Kościół – Boski i ludzki
Drodzy Czytelnicy!
Znowu jesteśmy pod wrażeniem wydarzeń, które bezpośrednio dotyczą Bractwa Świętego Piusa X — chodzi oczywiście o kwestię pełnej normalizacji wzajemnych stosunków Rzymu i naszego Bractwa. W sercach budzą się różne uczucia — począwszy od entuzjazmu, a skończywszy na pesymistycznych zapowiedziach nadchodzącej katastrofy. W głowach rodzi się mnóstwo pytań i hipotez oraz cała seria różnych scenariuszy dotyczących przyszłości Bractwa i Kościoła.
W zaistniałej sytuacji łatwo o zamieszanie i niepokój, które mogą prowadzić do osłabienia duchowego. Mogą, ale nie muszą. Trudno okiełznać niepewność, ponieważ nasza ludzka natura potrzebuje poczucia bezpieczeństwa opartego na jakimś planie czy wizji przyszłości, a w obecnych warunkach o taką wizję bardzo trudno. Nie możemy jednak ulegać nastrojom — ani zniechęceniu, ani euforii.
Chociaż Kościół jako instytucja ludzka znalazł się w kryzysie, to jednak jego Boski wymiar nie został wcale naruszony. Zrozumienie tego paradoksu jest możliwe tylko wówczas, gdy się pamięta, że Jezus Chrystus jest prawdziwym Bogiem i zarazem doskonałym człowiekiem. Zapoznanie jednego z tych aspektów nieraz prowadziło do herezji, które zawsze domagały się uproszczeń: Bóg nie może krwawić; Bóg nie może być zmęczony; Bóg nie może się smucić — twierdzili dokeci, domagając się usunięcia z Biblii fragmentów świadczących o człowieczeństwie Pana Jezusa. Inni znowu, jak choćby arianie, nie chcieli uznać Chrystusowego Bóstwa.
„Kościół katolicki jest przedłużeniem wcielenia”, jak ujmuje to ks. Robert Benson, zwracając naszą uwagę, że paradoks, który dotyczył Chrystusa, odnosi się także do Kościoła. Dlatego jest konieczne, aby na nowo rozpoznać konsekwencje współistnienia Kościoła w Jego Boskim i ludzkim wymiarze:
„(...) wyobraźmy sobie (...) człowieka, w którym obudził się świat wiary, napotykającego zapis Tradycji katolickiej — kontynuuje ks. Benson. — Widzi na przykład, jak niezwykle wyjątkowy jest Kościół, jak niepodobny do wszystkich innych ludzkich społeczności. Inne społeczności zależą, co do samej istoty swej egzystencji, od sprzyjającego środowiska ludzkiego. On kwitnie w najbardziej niesprzyjającym. Inne społeczności mają swoje pięć minut, a potem następuje rozkład i zepsucie. On jeden nie zna zepsucia. Inne dynastie wzrastają i upadają. Dynastia Piotra Rybaka pozostaje niewzruszona. Inne powodują zwiększanie się i zmniejszanie światowego wpływu, którym mogą kierować. On jest zazwyczaj najbardziej skuteczny, kiedy jego ziemskie zainteresowanie znajduje się w najniższym punkcie”. Dlaczego tak jest? „Bowiem człowieczeństwo Kościoła, chociaż jest ciałem, w którym mieszka jego Boskość, nie stwarza tej Boskości”.
Ksiądz Benson pisał swoje słowa około 1912 r., a zatem na długo przed II Soborem Watykańskim. Mogą się rodzić wątpliwości, czy rzeczywiście niesprzyjające warunki pozwalają Kościołowi kwitnąć i przynosić dobre owoce. Przecież przez ostatnie dziesięciolecia nastąpił spadek liczby duchownych oraz powołań. Wielu wiernych świeckich już nie wierzy ani nie chce wierzyć w to, czego od wieków naucza Kościół. Należy jednak pamiętać, że Boskość Kościoła nie jest materialna, a zatem nie jest mierzalna ilościowo. Trudne okoliczności, z jakimi przyszło nam się mierzyć, nieustannie oczyszczają nasze intencje i pozbawiają złudzeń. Dlatego krzyż, jaki niesiemy, jest znakiem miłości Boga, łaską daną nam zupełnie darmo — łaską, która jednak zobowiązuje.
Podstawą dla naszych rozważań muszą być wiara w Boskie pochodzenie Kościoła oraz wzgląd na jego ludzkie oblicze. Przypuszczenia dotyczące przyszłości są zazwyczaj bardzo krótkowzroczne. Ludzie pytają bowiem: co będzie jutro, co za parę miesięcy, co w ciągu następnych paru lat? Będąc pod wrażeniem aktualnych wydarzeń, zachowują się tak, jakby miały one rozstrzygnąć o ich „być albo nie być”. Dodatkowo patrzą na nie z ludzkiej, a więc ograniczonej i zamglonej perspektywy: „co będziemy jeść, w co będziemy się ubierać?”. Przesilenia i trudne chwile zdarzały się wielokrotnie w historii świata i Kościoła — także w historii naszego Bractwa. Po wydaniu dokumentu o „ekskomunikach” w 1988 r. było podobnie. Nasz Założyciel mówił pod koniec 1988 r.: „Można niemal powiedzieć, że historia Bractwa i historia Tradycji jest historią podziałów, bolesnych rys i rozłamów” (Kazania, s. 237). Bractwo mimo tego wypełniało swoją misję, „kwitło w najbardziej niesprzyjającym środowisku”. Arcybiskup Lefebvre mówił dalej: „Ale ja wierzę, że to są próby, przez które przechodzi każde dzieło Boga. On doświadcza i zsyła krzyż” (Kazania, s. 237).
Nasz stosunek do bieżących i przyszłych wydarzeń winien kształtować się dzięki świadomości, że doświadczamy prób, przez które przechodzi każde dzieło Boga. Pan Bóg doświadcza i zsyła krzyż tylko po to, by uszlachetnić, wzmocnić i pomnożyć swoją chwałę w ludzkich duszach. Stojąc przed następnymi miesiącami i latami, trzeba nam szukać „wpierw królestwa Bożego i jego sprawiedliwości”. Cóż to oznacza w praktyce?
Musimy zachować naszą wiarę i możliwie jak najlepiej wypełniać wolę Pana Boga poprzez sumienne spełnianie naszych obowiązków. Tylko w ten sposób możemy Mu się podobać! Pan Bóg nie żąda od nas, abyśmy kierowali Bractwem, a tym bardziej Kościołem. Nie wymaga, abyśmy byli sędziami innych, abyśmy angażowali się w wyrafinowane i jakże często jałowe dywagacje teologiczne — natomiast żąda od nas, abyśmy kierowali swoimi duszami i duszami osób powierzonych naszej opiece, abyśmy zachowali wolność od grzechu i abyśmy wypraszali łaski dla siebie i dla innych, czyli dla Jego Kościoła. Wymaga, abyśmy w kwestii naszej wiary odrzucali najmniejszy kompromis.
Obowiązuje więc nas niezłomna wierność Tradycji i niezmiennej nauce Kościoła oraz wrogość względem wszelkiej herezji. Dzięki dziełu abp. Lefebvre’a, dzięki niezłomnej postawie jego i konsekrowanych przez niego biskupów katolicką Tradycję mogą dziś poznawać ludzie urodzeni już po soborze oraz osoby, które porzuciły Kościół, zrażone jego kryzysem. Tradycyjna Msza św., nieskażona nauka Kościoła, duchowość wszystkich świętych, zasady walki duchowej — wszystko to pomaga im odzyskać oparcie dla życia duchowego i prowadzi do lepszego poznawania Pana Boga. Pozwala dostrzec, że istnieje dzieło i cel, w walce o które nie szkoda poświęcić własnego życia, przyjemności i wygód.
Dzięki dziełu abp. Lefebvre’a możemy ratować nasze dusze, a także zachować ducha misyjnego, czyli wciąż starać się o zbawienie innych, aby i oni poznali jedyną prawdę, „wiarę, bez której nie można podobać się Bogu”. Jeśli ktokolwiek naruszyłby te fundamenty, wymagając od nas, abyśmy w duchu ekumenizmu pozwalali, by dusze trwające przy fałszywych wierzeniach szły na wieczne potępienie, lub byśmy uczestniczyli w novus ordo Missæ, to wtedy trzeba zdecydowanie powiedzieć: non possumus! Nie wolno nam pójść na takie kompromisy!
Wszyscy pamiętamy ten fragment Ewangelii, gdy Pan Jezus przeprawiał się z uczniami przez jezioro i zasnął w łodzi. Zerwała się wichura, fale zalewały łódź, a uczniowie w panice zaczęli budzić Chrystusa okrzykami: „Mistrzu, Mistrzu, giniemy!”. Ich ludzkie spojrzenie na okoliczności i ograniczona perspektywa wywołały panikę i zmąciły rozumienie zasad, jakimi kieruje się Pan Bóg — że nic nie dzieje się bez Jego przyzwolenia i nic się bez niego nie kończy.
Święty Karol Boromeusz tak komentuje to nadprzyrodzone działanie: „Z jakiego powodu, mój Panie, który jesteś doskonałym pokojem i jego prawdziwym źródłem, pozwoliłeś na to, by rozszalała się ta burza, którą w chwilę potem zamierzałeś uciszyć? (...) nie należy dziwić się temu, że jej nie uśmierzył już od samego początku i odsunął na później wybawienie swoich uczniów, pozostawiając ich w niebezpieczeństwie śmierci, gdyż już wcześniej postanowił ich uratować. Wy, którzy mnie słuchacie, nie sądźcie, że Pan, zasypiając, postępował tak przypadkowo lub bez powodu. Przeciwnie, nawet jeśli spał, wiedział o tym, co się wokoło Niego działo, on bowiem, nawet podczas snu, ma serce, które czuwa zawsze”.
Gdyby taka była wola Pana Boga, to nigdy nie pozwoliłby na zerwanie z Tradycją w Kościele katolickim. On dopuścił to zło, ale już wcześniej postanowił nas uratować. On także ma serce, które czuwa. To On sprawił, że Kościół zawsze zyskiwał możliwość rozwoju w najkorzystniejszym czasie i miejscu. Teraz potrzeba tylko, abyśmy swoim postępowaniem i postawą sprawili, że nasze dusze staną się takim miejscem, gdzie Bóg znajdzie najkorzystniejsze środowisko dla dalszego wzrostu swojego Kościoła.
Znamy to miejsce i znamy to Serce, które czuwa. Bo oto Bóg od początku świata przygotował dla niego swój ratunek, swój plan — „Niewiastę obleczoną w słońce”. Bóg zechciał złożyć w ręce Niepokalanej losy świata i bieg czasów ostatecznych: „Wielki znak ukazał się na niebie”. Czy Ona kiedykolwiek zawiodła? Nie! Przeciwnie! Gdy ogarnia nas niepokój i bezradność, złóżmy swoją ufność nie w ludzkich możliwościach, lecz jedynie u stóp Tej, która „sama zniszczyła wszystkie herezje na całym świecie”, która jako jedyna otrzymała obietnicę, że „zetrze głowę węża”. Wielokrotnie Maryja interweniowała, gdy sytuacja — po ludzku mówiąc — była beznadziejna. Im bardziej oddamy się Jej i powierzymy Jej wszystko, tym bardziej możemy być pewni, że „Ona zwycięży wroga dusz”, a z wszelkiego zła, ku wściekłości szatana, wywiedzie większe dobro. Diabeł posiał chwasty w ludzkich duszach; Ona sprawia, że w tych samych duszach wyrasta stokrotny plon czystej pszenicy. Trzeba tylko się do Niej uciekać i Ją o pomoc prosić!
We wszystkim musimy więc działać jako Jej wierni rycerze! Według św. Maksymiliana główną cechą rycerza Niepokalanej jest posłuszeństwo wobec Jej woli. A bardzo często Jej wola to nasz krzyż! Patrzmy na Nią, która — choć widzi tyle zła wśród swoich zagubionych dzieci — nikogo nie przekreśla, za wszystkich się modli, wszystkim pomaga, wciąż przynosi łagodne światło rozumienia i siłę do składania ofiar! W Niej tylko zwyciężymy „wroga dusz”. Ufajmy Jej i prosimy Ją o pomoc dla naszych najbliższych, dla tych, którzy kierują Bractwem i Kościołem! Za każdym razem, gdy nam się wydaje, że dokonuje się jakieś nowe zło, to zawsze najpierw oddajmy wszystko Jej. Jej powierzajmy swój ból. I dopiero po intensywnej modlitwie prosimy Ją: „użyj także, jeżeli zechcesz” nas jako narzędzia w Twoich niepokalanych rękach, by złu zaradzić. Jeśli Ona pokieruje naszymi słowami, czynami, myślami... to wtedy ich skutki muszą dobrze służyć pomnożeniu chwały Boga, Kościołowi i zbawieniu dusz. Pamiętajmy o tym szczególnie w maju, miesiącu Jej poświęconym. Ω