To dopiero początek walki…
Po długo oczekiwanym ogłoszeniu motu proprio «Summorum Pontificum» Benedykta XVI dało się słyszeć w tradycyjnych środowiskach westchnienie ulgi. Można też było obserwować niemal powszechną radość, a nawet liczne oznaki upojenia wielkim zwycięstwem.
Dokument Stolicy Apostolskiej dotyczący Mszy Wszechczasów wywoływał spore emocje jeszcze przed ogłoszeniem. Liczne plotki sugerowały nie tylko dezorientację czy strach w obozie modernistów, ale i determinację, z jaką planowano bronić „wiekopomnych osiągnięć” Vaticanum II. Mniej lub bardziej otwarte groźby buntu, kierowane pod adresem papieża nawet przez niektórych biskupów, ostatecznie nie zostały zrealizowane – skończyło się na „twórczym” komentowaniu papieskiego dokumentu przez kolejne episkopaty i próbach wmontowania go w „rzeczywistość Kościoła wyrastającą z ożywczego ducha II Soboru Watykańskiego”. Skutkiem tych działań jest dezorientacja, której ofiarami stali się liczni katolicy. Warto więc odpowiedzieć na najważniejsze pytania związane z papieskim dokumentem.
Dlaczego Summorum Pontificum nas cieszy?
Summorum Pontificum jest długo oczekiwanym przez nas prezentem. Jak to jednak bywa z niektórymi prezentami, nie zaspokaja wszystkich naszych oczekiwań. Co więcej, znajdują się w nim zdania niejasne, a nawet, trzeba to powiedzieć, niefortunne. Dokument ten zawiera jednak sformułowania, które trzeba zapamiętać, bo pojawiły się po raz pierwszy od dłuższego czasu w nauczaniu papieskim.
Motu proprio podkreśla wartość religijną liturgii nie jako przeżycia wspólnotowego, ale wyraźnie jako kultu Bożego, sprawowanego „na cześć i chwałę Jego imienia”. Benedykt XVI we wstępie do dokumentu, omawiając zaangażowanie swoich poprzedników i wspaniałe owoce liturgii Kościoła, używa pojęć niepozostawiających żadnych wątpliwości co do ich katolickiego rozumienia: „forma świętej liturgii”, „Ofiara Mszy”, „Służba Boża”. Zdania papieża zawarte w części dogmatycznej dokumentu opierają się na uświęconej Tradycji Kościoła, a Ojciec Święty wspomina zasadę lex orandi, lex credendi: „Zwyczaje te [Tradycja apostolska] winny być zachowywane nie tylko dla uniknięcia błędów, lecz także w celu przekazywania nienaruszonej wiary, ponieważ norma modlitwy Kościoła odpowiada normie jego wiary”1. Kończąc preambułę swojego dokumentu, papież przechodzi do rysu historycznego, naświetlającego w skrócie dzieje katolickiej liturgii. Wypada w tym miejscu zwrócić uwagę, że kontrowersyjne zdania dotyczące roli II Soboru Watykańskiego w reformowaniu katolickiej liturgii znajdują się w części historycznej preambuły, z dala od rozważań dogmatycznych.
Jednak to, co stanowi najważniejszą treść motu proprio Summorum Pontificum, znajduje się w decyzjach podjętych przez Benedykta XVI. Msza św. trydencka może być prywatnie odprawiana bez ograniczeń przez każdego kapłana diecezjalnego lub zakonnego obrządku łacińskiego na całym świecie (art. 1). W tych Mszach mogą również uczestniczyć wszyscy katolicy, którzy wyrażą taką chęć. Należy zapewnić im całość posługi sakramentalnej i liturgicznej w starym obrzędzie, jeśli taka jest ich wola (art. 4). Msza trydencka nie była nigdy zakazaną formą liturgiczną, nigdy nie została odwołana, jak można było sądzić z wypowiedzi różnych hierarchów kościelnych na przestrzeni ostatnich blisko 40 lat (art. 1). Zostało to potwierdzone przez papieża w dołączonym do motu proprio liście, w którym stwierdza, że Msza trydencka nigdy nie była prawnie unieważniona, a więc faktycznie zawsze była dozwolona.
Motu proprio Benedykta XVI bez wątpienia należy do najważniejszych dokumentów Kościoła czasów posoborowego kryzysu. Jest owocem długoletniej, ofiarnej i twardej walki wszystkich tradycyjnych katolików. Należy jednak podkreślić, że szczególna rola w tej walce przypadła założycielowi Bractwa Św. Piusa X, abp. Marcelowi Lefebvre’owi. Trzeba obiektywnie stwierdzić, że bez jego uporu, konsekwencji i poświęcenia podobny dokument nigdy nie zostałby wydany. Jest to niewątpliwie wypełnienie pierwszego wstępnego warunku rozmów z Rzymem, postawionego przez bpa Bernarda Fellaya. Przełożony generalny Bractwa Św. Piusa X nazwał dzień ogłoszenia Summorum Pontificum „bardzo znaczącym wydarzeniem historycznym w historii Kościoła i historii epoki posoborowej”.
Odczuwamy radość z powodu wydania tego dokumentu ze względu na to, że rehabilituje on katolicką Tradycję, wygnaną po II Soborze Watykańskim na margines życia kościelnego. Jest to sygnał, który odczytujemy jako przyzwolenie na wzmożenie tradycyjnej aktywności w Kościele – w parafiach, wspólnotach religijnych, wśród duchownych i świeckich. Po latach potępiania, wyszydzania, przemilczania i reglamentowania Tradycji przyszedł wreszcie czas na rekonkwistę. Naiwnością byłoby jednak sądzić, że w tej walce można liczyć na spontaniczne i masowe poparcie hierarchii kościelnej czy duchowieństwa.
Dlaczego sytuacja w Kościele nie zmieni się radykalnie?
Wynika to z samej struktury dokumentu oraz listu dołączonego do motu proprio, mającego uspokoić rozkołatane serca modernistycznych purpuratów.
Chociaż papież w Summorum pontificum potwierdził w pełni katolickie rozumienie liturgii, pozbawione modernistycznych odniesień, to jednak w dalszej części swego dokumentu nazywa uwolnioną Mszę trydencką „formą nadzwyczajną”, zrównaną w sensie liturgicznym i dogmatycznym z novus ordo Missae. Opinię tę Ojciec Święty potwierdził w liście do biskupów2, pisząc: „Nie jest właściwe mówienie o tych dwóch edycjach Mszału Rzymskiego jakby to były «dwa ryty». Chodzi raczej o dwie formy (usus) jednego i tego samego rytu”. Trudno podejrzewać Benedykta XVI o nieznajomość okoliczności spreparowania nowego rytu, intencji twórców nowej Mszy, fałszowaniu historii towarzyszącemu wprowadzaniu nowego obrządku (mit o stołach i liturgii versus populum), czy nieznajomość robaczywych owoców rewolucji liturgicznej. Papież, jeszcze jako kardynał, niejednokrotnie o tym pisał. Nie da się zignorować tych faktów. Nie da się ich również przykryć teorią o rozwoju prawdy, ujawniającej się w różnych formach w zależności od okoliczności historycznych. We wspomnianym liście papież Benedykt XVI przyznaje, że nowa Msza dała okazję do niezliczonych nadużyć i deformacji liturgii, stanowiących nb. jedną z przyczyn zezwolenia na powrót do starego rytu. Niestety, dla Benedykta XVI indult generalny ma być lekiem na wypaczenia novus ordo Missae. Można pokusić się wręcz o następującą interpretację listu papieskiego: nowa Msza odcięta od Mszy trydenckiej skłaniała do ekscesów liturgicznych, podczas gdy ta sama nowa Msza, „wyrastająca” z Mszy trydenckiej, będzie nowoczesnym wyrazem tej samej tradycji liturgicznej. „W czasie odprawiania Mszy według Mszału Pawła VI będzie ona mogła bardziej, niż to było dotychczas, ukazać wiernym tę sakralność, która przyciąga wielu do dawnego obrządku” – stwierdza papież. Jest to desperacka próba przeszczepienia sztucznego tworu, odzwierciedlającego niekatolickie poglądy jego twórców, na grunt integralnego nauczania katolickiego. To się z pewnością nie powiedzie.
Jak moderniści interpretują motu proprio?
Od pierwszej chwili moderniści podjęli próbę narzucenia swojej interpretacji papieskiego dokumentu. Ks. Andrzej Koprowski, dyrektor programowy Radia Watykańskiego, skupił całą swoją uwagę na „potwierdzeniu przez Benedykta XVI autorytetu II Soboru Watykańskiego”. Dokument papieski w niczym nie podważa tego autorytetu, a Benedykt XVI kontynuuje wcześniejsze działania Jana Pawła II – podkreślał ks. Koprowski. Dokument jest, jego zdaniem, efektem troski o tych, którzy... nie nadążyli za przemianami liturgicznymi lub zagubili się gdzieś po drodze.
Ta groteskowa logika wypacza sens słów papieskich zawartych w liście dołączonym do motu proprio, w którym Benedykt XVI przyznaje, że modernistyczne rachuby okresu Vaticanum II spaliły na panewce. Zakładano wówczas, że przywiązanie do Tradycji będzie dotyczyć nielicznych maruderów („pojedynczych przypadków”), a tymczasem okazało się, że to przywiązanie dotyczyło znacznie szerszych kręgów. Szybko powstały zorganizowane grupy, stowarzyszenia i bractwa, które uczyniły z Mszy św. Piusa V swój sztandar bojowy. Ponad 35 lat po soborze okazało się, że zarządzona przez abp. Lefebvre’a „operacja przeżycie” odniosła sukces. Benedykt XVI stwierdził to, będąc jeszcze kardynałem (pod wrażeniem działań Bractwa Św. Piusa X), zbudowany funkcjonowaniem tradycyjnych organizacji, seminariów, wspólnot zakonnych odcinających się od modernizmu. W liście dołączonym do motu proprio potwierdza żywotność katolickiej Tradycji: „z czasem jednak okazało się wyraźnie, że również młode osoby odkrywają tę formę liturgiczną, odczuwają jej atrakcyjność i odnajdują w niej szczególnie właściwą dla siebie formę spotkania z tajemnicą Najświętszej Eucharystii”. Moderniści wolą tego wątku nie eksponować, bo musieliby przyznać, że opór względem nowej Mszy krzepnie z biegiem czasu, powiększając szeregi różnych wspólnot tradycyjnych (a przecież powinno ich ubywać!). Musieliby też przyznać, że obrona Mszy trydenckiej prowadzona jest w dużym stopniu przez osoby wychowane podczas trwania „liturgicznego eksperymentu” lat 60. i 70. XX wieku. Z tego powodu w pierwszych komentarzach najchętniej podkreślano pełną lojalność dokumentu wobec Vaticanum II, pomijając inne tematy poruszone przez papieża.
Inna taktyka polega na bagatelizowaniu dokumentu. Nie ma żadnego przełomu, to nie żadna rewolucja w Kościele – tak uspokajał bp Tadeusz Pieronek, dla którego Summorum Pontificium to dokument porządkujący praktykę stosowaną w Kościele. Nie kryjąc negatywnego stosunku do „łaciny”, bp Pieronek podkreślał marginalny charakter tych „nieprzystosowanych”, sprowadzając problem do poziomu estetyki liturgicznej. „Nie widzę tego, żeby mogły powstać parafie z językiem łacińskim – stwierdził bp Pieronek. – Nie jest to żaden istotny dokument papieski, który stanowiłby przełom”. W takim razie skąd taka uwaga polskiego episkopatu, skupiona na tym „nieistotnym dokumencie”, który „nie stanowi przełomu”?
Jak dokument odebrali innowiercy?
W środowiskach żydowskich, a także pośród protestantów nie szczędzono Benedyktowi XVI słów krytyki. Większa część złośliwych komentarzy starała się nadać motu proprio ściśle antyekumeniczny charakter, jak to często bywa, przeinaczając sens dokumentu, a nawet fałszując jego treść.
Znany z antykatolickich poglądów Abraham Foxman, jeden z szefów żydowskiej Ligi Przeciw Zniesławieniu (ADL), stwierdził w wywiadzie dla brytyjskiego tygodnika „The Tablet”, że ADL jest głęboko oburzona, iż 40 lat po odrzuceniu antysemickiego języka liturgicznego Wielkiego Piątku „zezwala się katolikom na używanie obraźliwych słów w modlitwie o nawrócenie żydów”. Dla przytłaczającej większości żydów 7 dzień lipca ani nie zwiastował nowego ideowego Holocaustu, ani nie zmieniał wcześniejszego podejścia do chrześcijan. Natomiast dla Abrahama Foxmana z ADL to „krok wstecz w życiu religijnym katolików” oraz „poważny cios dla stosunków katolicko-żydowskich”. Jednak przytłaczająca większość rabinów potraktowała przejawianą przez żydowskiego finansistę z USA troskę o polityczną poprawność duchowego życia katolików ze zrozumiałą obojętnością.
Podobną troskę o dalsze postępy ekumenizmu wyraził modernista Enzo Bianchi ze wspólnoty ekumenicznej z Bose. „To nie jest droga do pojednania i wspólnoty, ale do zemsty, potępienia innych i odmowy uznania dawnych błędów. (...) Wraz z mszą Piusa V autoryzuje się modlitwy sprzeczne z ekumenicznym nauczaniem Vaticanum II. Co to oznacza dla relacji ekumenicznych?” – pyta retorycznie Bianchi.
Wyznawcy ekumenizmu skomentowali papieski dokument albo się z nim nie zapoznawszy, albo z premedytacją starając się nadać mu, wbrew prawdzie, charakter zgodny z wyznawanymi przez siebie ekumenicznymi „dogmatami”. Jednak motu proprio Summorum Pontificum nie jest dokumentem jednoznacznym. Aby nie narażać się na wściekłe ataki modernistów ani jawny sprzeciw wobec swoich zarządzeń, papież pominął wiele ważkich kwestii, idąc na ustępstwa względem panującego postępowego ekumenicznego mainstreamu. Przygotowano już na przykład konkretne zmiany w liturgii wielkopiątkowej dla „nadzwyczajnej formy liturgicznej”, nie powinno być zatem obaw, że katolicy będą się modlić o nawrócenie kogokolwiek – czy to żydów, heretyków, czy schizmatyków... To przecież jedyny „dogmat” ekumenizmu: konieczność walki przeciwko „dawnym błędom” katolicyzmu, jak wymknęło się Bianchiemu.
Trudno powiedzieć, czy strach ekumenistów spowodowany ogłoszeniem motu proprio jest uzasadniony. Powrót do misyjności, przy jednoczesnym posłaniu na śmietnik historii ekumenicznej pseudoreligii, wydaje się w Kościele posoborowym wydarzeniem bardzo mało prawdopodobnym. Łączenie w niektórych komentarzach (zwłaszcza protestanckich) indultu generalnego z Odpowiedziami na pytania dotyczące niektórych aspektów nauki o Kościele, przypominającymi niektóre elementy tradycyjnego nauczania o Kościele, daje jednak nadzieję, że z Bożą pomocą jeszcze tego doczekamy. Krytyczne stanowisko ekumenistów niecierpiących pojęć takich jak prawda obiektywna, etyka absolutna czy dogmat – a więc nieskalanego, integralnego nauczania katolickiego – może być czytelnym sygnałem ostrzegawczym, dzięki któremu niejeden zdezorientowany katolik powróci do katolickiej Tradycji.
* * *
Pewien zainteresowany „starą liturgią” proboszcz stwierdził bez specjalnego krygowania się, że Msza trydencka stanowi uzupełnienie oferty jego parafii, dającej wiernym różne opcje rozwoju duchowości – od charyzmatyzmu do tradycjonalizmu. Z tego właśnie powodu dzięki motu proprio nauczy się odprawiania Mszy trydenckiej. Prawda ma przecież różne oblicza. Kościół katolicki jawi się w tej wizji jako wielki religijny supermarket, z atrakcyjną ofertą duchową i liturgiczną dla każdego, kto chce siebie nazywać chrześcijaninem. W zależności od temperamentu, charakteru czy duchowości każdy znajdzie coś dla siebie – neokatechumenat, Focolari, ruch oazowy... Dla zainteresowanych ofertę poszerzono o Mszę trydencką i niektóre staromodne sformułowania, dostosowane wszakże do wymogów pluralistycznego światopoglądu post-Vaticanum II. Dla jednych Msza tyłem do ludu i po łacinie, dla innych świeccy szafarze i Komunia na rękę. Obok siebie nowa Msza, ekumenizm, kolegializm i Msza trydencka, deklaracja Dominus Iesus oraz papieskie rozporządzenie Summorum Pontificum.
Tylko gdzie w tym wszystkim jedna, niezmienna prawda Chrystusowa? Nie ma dla niej miejsca w supermarkecie, jest zbyt bezkompromisowa, zbyt autorytarna. Została zastąpiona „duchem Vaticanum II”.
Dla katolików wiernych Tradycji papieski dekret Summorum Pontificum jest początkiem nowej wojny – wojny o pełne przywrócenie Tradycji w Kościele. Pierwszy etap tej walki jest wygrany, teraz jednak przed nami dalsze ciężkie kampanie przeciw modernizmowi, który – choć dokonał taktycznego odwrotu – pola nie ustąpił. Każdy katolik, dla którego uwolnienie Mszy trydenckiej jest tylko etapem w wojnie z modernizmem toczącej się w Kościele od początków XX wieku, jest naszym sprzymierzeńcem. Ω
Przypisy
- ↑Cyt. za: List apostolski motu proprio Benedykta XVI Summorum Pontificum, Zawsze wierni nr 8/2007, s. 6–8.
- ↑Cyt. za: List Jego Świątobliwości Benedykta XVI do biskupów z okazji publikacji listu apostolskiego motu proprio Summorum Pontificum traktujący o celebracji liturgii rzymskiej ustanowionej przed reformą roku 1970, ibid., s. 9–11.