi powiesz o samych poganach? Albo raczej – co ci powie twoje rozważanie o twoim kunktatorstwie?”.
W tym kontekście zaprzestawanie głoszenia wiary wiąże autor niejako z wyznaczaniem granic Ewangelii. Stawia pytanie: „Kto pierwszy położył tamę jego [słowa] zbawczemu biegowi?”. Nie chce jednak dokonywać oceny poprzedników papieża Eugeniusza III, dopuszczając, że mogły być jakieś przeszkody czy konieczności, o których nie wie. Nie bada przeszłości, stawia pytanie: „jaka jest przyczyna naszej bezczynności?” i wzywa, znowu zachowując realizm, do głoszenia Chrystusa wszystkim narodom: „Będziemyż czekać, aż wiara spadnie im z nieba? Nie zdarzyło się, by wiara była owocem przypadku. Jak mogą uwierzyć narody, jeśli nikt nie będzie im głosił Ewangelii?”.
Jeśli sięgniemy do historii Kościoła, właśnie do czasów, gdy żył autor traktatu O rozważaniu, to przekonamy się, w jak trudnej sytuacji znajdowali się kolejni papieże, którzy nie tylko mogli nie mieć dostępu do grobu św. Piotra, ale nawet byli zmuszeni rezydować poza Rzymem. W tej trudnej sytuacji mogło powstawać dla naszych czasów dziedzictwo niedościgłe, jak choćby traktat, z którego urywki zostały tu przytoczone.
Religia katolicka nakierowuje na przyszłość, skłania do dążenia, nie do stania w miejscu czy ucieczki w przeszłość. Dziś jednak, wobec słabości (a niejednokrotnie braku czystości doktrynalnej) współczesnej teologii, warto osobiście sięgać do dawnych tekstów. Nie po to jednak, w pierwszej kolejności, by czerpać zadowolenie z ich piękna (choć często jest to nieuniknione), lecz po to, by dowiedzieć się, czym jest naprawdę katolicyzm, w co mamy wierzyć i jak mamy praktykować wiarę w Chrystusa. Skupienie się na tych tekstach pozwoli wyrwać się ze współczesnego chaosu. Nie zwiodą nas fałszywi charyzmatycy, jeżdżący po świecie niczym popularni artyści, nie ulegniemy ułudzie pozornej świętości, prowokującej ogólną niefrasobliwość w sprawach dotyczących zbawienia duszy, a zwłaszcza oddawaniu czci Panu Bogu.
Tekst oparty na: św. Bernard z Clairvaux, O rozważaniu, wprowadzenie Stanisław Kiełtyka SOCist, Kraków 1992.
Przyczyny wzięcia w tytule artykułu słowa antyekumenizm w cudzysłów domyślą się Czytelnicy, przeczytawszy wypowiedź na temat ekumenizmu arcybiskupa Marcela Lefebvre’a zamieszczoną w poprzednim numerze „Zawsze Wierni” na stronie 80.