Cele, ideał i owoce Bractwa
Cele Bractwa według Statutów (Rozdz. II)
W Statutach Bractwa czytamy:
- Celem Bractwa jest kapłaństwo i wszystko, co się do niego odnosi, nic więcej niż to, co go dotyczy, tak jak tego chciał nasz Pan Jezus Chrystus, gdy powiedział: „Czyńcie to na moją pamiątkę”.
- Kierować i urzeczywistniać życie kapłana dla tego, co jest istotnie racją jego istnienia: dla Świętej Ofiary Mszy, wraz z tym, co ona oznacza, co z niej wypływa, z tym wszystkim, co ją uzupełnia.
- Członkowie Bractwa będą więc mieć prawdziwe i nieustanne nabożeństwo do Mszy Świętej, dla otaczającej ją liturgii, do wszystkiego, co może uczynić liturgię wyrazem tajemnicy przez nią się dokonującej. Będą się starali przygotować duchowo i materialnie święte Tajemnice. Głęboka znajomość teologiczna Ofiary Mszy Świętej będzie ich zawsze podtrzymywać we wzrastającym przekonaniu, że w tej wzniosłej rzeczywistości wypełnia się całe Objawienie, tajemnica Wiary, że dokonują się tajemnice Wcielenia i Zbawienia, że w niej zawiera się cała skuteczność apostolatu.
- Członkowie nie będący kapłanami, związane z Bractwem zakonnice (...) będą mieć cześć dla miejsc i przedmiotów służących liturgii. Dołożą starań dla podniesienia blasku liturgii przez muzykę, śpiew i wszystko, co zgodnie z prawem może przyczynić się do wzniesienia się dusz ku rzeczywistościom niebiańskim, ku Trójcy Świętej, ku Aniołom i Świętym.
Działalność Bractwa (Rozdz. III)
Działalność Bractwa obejmuje:
- Wszystkie dzieła kształcenia kapłanów i wszystko, co się do tego odnosi, bez względu na to, czy kandydaci pragną zostać członkami Bractwa, czy nie. Będzie dbać się o osiągnięcie głównego celu kształcenia: świętości kapłańskiej równocześnie z odpowiednią wiedzą. Dlatego starannie należy dbać, aby pobożność kierowała się i wypływała z liturgii Mszy Świętej, która jest sercem teologii, duszpasterstwa i życia Kościoła. (...) Zgodnie z tak często odnawianymi przez papieży i sobory pragnieniami i wskazówkami, Suma teologiczna św. Tomasza z Akwinu i jej zasady teologiczne staną się głównym przedmiotem studiów w seminarium; dzięki temu seminarzyści unikną błędów współczesnych, szczególnie liberalizmu i jego następstw.
- Drugim celem Bractwa jest pomoc w uświęcaniu kapłanów, ofiarując im możliwość rekolekcji i dni skupienia. Domy Bractwa mogą stać się siedzibami towarzystw kapłańskich, trzecich zakonów, periodyków i pism służących uświęcaniu kapłanów.
- Bractwo dołoży starań, by wprowadzić w życie wielkość i godność powołań łączących się ze służbą ołtarza i z tym, co się z nią wiąże: uczestnictwem w liturgii, w sakramentach, w nauczaniu katechizmu i ogólnie z tym, co pomaga kapłanowi, jego pracy parafialnej, i seminariom. (...)
- Szkoły, prawdziwie wolne od wszelkich przeszkód uniemożliwiających przekazywanie w pełni chrześcijańskiego wychowania, będą wspomagane i ewentualnie tworzone przez członków Bractwa. To z nich wyjdą powołania i chrześcijańskie rodziny.
- Praca parafialna, głoszenie misji parafialnych, bez ograniczeń co do miejsca, to również dzieło, któremu poświęca się Bractwo. (...)
- Bractwo przyjdzie chętnie z pomocą kapłanom w podeszłym wieku, chorym, a nawet upadłym
Ideał i owoce: katolickie kapłaństwo
Podczas blisko 30 lat swego istnienia Bractwo św. Piusa X musiało walczyć o przetrwanie we wszystkich dziedzinach. Na poziomie materialnym Bractwo, będąc w sposób całkowity zależnym od ofiar, zawdzięcza swój rozwój wspaniałomyślności wielu wiernych zaniepokojonych współczesnym kryzysem i żywotnie zainteresowanych zachowaniem swej wiary i tradycyjnej Mszy św. Na poziomie duchowym Bractwo musiało uniknąć dwóch niebezpieczeństw – pierwszym było zamknięcie oczu na rzeczywistość kryzysu i przyłączenie się do „Kościoła soborowego”, aby zostać jednym z konserwatywnych kierunków w „pluralistycznej religii”. Grupa księży opuściła Bractwo, zwłaszcza po święceniach biskupich w 1988 r; niektórzy z nich później całkowicie porzucili Tradycję i przyłączyli się do modernizmu, większość skupia się w chwili obecnej w ruchu Ecclesia Dei. Drugim niebezpieczeństwem było wyciągnięcie błędnego wniosku z kryzysu w Kościele i przyjęcie „tezy sedewakantystycznej”. Tutaj Bractwo św. Piusa X również utraciło pewnych księży, zwłaszcza w późnych latach 70-tych i wczesnych 80-tych.
Ci, którzy pozostali, toczą codzienną walkę o zachowanie wierności ideałowi kapłańskiemu i niezmiennej doktrynie Kościoła katolickiego. Podążając taką drogą, wielu z tych, którzy walczyli o Tradycję razem z arcybiskupem Lefebvre, oddało już dusze Bogu. Na ich przykładzie można ocenić czy Bractwo jest w stanie przynieść owoce świętości.
1 marca 1983 r. zmarł ks. Ludwik Maria Barrielle, apostoł ćwiczeń duchownych św. Ignacego Loyoli. Był księdzem parafialnym w dużym kościele w Marsylii, po czym wstąpił do Zgromadzenia Współpracowników Chrystusa Króla, założonego przez ks. Vallee w specjalnym celu głoszenia katolickim wiernym ćwiczeń duchownych św. Ignacego. W 1944 r. został Przełożonym Generalnym tego Zgromadzenia. Głosił rekolekcje tysiące razy. W 1973 r. kapituła generalna Zgromadzenia zmieniła pierwotne konstytucje. Ks. Barrielle napisał oficjalny list, w którym stwierdził, że nigdy nie będzie członkiem nowego Zgromadzenia – nie zamierza opuszczać tego Zgromadzenia, w którym złożył swoje śluby zakonne. W tym samym roku został kierownikiem duchowym w seminarium w Ecône, gdzie pomagał całym pokoleniom księży, inspirując ich swoim zapałem i dając im klucz do ćwiczeń duchownych. Jego testament zaczynał się od słów: „Ludovic Marie Barrielle, niewolnik Maryi i Józefa”.
Ks. prałat François Ducaud-Bourget zmarł w Paryżu w czerwcu 1984 r. w wieku 90 lat. Kapelan Kawalerów Maltańskich, znany poeta i pisarz, wierny tradycyjnej Mszy, był odpowiedzialny za oswobodzenie dużego parafialnego kościoła St. Nicolas du Chardonnet. Dnia 27 lutego 1977 r., po bezskutecznej walce o kościół dla tych wszystkich, którzy pragnęli zachować wierność tradycji, msgr Ducaud-Bourget wkroczył do St Nicolas na czele grupki księży i blisko 10 000 wiernych. W ten sposób tradycyjna Msza św. została przywrócona Paryżowi.
Ojciec Edward Guillou był benedyktyńskim mnichem z Solesmes, specjalistą w dziedzinie liturgii, sztuki i literatury, pisarzem. W 1974 r. przybył do Ecône, aby zostać nauczycielem Liturgii Świętej. Wpajał seminarzystom miłość do liturgii rzymskiej w duchu Dom Guérangera, autora Roku Liturgicznego. Człowiek niezłomnych przekonań, zawsze tryskający humorem, zwykł mówić „nigdy nie chowaj swojej flagi do kieszeni”. Zmarł 19 maja 1991 r.
Ks. Henryk La Praz urodził się 1 stycznia 1959 r. w Genewie. Już jako dziecko cierpiał na wiele chorób. W wieku 10 lat w wypadku stracił prawe oko. W 1976 r. doznał pierwszego ataku choroby Hodkina. Wstąpił do seminarium w Ecône w 1980 r. Dwa lata później stwierdzono u niego raka okrężnicy. Przez następnych 10 lat aż do swej śmierci był poddany 130 operacjom, wśród nich 80 pod znieczuleniem ogólnym, a wiele innych przeszedł w ogóle bez żadnego znieczulenia. Po dziewięciu miesiącach pobytu w szpitalu, Henry spędził rok na rekonwalescencji. Powtórnie wstąpił do seminarium we wrześniu 1983 r. i dokończył swoje studia, dając z siebie wszystko, był bowiem zmuszony do częstych wizyt w różnych szpitalach. W roku 1986 otrzymał święcenia kapłańskie. W czerwcu 1988 r. założył czasopismo „Controverses”, a w 1989 r. został mianowany kapelanem Karmelu z Chexbres. W tym samym roku musiał przejść chemioterapię, a od grudnia 1991 r. był stale chory. W 1992 r. stwierdzono u niego raka krwi. Niemalże całą resztę swojego życia spędził w różnych szpitalach, a 20 maja 1993 r. w święto Wniebowstąpienia naszego Pana, zmarł.
Jego życie było jednym nieprzerwanym pasmem cierpień, jego Kalwarią. Jego choroba nie była czymś przypadkowym, była czymś więcej. Opatrzność okazała nam a posteriori, że kapłańskie powołanie ks. Henry’ego mogło być tylko krzyżem, ofiarą. Co więcej, takie było też przekonanie, które towarzyszyło mu w ostatnich tygodniach jego ziemskiego życia. Wiedział, że nie ma dla niego żadnego ratunku, nie znał jednak daty swojego końca, nie wiedział czy Bóg powoła go trochę wcześniej, czy trochę później. Było to dla niego źródłem tym większego doświadczenia, przyczynkiem wielkiej moralnej bitwy, którą musiał toczyć z nieznanym. Jedno wiedział jednak z niezachwianą pewnością, powtarzał to leżąc na swoim szpitalnym łóżku – „moje powołanie jest powołaniem do cierpienia”. Próbując zrozumieć trochę tajemnicę tego kapłana, który jak żertwa oddał się w ręce Boga dla Jego chwały i zbawienia dusz, musimy cofnąć się do dnia jego wstąpienia do seminarium w Ecône w październiku 1980 r. Uderzyło go wtedy powiedzenie św. Marii Magdaleny z Pazzi, nad którym tak wiele się zastanawiał i które miało odzwierciedlać charakter jego późniejszego, kapłańskiego życia: „Pati, non mori – cierpieć, nie umierać”. Nieco ponad rok później, 29 stycznia 1982 r., w święto św. Franciszka Salezego zrobił decydujący krok na długiej drodze ku swojej Kalwarii – został poddany hospitalizacji.
Bóg powołał ks. La Praz do naśladowania Ukrzyżowanego Syna Bożego poprzez ciągłe cierpienie. Jego odpowiedź? Powtarzał ją, leżąc na swym szpitalnym łóżku: „Podpisałem dla Boga pusty czek. Do Niego należy teraz wpisanie na nim sumy, która Go zadowoli – Fiat!”. Miał już nigdy nie odebrać tego daru złożonego z samego siebie. Można nawet powiedzieć, że o każdej porze dnia i nocy ks. Henry wyjmował swoją „książeczkę czekową”, podpisywał swój czek i pozostawiał go Bogu, który wpisywał na nim sumę cierpienia konieczną dla Kościoła, Bractwa i dusz.
Prorok Izajasz powiedział o naszym Panu: „Oblatus est quia Ipse voluit – Ofiarowan jest, bo sam chciał”. To zdanie tłumaczy wszystkie owoce posługi cierpienia ks. La Praz – za dusze, za jego kolegów seminarzystów, za księży; owoce spływające nawet przed wyświęceniem go na kapłana. O. Mateo Crowley, apostoł Najświętszego Serca Jezusowego, powiedział kiedyś, że „apostolstwo cierpienia jest tak doktrynalnie prawdziwe, jak Kalwaria”. Aby zrozumieć, jak bardzo ks. La Praz pragnął takiego apostolstwa, wystarczy zerknąć do zapisków pochodzących z jego 30-dniowych rekolekcji: „Panie, racz przyjąć ten marny dar ze mnie samego, z całej mojej słabości, niedoskonałości i słabej woli. Przyjmij tę ofiarę mojego ciała, dokonującą się przez cierpienie, pogardę, opuszczenie i brak zrozumienia. Uderz tego marnego, małego człowieka, który tak bardzo Cię obraził, ale który odtąd pragnie działać tylko z miłości do Ciebie. Przyjmij dar z mojej krwi, aż do całkowitego wypełnienia ofiary dla zbawienia dusz. Jedno życie, jedna ofiara, jedna miłość. Fiat – Todo – Nada – Deo gratias!”. Zrozumiał, aż do całkowitej wzgardy samego siebie, głęboki sens wezwania naszego Pana; zrozumiał Jego głód dusz, Jego głód miłości ze strony dusz, którym sam ofiarował swoją miłość. „O Panie, pozwoliłeś mi zrozumieć, że istota wszystkich powołań sprowadza się do przyjęcia Twojego Krzyża. W dobrowolnym cierpieniu kryje się największa forma modlitwy w porządku Krzyża i Odkupienia (...) Panie, pragnę tylko Twojej łaski, podtrzymującej mnie w cierpieniu, pragnę całego cierpienia, którym raczysz mnie obdarzyć. Tobie chwała, dla mnie zapomnienie. Deo gratias, fiat”.
Jeśli ks. La Praz był ofiarą zanim został księdzem, to tym bardziej po otrzymaniu świeceń kapłańskich, kiedy to dzięki kapłańskiemu namaszczeniu stał się kapłanem i ofiarą. Prawdą jest, że każdy kapłan ofiaruje siebie razem z naszym Panem na ołtarzu, każdy ksiądz poprzez sprawowanie swych czynności kapłańskich dąży lub powinien dążyć do utożsamienia się z Tym, który jest Kapłanem i Hostią. Jednak ks. La Praz stał się kapłanem do tego stopnia, że, jeśli tak można powiedzieć, został bez reszty ofiarą. Żył niekończącą się Mszą św., do tego stopnia, że można było w nim dostrzec obraz Tego, o którym pisał Izajasz (1, 6): „A planta pedis usque ad verticem capitis non est in eo sanitas – Od stopy nogi do szczytu głowy nie ma w nim części nietkniętej”. Każdy, kto słyszał o ks. La Praz, mógł utożsamiać jego życie z rzeczywistością nieustannego cierpienia. Był tak zatopiony i głęboko przeniknięty Jezusowym głodem dusz, że nigdy nie przestał kierować całej swojej energii nie tylko ku ofiarowaniu swego cierpienia, lecz również ku dziękczynieniu, które składał za nie Bogu, a nawet ku modlitwom o dalsze cierpienie. Nieraz zdarzało się, że cierpiał taki ból, iż jego fizyczna natura skłaniała go do jęku, a nawet głośnego krzyku z powodu tej strasznej męki. Jednak ta pierwsza reakcja szybko zamieniała się w jego zawołanie: „Mój Boże, więcej, dla nawrócenia biednych grzeszników!”.
Wierni, którzy brali udział we Mszach św. odprawianych przez niego po przebytej operacji lub w tych ostatnich Mszach, które był w stanie odprawiać, są świadkami jego niezwykłej siły, której musiał używać nawet podczas powstawania z przyklęknięć. Gdy ktoś ośmielił się zasugerować, aby nie przyklękał albo przynajmniej przyklękał rzadziej, odpowiadał zawsze z lekkim uśmiechem: „Ofiaruję to za wszystkich księży, którzy już wcale nie przyklękają”.
Ponieważ jednak Bóg zwykle doprowadza do ostatecznej granicy ofiarę dusz, które są Mu posłuszne bez granic, ks. La Praz musiał zaprzestać tego, co kochał najbardziej na świecie: odprawiania Mszy św. i odmawiania Brewiarza. Od czasu swojej ostatniej Mszy św., odprawionej 29 września 1992 r., w święto św. Michała Archanioła, nie mógł już więcej celebrować Mszy, a ostatnią, w jakiej był w stanie uczestniczyć, była niedzielna Msza wielkanocna odprawiona rok później w jego szpitalnej sali przez ks. Le Roux (do tej Mszy św. służył brat ks. La Praza, François). Jego szacunek do Brewiarza był tak wielki, że płakał, kiedy nie był już w stanie go odmawiać – prosił wtedy swoich współbraci, aby odmawiali go w ciszy przy jego łożu cierpienia tak, aby mógł przynajmniej jednoczyć się z nimi duchowo.
Pan Bóg wyczerpał do końca to „biedne małe stworzenie”, jak zwykł mówić o sobie samym ks. La Praz, w taki sam sposób, jak płomień trawi świecę. „Panie, oddaję ci moje ciało i moją duszę jeszcze raz i na zawsze. Czyń z nimi co chcesz. Być może będę poddany cierpieniu, którego nie będę rozumiał. Udziel mi wtedy Twojej łaski! Umocnij moją słabą wolę, tak aby moje fiat było zawsze aktualne i skuteczne (...) Niech moje fiat i moją miłość cechuje wierność poprzez łaskę, silna wola, przestrzeganie Twoich planów. (...) O, moje Wszystko, zabierz moją nicość!”. Doczesne szczątki ks. La Praz spoczęły na jego wyraźne życzenie w krypcie seminarium w Ecône, obok szczątków arcybiskupa Lefebvre.
Anna Katarzyna Tangari była duchową córką bł. o. Pio. Zgodnie z kierownictwem duchowym o. Pio, poświęciła swoje życie niesieniu pomocy kapłanom i wiernym katolickim w krajach komunistycznych, dostarczając im wsparcia finansowego, lekarstw, książek i przedmiotów kultu religijnego i w ten sposób pomagając im zachować wiarę. Po piętnastomiesięcznym uwięzieniu w Czechosłowacji pod nadzorem komunistycznego KGB, pojechała do Mariazell złożyć dziękczynienie. Tam spotkała arcybiskupa Lefebvre i nie zawahała się udzielić publicznego poparcia jemu i jego dziełom. Kontynuowała swój apostolat, pomagając kapłanom Bractwa św. Piusa X i to w takim stopniu, że niejeden Przeorat Bractwa zawdzięcza swoje istnienie jej wspaniałomyślności i poświęceniu.
Wielu innych kapłanów, zakonników i wiernych swoim cnotliwym życiem zaświadczyło, że Tradycja jest zawsze żywa i również dzisiaj przynosi te same owoce, co w ubiegłych, dawnych wiekach. Istnienie takich przykładów jest dodatkowym dowodem prawości walki abpa Lefebvre o zachowanie tradycyjnej wiary i restaurację katolickiego kapłaństwa.