Drodzy Czytelnicy!
Bardzo różne były dokonania świętych: niektórych wspaniałe, wielkie, przysparzające im chwały; innych prawie niezauważalne, niedocenione, wykpione przez świat. Byli tacy, którzy stali się bohaterami w męczeństwie, wielu zostało wypróbowanych w męstwie poprzez długotrwałe znoszenie cierpień, trudności i krzywd. Znajdujemy w nich wzór wiernego spełniania obowiązków stanu, nieraz przekraczającego ludzkie siły.
Na czym jednak polega właściwie świętość świętych?
Czy chodzi o ich wspaniałe czyny, które znamy z książek? Czy może o ich nieustające modlitwy? Niewątpliwie odgrywają one ważną rolę w stawaniu się świętymi, podobnie jak praktykowanie cnót. Ostatecznie jednak chodzi o miłość, która znajduje ujście w każdym czynie dokonanym dla Boga i w praktykowaniu każdej cnoty; miłość wobec Boga i miłość wobec bliźniego. I odwrotnie, każdy grzech to mniej lub bardziej ciężka obraza Boskiej cnoty miłości. Stopień świętości człowieka odpowiada stopniowi, opartego na miłości, zjednoczeniu duszy z Bogiem.
Aby zespolić nas z Trójjedynym Bogiem i w ten sposób zapewnić nam zbawienie, wcielone Słowo Boże, nasz Pan Jezus Chrystus, złożyło na krzyżu Ofiarę Przebłagania i poprzez swą mękę oraz śmierć wyjednało łaski dla naszych dusz. Pragnie On, aby ta oparta na miłości relacja między zbawionymi a Bogiem, rozwijała się stale także w ich ziemskim życiu.
W tym celu zostawił On nam źródła łaski, przede wszystkim Mszę św. i sakramenty
Nie zostały one jednak zmaterializowane i umieszczone w jakimś konkretnym miejscu, gdzie można je zdobyć. Zbawiciel nie zamknął ich także w pozbawionej jakiejkolwiek fizyczności formie, poprzez którą mógłby oddziaływać na poszczególne dusze (choć ma On moc wlewania specjalnych łask wybranym ludziom). Nie – powierzył Kościołowi zarządzanie swoimi zwyczajnymi środkami łaski. W tym właśnie celu, jak również w celu nauczania w wierze i prowadzenia ludzi ku dobremu, ustanowił On swój Kościół: mówimy więc o urzędzie nauczycielskim, kapłańskim i pasterskim Kościoła.
W Kościele Chrystusowym zjednoczeni zostali wszyscy święci
Święci właśnie poprzez Kościół znajdowali się w stanie nadprzyrodzonego, życiodajnego i miłosnego zjednoczenia z Trójjedynym Bogiem. Z Niego i w Nim żyli, niczym członki w ciele. Poucza nas o tym św. Paweł w swoich Listach: „Chrystus jest głową ciała Kościoła” (Kol 1, 18); „Jak bowiem w jednym ciele mamy wiele członków, a wszystkie członki nie mają tej samej czynności, tak wielu nas jednym ciałem jesteśmy w Chrystusie, a każdy z osobna członkami jeden drugiego” (Rz 12, 4–5); „Chrystus jest głową Kościoła: On, Zbawiciel ciała jego” (Ef 5, 23).
Papież Pius XII w swej encyklice Mystici Corporis z 29 czerwca 1943 roku, poświęconej temu tematowi, wyjaśnia, że „bardzo dawne a wciąż powtarzane są przez ojców Kościoła wywody stwierdzające, że Boski Odkupiciel ze swym społecznym Ciałem tworzą jedną tylko mistyczną osobę lub według św. Augustyna «całego Chrystusa»”.
Odrzuca on wszelkie błędy: „Z tego cośmy dotąd, Czcigodni Bracia, omawiali, pisząc i wykładając, widać jasno, w jak wielkim błędzie pozostają ci, którzy sobie dowolnie tworzą jakiś «Kościół» niewidzialny i ukryty, albo i ci także, co go na równi stawiają z jakąś czysto ludzką instytucją, z pewnym systemem formacji i zewnętrznymi obrzędami, ale bez udzielania żadnego życia nadprzyrodzonego. Przeciwnie, tak jak Chrystus Pan nie jest wtedy cały, jako Głowa i wzór Kościoła, jeśli w Nim widzimy tylko Jego ludzką naturę, albo tylko niewidzialną naturę Boską, lecz On jest jeden w dwu naturach i w złączeniu z obu naturami, podobnie ma się rzecz z Jego Ciałem Mistycznym, ponieważ Słowo Boże przyjęło na siebie naturę ludzką podległą cierpieniom i stworzyło widzialną społeczność i poświęciło ją Krwią Boga-Człowieka, aby człowiek przez kierownictwo widzialne dochodził do tego, co jest niewidzialne. (...)
Dlatego dalecy są od prawdy Bożej ci, co wymyślają sobie taki «Kościół», którego ani dotknąć, ani widzieć go nie można, lecz jest On czymś całkiem duchowym, pneumatycznym, jak mówią, tak iż wiele społeczeństw chrześcijańskich, chociaż ich wiara między sobą różni się treścią, to jednak są ze sobą złączone węzłem niewidzialnym”.
Oznacza to, że Kościół jest Mistycznym Ciałem Chrystusa jako odpowiednik fizycznego Ciała Chrystusa, które zostało zrodzone z Maryi, umarło na krzyżu i które przyjmujemy w Komunii świętej. Sam Jezus Chrystus jest Głową, a my, ochrzczeni, jesteśmy jego członkami. Tak jak Chrystus jest zarówno Bogiem, jak i Człowiekiem, tak Kościół ma wymiar Boski, niewidzialny, oraz wymiar ludzki, widzialny. Obydwa te wymiary są jego integralnymi częściami i kto zaprzecza jednemu z nich, odchodzi od katolickiej wiary.
Uporządkowani hierarchicznie członkowie Kościoła – począwszy od papieża a skończywszy na ostatnim ochrzczonym niemowlęciu – tworzą widzialny wymiar Mistycznego Ciała Chrystusa. Nie możemy więc pod pretekstem licznych i poważnych błędów modernistycznego duchowieństwa porzucić przeświadczenia o widzialności Kościoła. Kto tak czyni, ten albo kończy w ruchu charyzmatycznym, który przekazuje mu pseudonadprzyrodzone uczucia, albo ucieka do jakiegoś „Kościoła” zastępczego, który jest niczym więcej, jak tylko ludzką instytucją. Obie te drogi nie prowadzą do źródła łaski Bożej.
Tracą życie w łasce także ci, którzy wycofują się z Kościoła, aby prowadzić całkowicie prywatną religijność, bez pośrednictwa Kościoła między nimi a Bogiem. Przyjrzawszy się temu problemowi głębiej, stwierdzamy, że to protestantyzm i modernizm doprowadziły do wszystkich wymienionych aberracji.
Rewolta członków...
Niedoskonałe obrazy ciała i jego członków, tak jak szczepu winnego i jego latorośli, nie oddają rzeczywistości w całej pełni. My, członkowie Mistycznego Ciała Chrystusa, w odróżnieniu od członków fizycznego ciała, posiadamy samodzielność dzięki wolnej woli. Możemy więc albo oddać swe życie, dobrowolnie podporządkowując się Głowie, czyli Jezusowi Chrystusowi, albo stawiać Mu opór i lekceważyć ustanowiony przez Niego porządek i Jego przykazania.
Trwały kryzys, w którym znajduje się Kościół, jest duchowym schorzeniem jego członków. Możemy je określić jako rewolucję, rebelię przeciw Głowie. Przyczyną tej choroby jest grzech pierworodny, egoistyczna pycha. Usprawiedliwianie fałszywej wolności i korzystanie z niej – wolności od prawdy objawionej i przykazań Bożych – stanowi zgorszenie.
W języku greckim skandalon oznaczał pierwotnie kamień obrazy. Człowiek potyka się o kamień i upada; zawsze dostrzeże on swój upadek fizyczny, ale nie zawsze jest świadomy upadku duchowego. W ten sposób i katolicy ulegli liberalnej ideologii, nie zdając sobie sprawy, że ich zachowanie jest niekatolickie. Nie ma ani jednego liberalnego świętego, byłaby to sprzeczność: nie można być poddanym Bogu i jednocześnie obalać Jego porządek.
...również wśród Tradycji dzisiaj
Kryzys w Kościele to skandalon także dla katolików związanych z Tradycją; również im zdarza się o niego potknąć! Nie wszyscy jednak upadają jednakowo: niektórzy niedostatecznie rozpoznają niebezpieczeństwa modernizmu i dopuszczają się kompromisów. Inni ufają swej własnej ocenie i poglądom, a nawet wynoszą samych siebie prawie do godności doktorów Kościoła, znajdując się tym samym w poważnym zagrożeniu odłączenia się od Mistycznego Ciała Chrystusa. Wmawiają sobie, że są katolikami, ale podążają drogami ukrytego bądź jawnego sedewakantyzmu w przeróżnych wersjach zaprzeczających widzialności Kościoła.
Do tych, którzy się potykają, zalicza się niemała liczba naszych wiernych. Nie tworzą oni żadnej zwartej grupy, nie zwracają uwagi jakimiś wyjątkowymi poglądami. Uczęszczają regularnie na Msze św., być może także na nabożeństwa i wykłady, oraz przystępują do sakramentów. Są oni jednak kryptoliberałami. Dlaczego? Stracili zrozumienie życia Mistycznego Ciała i ograniczają się do tego, aby „załatwić” sobie łaski Boże tam, gdzie to możliwe – na przykład w naszych kaplicach. Zachowują się oni niczym klienci w supermarkecie czy uczestnicy degustacji, na której można posmakować wszystkiego bez żadnych zobowiązań. Powtarzam: kryptoliberałowie, ponieważ oni sami nigdy nie będą uważali się za liberałów, a sam liberalizm rzekomo odrzucają. Przy tym nie zauważają, że nie zachowują się jak członkowie Mistycznego Ciała Chrystusa, lecz oddają się indywidualizmowi, który gwarantuje im niezależność.
Co innego głosi papieska encyklika:
„Ciało wymaga też wielkiej liczby członków, które tak są ze sobą spojone, iżby mogły nawzajem się wspomagać. I podobnie jak bywa w naszym organizmie śmiertelnym, że kiedy jeden członek cierpi, współcierpią z nim wszystkie inne, a zdrowe członki śpieszą chorym z pomocą, tak samo i w Kościele świętym poszczególne członki nie żyją wyłącznie tylko dla siebie, lecz pomagają także innym i wszystkie nawzajem służą sobie pomocą, już to dla wspólnej pociechy, już to dla coraz lepszej rozbudowy całego Kościoła”.
Myśl ta wynika z przytoczonego powyżej nauczania św. Pawła: „Jak bowiem w jednym ciele mamy wiele członków, a wszystkie członki nie mają tej samej czynności, tak wielu nas stanowi jedno ciało w Chrystusie, a każdy z osobna jesteśmy członkami jeden drugiego” (Rz 12, 4–5).
Pius XII wyjaśnia dalej: „Ponieważ zaś, jak już wyżej wspomniano, tego rodzaju Ciało Chrystusowe z woli swojego Założyciela musi być widzialne, to dążenie wszystkich członków również musi okazywać się na zewnątrz, czy to przez wyznawanie tej samej wiary, czy też przez udział w tych samych nabożeństwach i uczestniczenie w tej samej Najświętszej Ofierze, a wreszcie przez czynne zachowywanie tych samych przykazań”.
Spośród nich na pierwszym miejscu stoi przykazanie miłości: „Bóg jest miłością, a kto trwa w miłości, w Bogu przebywa, a Bóg w nim” (1 J 4, 16). Dalej papież pisze: „Jednak tej miłości ku Bogu i Chrystusowi Panu musi odpowiadać miłość bliźniego. Jakże bowiem moglibyśmy twierdzić, że miłujemy Boskiego Odkupiciela, gdybyśmy w nienawiści mieli tych, których On odkupił swoją drogocenną Krwią, aby uczynić ich członkami swego Mistycznego Ciała? Dlatego upomina nas Apostoł, którego nad innych ukochał Jezus: «Kto by rzekł, iż miłuje Boga, a nienawidziłby swego brata, jest kłamcą»; «Albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, jakże może miłować Boga, którego nie widzi? A to przykazanie mamy od Boga, aby ten kto miłuje Boga, miłował też i brata swego» (1 J 4, 20–21)”.
Postępować jak członek Ciała Chrystusowego
A zatem niejeden z nas powinien zapytać samego siebie, czy uczęszcza na Msze św. jako „klient”, czy też jako członek Ciała Chrystusa, przyjmujący innych członków, dzielący z nimi ich radości i smutki, wspomagający ich w potrzebie. Każdy z nich powinien troszczyć się o duchową i materialną rozbudowę lokalnej wspólnoty, która przecież jest częścią całego Mistycznego Ciała.
Postępować jak członek Ciała Chrystusowego oznacza również akceptować władzę, którą Głowa sprawuje poprzez „nerwy”, to znaczy poprzez kapłanów. Wielu zapomina, że opór lub ciągła krytyka wobec „nerwów” uderza nie tylko w niedoskonałych kapłanów, lecz ostatecznie uderza w samą Głowę. Ponadto postępowanie takie sieje zgorszenie wśród innych członków, prowokując ich do podobnych zachowań.
Papież wzywa nas do naśladowania miłości Chrystusa:
„Jedna jest Oblubienica Chrystusowa, a jest nią Kościół święty. Jednak miłość Boskiego Oblubieńca rozciąga się tak daleko, że nie wykluczając nikogo, obejmuje w swej Oblubienicy cały rodzaj ludzki. Z tej to właśnie przyczyny nasz Zbawiciel przelał swoją Krew, aby wszystkich ludzi, różniących się między sobą pochodzeniem i pokoleniem, pojednać z Bogiem na krzyżu i zmusić ich, aby się zrośli wspólnie w jedno ciało. Zatem prawdziwa miłość Kościoła żąda nie tylko tego, abyśmy w Ciele Mistycznym byli jeden drugiego członkami, mającymi dzielić nawzajem starania (Rz 12, 5; 1 Kor 12, 25), które powinny cieszyć się, gdy taki członek jest w chwale, a współcierpieć z cierpiącymi (1 Kor 12, 26), ale także innych ludzi, dotąd z nami w Ciele Kościoła nie złączonych, uznawali za braci Chrystusa wedle ciała, powołanych wraz z nami do tej samej wiecznej chwały niebieskiej”.
Ta miłość powinna obejmować nie tylko inne narody, lecz nawet naszych nieprzyjaciół:
„Niestety, nie brak dziś i takich – papież pisze te słowa w 1943 roku, ale są one równie aktualne w roku 2015! – którzy zuchwale głoszą, że rywalizacja, nienawiść i zazdrość jest tym, co podnosi godność człowieka i jego ludzką cnotę. My jednak, patrząc z bólem serca na straszliwe skutki tej nauki, idźmy śladem naszego Króla, rozdającego pokój. On nas nauczył miłować nie tylko tych, którzy należą do innego narodu lub innego plemienia (Łk 10, 33–37), ale miłować nawet naszych wrogów (Łk 6, 27–35). My, porwani najmilszymi słowami Apostoła narodów, z głębi serca śpiewajmy o tym, jaka jest długość i szerokość, wysokość i głębokość miłości Chrystusowej (Ef 3, 18). A tej miłości nie potrafi w nas zniszczyć ani różnica narodowości lub obyczajów, ani nie zmniejszą jej nieprzejrzane nurty oceanu, ani wreszcie wojny, ze słusznej czy niesłusznej przyczyny wszczęte, rozluźnić jej nie potrafią”.
Niech święci będą naszymi wzorami!
Jakże głęboko święci byli złączeni z Chrystusem, a poprzez to także z Jego Mistycznym Ciałem! Kochali Kościół, jego Głowę i wszystkie członki – także w czasie walk, burz, wszelkiego rodzaju zamieszania i podziałów. Podejmowali jego rozbudowę w chwili, w której inni próbowali go zniszczyć. Niech nic nas nie powstrzymuje od udziału, wedle naszych sił, w modlitwach, uczynkach miłości bliźniego, a także w materialnej ofierze na rzecz rozbudowy naszych wspólnot wokół kaplic, które erygowaliśmy i nadal będziemy erygować w wierności tradycyjnej wierze, w łączności z Kościołem wszechczasów, od samego jego Boskiego ustanowienia, i w miłości wobec Boga i wobec dusz.
I do nas także odnosi się poważna przestroga, którą Pius XII umieszcza w zakończeniu swojej encykliki: „Ponieważ zaś wzniosłości tego ukochania, jakim Chrystus Pan obejmuje Kościół, odpowiada u niego trwałość i działanie miłości, także i my wszyscy umiłujmy to Mistyczne Ciało Chrystusowe miłością czynną i stałą. (...) Pragniemy zatem, aby wszyscy, którzy Kościół święty uznają za Matkę, pilnie to rozważyli, że nie tylko kapłani i ci, co poświęciwszy się Bogu, obrali życie zakonne, lecz także wszyscy inni członkowie Mistycznego Ciała, każdy według możności swojej, mają obowiązek usilnie i gorliwie pomagać w budowie i wzroście tego Ciała”.