Poznański indult
Dwie dekady w eklezjalnej krainie czarów, cz. II
W kwietniu 1999 r. arcybiskup Juliusz Paetz przedłużył do końca 2000 r. ważność poprzedniego dekretu, nie zmieniając jego warunków; mimo próśb, nie udzielono zgody na celebracje częstsze niż dwa razy w miesiącu. Gesty i słowa z okazji wizyty ks. Bisiga okazały się pustą kurtuazją. Jednak w związku ze śmiercią ks. dr. Jerzego Szelmeczki SI metropolita poznański był zmuszony powołać nowego celebransa Mszy „indultowych”. O chętnego do sprawowania w rycie klasycznym i opieki nad dość prężnym, a na dodatek aktywnym politycznie środowiskiem nie było łatwo. W końcu na osobiste prośby bp. Zdzisława Fortuniaka i ks. kan. Jana Stanisławskiego obowiązków tych podjął się ks. prał. Władysław Kołodziej, oficjał poznańskiego Sądu Metropolitalnego. Udzielona mu nominacja okazała się dla wiernych – mimo ich początkowych obaw, przydzielono im bowiem „kurialistę”, a nie doświadczonego duszpasterza – nader szczęśliwa. Ksiądz Kołodziej przez cały czas swej posługi wykazywał się wobec członków środowiska „indultowego” szczerością i życzliwością, ale także – dzięki autorytetowi, którym cieszył się w archidiecezji – był znakomitym rzecznikiem ich sprawy przed władzami duchownymi i miejscowym klerem.
Pierwszym znaczącym owocem tej decyzji była milcząca zgoda poznańskiej kurii na propozycję zorganizowania w Poznaniu obchodów 900. rocznicy wyzwolenia Grobu Bożego w Jerozolimie, przypadającej w lipcu 1999 r. Jej głównym punktem była tradycyjna Msza św. sprawowana przez ks. prał. Kołodzieja w kościele pw. Świętego Antoniego Padewskiego, sanktuarium Matki Bożej w Cudy Wielmożnej – Pani Poznania, jednej z najważniejszych i najpiękniejszych świątyń stolicy Wielkopolski. Odbyła się również zorganizowana we współpracy z Poznańskim Towarzystwem Przyjaciół Nauk sesja naukowa poświęcona wyprawom krzyżowym, której główną prelegentką była uznana polska mediewistka prof. Alicja Karłowska‑Kamzowa. Patronat nad uroczystościami objęła prof. Alicja Grześkowiak – marszałek Sejmu i dama zakonu bożogrobców, w komitecie honorowym znalazło się trzech poznańskich kawalerów maltańskich (wśród nich Marcin Libicki – wiceprzewodniczący Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy), a także: Marek Jurek – członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, prof. Stefan Stuligrosz – twórca chóru „Poznańskie słowiki”, który zapewnił liturgii znakomitą oprawę, prezydent Poznania oraz jego zastępcy, wojewoda wielkopolski, przewodniczący rady miasta, a nawet znany poznański biznesmen Jan Kulczyk. W komitecie organizacyjnym zasiadło zaś kilku poznańskich radnych.
Bogaty program obchodów, a przede wszystkim udział w nich wielu osób publicznych szybko zostały odczytane jako demonstracja wpływów tradycyjnych katolików, tak wobec poznańskiej kurii, jak całego grona liberalnych katolików, którzy na łamach „Tygodnika Powszechnego” i „Gazety Wyborczej” krytykowali ideę obchodów. Organizowane z rozmachem „wydarzenia liturgiczne” stały się odtąd znakiem rozpoznawczym tego środowiska – znakiem, który z czasem zaczął wzbudzać coraz więcej kontrowersji również wśród katolickich konserwatystów.
Biskup z kraju papieża i posoborowe tabu
Kolejnym dowodem życzliwości nowego celebransa była decyzja abp. Mariana Przykuckiego, emerytowanego ordynariusza szczecińsko‑kamieńskiego, który na osobistą prośbę ks. prał. Kołodzieja i wbrew opinii nieprzychylnego sprawie nuncjusza abp. Kowalczyka zgodził się udzielić święceń kapłańskich grupie diakonów Bractwa Kapłańskiego Św. Piotra, a wśród nich Polakowi, ks. Tomaszowi Dawidowskiemu. Zgoda abp. Przykuckiego znakomicie wpisała się w działania poznańskich wiernych, mające na celu umożliwienie księżom tego instytutu – w bliższej lub dalszej perspektywie – pracy duszpasterskiej w naszym kraju. Uroczystość odbyła się 1 lipca 2000 r. w kościele Matki Boskiej Zwycięskiej w bawarskim Wigratzbad. Wiadomość o tym, że biskup z Polski – ojczyzny Jana Pawła II, mającej stanowić wzorcowy przykład „udanych posoborowych reform liturgicznych”, gdzie katoliccy tradycjonaliści mieli być zjawiskiem tyleż egzotycznym, co niemal nieistniejącym – odprawił Mszę św. w rycie klasycznym, złamała pewnego rodzaju tabu. Nie tylko wprawiła w irytację nuncjusza, a w konsternację wielu członków Konferencji Episkopatu Polski, ale na dodatek odbiła się szerokim echem w katolickich środowiskach Europy Zachodniej. Przekonali się o tym pytani o sprawę poznańscy delegaci na zorganizowaną w Rzymie z okazji Roku Jubileuszowego konferencji Międzynarodowej Federacji Una Voce.
Zgodna współpraca wiernych z wyznaczonym przez arcybiskupa celebransem, który cieszył się niemałym autorytetem, ale także odpowiednimi koneksjami – a co za tym idzie, sporą swobodą w decydowaniu o bieżących sprawach środowiska – zaowocowała złagodzeniem rygorów ustanowionych przez abp. Strobę i podtrzymywanych, choć już mniej zdecydowanie, przez abp. Paetza. Działo się to niejako metodą faktów dokonanych, bowiem ks. prał. Kołodziej uznał, że skoro został mianowany „opiekunem” środowiska, to nie po to, by nie wychodzić naprzeciw jego potrzebom. Odtąd nie tylko łatwiej i bez niepotrzebnych upokorzeń można było uzyskać zgodę na przyjmowanie sakramentów w rycie klasycznym (przede wszystkim ślubów i chrztów), ale także zwiększyła się częstotliwość sprawowania Mszy św., co z czasem było uzależnione jedynie od kwestii znalezienia dyspozycyjnego celebransa. Właśnie dlatego ks. prał. Kołodzieja, na prośbę wiernych, zaczęli wspomagać ks. kan. Stefan Patryjas, emerytowany proboszcz parafii pw. Świętego Jana Bosko w Luboniu, ks. Włodzimierz Wygocki, który już wcześniej chętnie służył poznańskim „indultowcom”, oraz ks. Andrzej Szczeszyński, proboszcz parafii w Wielowsi. W Grodzie Przemysła znów gościli księża spoza archidiecezji, w tym również pracujący w Wiedniu ks. Dawidowski. W lipcu 2000 r. odprawił on w Poznaniu swoje uroczyste prymicje, a w lutym 2001 r. głosił nauki i sprawował Msze św. podczas zorganizowanych przez poznańskich tradycjonalistów wyjazdowych rekolekcji w benedyktyńskim przeoracie w Lubiniu. Następnie, w marcu tego samego roku, w uzgodnieniu z wiernymi i na prośbę ks. Arnolda Devillersa, przełożonego generalnego petrystów, przybył do Polski ks. Józef Bisig, który w Poznaniu został przyjęty przez wikariusza generalnego bp. Zdzisława Fortuniaka. Podczas spotkania ustalono, że wraz z nowym rokiem akademickim ks. Dawidowski podejmie uzupełniające studia magisterskie na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Adama Mickiewicza1 i będzie służyć pomocą prałatowi Kołodziejowi przy celebracjach dla poznańskiego środowiska „indultowego”.
Sine populo
Do Polski ks. Dawidowski przybył już w lipcu 2001 r., aby być kapelanem zorganizowanego przez poznańskich wiernych w Podgórzynie koło Jeleniej Góry wakacyjnego obozu językowego dla młodzieży. Poinformowany o charakterze przedsięwzięcia kanclerz legnickiej kurii wystosował do ks. Dawidowskiego list, w którym oznajmił, że ordynariusz diecezji „nie dostrzega wśród wiernych potrzeby odprawiania w rycie klasycznym św. Piusa V”, „ewentualny powrót do tego rytu mógłby być wśród nich przyczyną niepokoju i zamieszania”, a na dodatek, „jeśli Ksiądz ma pozwolenie odpowiednich władz na odprawianie poza parafią w rycie klasycznym, to na terenie Diecezji Legnickiej jej Biskup zezwala mu na sprawowanie w tymże rycie, jednak prywatnie – «sine populo» (łac. ‘bez ludu’)”.
List podpisany przez kanclerza ks. Józefa Lisowskiego nie stanowił zaskoczenia, gdy idzie o treści zawarte w pierwszych dwóch punktach, jednak punkt trzeci był tak ewidentnym dowodem lekceważenia prawa, iż zażenowany, a pragnący pozostać w zgodzie ze zdrowym rozsądkiem miejscowy proboszcz przyznał, że w Mszach „prywatnych” mogą brać udział wierni. Postanowił zatem nieznane staremu mszałowi określenie „sine populo” interpretować w zgodzie z pkt. 1 i 2 pisma, a więc „sine populo legnicensis” (‘bez ludu legnickiego’). W ten oto sposób zgromadzona w Podgórzynie poznańska młodzież mogła się cieszyć wolnością uczestnictwa w tradycyjnym katolickim kulcie.
W październiku 2001 r. ks. Tomasz Dawidowski podjął studia teologiczne na Uniwersytecie Adama Mickiewicza i zamieszkał na plebanii parafii pw. Maryi Królowej na poznańskiej Wildzie. Miejscem celebracji nie był już mały kościółek przy ul. Żydowskiej ani kaplica Matki Bożej w kościele poznańskich franciszkanów, gdzie Msze św. były sprawowane o godzinie 16.00, lecz kościół sióstr miłosierdzia pw. Przemienienia Pańskiego. Niedzielna Msza św. była odtąd sprawowana przed południem, dzięki czemu nie tylko zwiększyła się frekwencja, ale w końcu, po wielu latach, wierni chcący wypełnić obowiązek niedzielny nie musieli rezygnować z życia rodzinnego i towarzyskiego. Msze św. były teraz odprawiane w jednej i tej samej świątyni nie tylko w niedziele i wszystkie święta, ale również w dni powszednie, po pewnym czasie ks. Dawidowski zamieszkał bowiem przy klasztorze szarytek.
Regularne duszpasterstwo przyczyniło się do powiększenia grona ministrantów, zaczęto tworzyć scholę gregoriańską, rozpoczęły działalność „kręgi rodzin”, dzieci spotykały się na katechezach, odbywały się rekolekcje, a także organizowane w podpoznańskich Radzewicach dni powołaniowe dla młodych mężczyzn. Bardzo ważnym wydarzeniem tamtego czasu były również sprawowane w tradycyjnym rycie uroczystości Wielkiego Tygodnia i Triduum Sacrum, w których wielu wiernych miało okazję wziąć udział pierwszy raz w życiu. Ponadto członkowie środowiska należący do Klubu Inteligencji Katolickiej zorganizowali pod auspicjami tego stowarzyszenia Studium Filozofii Klasycznej Św. Tomasza z Akwinu, obejmujące roczny kurs z zakresu najważniejszych dziedzin filozofii. Wśród wykładowców znalazły się takie osobistości polskiego świata naukowego, jak prof. Dobrochna Dembińska‑Siury oraz profesorowie Jerzy Gałkowski, Stanisław Pieróg i Marek Piechowiak. Z inicjatywy ks. Dawidowskiego środowisko „indultowe” wznowiło również działalność wydawniczą, zawieszoną w 1998 r. wraz z ukazaniem się ostatniego, 6/7 numeru pisma „Nova et Vetera” – w styczniu 2002 r. ukazał się pierwszy numer dwumiesięcznika „Ecclesia Dei”, opatrzony podtytułem „Biuletyn przyjaciół Bractwa Św. Piotra w Polsce”.
Rzeczywistość skrzeczy
Przez cały ten okres dawały jednak o sobie znać napięcia między ks. Dawidowskim a coraz liczniejszą grupą świeckich, co później stało się jedną z przyczyn jego wyjazdu z Poznania i udaremnionej przez kurię próby zastąpienia go ks. Wojciechem Grygielem. Spoglądając z perspektywy czasu i czyniąc to możliwie najbardziej obiektywnie, trzeba stwierdzić, że był to skutek wielu czynników, pośród których największą bodaj rolę odegrały nadmiernie rozbudzone oczekiwania wiernych, którym młody ksiądz, pozbawiony potrzebnego doświadczenia i wsparcia wspólnoty kapłańskiej, nie potrafił podołać. Stawał się coraz bardziej osamotniony, a w dodatku co rusz dawała o sobie znać jego nieumiejętność poruszania się po grząskim gruncie, jakim był Kościół poznański w ostatnich miesiącach urzędowania arcybiskupa Juliusza Paetza, gdy Ostrów Tumski przypominał targany intrygami wersalski dwór. Wiernym pragnącym kanonicznego uregulowania obecności Bractwa Kapłańskiego Św. Piotra w archidiecezji poznańskiej dawało to powody do kolejnych, często zbyt emocjonalnych krytyk kierowanych pod adresem księdza. Nie bez znaczenia pozostawała również wewnętrzna sytuacja w Bractwie Św. Piotra, w którym od 1999 r. narastało wrzenie związane z otwartym buntem części młodych księży domagających się swobody celebrowania Mszy novus ordo i usunięciem – decyzją przewodniczącego komisji Ecclesia Dei kard. Castrillóna Hoyosa – z funkcji przełożonego generalnego tego instytutu sprzeciwiającego się birytualizmowi ks. Józefa Bisiga. Na pytanie o to, dlaczego podczas pobytu w Poznaniu ks. Dawidowski zaczął celebrować nową Mszę – czy dlatego, że zmienił poglądy, czy w nadziei, że zyska akceptację lokalnego duchowieństwa, czy może z obu tych powodów – odpowiedzi mógłby udzielić jedynie on sam. Bezsporny pozostaje fakt, że w ten sposób utracił zaufanie zdecydowanej większości poznańskich wiernych.
Skandal w pałacu arcybiskupim
Tymczasem w Wielki Czwartek 2002 r., po kilku miesiącach, podczas których mir Kościoła poznańskiego co chwila zakłócały kolejne rozchodzące się lotem błyskawicy – również dzięki zaangażowaniu mediów – informacje o skandalu związanym z osobą jego ordynariusza, ogłoszono, że papież Jan Paweł II przyjął dymisję arcybiskupa Paetza z urzędu metropolity. Sprawa nie podzieliła miejscowego środowiska tradycyjnego, dobrze zorientowanego w sytuacji i w większości solidaryzującego się z osobami stającymi w obronie dobrych obyczajów. Wśród tych osób znajdował się również powszechnie szanowany ks. Marcin Węcławski, wildecki proboszcz, którego w tym czasie próbowano nawet usunąć z urzędu.
Stolica Święta nowym ordynariuszem archidiecezji ustanowiła gnieźnieńskiego biskupa pomocniczego, ks. Stanisława Gądeckiego, biblistę specjalizującego się w „dialogu międzyreligijnym”. Nowy arcybiskup nie okazał się jednak miłośnikiem dialogu z tradycyjnymi katolikami, którzy szybko odczuli, że oto w Poznaniu skończyły się dla nich dobre czasy. Co więcej, w kolejnych miesiącach zaczęła docierać do nich świadomość, że arcybiskup Gądecki traktuje swobodę, którą cieszyli się w Poznaniu „indultowcy”, jako rzecz wymuszoną politycznymi naciskami w czasie, w którym jego atakowany i tracący autorytet poprzednik, zaniedbując sprawy archidiecezji, z coraz większą nerwowością szukał wsparcia miejscowych elit2. I nie miało znaczenia, że poznańscy tradycjonaliści nigdy takiego wsparcia abp. Paetzowi nie udzielili.
Requiem
Jeszcze przez kilka miesięcy, mimo dobiegających z Ostrowa Tumskiego groźnych pomruków, sytuacja nie ulegała większym zmianom – w diecezji były pilniejsze sprawy, którymi należało się zająć. Jednak gdy tylko ks. Dawidowski ukończył studia magisterskie, obronił pracę pisaną pod kierunkiem ks. prof. Tomasza Węcławskiego3 i zaczął się ubiegać o przyjęcie na studia doktoranckie, 12 listopada 2002 r. został wezwany do pałacu arcybiskupiego. Metropolita poinformował go, że gotów jest udzielić mu zgody na dalsze studia pod warunkiem, że to one, a nie duszpasterstwo, będą stanowić „właściwy cel jego pobytu w Poznaniu, bowiem – kontynuował metropolita – nie ma możliwości, by zgodził się na kanoniczną instalację Bractwa Św. Piotra, a decyzja ta jest efektem konsultacji z nuncjuszem papieskim, abp. Kowalczykiem”. Ksiądz Dawidowski musiał obiecać, że zaprzestanie wydawania biuletynu „Ecclesia Dei” i „będzie pamiętał o tym, że w archidiecezji poznańskiej przebywa na prawach studenta”.
4 grudnia w kościele OO. Franciszkanów na Wzgórzu Przemysła już drugi raz – z inicjatywy środowiska poznańskich muzyków – odprawiono uroczystą Mszę św. za duszę Wolfganga Amadeusza Mozarta w rocznicę jego śmierci. Oprawę muzyczną stanowiła skomponowana przez salzburskiego artystę Missa pro defuncto. Celebransem był ks. Bernward Deneke, regens seminarium w Wigratzbad, diakonem ks. Dawidowski, a subdiakonem ks. Grygiel. Poznańscy tradycjonaliści – tak duchowni, jak świeccy – nie dopuszczali jeszcze do siebie, że żałobne tony muzyki Mozarta tym razem opłakują również ideę pobytu i posługiwania w Poznaniu, w jakiejkolwiek formule prawnej, księży petrystów. Pretekstu do działania dostarczyli władzom duchownym sami, uznając, iż nie należy rezygnować z wydawania biuletynu „Ecclesia Dei” i że wystarczy usunąć z jego tytułu patronat Bractwa Św. Piotra.
W lutym 2003 r. abp Gądecki odwołał z funkcji celebransa Mszy „indultowych” ks. prał. Władysława Kołodzieja, powołując na jego miejsce ks. dr. Rafała Pajszczyka, również prawnika kanonistę. Z zamieszczonego w „Roczniku Archidiecezji Poznańskiej” wykazu „duszpasterstw specjalistycznych” zniknęła sąsiadująca z diecezjalnymi „Grupami AA” i „duszpasterstwem wędkarzy” „Grupa Bractwa św. Piotra”.
Trudna audiencja
„Nie chcę, aby Poznań stał się centrum katolickiego tradycjonalizmu” – tak brzmiały pierwsze słowa mowy skierowanej 5 marca 2003 r. przez abp. Gądeckiego do przybyłych na audiencję przedstawicieli poznańskich „indultowców”4. W dalszych słowach metropolita poznański stwierdzał, że działalność ks. Tomasza Dawidowskiego daleko wykracza poza tę wynikającą ze stosownego dekretu, że pozwolenie wydane przez jego poprzednika na czas studiów tego kapłana właściwie już wygasło, że niepokoi go perspektywa przyjazdu do Poznania ks. Wojciecha Grygiela, bo to w naturalny sposób wzmocni duszpasterstwo, i że nie jest to jedynie jego zdanie, ale także prymasa Glempa. Arcybiskup Gądecki stwierdził, że ma świadomość, iż taką aktywnością, jaką przejawiają tradycjonaliści w Poznaniu, nie mogą się pochwalić wszystkie polskie środowiska „indultowe” razem wzięte. Jego niepokój budziło również rzekome – czy raczej potencjalne – mieszanie religii i polityki. Arcybiskup zaznaczył wprawdzie, że „ks. Dawidowski zapewnił go, iż takie rzeczy jak wykorzystywanie ambony do agitacji politycznej nie mają miejsca, ale... on i tak się niepokoi”. Ekscelencja poruszył także kwestię biuletynu „Ecclesia Dei” i złożonej przez ks. Dawidowskiego obietnicy zaprzestania jego wydawania. „Ksiądz zarzekał się – mówił metropolita – że pismo jest zgodne z Vaticanum II, ale... jego duch taki nie był”.
Zmiana celebransa, mimo początkowo okazywanej kurtuazji, w znaczący sposób wpłynęła na atmosferę w środowisku. Księża Dawidowski i Grygiel – ten ostatni w czerwcu 2003 r. przyjął święcenia prezbiteratu – zdawali już sobie sprawę, że w Poznaniu, wobec sprzeciwu ordynariusza, zapewne niczego nie osiągną. Ksiądz Dawidowski wyjechał na placówkę FSSP do Czech, a ks. Grygiel, któremu kuria poznańska nie udzieliła misji kanonicznej, uniemożliwiając posługę, poświęcił się studiom, kontynuowanym później w Krakowie. Ksiądz dr Pajszczyk poinformował wiernych, że petrystów w coniedzielnych celebracjach zastąpią księża diecezjalni. Umieszczenie w grupie celebransów ks. prał. Jana Stanisławskiego, który u początków istnienia środowiska głosił dla jego członków rekolekcje, przekonując, że „przywiązanie do starego rytu jest przejawem sentymentalizmu, zainteresowania nowościami (sic!) i że Kościół poszedł do przodu”, zapowiadało to, z czym przez kolejne lata przyjdzie się zmagać poznańskim „indultowcom”. Prawdziwym szokiem była jednak odmowa udzielenia sakramentu ostatniego namaszczenia według dawnego rytuału.
Wobec takiego obrotu spraw 20 października 2003 r. wierni, w akcie desperacji, wystosowali do swego ordynariusza list, w którym napisali, że nie rozumieją intencji, jakimi kieruje się wobec nich władza kościelna, ograniczając dostęp do Mszy św. i sakramentów sprawowanych według dawnych ksiąg liturgicznych, a przez to zmuszając ich do „przeżywania przełomowych momentów w życiu każdego katolika poza rodzinnymi parafiami – poza archidiecezją”. „Powierzając nasze sprawy decyzjom Waszej Ekscelencji – pisali sygnatariusze petycji – mamy nadzieję, że dziesięciolecie to wystarczający czas, aby móc rozeznać, że dane dzieło jest z Boga. My, obserwując trwanie i rozwój naszego środowiska mimo prób, przeciwności i szykan, oraz śledząc wieści, jakie płyną do nas z Rzymu, nie mamy żadnych wątpliwości i uczynimy wszystko, co w naszej mocy, aby uzyskać w naszym Kościele partykularnym równe prawa z innymi wspólnotami. Postrzegamy dziś naszą sytuację w Kościele poznańskim jako trędowatych, dla których brakuje miejsca wśród wielu wspólnot naszej archidiecezji. (...) Wydaje się zatem, że ograniczenie posługi kapłanów, którzy z racji przynależności do instytutów erygowanych na prawie papieskim mają szczególny charyzmat pomocy wiernym przywiązanych do dawnej liturgii, jest niezasadne i nieuchronnie otworzy pole do działania dla schizmatyków, czego w duchu troski o Kościół pragniemy wspólnie uniknąć”.
Trwanie
Straszenie Bractwem Kapłańskim Św. Piusa X – bo to o nim najwyraźniej pisali sygnatariusze, sami uznawani przez władze kościelne za „kryptolefebrystów” – nie zrobiło żadnego wrażenia na abp. Gądeckim. Poznański metropolita doskonale bowiem rozumiał uwarunkowania, w jakich funkcjonowało środowisko zaangażowane politycznie, a przez to nieskore do wszczynania otwartego konfliktu z miejscową hierarchią. Przez kolejne lata poznańscy „indultowcy” musieli się więc zmagać z brakiem jakiegokolwiek duszpasterstwa i niechęcią celebransów, jeśli nie wobec nich samych, to wobec rytu Mszy, który tak kochali, ciesząc się krótkimi chwilami wytchnienia, jakimi były wywalczone drogą próśb, gróźb, nacisków, petycji i listów do komisji Ecclesia Dei okazjonalnie głoszone rekolekcje czy „w dyskrecji” sprawowane prywatne Msze. Nie do pozazdroszczenia było również traktowanie ich przez gospodarzy kolejnych świątyń, którzy poznańskich „indultowców” zasypywali obietnicami, zwykle bez pokrycia, upatrując możliwych korzyści – zwykle osiąganych, każdy bowiem z poznańskich kościołów, w których była sprawowana „indultowa” Msza św., w niedługim czasie przechodził gruntowny remont m.in. dzięki staraniom wiernych, a później okazywało się, że nie ma tam już dla nich miejsca... To, że Msza nadal jest sprawowana w pięknie odrestaurowanym kościele na Wzgórzu Przemysła, poznańskie środowisko „indultowe” zawdzięcza abp. Gądeckiemu, który dostrzegając chyba nieprzyzwoitość podobnych sytuacji, miał powiedzieć gospodarzom tej świątyni: „Chcieliście ich, to nadal ich sobie miejcie”.
* * *
Przyjdzie być może jeszcze dogodny czas na artykuł bardziej szczegółowo traktujący o trudnych latach po odwołaniu ks. Kołodzieja i wyjeździe z Poznania księży Bractwa Św. Piotra. Tymczasem zaś należy ze współczuciem i wyrozumiałością zamilknąć, by jeszcze bardziej nie utrudnić życia religijnego tym wszystkim, którzy nie potrafią dostrzec głębi panującego w Kościele kryzysu i w sumieniu uznać prawomocności jurysdykcji zastępczej. Dokąd poznańskie środowisko „indultowe” tworzyli ludzie młodzi, głównie studenci, mogli sobie pozwolić na boje z kurią i własnym biskupem. Dziś, gdy są już ludźmi dorosłymi i posiadają własne rodziny, chcą zapewnić ich członkom – zwłaszcza dzieciom – właściwą, katolicką formację. Właśnie w odpowiedzi na tę palącą potrzebę duszpasterstwa, którego poznańscy tradycji katolicy są konsekwentnie i programowo pozbawiani przez własnego arcypasterza, powstała kaplica pw. Świętego Józefa, nad którą czuwają księża Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X. Skorzystają na tym wszyscy, zarówno wierni, jak i sam arcybiskup metropolita, za którego – bez chowania bezsilnej urazy – łatwiej będzie im się modlić. „Indultyzm” bowiem, mimo niedoskonałości tej analogii, można porównać do anglokatolicyzmu. W Anglii powiada się teraz, że nie ma większej niechęci od tej, którą czują anglokatolicy do swych protestanckich, anglikańskich „biskupów”, ale też nie ma większego przerażenia od tego, jakie odczuwają anglokatolicy na myśl o opuszczeniu swych pięknych świątyń i przeniesieniu się do skromnych kaplic. Nawet jeśli jest tam głoszona nieskażona błędem katolicka nauka... Ω
Pozostałe części:
- Jakub Pytel: Poznański indult – Dwie dekady w eklezjalnej krainie czarów, cz. I [ZW nr 148 (9/2011)]
Przypisy
- ↑Międzynarodowe Seminarium Duchowne Bractwa Kapłańskiego Świętego Piotra w bawarskim Wigratzbad nie posiada uprawnień państwowych, przez co nie może nadawać stopni naukowych.
- ↑Starania te zaowocowały m.in. Listem w obronie dobrego imienia abp. Juliusza Paetza, podpisanym 28 lutego 2002 r. przez kilkudziesięciu znanych poznańskich naukowców, rektorów wyższych uczelni, ludzi kultury i biznesmenów. Wśród sygnatariuszy nie było nikogo, kto byłby identyfikowany z poznańskim środowiskiem indultowym.
- ↑Temat pracy magisterskiej ks. Tomasza Dawidowskiego odwoływał się do pkt. 4 motu proprio Ecclesia Dei i brzmiał: Tradycja w pismach i wypowiedziach abp. Marcela Lefebvre’a.
- ↑Wiernych reprezentowali wówczas: prof. Kazimierz Świrydowicz, Mariusz Krzyszkowski, Jan Filip Libicki i Jakub Pytel. Obecny był również ks. dr Rafał Pajszczyk, nowo mianowany celebrans „indultowych” Mszy św.