Miejsce wiecznego spoczynku
Wchodząc na cmentarz, uświadamiamy sobie, że tu jest miejsce święte, na którym ciała setek, a może nawet wielu tysięcy zmarłych czekają na dzień ostateczny.
Życie człowieka, jakkolwiek by długo trwało, kiedyś osiąga swój kres. Zazwyczaj kończy się ono pogrzebem, to znaczy złożeniem ciała do ziemi. Dlaczego piszę „zazwyczaj”, a nie „zawsze”? Dlatego że, jak wiemy, czasem to życie kończy się w szczególnych okolicznościach, jak na przykład w jakiejś wielkiej katastrofie, że najbliższe otoczenie czasem nawet nie wie o śmierci bliskiej osoby, albo też kończy się ono tak, że nikt już nie ma dostępu do ciała. Najczęściej jednak kończy się, jak wspomniałem, złożeniem ciała do ziemi. Cmentarz to miejsce, gdzie zmarli oczekują zmartwychwstania ciał. Stąd prosty wniosek: na końcu czasów, po zmartwychwstaniu, nie będzie już cmentarzy. Ale tymczasem cmentarze mamy i trzeba to sobie bardziej uświadomić. Ludzie zabiegani za dobrami doczesnymi nie mają czasu myśleć o śmierci, tym bardziej nie mają czasu pójść na cmentarz. Początek listopada jest tym czasem, kiedy wprost nie wypada nie pójść na cmentarz, kiedy wypada wraz z bliskimi brać udział we wspominaniu zmarłych, a może nawet i w modlitwie za nich.
W zwykłą niedzielę ludzie w kościele zachowują się zwyczajnie, wszyscy podobnie, ale są okoliczności, kiedy do kościoła przychodzą ci, których w niedziele nie ma na Mszy świętej. Są to śluby i pogrzeby. Wtedy widać wyraźnie, że wielu uczestników tych uroczystości zupełnie nie umie się zachować. W kościele to albo czują się jak jacyś wypłoszeni, albo znów, gdy zupełnie nie uświadamiają sobie świętości miejsca, nad wyraz rozbawieni. Zachowują się, jakby byli gdzieś na targu albo w salonie rozrywki.
Tak jest w kościele. A jak jest na cmentarzu? Na cmentarzu, gdzie nie ma już księdza, którego obecność czasem trochę krępuje, nic już nie powstrzymuje takich wesołków od niewłaściwego zachowania, nic ich nie krępuje, czują się wolni. I tę swoją wolność muszą ogłaszać światu. Wielka rozmowność, wprost rozbawienie nie krępuje takiego gościa w wyrażaniu się nie zawsze zgodnym z ogólnie przyjętymi zasadami.
Czy do nich kieruję te słowa? Nie! Oni nie będą tego czytać! Kieruję je do tych pobożnych, którym się czasami coś wydaje, ale tak naprawdę to powinni sobie bardziej uświadomić swoje powinności i według nich postępować.
Wyraźne i właściwe zachowanie wierzących powinno w jakimś stopniu ostudzić zapały wspomnianych wesołków. A bywa najczęściej tak, że my, ludzie tzw. porządni, jesteśmy zbyt nowocześni, by zwrócić komuś uwagę. I w ten sposób chamstwo rośnie. Samo z siebie może być tylko gorzej, nigdy lepiej. Chodziłoby też i o to, byśmy my, którym czasem wydaje się, że przychodząc do kościoła Panu Bogu czynimy zaszczyt, nie dali się wciągnąć w tę „cmentarną rozrywkę”. Dla gości, którzy może z daleka przyjechali, chcemy być mili i dlatego wtórujemy im w ich dowcipach nie w porę, nie chcemy przeszkadzać ich zbyt łatwej i płynnej wymowie, nie chcemy ich zrażać. Takie myślenie jednak jest sprzeczne z dawaniem świadectwa swej wiary, dlatego nigdy nie możemy brać udziału w takiej hecy.
Wchodząc na cmentarz, uświadamiamy sobie, że tu jest miejsce święte, na którym setki, a może nawet wiele tysięcy zmarłych czeka na dzień ostateczny. Jest to miejsce ciszy i skupienia, miejsce modlitwy i ofiary. Wchodząc na cmentarz, kończymy rozmowy, skupiamy się, jednoczymy się z naszymi bliskimi, a nawet ze wszystkimi zmarłymi, którzy są wdzięczni za naszą pamięć i miłość. Jeśli trzeba coś powiedzieć, mówimy to głosem ściszonym, nawet jeśli sami jesteśmy na cmentarzu, a tym bardziej potrzeba ciszy, gdy inni jeszcze są w pobliżu.
Potrzeba jest nie tylko tego skupienia na cmentarzu, ale potrzeba też jest pewnego oswojenia się z cmentarzem, abyśmy się nie bali. Pamiętam, że jako kilkunastoletni chłopak przechodziłem wieczorem jakieś sto metrów od cmentarza. Ile ja się wtedy najadłem strachu! Nigdy dotychczas w wieczór nie byłem koło cmentarza, stąd ten wielki strach. Ale takie oswajanie się z cmentarzem nie może polegać na zmuszaniu się do przechodzenia koło niego o każdej porze, polega ono raczej na tej zażyłości z duszami czyśćcowymi, na przyjaźni z nimi. Kiedy dusze czyśćcowe staną się nam przyjaciółmi, a raczej kiedy my staniemy się ich przyjaciółmi, wtedy zniknie strach. „Miłość usuwa lęk” – mówi Pismo św. Uczmy się z tej Księgi życia. Ω