„Bierz udział w trudach i przeciwnościach jako dobry żołnierz Chrystusa Jezusa!”
Drodzy Czytelnicy!
Czasopismo „Zawsze Wierni” ukazuje się już od wielu lat, z biegiem czasu rozwinęło się ono pod wieloma względami. Powołanie do życia tego jakże ważnego organu Tradycji katolickiej i jego rozwój to przede wszystkim wielka zasługa ks. Karola Stehlina FSSPX, ale również wszystkich współpracowników, którzy wraz z nim dokonali tego wielkiego dzieła. Zasługują oni wszyscy na wielkie i serdeczne podziękowanie ze strony Czytelników!
Z całego serca dziękujemy ks. Karolowi!
Wcześniej zapowiadana zmiana przełożonego Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X w Polsce i w krajach Europy Wschodniej oraz związana z tym zmiana dyrektora publikacji Bractwa Św. Piusa X w Polsce, już nastąpiła. W święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny (15 sierpnia br.) ks. Karol przekazał kierownictwo swojemu następcy, a sam udał się w drogę do Singapuru, skąd teraz kieruje dystryktem azjatyckim naszego Bractwa.
Przy pożegnaniu wylały się łzy wzruszenia, wiele serc rzewnie wspomina kapłana, któremu ogromnie dużo zawdzięczają: był dla nich wzorem, kierownikiem duchowym oraz ojcem. Jak mówi powiedzenie, rozstanie jest po części trochę umieraniem... Ale przecież ks. Karol żyje i wszystko wskazuje na to, że Opatrzność Boża obdarowała go jeszcze na długie lata niespożytą energią, gdyż inaczej nie powierzyłaby mu nowego, wielkiego apostolatu w Azji. Jego gorliwość w służbie Bożej, w oddawaniu czci Niepokalanej oraz zapał w ratowaniu dusz są nieprzebrane — przez 20 lat Polacy byli tego świadkami.
Możemy być pewni, że ks. Karol będzie kontynuował to dzieło z tym samym zapałem w krajach Dalekiego Wschodu. Trudno oprzeć się przeświadczeniu, że nasz Zbawiciel i Matka Boża posłali go na Wschód śladami św. Maksymiliana Kolbego. Ksiądz Karol tak bardzo podziwiał go i czcił, więc może liczyć na jego pomoc. Będzie przybliżał wielu Azjatom Najświętsze Serce Jezusa i Niepokalane Serce Maryi, będzie prowadził ich do wiecznego zbawienia. Proszę, aby w tym dziele towarzyszyły mu także nasze modlitwy!
Program pracy i plany nowego przełożonego
Boża Opatrzność wybrała jako swoje narzędzie nowego przełożonego, który musi się jeszcze dużo uczyć, aby dobrze pełnić ten urząd. Przykładem jest choćby to, że tego artykułu wstępnego nie potrafię sam napisać po polsku i korzystam z pomocy tłumacza. Liczę więc na Waszą cierpliwość i wyrozumiałość. Przede mną jest zatem jeszcze dużo nauki... Całkowicie powierzam się Opatrzności Bożej z postanowieniem, aby powierzony mi urząd, tak bardzo odpowiedzialny, wypełniać jak najlepiej. Będę korzystał także z doświadczeń, zdolności, wiedzy i sił moich współbraci kapłanów i zakonników, którzy pełnią już ten apostolat, jak również z gorliwości dwóch nowych, wyświęconych w tym roku kapłanów pochodzących z Polski.
Nie ma potrzeby przedstawiać tu żadnego exposé, ponieważ jest oczywiste, że reprezentuję całkowicie linię Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X, a zatem także linię naszego przełożonego generalnego bpa Bernarda Fellaya. Bractwo stanowi moją duchową ojczyznę, a jego Założycielowi arcybiskupowi Marcelowi Lefebvre zawdzięczam moje powołanie kapłańskie, integralną wiarę katolicką i miłość do Kościoła.
Niestety, Kościół nadal tkwi w głębokim kryzysie i z ludzkiego punktu widzenia nie ma widoków na zmiany, które doprowadziłyby do jego rozkwitu. Tym bardziej mamy więc obowiązek zachować dzieło Tradycji, wzmacniać je i dalej rozkrzewiać. To, co nie jest zbudowane na solidnych fundamentach wiary i Kościoła katolickiego, stoi na piasku i wcześniej czy później runie. Nasza wierność prawdzie objawionej i całe nasze życie oparte na Bogu, zgodne z Jego przykazaniami są koniecznymi warunkami nie tylko, aby móc wytrwać w kapłaństwie, ale także aby owocnie pracować w Winnicy naszego Pana.
Tak więc musimy przede wszystkim każdego dnia szukać chwały Bożej i dążyć do prowadzenia coraz głębszego życia duchowego. Nasza misja wymaga ponadto wielu mądrych czynów i dobrych decyzji. Na tę chwilę nie mogę jeszcze podać Wam moich konkretnych planów, jednak przedstawię dla orientacji kilka punktów dotyczących mojej pracy w Polsce.
Po pierwsze, główną troską przełożonego są kapłani, bracia i siostry naszego Bractwa. Nie jest on więc tylko organizatorem apostolatu i szefem, ale jest on nade wszystko ojcem dla powierzonych mu księży, braci i sióstr. Powinien z miłością troszczyć się o ich duchowe dobro oraz nie zaniedbywać ich potrzeb, także zdrowotnych i materialnych. Jeśli popadliby w kłopoty, powinien być dla nich oparciem; jeśli popełniliby błędy, wówczas ma ich napominać, zapewniając im jednocześnie pomoc. Gdy wspólnota jest wewnętrznie mocna i oparta na wzajemnym zaufaniu, to wówczas jej ogniwa będą wystarczająco silne, by owocnie krzewić apostolat.
A więc bez wątpienia leży w interesie wszystkich wiernych, aby to pierwsze, ojcowskie zadanie przełożonego zostało wypełnione w jak najlepszy sposób. Dziękuję Wam za każdą modlitwę i każdą ofiarę w tej intencji! Dziękuję również za Waszą wyrozumiałość, jeśli ta troska będzie musiała zająć pierwsze miejsce, przed pragnieniami wyrażanymi przez Was, drodzy wierni. Szczególnie członkowie III Zakonu Bractwa są powołani do duchowego wsparcia przełożonego w jego ojcowskiej posłudze — należą oni bowiem w ścisłym znaczeniu do naszej rodziny.
Po drugie, szczególnej uwagi wymagają od nas dzieła apostolatu. Już sama troska o dusze — poprzez celebracje Mszy św., udzielanie sakramentów i umacnianie w wierze wszystkich grup wiekowych — wymaga od nas zdwojonych sił. Do tego dochodzi zwyczajna działalność, taka jak głoszenie rekolekcji, publiczne wykłady, publikacje, obecność w mediach, kursy i podtrzymywanie kontaktów z księżmi, którzy pragną poznać tradycyjną Mszę i naukę Kościoła, pobożne dzieła prowadzące do wzbudzenia osobistej i apostolskiej gorliwości. Ważne miejsce zajmują szkoły, o czym wspomnę poniżej. Ogólnie mówiąc, zależy mi na wzmacnianiu dzieł, które w ciągu 20 lat zostały już założone i rozbudowane, a niekoniecznie na powoływaniu nowych, wymagających nakładu wielu sił, energii i czasu.
Po trzecie, troska o sprawy finansowe. Zapewnienie niedzielnej Mszy św. w przeoratach i kaplicach w wielu miejscach w Polsce wymaga nie tylko osobistego zaangażowania kapłanów, ale także dobrej organizacji oraz infrastruktury, co pochłania duże kwoty. Do tego dochodzą ogromne koszty związane z prowadzeniem szkół. Bez hojnego wsparcia darczyńców z Europy Zachodniej i Ameryki Północnej niemożliwe byłoby w ogóle ich powstanie oraz dotychczasowa ich rozbudowa. Szczodrość darczyńców niech Bóg wynagrodzi tysiąckrotnie! W przyszłości będzie konieczne stopniowe włączanie się wiernych z poszczególnych przeoratów i kaplic w Polsce w pokrywanie kosztów ich funkcjonowania, ponieważ znaczne wydatki bieżące pochłaniają dzieła ogólnopolskie, a ponadto ciągle ubywa nam hojnych darczyńców, którzy z racji podeszłego wieku odchodzą do wieczności.
Kto ma młodzież, ten ma przyszłość
To stwierdzenie to żadna nowość. Obecny numer „Zawsze Wierni” poświęcony jest właśnie temu tak ważnemu zagadnieniu, jakim jest sztuka wychowania. Wychowanie pozostawia trwałe ślady — dobre albo złe — w życiu każdego człowieka, a przez to także w całym społeczeństwie. Wielu ludzi tłumaczy się tzw. trudnymi czasami, aby usprawiedliwić swoje błędy, niedociągnięcia i lenistwo. Nie wolno nam kierować się panującym „duchem czasu”, to właśnie my musimy go kreować! A kreujemy go, kiedy żyjemy, działamy, czynimy wszystko według dobrych zasad, które musimy przekazywać młodym pokoleniom. Dobre wychowanie naszych dzieci jest warte każdej ofiary, ponieważ przez to wyrażamy wobec nich naszą miłość.
Wszyscy wiemy, że dobre wychowanie musi brać swój początek już w domu rodzinnym i to od najmłodszych lat. To co zostanie zaniedbane w pierwszych latach życia, będzie można później uzupełnić tylko z wielkim trudem, albo czasami już nigdy. Potwierdzają to naukowe opracowania oraz książki dobrych wychowawców i pedagogów. Drodzy rodzice, stoicie przed wielką odpowiedzialnością! Według nauki papieża Piusa XI, podanej w encyklice o wychowaniu (Divini illius Magistri), prawo i obowiązek wychowania dzieci, wychowania naturalnego i nadprzyrodzonego, spoczywa na rodzicach i na Kościele. Państwu przypada zadanie pomocnicze, tzn. ma ono wspomagać wychowawców, a jedynie w wyjątkowych przypadkach ma ich zastępować — nic więcej.
Wychowuje rodzina i Kościół
Napawa nas grozą, gdy słyszymy, jak dzisiaj ideolodzy i politycy całego świata domagają się „zwierzchności państwa już nad kołyską” i jak podstępnie zamieniają role, przypisując państwu główne prawo do wychowania. Kłamstwo, określane mianem gender, wzmocnione globalną poprawnością polityczną, zapewne i w Polsce wkrótce stanie się obowiązkową ideologią w szkołach publicznych, w krajach zachodnioeuropejskich jest to już faktem. „Lecz kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza” (Mt 18, 6; Mk 9, 41; Łk 17, 2).
Dzisiaj jest ważniejsze jak nigdy dotąd, aby dom rodzinny ściśle współpracował z Kościołem w procesie wychowania oraz kształcenia dzieci i młodzieży. A to wychowanie musi być prowadzone całkowicie w duchu katolickim! Nasze szkoły w Warszawie i Józefowie są wielkim błogosławieństwem, mimo rozmaitych trudności, które trzeba było pokonać od chwili ich powstania, i które stoją jeszcze przed nami. Nasze szkoły dają możliwość dobrego, szerokiego wykształcenia i ukształtowania charakteru młodego pokolenia w duchu katolickim, opartym na katolickich wartościach. A do tego potrzeba, jeszcze raz to podkreślę, współpracy rodziców z instytucjami kościelnymi.
Każda dialektyka, która czyni podziały między rodzicami a nauczycielami i kapłanami, nie powinna w ogóle mieć miejsca, jest szkodliwa. To oczywiste, że obie strony popełniają błędy — nie ma idealnej szkoły, tak samo jak nie ma idealnej rodziny. Jeśli rodzice współpracują ze szkołą, daje to najlepszą gwarancję owocnego wychowania ich dzieci. Jeśli szkoła wpaja fałszywe postawy, to rodzicom trudno będzie zapobiec złym skutkom. Z kolei kiedy wychowanie w domu jest niewłaściwe albo gdy rodzice są skłóceni, to nawet dobra szkoła i dobry internat nie będą w stanie tego naprawić. Potwierdza to moje wieloletnie doświadczenie w pracy wychowawczej i kapłańskiej.
Dobre wychowanie — czyli jakie?
W jaki więc sposób my — rodzice, nauczyciele, wychowawcy i kapłani — przekazujemy młodym ludziom katolickie zasady życia i prawidłową wiedzę w zakresie naturalnym i nadprzyrodzonym? Odpowiadając na to pytanie, wymienię te warunki według ich rosnącej ważności: przez wartościowe wskazówki dydaktyczne i pedagogiczne, przez osobisty przykład, przez wspólne praktykowanie wiary, przez pełną poświęcenia miłość.
Aby wskazówki odnośnie do wiary i różnych dyscyplin naukowych przynosiły trwałe owoce, muszą być przekazane dziecku w sposób właściwy dla jego wieku. Do tego potrzebni są przede wszystkim w pierwszych latach jego życia odpowiedni nauczyciele i dobrze zorganizowane szkoły. Szkoły naszego Bractwa zapewniają to. Istnieje także nauczanie domowe, jednak stanowi to duże wyzwanie dla rodziców i wymaga pomocy wielu specjalistów. Tacy specjaliści pracują w naszych szkołach, są do dyspozycji rodziców prowadzących edukację w domu. Najlepiej byłoby, aby coraz więcej rodzin Tradycji w Polsce, dla dobra swoich dzieci, korzystało z naszych placówek oświatowych.
Jednak nawet najlepsze zalecenia zdadzą się na nic, jeżeli dorośli, którzy w jakikolwiek sposób ponoszą odpowiedzialność za dzieci i młodzież, nie będą dawać przykładu swoim osobistym życiem. Dobrze wiemy, że najbardziej pociąga i zachęca dobry przykład. Musimy więc go dawać, nawet jeśli jest to związane z ofiarami i wyrzeczeniami. I właśnie taki wzór najbardziej przekona dzieci i młodzież.
Jeżeli religia będzie traktowana tylko jako dodatek do „normalnego” życia, to młody człowiek wcześniej czy później dojdzie do wniosku, że jest to tylko dodatek, więc można go pominąć. To logiczne. Wina leży wówczas po stronie wychowawców (rodziców, nauczycieli, wychowawców w internatach), którzy sami mieli błędny stosunek do wiary. Religia nie jest dodatkiem, lecz najistotniejszą częścią ludzkiego życia: stworzył nas Bóg i dlatego mamy być Jemu posłuszni i od Niego zależni. Kto nie chce tego przyjąć, ten nie wyznaje prawdziwej religii, ale jej formę zastępczą, fałszywą — i jest tak niezależnie od tego, czy zdaje sobie sprawę z tego, czy też nie.
Wspólnie pielęgnowana wiara ma znaczenie nie do przecenienia, ponieważ dzięki niej człowiek nie błądzi i już od najmłodszych lat buduje zdrową relację wobec Boga. Dziecko musi widzieć swoich rodziców szczerze się modlących, a nie traktujących modlitwę jako przykry obowiązek. Dla ucznia uczestnictwo w szkolnej Mszy św. musi być tak samo oczywiste, jak obecność na lekcji języka polskiego czy też jedzenie posiłku. Msza św. i przystępowanie do sakramentów w gronie rodzinnym wyznacza naszym dzieciom prawidłowy rytm w ich religijnym rozwoju.
To wszystko będzie możliwe do zaistnienia i trwania jedynie poprzez miłość, nie rozwieje się jak dym lub nie przebrzmi tak szybko, cytując św. Pawła Apostoła, jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący (1 Kor 13, 1). Miłość oznacza zwrot serca ku Bogu, co przejawiać się ma w całkowitej pokorze i życzliwości wobec bliźniego, w byciu gotowym do ponoszenia ofiar i do poświęcenia. Kochać oznacza więcej dawać, aniżeli brać i jest dawaniem bez oczekiwania na zapłatę. Żadne dziecko nie zamknie się przed prawdziwą miłością, będzie intuicyjnie rozumieć, że stanowczość w wychowaniu wypływa nie z surowości, lecz z miłości (podczas gdy rozpieszczanie nie jest wyrazem miłości, lecz słabości i egoizmu).
Święty Jan Bosco — wzór wychowawcy
Wspaniałym przykładem troskliwego i bardzo skutecznego wychowawcy młodzieży jest św. Jan Bosco. Podziwiali i szanowali go zaniedbani chłopcy z ulic Turynu w XIX wieku, którym ofiarował swoją miłość, nadał ich życiu sens, zachwycił ich Bogiem. Byli szczęśliwi nie dlatego, że zaspokoił wszystkie ich potrzeby (musieli znosić wiele niedostatków), ale dlatego, że dzięki niemu odnaleźli pokój w sercu. On wiedział, jak zapobiegać ich wybrykom, niewłaściwym pomysłom, pokusom do złego. Był przy nich, zawsze angażował ich do pożytecznych zajęć, co później w pedagogice zostało nazwane „środkiem prewencyjnym”.
Dzisiaj żyjemy w zupełnie innych warunkach niż w czasach św. Jana Bosco. Jesteśmy syci, a często nawet przejedzeni. Mam przy tym na myśli nie tylko pokarm, ale także (przynajmniej względny) dobrobyt, wygody życia, gorączkowy pośpiech dnia codziennego, przesyt informacji i komunikacji, fascynację wszechobecną, nowoczesną techniką i elektroniką. Młodzież jest przekonana, że na świecie zawsze tak było, jak jest teraz; i uważa, że prawo do korzystania z tych osiągnięć po prostu jej się należy. Czym więc możemy ją jeszcze przyciągnąć i jak zachwycić katolickim ideałem?
Liberalne myślenie zawładnęło ponadto społeczeństwem i zainfekowało także nasze serca. Nie możemy więc dosłownie stosować tych samych środków wychowawczych, z których Don Bosco korzystał 150 lat temu. Jednak dobrze uczynimy, jeżeli zainspirujemy się jego duchem. Do tego potrzebna jest w pierwszym rzędzie oddana miłość i głębokie zakorzenienie w wierze katolickiej!
Katolickość to także maryjność
W jednym ze swoich słynnych snów Don Bosco ujrzał dwie kolumny wynurzające się z morza. Przy nich znalazła bezpieczne schronienie zaatakowana przez wrogów łódź, czyli Kościół wraz z papieżem. Na pierwszej z nich, większej, spoczywała Hostia — Najświętszy Sakrament; na drugiej widniała postać Matki Bożej. To adoracja Najświętszego Sakramentu oraz nabożeństwo do Najświętszej Maryi Panny przeprowadzą nas bezpiecznie przez czas wielkiego kryzysu, w którym żyjemy. Czyż nie jest to ta sama pobożność katolicka, która została nam przekazana poprzez Tradycję, ta sama, którą otrzymaliśmy poprzez objawienia w Fatimie?
Święty Jan Bosco zwrócił się do Maryi Wspomożycielki wiernych z pełnym zaufaniem i oddaniem. Niedługo potem został ogłoszony dogmat o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny (1854). Święty Maksymilian Kolbe z pomocą nabożeństwa do Niepokalanej utorował drogę do królestwa niebieskiego tysiącom dusz w Polsce i daleko poza jej granicami. Nie traktował pobożności maryjnej jedynie jako formy religijnej obrzędowości, lecz stanowiła ona dla niego sedno głębokiego, pełnego bezgranicznego zaufania Jej i synowskiego oddawania Jej czci.
20 lat temu miały miejsce dwa ważne wydarzenia w apostolacie maryjnym naszego Bractwa: w 1994 roku w Polsce ks. Karol Stehlin zapoczątkował ponownie tradycyjną pobożność maryjną, czyniąc ją szczególnym znakiem apostolatu Bractwa w Polsce; zaś ja w 1995 roku, z okazji założenia naszych szkół w Szwajcarii, powołałem do życia Stowarzyszenie Szkolne pod patronatem Niepokalanej. Zatem dobrze uczynimy, jeśli będziemy nadal całkowicie powierzali nasze dzieła pod opiekę i ochronę Niepokalanie Poczętej Maryi Panny!