Odnowić wszystko w Chrystusie – zwłaszcza dziś!
Drodzy Czytelnicy!
„Ubogim się urodziłem, ubogim żyłem i ubogim chcę umrzeć” – te słowa napisał papież św. Pius X w swoim testamencie. Krótko, prosto, prawdziwie. Również jako papież miał wyjątkowo skromne wymagania, o czym świadczą choćby zachowane do dziś przedmioty codziennego użytku, z których korzystał. Jego testament jest wyrazem gorącego pragnienia, aby do końca życia poprzestawać na małym. I tego całe życie się trzymał.
Powinniśmy jednak zwrócić uwagę nie tylko na materialny aspekt sposobu życia Piusa X, ale również na jego duchową głębię, na ewangeliczne usposobienie jego duszy. Odpowiada to doskonale pierwszemu z Ośmiu Błogosławieństw naszego Pana Jezusa Chrystusa: „Błogosławieni ubodzy duchem, albowiem ich jest królestwo niebieskie” (Mt 5, 3). Święty Papież pragnął nie być i nie był przywiązany do niczego na tym świecie. Był całkowicie wolny dla Boga. Pragnął gorliwie pełnić wolę Bożą i zupełnie poświęcić się spełnianiu swoich obowiązków.
Pius X – wzór świętości i papieskiej godności
Dewizą Omnia instaurare in Christo – wszystko ugruntować i odnowić w Chrystusie – kierował się w życiu osobistym oraz sprawując urząd Piotrowy, mając na celu jedynie dobro Kościoła i dobro dusz. Ani żadne bogactwo, ani żadne stworzenie, ani żaden zaszczyt, ani żadne honory – nic nie powstrzymywało go od stosowania tej zasady. A każdą przykrość, każdą troskę i każde cierpienie spokojnie przyjmował, ponieważ chciał stawać się coraz bardziej podobny do Boskiego Mistrza. Jako papież pragnął wzorowo wypełniać swoje wzniosłe zadania oraz otaczać serdeczną troską wiernych i Kościół święty – dlatego żaden wysiłek nie był dla niego zbyt duży, a żadna przykrość zbyt bolesna i gorzka.
To usposobienie prawdziwego, duchowego ubóstwa, które prowadziło go drogami świętości, w żaden sposób nie przeszkadzało mu w tym, aby jednocześnie podporządkować się wszystkim procedurom i normom przyjętym w posłudze Głowy Kościoła, łącznie z podniosłym, uroczystym charakterem papieskiej liturgii oraz z przyjmowaniem honorów należnych zastępcy Chrystusa na ziemi. On dobrze wiedział, że przecież w ten sposób honorowany był nie Giuseppe Sarto, ale papież Pius X! Sprawował urząd apostolski, ponieważ taka była wola Boża.
Cały katolicki świat miał prawo widzieć w nim swojego duchowego ojca na ziemi. Miał także obowiązek oddawać mu hołd, ponieważ był przedłużeniem (choć tylko ułomnym i ludzkim) królewskiej godności Boskiego Założyciela Kościoła. Kiedy Papież ukazywał się publicznie, zawsze towarzyszyła mu należna godność oraz odpowiedni Głowie Kościoła splendor. Równie wielką była jego stanowczość w wydawaniu decyzji, rozporządzeń, a także w egzekwowaniu ich. Nie mniejsza od tamtych była jego dobroć i osobista serdeczność, jaką darzył wszystkich, z którymi spotykał się i którym udzielał audiencji. Wielu osobom pomagał materialnie, a wszyscy czuli się przez niego umocnieni i obdarowani duchowo.
Rzecz jasna, w czasie jego pontyfikatu (1903–1914) nie było jeszcze tak charakterystycznej dla naszych czasów wyrafinowanej technologii, wszędobylskich, wścibskich mediów, nie było natychmiastowego podawania wszystkiego do publicznej wiadomości. Właśnie dlatego wiele wspaniałych czynów i słów Piusa X pozostało ukrytych, bądź znało je zaledwie wąskie grono naocznych świadków. Jednak to, co przekazali ci świadkowie w rozmaitych książkach, pamiętnikach i wspomnieniach, budzi wielkie uznanie wobec dojrzałej osobowości ludzkiej i duchowości Papieża, co ostatecznie znalazło swe potwierdzenie w jego kanonizacji w roku 1954.
Franciszek – pontyfikat sprzeczności
Obecny pontyfikat – pontyfikat tak wielu rozmaitych sprzeczności – słusznie budzi nasze ogromne zaniepokojenie. Jak wiemy, Franciszek wypisał na swym papieskim sztandarze „opcję na rzecz ubogich”, co zjednuje mu życzliwość i sympatię ze strony wielu różnorodnych środowisk. Jednak kontrast pomiędzy jego pontyfikatem, jego osobą i jego stylem działania a jego świętym poprzednikiem na Stolicy Piotrowej, który opuścił ten świat 100 lat temu, rzuca się w oczy każdemu uczciwemu obserwatorowi – bez różnicy czy bliżej mu do pierwszego z nich, czy do drugiego.
Wszelkie starania, które usiłują uzasadnić tę różnicę jedynie odmiennymi okolicznościami historycznymi, czasowymi i kulturowymi albo rozwojem tzw. żywej Tradycji, pozostają jedynie na poziomie fantazji i sofizmatów bądź źle skrywanych manipulacji. Codziennie jesteśmy świadkami owych sprzeczności, o czym skwapliwie donoszą nam media, sprzeczności w wypowiedziach i czynach obecnego Pontifex Maximus – Najwyższego Kapłana – który sam zwykł się określać jedynie „biskupem Rzymu”. Wielu katolików na całym świecie nie kryje dezorientacji takim zachowaniem zastępcy Chrystusa na ziemi oraz zadaje pełne troski pytanie, co o tym wszystkim sądzić, czy jest to jeszcze postawa, którą da się określić jako zgodną z katolicką racją stanu.
Papież Franciszek – chociażby tylko wtedy, kiedy po świecku pozdrawiał wiernych (Buon giorno) podczas swego pierwszego przemówienia; kiedy ofiarował Matce Bożej piłkę plażową i sportową koszulkę w bazylice Santa Maria Maggiore; kiedy z trzema milionami uczestników Światowych Dni Młodzieży „bawił się” na plaży w Copacabana; kiedy na Lampeduzie przepraszał nielegalnych imigrantów z Afryki; kiedy w Wielki Czwartek w rzymskim więzieniu umywał nogi młodocianym przestępcom, w tym muzułmańskiej dziewczynie; kiedy podczas wielu wywiadów udzielał szokujących wypowiedzi – delikatnie i eufemistycznie mówiąc, drażni sensus catholicus...
Tradycjonaliści pozbawieni opieki
Ale to jeszcze nie wszystko. Obecnie pasterze Kościoła w swoich wystąpieniach i działaniach posunęli się już tak daleko, że międzynarodowe lobby homoseksualistów do swych niegodziwych celów wykorzystuje nawet Kościół – instytucję świętą i boską! Nie słyszymy oficjalnego, papieskiego sprzeciwu wobec tego, czego dopuszcza się kard. Kasper ze swoimi zwolennikami – bezpardonowej propagandy na rzecz dopuszczenia do Komunii św. rozwiedzionych katolików, trwających w powtórnych związkach. Ci spośród kardynałów i biskupów, którzy w tym punkcie bronią katolickiego, tradycyjnego nauczania, są wyciszani i nie mogą liczyć na pomoc papieża w słusznej walce z tym bezprecedensowym zamachem na Kościół.
Wydaje się, że dla wielu wspólnot katolickich konserwatystów oraz tradycjonalistów obecny papież ma niewiele zrozumienia. Jeśli w ogóle je ma... Dowodem są choćby stanowcze działania komisarza, którego Franciszek wyznaczył w miejsce usuniętych, prawowitych przełożonych zgromadzenia Franciszkanów Niepokalanej. Wydaje się, że ów komisarz, który m.in. zlikwidował seminarium duchowne z tradycyjną formacją oraz nałożył suspensy na sześciu franciszkanów, działa w ścisłym porozumieniu z papieżem Franciszkiem.
A co papież sądzi o Bractwie Kapłańskim Św. Piusa X? Czy w ogóle zależy mu na poznaniu stanowiska Bractwa, wyjaśnieniu spornych kwestii oraz na włączeniu go w pracę duszpasterską w oficjalnych strukturach Kościoła? Czy interesują go w ogóle kwestie katolickiej, czyli tradycyjnej teologii, jakie Bractwo niezachwianie i odważnie głosi już od ponad 40 lat? Czy zależy mu na walce z kościelnymi modernistami, nowinkarzami, rewolucjonistami oraz z innymi wewnętrznymi wrogami Kościoła, z którymi Bractwo toczy zacięte boje od pierwszej chwili swojego istnienia?
Największym dramatem ubóstwo, a nie grzech...
Wygląda na to, że papież nie przywiązuje większego znaczenia do katolickiej prawowierności nauki wiary. Wystarczy mu, kiedy składane są deklaracje „miłości do Jezusa” oraz okazywana jest życzliwość i pomoc ubogim. Wydaje się, że do tradycyjnego nauczania Kościoła przykłada równie niewielkie znaczenie, co do banalnych i sprymitywizowanych obrzędów w czasie jego ceremonii liturgicznych. Jak można zauważyć, bardzo zależy mu na tym, aby położyć kres postawom wygodnictwa, materialnego dobrobytu wśród kleru oraz traktowaniu urzędów kościelnych jako źródła czerpania zysków.
Papież chce w pierwszej kolejności, aby zakonnicy i kapłani dotarli do ludzi, żyli ich życiem, podnosili ich status społeczny, troszczyli się o ich materialny dobrobyt. Prawowierne, katolickie nauczanie oraz troska o zbawienie dusz – to dla niego sprawa drugorzędna. Dlatego potrzebni są mu ludzie, którzy działają, aktywiści – ludzie czynu. Być może myśli on, że do swoich pomysłów i zadań uda mu się wykorzystać członków naszego Bractwa i dlatego chce prowadzić z nami rozmowy?
W każdym razie ostatnie, wrześniowe spotkanie pomiędzy Radą Generalną naszego Bractwa a kard. Müllerem, prefektem Kongregacji Nauki Wiary, nie zważając na końcowy komunikat z Watykanu, utrzymany w przyjaznym tonie, nie pozostawia złudzeń: Rzym nie chce zrywać z nami kontaktów, ale negocjacje znów utknęły w martwym punkcie. Władze rzymskie dalekie są od tego, aby podjąć poważną analizę naszych argumentów teologicznych, a nawet w ogóle nie rozumieją, dlaczego miałyby się nimi zajmować. Dla nich w pierwszym rzędzie liczą się zupełne inne kwestie, inne problemy.
Co dalej mamy robić?
A przecież wszystko – zdaniem Rzymu – może być takie proste: wystarczy, że Bractwo w końcu bezwarunkowo zaakceptuje Vaticanum II, a wówczas w nagrodę otrzyma „zielone światło” i uregulowany status kanoniczny... Ale, jak dobrze wiemy, jest to niemożliwe! Takie rozwiązanie, jak ciągle podkreśla nasz przełożony generalny bp Bernard Fellay, nigdy nie przyczyni się do wyjścia Kościoła z kryzysu.
Naszym zadaniem jest cały czas niewzruszenie trwać w niezmiennej wierze Kościoła i dawać o niej świadectwo, także przed rzymskimi dostojnikami, którzy przecież jako pierwsi są do tego zadania powołani. Przecież ta nasza postawa wierności i odpowiedzialności przed Bogiem nie jest niczym nowym – jedynie idziemy drogą wszystkich wcześniejszych pokoleń wiernych synów Kościoła oraz naśladujemy konsekwentne postępowanie arcybiskupa Marcela Lefebvre’a.
Nie możemy zwalniać tempa w naszych staraniach i w walce o zachowanie katolickiej Tradycji. Z pewnością w tym marszu potrzebujemy „wyrównać” i „wydłużyć oddech”, potrzebujemy zewrzeć swoje szyki, potrzebujemy dużo wytrwałości i cierpliwości. Bez pomocy łaski Bożej jest to po prostu niemożliwe! Dlatego musimy bardzo uważać, nie wolno nam mieć jakichkolwiek złudzeń co do tego, że wystarczą nam jedynie nasze ludzkie siły, ambicje i postanowienia. Co więcej, nie miejmy złudzeń, że już nigdy nie spotkają nas żadne większe przykrości albo że już nic gorszego nie może się wydarzyć ze strony Rzymu niż to, co miało miejsce do tej pory.
Czy oni są jeszcze katolikami?
Kiedy piszę ten artykuł wstępny, czyli dokładnie w połowie października, w Watykanie obraduje Synod Biskupów. Tematem dyskusji jest rodzina w dzisiejszym świecie. Ten temat wielokrotnie poruszał papież Franciszek w swoich wystąpieniach i już nie raz zaalarmowani byliśmy jego kontrowersyjnymi wypowiedziami. Jednym z głównych zagadnień poruszanych przez biskupów jest zapewnienie pełnej opieki duszpasterskiej tzw. małżeństwom niesakramentalnym. Kwestia ta podzieliła uczestników synodu na dwa przeciwstawne obozy. Czy Matka Boża w kilku zatwierdzonych przez Kościół wielkich objawieniach nie zapowiadała takiego właśnie przebiegu wydarzeń, takiego rozłamu?
Czy progresiści osiągną kolejne zwycięstwo? Czy dojdzie do jeszcze głębszego rozdarcia w Kościele? Współczesny świat nie rozumie i wyśmiewa katolików, którzy są wierni „przestarzałej”, ich zdaniem, moralności małżeńskiej. I coraz głośniej domaga się wprowadzania kolejnych, rewolucyjnych zmian. Ci, którzy ciągle jeszcze mają konserwatywne, czyli katolickie poglądy na te kwestie, są usuwani w cień, ponieważ papież prowadzi pełną sympatii dyskusję z ludźmi o nowatorskich poglądach oraz dodaje odwagi tym, którzy trzymają się nauczania II Soboru Watykańskiego i fałszywie zapewniają, że ich celem nie jest kwestionowanie zasad doktrynalnych, ale jedynie duszpasterska otwartość i troska wobec zagubionych katolików.
Jednak kiedy przyjrzymy się uważnie tym nowatorskim działaniom, staje się jasne, że „tylnymi drzwiami” dokonuje się zamach na naukę Kościoła oraz bezpardonowy atak na Boże przykazania. Owi rewolucjoniści, chcąc usprawiedliwić swoje sumienia i uśpić naszą czujność, próbują wprowadzić fałszywe pojęcie miłosierdzia, które odrzuca obiektywny, Boski porządek po to, by okazać „zrozumienie” wobec każdej formy ludzkiego zachowania, a zwłaszcza wobec czynów obiektywnie niemoralnych i grzesznych, podjętych – jak to mówią – w zgodzie z ich sumieniem. Dodajmy – w zgodzie z sumieniem źle ukształtowanym i dlatego podważającym obiektywny, Boski porządek rzeczy.
Taka postawa jest zgodna ze słynnym już stwierdzeniem papieża Franciszka, w którym skomentował związki homoseksualistów: „A kim ja jestem, aby ich osądzać?”. W konsekwencji więc można się spodziewać, że kolejne wynaturzenia moralności małżeńskiej będą stopniowo znajdowały akceptację ze strony władz Kościoła. Zapewne doczekamy czasów, kiedy katoliccy pasterze otwarcie zaangażują się w propagowanie związków homoseksualnych oraz ideologii gender. Episkopaty krajów zachodnich z życzliwością odnoszą się do tych przerażających aberracji, a niektórzy biskupi wypowiadają się o nich wręcz z uznaniem i podziwem.
Beatyfikacja papieża aggiornamento
Dla wzmocnienia efektu rzekomych osiągnięć oraz rzekomej wiosny Kościoła, w ciągu ostatnich dziesięcioleci bardzo popularnym środkiem są m.in. kanonizacje: im więcej progresywistycznych osób da się wynieść na ołtarze, tym lepiej. Dwaj spośród papieży soborowych i posoborowych – Jan XXIII i Jan Paweł II – już dostąpili tej „chwały” i odbierają cześć na posoborowych stołach, na których odprawiana jest nowa, posoborowa Msza. Kolejny posoborowy papież – Jan Paweł I – dla rewolucjonistów nie jest ważny, ponieważ jego pontyfikat trwał zaledwie 33 dni. Inni dwaj posoborowi papieże wciąż jeszcze żyją... A zatem nic dziwnego, że uwaga owych „reformatorów” spoczęła teraz na Pawle VI.
Jednocześnie trzeba z bólem wspomnieć, że od kilkudziesięciu lat w martwym punkcie utknęła kwestia beatyfikacji Piusa XII – ostatniego papieża przedsoborowego, wielokrotnie fałszywie pomawianego i niesłusznie oskarżanego. A przecież był to naprawdę wybitny, wzorowy papież, który bez cienia wątpliwości miał wiele zasług w ratowaniu Kościoła w niezwykle trudnych czasach. To właśnie on sprzeciwił się naciskom, aby jeszcze w latach 50. XX wieku zwołać sobór powszechny – jak się okazało, jego decyzja była słuszna i przynajmniej na kilka lat odsunęła od Kościoła opłakane skutki reform Vaticanum II. Zresztą, jak wszyscy widzimy, historia przyznała mu pełną rację.
Wracając do beatyfikacji papieża Pawła VI – zostało to już zapowiedziane na październik tego roku. Choć jest on autorem encykliki Humanae vitæ i dawno zapomnianego „Credo Ludu Bożego”, to jednak jest przede wszystkim papieżem soboru, papieżem aggiornamento, papieżem zrównania schizmatyków z katolikami oraz papieżem nowej Mszy! Nie bez znaczenia jest przypomnieć w tym miejscu, że był on pierwszym papieżem, który próbował zmarginalizować osobę i dzieło arcybiskupa Lefebvre’a.
Naśladujmy św. Piusa X!
Właśnie w tym czasie, kiedy jesteśmy świadkami tych zasmucających nas wydarzeń, w naszym Wydawnictwie Te Deum ukazuje się przetłumaczona na język polski książka Michaela Davisa pt. Msza Pawła VI. Choć została napisana jeszcze w XX wieku, nie straciła nic ze swojej aktualności, ponieważ nie tylko opisuje liturgiczne ekscesy, ale przede wszystkim zawiera głęboką, teologiczną analizę zasad Novus Ordo Missae. Zachęcam was, drodzy Czytelnicy, do subskrypcji, co umożliwi nam druk tej książki w odpowiednio dużym nakładzie.
Numer ZAWSZE WIERNI, który trzymacie w rękach, w dużej części poświęcony jest osobie i dziełu Patrona naszego Bractwa – niewątpliwie największego papieża ostatnich stuleci. W 100. rocznicę śmierci św. Piusowi X ten zaszczyt po prostu się należy! Niech lektura rozmaitych artykułów pogłębi waszą wiedzę na temat jego dzieła, tak obfitego w Boże błogosławieństwo, niech także wzmocni wasz szacunek i miłość ku temu wyjątkowemu świętemu najnowszych czasów.
Z całego serca chciejmy naśladować jego przykład, zarówno w życiu osobistym, jak i w pracy apostolskiej, każdy zgodnie ze swym stanem: Omnia instaurare in Christo!