„To piękna i ekscytująca praca”
Z ks. Krystianem Bouchacourtem FSSPX, byłym proboszczem kościoła pw. Św. Mikołaja (St. Nicholas du Chardonnet) w Paryżu, a obecnie przełożonym dystryktu Ameryki Łacińskiej Bractwa św. Piusa X, rozmawia ks. Alan Lorans FSSPX, dyrektor serwisu DICI
Ks. Alan Lorans: Przybył Ksiądz do Argentyny prosto z parafii Św. Mikołaja w Paryżu. Kiedy to było?
Ks. Krystian Bouchacourt: W sierpniu miną trzy lata. Tak, to już trzy lata spędzone na południowej półkuli. (...)
Nasza rozmowa odbywa się w Paryżu, zdążył Ksiądz już jednak objechać całą Francję. Argentyna jest ubogim krajem i musi Ksiądz zabiegać o pomoc francuskich wiernych. W każdą niedzielę odwiedzał Ksiądz inny przeorat?
Tak jest. Jestem we Francji przez nieco ponad trzy tygodnie i odwiedziłem już Nantes, Bordeaux i Brest. Oczywiście najpierw udałem się do kaplicy St. Germaine w Paryżu (...) W następną niedzielę będę w Lyonie, a za dziesięć dni zakończę wizytę we Francji w Wersalu. Odwiedzę łącznie sześć przeoratów.
Z jakim spotyka się Ksiądz przyjęciem ze strony wiernych? Jakiego wsparcia udzielają? Proszę mówić szczerze!
Zawsze zabieram ze sobą slajdy prezentujące dystrykt południowoamerykański i jestem zaskoczony tym, jak bardzo interesuje to tutejszych wiernych, którzy pragną poznać dzieło misyjne naszego zgromadzenia. Przychodzi wielu ludzi, i myślę, że wracają bardzo zbudowani, zobaczywszy naszych współbraci zaangażowanych tak bardzo w ten wspaniały apostolat, który nie zawsze jest łatwy. Abp Lefebvre zwykł był mówić, że na misjach konieczny jest podwójny wysiłek, a rezultaty bywają zwykle o połowę skromniejsze. Nie mylił się. We Francji łowicie ryby siecią, tam natomiast używa się wędki. Jest to jednak piękna i ekscytująca praca.
Czy niekiedy nie ogarnia Księdza zniechęcenie?
Nie, absolutnie nie. Przede wszystkim dlatego, że ludzie są tam bardzo otwarci na wiarę katolicką, pozostali bardzo katoliccy, nawet jeśli zostali dotknięci kryzysem podobnie jak inne części świata. Byłem bardzo poruszony i wdzięczny, widząc zainteresowanie misjami ze strony naszych francuskich wiernych. Oczywiście nie tylko oni nam pomagają...
Argentynę dotknął poważny kryzys ekonomiczny. Czy wydostała się już z niego?
Było to w roku 2001 i kraj już się z nim uporał. Jednak kryzys zdziesiątkował klasę średnią. Bardzo bogaci przetrwali, bardzo ubodzy nadal są ubogimi, jednak klasa średnia zbiedniała. Nasi wierni pochodzą głównie z klasy średniej i niższej. Bardzo często mają liczne rodziny i robią, co w ich mocy, by nam pomóc. Mogą jednak pomóc bardzo niewiele i ledwie – jeśli w ogóle – są w stanie płacić czesne w szkołach.
Jak Ksiądz wie, każdego roku odbywa się we Francji pielgrzymka na Montmartre, przyciągająca tłumy tradycjonalistów z całej Europy i świata. Tegoroczna pielgrzymka poświęcona jest w sposób szczególny misjom. Są tacy, którzy mówią o misjach, i tacy, którzy na misjach pracują. Czy mógłby nam Ksiądz powiedzieć, jak dokładnie wygląda życie na misji? Wspomniał Ksiądz, że Bractwo jest zgromadzeniem misyjnym, założone zostało przez misjonarza, abp. Lefebvre’a. Ponieważ poszedł Ksiądz w jego ślady, czy mógłby nam Ksiądz powiedzieć, czym jest duch misyjny?
Na początek kilka słów o Ameryce Południowej. Kontynent ten jest postrzegany przez wielu jako bardzo katolicki. To prawda, a jednak mało brakuje, by stało się to zupełnym fałszem, ponieważ obecnie występuje tam zajadły atak sekt, szczególnie aktywnych zwłaszcza w Brazylii, ale również w innych krajach. To przygnębiające, ponieważ przyciągają one wielką liczbę ludzi. Sytuacja jest alarmująca: niech mi będzie wolno podać jeden przykład. W Rio de Janeiro znajduje się ogromny (protestancki) kościół, wystarczająco wielki, by pomieścić dziesięć katedr rozmiarów Notre Dame w Paryżu, i gromadzi on tysiące ludzi. W niedziele, podczas niedzielnych nabożeństw – jest pełny. Kto jednak na nie przychodzi? Katolicy. Jeszcze bardziej jednak zdumiewający jest fakt, że później, kiedy opuszczą kościół, idą i dotykają stojącego na ulicy posągu Matki Bożej...
Ci katolicy są w wyniku posoborowych reform całkowicie zagubieni. Duchowieństwo zniosło ich proste nabożeństwa, które były jednak prawdziwie katolickie. Tak, ich wiara jest prosta, nie powinno się nią jednak z tego powodu gardzić, gdyż jest ona głęboka. A jednak odebrano im te pobożne praktyki. W zamian dostali całkowicie jałową liturgię, niekiedy „wzbogaconą” o pogańskie praktyki, których absolutnie się nie domagali. Co się więc dzieje? Porzucają oni Kościół katolicki i przyłączają się do sekt, oferujących im stare nabożeństwa, które oczywiście zostały wypaczone, ale wierni czują, że na nowo je odnaleźli. W ten sposób mormoni sprytnie wykorzystywali swojsko brzmiące melodie hymnów maryjnych, ale z ich własnymi tekstami. I wszyscy śpiewali je na cały głos, nie zdając sobie sprawy z tego, że tracą wiarę. Statystyki opublikowane w tym roku pokazują, że w 1920 r. w całej Ameryce Płd. było pięć milionów niekatolików. Obecnie jest ich 60 milionów.
A teraz odpowiedź na Księdza pytanie. Jaka jest rola FSSPX? Polega ona właśnie na wypełnieniu pustki, ponieważ Kościół soborowy pozostawił pustkę. A natura nie toleruje pustki. Tak więc jeśli Kościół się wycofuje, rozwijają się sekty. Ostatnio poszedłem do restauracji – tak, to się zdarza – właścicielka podeszła do mnie i powiedziała: „Padre, czy mógłby ksiądz pobłogosławić moją restaurację, kiedy skończy ksiądz posiłek?”. I pokazała mi ponakłuwaną szpilkami lalkę, którą ktoś tam zostawił.
Lalka wudu? Uważa Ksiądz, że rzucono na nią urok?
Dokładnie. Oczywiście rolą FSSPX i Tradycji jest kontynuowanie tego, co misjonarze robili tam wcześniej: głoszenie Ewangelii, udzielanie chrztów, opieka duszpasterska i uświęcanie dusz. I zapewniam Księdza, że jest to fascynujące. Przy okazji swego – obchodzonego w Paryżu – jubileuszu kapłańskiego abp Lefebvre mówił nam o wyczuwalnych przeobrażeniach, jakie mają miejsce wszędzie, gdzie odprawiana jest katolicka Msza. Nam, kapłanom Bractwa, ducha misyjnego dodaje nie tylko nasz Założyciel, ale też nasz obecny przełożony generalny. Czuję, że dom generalny pomaga nam w prawdziwie cudowny sposób. Nie może uczynić więcej, ponieważ brak jest kapłanów etc. Jednak dzięki jego wsparciu możemy otwierać nowe kaplice i organizować wspólnoty wiernych.
Jest to praca długa i żmudna, ale stopniowo widzimy rezultaty. Przytoczę tu pewien przykład. Udaliśmy się z wizytą do wspólnoty Indian Guarani na granicy Paragwaju i Brazylii, gdzie od 80 lat nie dotarł żaden kapłan. Zaledwie sześć miesięcy wcześniej udał się tam ksiądz, jednak plemię odprawiło go, ponieważ przybył w świeckim stroju: „Nie chcemy cię, chcemy ludzi w czarnych szatach” – powiedzieli mu. To my, w naszych sutannach, byliśmy ludźmi w czarnych szatach. To było wielkie przeżycie – udać się w miejsce, gdzie przez tak długi czas nie było kapłana. W chacie wodza wioski znajdował się mały posąg Matki Bożej (bez stóp i nosa), który Indianie otaczali czcią. Na cmentarzu stał jezuicki krzyż, podobny nieco do krzyża lotaryńskiego. Skąd wzięli ten krzyż? Od jezuitów, którzy przybyli tam trzysta lat temu. Kiedy nas zobaczyli, otworzyli przed nami drzwi swych domów mówiąc: „To właśnie uczynili nasi praprzodkowie”. I mogę was zapewnić, że ich przyjęcie było entuzjastyczne.
A jezuitów nie ma już w pobliżu?
Nie, i jest to nieszczęście, gdyż stanowili oni awangardę Kościoła. Zdziałali bardzo wiele dobra; obecnie jednak całkowicie zatracili tego ducha.
Mówi Ksiądz o niebezpieczeństwach współczesnej liturgii. Czy jednak znaczącej roli w tej katastrofie nie odegrała również teologia wyzwolenia?
Oczywiście. Wywołała ona zawiść i zazdrość wśród ludzi. Ubodzy zaczęli zazdrościć bogactwa zamożniejszym od siebie, a bogaci, którzy porzucili Kościół, zapomnieli o swych obowiązkach względem ubogich. Jak bardzo słusznie pisał abp Lefebvre w jednym ze swych listów, w przeszłości człowiek ubogi nie czuł takiej zawiści wobec bogactw innych. Miał skrawek ziemi, mógł przeżyć. Jednak teologia wyzwolenia zaraziła ludzi ideą walki klas i dialektyką. To marksizm. Obecnie siła oddziaływania tej ideologii słabnie, ale jej skutki pozostają. Coraz większą popularnością cieszy się natomiast kult rasy: w tym przypadku chodzi o Indian. Przy poparciu niektórych przywódców państwowych, jak Hugon Chavez, odżywają najrozmaitsze kulty pogańskie. Po wyborze na stanowisko prezydenta Peru elekt stanął na szczycie piramidy ubrany w pióropusz i prosił, by słońce pobłogosławiło jego wybór. Ostatnio prezydent Boliwii z pochodnią w ręku błagał o pomoc boga Inków – i wszystko to w kraju, w którym 90% stanowią katolicy!
Niestety, w imię wolności religijnej biskupi nigdy nie zabierają w takich kwestiach głosu. Po Vaticanum II na żądanie Pawła VI wszyscy przywódcy katolickich państw musieli usunąć z konstytucji zapis, że religia katolicka jest oficjalną religią państwową. Mogliśmy więc zobaczyć prezydenta republiki ogłaszającego niechętnie abdykację Kościoła katolickiego w obecności nuncjusza, który przyjmował ją w imieniu Stolicy Apostolskiej. Ta rezygnacja z autorytetu katolickiej prawdy otworzyła drzwi sektom i pogaństwu.
Jednak biskupi zdają się niekiedy odzyskiwać nieco energii – przynajmniej wówczas, gdy chodzi o potępianie naszej działalności. Podam znamienny przykład: obsługujemy malutką kaplicę z 25 wiernymi w Corrientes na północy Argentyny. Wierni, bardzo szczęśliwi z faktu, że będą mogli uczestniczyć w tradycyjnej Pasterce, zamieścili ogłoszenie o niej w lokalnej gazecie. Biskup przeczytał je i następnego dnia opublikował w gazecie półstronicowy artykuł potępiający nas i tych 25 wiernych. I to w czasie, gdy w jego diecezji działa wiele sekt, na temat których nigdy nie powiedział ani słowa! Ludzie się żalą, przychodzą i mówią nam: „Padre...”, ale boją się biskupów, ponieważ biskup ma tam nadal niemały autorytet.
Ma Ksiądz pod opieką ogromny dystrykt. Ile państw obsługujecie?
Obejmuje on obszar liczący blisko 11000 km z północy na południe i 6500 km ze wschodu na zachód. Mamy 33 kapłanów, a w zasadzie 38, jeśli wliczymy w to księży z seminarium. Pracujemy głównie w Argentynie, Chile, Urugwaju, Paragwaju, Brazylii i Dominikanie oraz Kolumbii. Oczywiście nie mamy wystarczającej liczby kapłanów i niektóre kaplice obsługiwane są raz na trzy miesiące, inne raz na miesiąc, a ludzie heroicznie zachowują wiarę bez pomocy wspierającego ich stale kapłana.
Tak więc jeśli jacyś młodzi ludzie chcieliby nam pomóc (...), jeśli chcieliby spędzić sześć miesięcy razem z nami na misjach, mogą wysłać wiadomość emailem pod adresem:
fsspx.sudamerica@fibertel.com.ar
Należy pamiętać, że życie tu wygląda nieco inaczej niż w Europie. Jednak wszyscy ludzie dobrej woli są bardzo mile widziani. Ω
Za serwisem dici.org tłumaczył Tomasz Maszczyk.