Króluj nam, Chryste! Zawsze i wszędzie!
Według tradycyjnego kalendarza liturgicznego święto Chrystusa Króla obchodzi się w ostatnią niedzielę października. W nowym, posoborowym kalendarzu przesunięto to święto na ostatnią niedzielę roku liturgicznego, która przypada na koniec listopada. Mógłby ktoś zadać pytanie – „I co z tego?” – oraz ze zniecierpliwieniem wzruszyć ramionami.
Rzeczywiście, dla osób mało zorientowanych w zagadnieniach liturgiczno-dogmatycznych termin obchodów święta Chrystusa Króla może mieć znaczenie drugorzędne, jeśli nawet nie trzeciorzędne... W istocie jednak jest to bardzo ważna dla chwały Bożej i zbawienia dusz sprawa. Dokonane w wyniku posoborowych zmian w kalendarzu liturgicznym przesunięcie terminów ma ogromne znaczenie i dla Kościoła jako całości, i dla każdego wiernego z osobna.
Otóż, w listopadzie każdego roku liturgicznego Kościół przypomina prawdy o rzeczach ostatecznych: o niebie (uroczystość Wszystkich Świętych), śmierci i czyśćcu (Dzień Zaduszny), piekle, sądzie szczegółowym i sądzie ostatecznym (liturgia ostatnich niedziel po Zielonych Świętach). Według nowego kalendarza, święto Chrystusa Króla obchodzone w końcu listopada, należy również do „rzeczy ostatecznych”. Oznacza to, że królowanie Chrystusa jest spodziewane dopiero na końcu świata i nie należy do czasu, gdy Kościół jeszcze jest in via – w drodze.
Totalna detronizacja Chrystusa
Konkretnie mówiąc, w tym nowym ujęciu, Chrystus zacznie właściwie królować dopiero na końcu życia człowieka bądź na końcu historii świata. Natomiast we współczesnym świecie i w obecnym, ziemskim wymiarze życia Kościoła winien obowiązywać pluralizm, różnorodność, wolność religijna. Przedstawia się to jako konieczność, bowiem inaczej nie uda się dziś, rzekomo, zorganizować życia ludzkiego w pokoju i wzajemnym zrozumieniu. Jako argument mający potwierdzać słuszność tego myślenia, często przywołuje się słowa samego Chrystusa: „Królestwo moje nie jest z tego świata”, z których wywodzi się fałszywy wniosek, że Jego królestwo to nie kwestia teraźniejszości, a jedynie przyszłości.
Zwolennicy tego wniosku modlą się, czasem nawet gorliwie – „przyjdź Królestwo Twoje” – ale faktycznie są całkowicie pogodzeni ze strasznym teraźniejszym zjawiskiem całkowitej laicyzacji wszystkich niemal dziedzin życia społecznego, poczynając od szkolnictwa, poprzez politykę, kulturę, armię, flotę, sądownictwo, a kończąc na prawie i gospodarce. Zjawisko to jest niczym innym, jak totalną detronizacją Chrystusa Króla.
Każdy, kto godzi się na laicyzację, godzi się tym samym na detronizację Chrystusa Króla, niezależnie od tego, jak często i jak gorliwie mówi „przyjdź Królestwo Twoje”. Nie wystarczy te słowa wypowiadać często, i to nawet gorliwie. By zostały wysłuchane, trzeba je jeszcze wypowiadać szczerze, a więc „przyjdź Królestwo Twoje” nie dopiero w wymiarze eschatologicznym, ale już teraz, dzisiaj – w szkole, rządzie, teatrze, garnizonie wojskowym, na pokładzie statku, w sądzie, fabryce, w kodeksie praw...
„Niech Bóg szanuje naszą godność!”
Myślenie, które legło u podstaw zmiany liturgicznego terminu obchodów święta Chrystusa Króla jest z gruntu błędne i obce wiernemu Tradycji Urzędowi Nauczycielskiemu Kościoła. Oto papież Pius XI wskazał Kościołowi nie tzw. eschatologiczne panowanie Chrystusa na końcu czasów, lecz społeczne i powszechne królowanie Chrystusa w czasie i przestrzeni. Jeśli ktoś ma wątpliwości, to nie pozostaje mu nic innego, jak pogłębić swoją wiedzę teologiczną poprzez uważną lekturę sławetnej i niezmiennie aktualnej encykliki Piusa XI Quas primas, w której papież przekonywująco wyjaśnił, dlaczego Chrystusowi przysługuje hic et nunc (tu i teraz) prawdziwy tytuł „Króla nad królami, Pana nad panami”. Jakże pięknie na kartach wspomnianej encykliki została ukazana prawda, że Chrystus jest źródłem wszelkiego autorytetu na ziemi. W Jego królewskiej władzy uczestniczy każdy, który ma jakąkolwiek władzę na ziemi. Jego potrójna władza – legislacji, uświęcenia i rządzenia – jest fundamentem wszelkiej władzy kierowniczej na ziemi.
Zanim więc Kościół w listopadzie każdego liturgicznego roku rozpoczyna rozważanie tego, co będzie na końcu – bądź każdego człowieka w chwili śmierci, bądź całego świata u schyłku czasów – przedstawia wiernym w końcu października postać Chrystusa Pana w drodze do celu życia jednostek i narodów. To postać naszego Wodza prowadzącego nas w szczęku oręża naszych niezliczonych duchowych wojen i bitew; naszego Nauczyciela w najgorszych ciemnościach panowania nieświadomego błędu i zaplanowanego z premedytacją fałszu; Lekarza naszych dusz często głęboko poranionych przez grzech i upadek; Przewodnika naszej ziemskiej pielgrzymki, który doskonale zna drogę, bowiem On sam jest Drogą.
Skoro On jest centrum, środkiem, wszystkim już teraz w tej dolinie łez, to i nasze życie otrzymuje nowy impuls, nowy kierunek, nową orientację. Skoro sam Bóg chce osobiście i rzeczywiście być z nami w drodze, a nawet chce przebywać w nas i dodatkowo ciągle ofiarować się dla nas – to i my musimy patrzeć na nasze życie dokładnie odwrotnie do tego, czego od współczesnych wymagają autorzy konstytucji Gaudium et spes Soboru Watykańskiego II. W dokumencie tym można przeczytać, że Kościół „ma na celu pomóc wszystkim ludziom naszych czasów, niezależnie od tego, czy wierzą w Boga, czy tylko niewyraźnie Go uznają, by jaśniej pojmując całe swoje powołanie, lepiej przystosowali świat do wzniosłej godności człowieka, dążyli do powszechnego i głębiej ugruntowanego braterstwa” (nr 91), ponieważ „możemy i powinniśmy bez gwałtu, bez podstępu, w prawdziwym pokoju współpracować ze sobą nad budową świata” (nr 92).
„Chrystus niech nam nie panuje!”
Nauka katolicka w tej kwestii brzmi zupełnie inaczej. Mamy ludziom głosić nie godność człowieka, ale Chrystusa ukrzyżowanego i to głosić Go „w porę, nie w porę”, pomimo tego, iż jest On „zgorszeniem dla żydów i głupstwem dla pogan”. Nie mamy współpracować z innymi przy budowie świata, jest on już przecież ex nihilo (z nicości) aktem stwórczym Boga, przenośnie mówiąc, „zbudowany”, a precyzyjnie – powołany do istnienia. Mamy natomiast starać się w istniejącym już świecie o budowę królestwa Chrystusowego. Istotę całej naszej pracy wyraża znakomicie tradycyjny hymn ku czci Chrystusa Króla:
Niech Ci wodze wszystkich ludów Cześć publicznie oddawają; Niech czczą mistrze i sędziowie, Niech Cię uzna prawo, sztuka. Króle władzą niech się chlubią, Jeśli Tobie są poddani; Poddaj pod swą władzę słodką Kraj i domy z mieszkańcami.
Oczywiście, takie panowanie Chrystusa Króla wymaga zwrócenia się wszystkich ku Jego nauce i ku Jego prawu, natomiast wyklucza wszelki dialog z tymi, o których również mowa w wyżej wspomnianym hymnie:
Tłum przewrotny ciągle woła: Chrystus niech nam nie panuje! My z radością uznajemy, Żeś jest wielkim Królem świata. Chryste, coś pokoju Dawcą, Podbij serca buntownicze! Co zbłąkane, swą miłością Do owczarni jednej przywiedź!
Stać się więc rycerzem Chrystusa Króla, słuchać Jego głosu wzywającego do budowania Chrystusowego królestwa na ziemi – oto zadania katolika w drodze do wiecznego zbawienia. Prawo Chrystusa musi być podstawą wszelkiego prawa stanowionego przez ludzi (zwłaszcza konstytucji państw) oraz drogowskazem dla wszelkich instytucji (zwłaszcza politycznych). Jego prawda musi być fundamentem wszelkiego nauczania. Jego dzieło zbawcze musi być uznane za jedyną drogę wiodącą do życia wiecznego. Jego zamysłom muszą być podporządkowane nasze myśli, Jego zamiarom – nasze pragnienia, Jego Woli (pisanej z inspiracji św. Maksymiliana Marii Kolbego świadomie z dużej litery) – nasza wola. On musi kierować rozumem, wolą i sercem każdego z nas. On musi być początkiem i końcem wszelkich przedsięwzięć i działań naszych zgodnie z kolejną zwrotką hymnu:
Ciebie Księciem wszystkich wieków, Ciebie, Chryste, Królem ludów, Ciebie myśli i serc naszych Panem władnym wyznawamy.
Czy jednak potrafimy być Jego wiernymi rycerzami? Czy nie żałośnie wygląda nasz duchowy stan, biorąc pod uwagę naszą straszną obojętność, sprzeniewierzanie się, a nawet zdradę naszego Króla przez niezliczone grzechy? Czy jesteśmy oburzeni na myśl, iż przytaczany wyżej czcigodny hymn ku czci Chrystusa Króla został w nowym posoborowym brewiarzu kapłańskim ocenzurowany poprzez usunięcie kilku zwrotek, zawierających właśnie istotę panowania królewskiego Chrystusa tu i teraz?
W październiku – Chrystus Król i różaniec
A oto kolejny powód, dla którego należy niezmiennie świętować uroczystość Chrystusa Króla w październiku, a nie w jakimś innym terminie. Jak wiadomo, październik to miesiąc tradycyjnie poświęcony Matce Bożej Różańcowej. Do Jezusa można iść tylko przez Maryję – oto prawda dla każdej katolickiej duszy, bez względu gdzie istnieje – na ziemi, w czyśćcu czy w niebie – zupełnie oczywista. Tylko przez królestwo Maryi Chrystus chce ustanowić swe królestwo. Znaczy to, że rycerzem Chrystusa Króla może być tylko ten, kto jest rycerzem Niepokalanej!
W Jej szkole hartuje się nasza wola, Ona oświeca nasz rozum, a Jej Niepokalane Serce rozpala nasze serce „zimne jak lód”, abyśmy w ogóle byli zdolni zwrócić się do Niego i odpowiadać na Jego wezwanie. Tylko Niepokalana duchowo rodzi i kształci w nas swego boskiego Syna. Tylko „Ona zetrze głowę szatana” w nas. Jej Różaniec jest łańcuchem, który łączy nas na zawsze z Chrystusem. A czego On chce od nas? Nic szczególnego, tylko... wszystkiego! Inaczej mówiąc, chce abyśmy Go naśladowali! Chce abyśmy rysy Jego Najświętszego Oblicza odtwarzali w naszym życiu i stali się jakby „drugim Chrystusem”. „Wolą Moją jest podbić świat cały i wszystkich nieprzyjaciół i tak wejść do chwały Ojca Mego. Przeto ten, co zechciałby pójść za Mną, powinien ze Mną się trudzić, aby idąc za Mną w cierpieniu, szedł też za Mną w chwale”, jak czytamy w Ćwiczeniach duchownych św. Ignacego Loyoli (nr 95). A na końcu ziemskiej walki Chrystus przyjmie nas do Siebie, by następnie ofiarować nas swemu Ojcu: „Poddawszy wszelkie stworzenie panowaniu swemu przekazuje nieskończonemu Majestatowi twemu: królestwo wieczne i powszechne, królestwo prawdy i życia, królestwo świętości i łaski, królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju” (z prefacji mszalnej o Chrystusie Królu).
Zanim pójdziemy w święto Chrystusa Króla do naszych kościołów i kaplic, przed ołtarze Chrystusowe, uważnie i bez pośpiechu przeczytajmy, wręcz przemedytujmy w domach cytowaną wyżej prefację. Łatwo znaleźć w mszaliku jej polski przekład. Niech słowa tej wspaniałej modlitwy głęboko zapadną w nasze serca i będą głosem pobudki, mobilizującym do walki o ustanowienie królestwa Chrystusa Króla nie dopiero „gdzieś tam i kiedyś...”, lecz już tu i teraz!