Dziesiąta rocznica święceń biskupich, udzielonych 30 czerwca 1988 roku przez arcybiskupa Lefebvre i biskupa de Castro Mayer czterem księżom Bractwa Św. Piusa X, zostawi nas z podwójnym, może nieco sprzecznym uczuciem.
Po pierwsze, ogarnia nas głęboki smutek, jeśli rozważymy mizerny stan naszej Matki Kościoła Świętego. Trzeba było aż dojść do tej dramatycznej, niesłychanej sytuacji święcenia biskupów wbrew woli obecnego Papieża, aby ratować Wiarę, Mszę Świętą i kapłaństwo katolickie. Z pewnością takiej konfrontacji z soborowym Rzymem abp Lefebvre nie poszukiwał, wręcz przeciwnie, już w 1976 r. prosił papieża Pawła VI o pozwolenie na „eksperyment Tradycji”. Niestety, 30 lat uroczystych, publicznych ostrzeżeń i naglących wezwań aby powrócić do Tradycji; 30 lat deklaracji, pism, kontaktów, spotkań, dyskusji, propozycji, doświadczeń; 30 lat rozwoju dzieła Tradycji na całym świecie nie wystarczyło, aby otworzyć oczy hierarchii zamurowanej w ślepym przywiązaniu do „ducha i owoców Soboru Watykańskiego II”, ewidentnie prowadzących Kościół do ruiny.
Niezmiernie smutny jest widok „samozniszczenia Kościoła”, jak powiedział to papież Paweł VI; samozniszczenia, które może wyrażać się między innymi w niesprawiedliwych i nieważnych sankcjach wobec Bractwa Św. Piusa X z 1975, 1976 i 1988 r. Wszystkie te nieważne od początku do końca kary, spadały na nas tylko dlatego, iż nie chcieliśmy w jakikolwiek sposób współpracować w tym „dziele” samozniszczenia Kościoła, nie chcieliśmy zaakceptować soborowych i posoborowych nowinek.
Po drugie, paradoksalnie, fakt święceń nas ucieszył i pozwala nam żyć radością i nadzieją, gdyż w środku tego duchowego zamętu, bez precedensu w historii Kościoła, dwóch biskupów miało odwagę dokonać tego, co jedynie w tej sytuacji mogli – potwierdzić Wiarę i przekazać kapłaństwo. Nie w ukryciu, nie zatrzymując się w połowie drogi, ale publicznie, jasno i do końca, podjęli się wielkiego zadania – zachowania w Kościele świętym integralnej Wiary i autentycznego kapłaństwa. A kiedy przyszła godzina pozornych sankcji, bez goryczy i bez żalu znieśli tę hańbę. W dogodnej chwili, po wyczerpaniu wszystkich innych możliwości, po głębokim namyśle, po nieustannej modlitwie, przed Stworzycielem, Panem i Wiekuistym Sędzią, przekazali oni to co sami otrzymali od Kościoła, a mianowicie pełnię kapłaństwa, nie zostawiając swych synów opuszczonych i osieroconych.
Dokonali tego aktu w pełnej wierności Wierze Katolickiej, w kompletnej harmonii z boską konstytucją Kościoła, w doskonałym posłuszeństwie do najwyższego prawa Bożego, nie mogąc jednocześnie respektować niektórych praw kościelnych, samych w sobie mądrych, lecz niezastosowalnych w konkretnym stanie naglącej konieczności. Dokonali tego aktu bez rebelii, troszcząc się pilnie o to, aby nie przywłaszczyć sobie praw i przywilej nie należących do nich – dlatego nigdy nie było, nie ma i nie będzie żadnej schizmy.
Wreszcie, ponad wszystkimi uczuciami ziemskimi, czy smutku czy radości, nasza dusza pragnie żyć w nadprzyrodzonej nadziei, w wierze w jeden, święty, powszechny, apostolski i rzymski Kościół. Mimo przemijających zaćmień wiemy, że bramy piekielne Go nie przemogą. Mimo liberalizmu panoszącego się na najwyższym poziomie hierarchii, wyznajemy, że Chrystus Pan powierzył Piotrowi klucze do królestwa niebieskiego. Istotnie „całym sercem i całą duszą przywiązani jesteśmy do katolickiego Rzymu, strażnika wiary katolickiej i koniecznej dla zachowania wiary Tradycji, do Wiecznego Rzymu, nauczyciela mądrości i prawdy” (abp Marcel Lefebvre, Deklaracja z 21 listopada 1974). Ω